Skip to main content

Full text of "Film 1994 08 Nr 08"

See other formats


| SIERPIEŃ 1994 Zycie po życiu naszych gwiazd 


WETA 


Wojciech 

' Mialajkat 
| się nie 
napina 


Indeks: 358061 


Nr8 


Tyrani, 
cisi, 
furiaci 


tagotlmy? 
lick HMolte? 


YABBA- DABBA-Doo dd ta SUMmER! 
KRAK WAG 


EUZABETH PERK:NS ROSE ODONNELL 


KANYE ATARI AT TALAGA AERO TO 

= GONIDNEN oz AO ACz Akce oz KALEISNACwzACN ee TLEN „PYE 
MKIRKELAGNO UA RURKA "rc: 

1 SER BĘ == pAJECNR * „El [EIT AUNYASKŁAGI 


i 


BE ; 


odwrotnie/, gdzie dla bojaźliwych nie ma za bardzo miejsca. Dystrybu- 
tor musi być szybki jak Reeves w *Speed” i widzieć przyszłość jak Bud- 
da, mieć refleks jak każda z *wystrzałowych dziewczyn”, znać wszyst- 
kie sztuczki w każdej grze jak Maverick, mieć poczucie czarnego humo- 
ru jak *gliniarz” Murphy i oczywiście powinien *kochać kłopoty”. 
Prawdą jest, że w takich Stanach Zjednoczonych 40% wszystkich 
wpływów ze sprzedaży kinowych biletów przypada na letnie miesiące. 
Że właśnie w lecie premiera goni tam premierę, a o ich kolejności decy- 
dują całe strategiczne sztaby. Ale reszta filmowego świata, np. Europa, 
zapada raczej w podobny do naszego letni letarg. I coś w tym być musi. 
Tak czy inaczej mamy więc dwa modele wakacji filmowych: amerykań- 
ski i europejski. My jesteśmy tutaj jakby bliżej Europy... Nasi dystrybu- 
torzy wyraźnie stawiają na polską złotą jesień. 
Mimo wszystko jednak nasze filmowe wakacje trudno uznać za stra- 
cone. Na ekrany trafia przecież kilka bardzo interesujących nowości. 
nadarza się też dobra okazja odrobienia zaległości i obejrzenia tego, cze- 
go się jeszcze nie zdążyło zobaczyć. A w końcu, gdy ktoś zaszyty w le- 
śnych ostępach zatęskni nagle i w nieprzemożny sposób za ludźmi, ten 
przedostawszy się przez dzikie knieje do najbliższego kina, może obej- 
rzeć ten czy ów film i dwa, i nawet trzy razy. Nie ma bowiem lepszego 
leku na samotność nad kino. lk. 


w numerze 


M WYDARZENIA 


© Ludzie listy piszą — str. 4 Bomba na kołkach, czyli 


SPEED — str. 18 
© Nowego Batmana zagra 
VAL KILMER - str. 5 


GLINIARZ Z BEVERLY 
HILLS 3 na karuzeli — str. 22 


MAVERICK, największy 
blagier na Dzikim Zacho- 
dzie — str. 26 


p—j 
gg” „ 
= 
k 7 

6 
h 

© 


© BRAD PITT fanem Stone- 
sów — str. 12 


Lato w mieście. Lato na wsi. Plaża w kinach. Premierowa, bo nowo- 
ści filmowych w sierpniu jak na lekarstwo. Nasi dystrybutorzy — z pew- 
nymi wyjątkami — wciąż jakby boją się gorących wakacji. Czy obawiają 
się wyludnionych miejskich ulic, czy boją się dusznych, w większości 
nie klimatyzowanych sal kinowych, czy też siły pewnch nawyków i 
przyzwyczajeń? Trudno powiedzieć. Może boją się wszystkiego tego po 
trochu... Nie znaczy to jednak przecież, ze nasi dystrybutorzy to grupka 
nader bojaźliwa. Co to, to nie. Dystrybucja dzisiaj to sztuka interesu /i 

Niebezpieczne, bo WY- 
STRZAŁOWE DZIEW- 
CZYNY -str. 34 


© Na skróty przez Łagów - 
str. 8 /87/ 


KOCHAM KŁOPOTY. A 
kto nie kocha? — str. 30 


© STONE według TARAN- 
TINO dla dorosłych — 5 


© KEN RUSSELL kręci w 
Polsce — str. 7 


© MICHELLE PFEIFFER 
zagra Evitę Peron — str. 12 


© Być idiotą to nie pudełko 
pralinek — pisze Krzysztof 
Kłopotowski — str. 14 


EE LUDZIE 

© WOJCIECH MALAJKAT 
mówi, że się nie napina — 
str. 41 

© KEANU REEVES to de- 
mon szybkości w życiu i na 
planie — str. 44 

© BERTOLUCCI - nieprzy- 


padkowy podróżnik — str. 
47 


© NICK NOLTE zna wszyst- 
kich — str. 52 


© DOROTA SEGDA wyzna- 
je, że nie jest już drżącym 
kurczątkiem — str. 46 


14 


LX kaj 


4 yn ; 

64 7 
_ i» ESA 

© Piękne, ale nie tak?, czyli 
Angielki w Hollywood — 
str. 54 


© KRZYSZTOF PIECZYŃ- 
SKI z innej planety — str. 
56 


© Dynastia QUINNÓW - 
str. 58 


© JULIETTE LEWIS w por- 
trecie na życzenie — str. 65 


Joanne Whalley-Kilmer 
Fot. DovglaskiKIGWIEJECE 


EEE MAGAZYN 
© MAREK KONDRAT na 
giełdzie — str. 68 


© Na tropie "Szczura”, czyli 
droga przez biznes — str. 70 


© Trzy kolory pustki? — str. 
12 


© Coś po francusku — str. 76 


© Tyrani, cisi, furiaci: wielcy 
reżyserzy na planie — str.80 


© Nie bój się ducha — str. 84 


© Dziennikarz pod presją — 
str. 89 


© Żyjesz tylko pięć razy — 
str. 91 


© Co robią, gdy nie grają: ży- 
cie po życiu — str. 66 


s «z 


e 


LUDZIE LISTY PISZĄ 


KTO? 

Jeśli dobrze zrozumiałam 
sugestię notatki z nru 6, sta- 
wiam "dramatyczne pytanie”, 
kto dziś pisze w "Filmie", bo 
przestałam sama. W domyśle: 
odreagowuję, bo nie zapropo- 
nowali. Przecież zapropono- 
wali /o czym wiecie najlepiej/. 
Więc, pardon, o co chodzi? 
P.S. Pytanie *o co chodzi” nie 
jest "dramatyczne", lecz reto- 
ryczne i nie wymaga odpowie- 
dzi na łamach. Bo jeszcze tro- 
chę, a zrobi się nudno. 

BOŻENA JANICKA 


JESTEM 
OBIEKTYWNA 


1.../ już zdenerwowała mnie 
ta bezsensowna polemika po- 
między *Kinem” a "Filmem". 
Spod kulturalnych acz ironicz- 
nych słów redakcji "Filmu" 
wyziera iąc eufemistycz- 
nie, złość i j ze bezsilność 
na konkretne i rzetelne zarzuty 
przedstawione przez *Kino” 
miesięcznikowi *Film”. Nikt 
nie może zarzucić mi braku 
obiektywizmu, ponieważ od 
dawna czytam również "Film" i 
moje spostrzeżenia są identycz- 


Do nabycia 


KATOWICE 
*Krzyś 
KRAKÓW 


ne do tych przedstawionych w 
artykule /”Kino” 2/94/ *Co się 
stało z prasą filmową? Pstrokas, 
czyli w krainie świętego ryn- 
ku”. *Film" stał się masowym 
czasopismem popularnym i nic 
tego nie zmieni /.../ 
AGATA BIEŃ, 
Przedbórz 


TAK TRZYMAĆ 


Odkryłam Wasze istnienie w 
lutym tego roku i polubiwszy 
Was od pierwszego czytania, 
zaczęłam regularnie kupować 
*Film" i czytać każdy numer od 
deski do des mieszą mnie 
zgryźliwe uwagi na Wasz temat 
ze strony *Kina”. Jednocześnie 
bowiem z lutowym numerem 
*Filmu" kupiłam też *Kino”, 
którego, notabene, byłam przed 
laty stałą czytelniczką i do tej 
pory mam okazały zbiór nume- 
rów z siedemdziesiątych i 


jeste: 
ciekawi, a na ten przynajmniej 
moment to mi całkowicie wy- 
starcza. Kłaniam się więc i z 
życzeniami powodzenia i trzy- 
mania dotychczasowej linii, po- 

zostaję stałą czytelniczką. 
ANNA SIEMIŃSKA, 
Warszawa 


NOWY I 
«Jubiler 

SOSNOW 
"Opal" 

W ARSZAWA 


WROCŁAW 
*Kot w butach” 


Wyłączny przedstawiciel na Polskę 
Firma Yigal Ltd, 

Al. Jerozolimskie 11/19/14 Warszawa 
Tel./fax 621 81 24 


ZA DUŻO 
ZTWARDZIELI” 


Jestem czytelniczką *Fil- 
mu” od lat ponad dwudziestu 
i niestrudzoną, choć leniwą 
kinomanką, /.../ Mam wraże- 
nie, że twórcy mojego, skąd- 
inąd ulubionego pisma, nie 
mogą ostatecznie podjąć de- 
cyzji do kogo je skierować, 
do ludzi myślących czy o 
umysłowościach jedenasto- 
latków, do których, bądź co 
bądź, adresowana jest znako- 
mita większość hollywoodz- 
kiej produkcji./.../ A chociaż 
zdjęcia i ploteczki podnieca- 
ja moją babską wyobraźnię, 
zasadniczo zależy mi na cie- 
kawych artykułach i to raczej 
o filmach ocenianych z róż- 
nych punktów widzenia czy 
o kinie jako zjawisku, niż o 
gwiazdach i ich biografiach. 
Może trudno w to uwierzyć, 
ale są jeszcze ludzie, dla któ- 
rych przyswojenie tekstu 
dłuższego niż dwie strony 
nie jest zadaniem ponad siły 
i ja do tych ludzi należę/.../ 
Co natomiast jest mi trudno 
przyjąć, to pewien klimat 
lansowania, a nawet apoteo- 
zy pewnego określonego ga- 
tunku filmowego. /.../ Naj- 
wyraźniej mam w sobie coś z 
feministki, gdyż wydaje mi 
się, że ostatnio *Film” prze- 
sycony jest fascynacją *moc- 
nym, męskim” kinem, jakiej 
najwyraźniej ulegli jego 
twórcy. Nie mam nic prze- 
ciwko temu stylowi w kinie 
lchoć, w przeciwieństwie do 
redaktorów uważam, że to 
moja prywatna sprawa, a zja- 
wisko, którego kulminacyj- 
nym punktem była premiera 
*Psów 27, również wydaje 
mi się ze wszechmiar intere- 
sujące. Wygląda na to, że 
polskie kino zachłysnęło się 
odkryciem czystej, nie moty- 
wowanej walką o jedynie 
słuszną sprawę przemocy. 
Nasi *chłopcy” wreszcie od- 
kryli, że też potrafią być 
*twardzielami”, a że zrobili 
to późno, najwyraźniej pró- 
bują dowieść swoim amery- 
kańskim kolegom, że są o 
niebo od nich lepsi. Cóż, 
każdy w końcu ma swoje za- 
bawki, a poza tym może jest 
to jakaś faza, po której pol- 
skie kino znormalnieje I ode- 
tchnie po całej tej epoce mar- 
tyrologii i moralnego niepo- 
koju. Lecz patrząc na wrza- 
wę, która wynosi to zjawisko 
do rangi *sprawy narodo- 
wej”, na śmiertelną powagę, 


z jaką traktowane są kolejne 
postromantyczne pozy, zasta- 
nawiam się, czy normalność 
jest w ogóle dla nas. I tym 
bardziej mnie martwi owa 
przesycona urzeczeniem ty- 
mi pozami atmosfera, jaką 
przesiąknięte jest ciągle je- 
szcze obdarzone przeze mnie 
kredytem zaufania pismo. 
ANNA 
GUMUT JERZEWSKA, 
Łódź 


P.S. Czy w zamian za tę 
skromną polemikę mogliby- 
ście dla mojej, niestety, zara- 
żonej Waszym duchem córki, 
zamieścić adresy korespon- 
dencyjne Daniela Day-Lewi- 
sa i Harveya Keitela? 


DALEKIEGO 
ZASIĘGU? 

1../ Jestem fanem Państwa 
pisma od niedawna, uważam 
że jest rewelacyjne, ponieważ 
na jego łamach więcej mają 
do powiedzenia twórcy niż 
krytycy. Sądzę, iż aktualnie 
*Film” jest poza zasięgiem 
konkurencji/.../ 

CZESŁAW TELATYCKI, 

Łódź 


DAJCIE SPOKÓJ 
KIEŚLOWSKIEMU 


1.../ Możecie mnie teraz za- 
pytać, jak wytłumaczyć dużą 
oglądalność filmów Kieślow- 
skiego. To też bardzo proste. 
Ja poszedłem do kina na jego 
filmy, bo wiele się o nich 
mówiło... A ja lubię mieć 
swoje zdanie w rozmowie z 
przyjaciółmi i znajomymi. 
Nie wypowiadam się na te- 
maty, których nie znam. A 
filmy pana Kieślowskiego 
znam... Myślę, że dlatego 
właśnie = by wiedzieć, o 
czym się mówi — pobiegli "do 
kin studenci, licealiści, urzę- 
dnicy. I jeszcze jedno, Pań- 
stwo Dziennikarze. Jeśli re- 
żyser Kieślowski nie chce z 
Wami rozmawiać, nie proście 
go o wywiady, nie piszcie o 
nim, nie zapraszajcie go do 
studia TV. Może w ten spo- 
sób szybciej zapomnimy o 
*bólu”, jaki nam sprawił za- 
powiedzią wycofania się z 
zawodu. Dajcie mu święty 
spokój! Życzymy mu szczę- 
ścia na nowej drodze ż; i 
idźmy do kina na jakiś na- 
prawdę ciekawy film. 
ARTUR SZCZUKIEWICZ, 

Kielce 


WYDARZENIA 
STONE i TARANTINO 


(CHWILOWO) W KROPCE 


Ukończono już zdjęcia do nowego 
filmu Olivera Stone'a według scenariu- 
sza Quentina Tarantino — "Natural Born 
Killers”, Jest to znowu pastiszowa, peł- 
na przemocy i specyficznego humoru 
opowieść kryminalno-więzienna, w któ- 
rej pobrzmiewają echa klasycznych *fil- 
mów drogi”, takich jak "Bonnie i Cly- 
de”. Nieliczni krytycy, którzy widzieli 
już film, są pełni zachwytu, wychwala- 
jąc film Stone'a jeszcze bardziej niż 
*Pulp Fiction”. Entuzjazmu nie przeja- 
wił jednak Richard Heffner, przewodni- 
czący instytucji ustalającej bariery wie- 
kowe dla oglądania filmów. Film dostał 


kategorię "R”, co znacznie może ogra- 
niczyć jego dystrybucję. Heffner stał na 
czele Classification and Rating Admini- 
stration ponad 20 lat. Teraz zamierza 
poświęcić się pisaniu książek, pracy 
wykładowcy na uniwersytecie oglą- 
daniu filmów. 7o będzie oglą- 
dać i nie martwić się o klasyfikację da- 
nego filmu — mówi rozmarzony. Nato- 
miast Stone będzie musiał zapewne zde- 
cydować się na złagodzenie drastyczno- 
ści, jeśli chce się dostać do większości 
premierowych kin i uzyskać kategorię 
*dozwolony od lat 17”. 


BATMAN MŁODNIEJE 


Val Kilmer 
Fot. Michael Grec 


Michael Keaton nie zagra Batmana. 
Zastąpi go Val Kilmer. Ta informacja 
zelektryzowała wszystkich. Dosłow- 
nie na kilka tygodni przed rozpoczę- 
ciem zdjęć do trzeciej części przygód 
Batmana, Michael Keaton zrezygno- 
wał z roli. Jako powód swojej decyzji 
wyraził troskę o swój artystyczny roz- 


wój. *Chcę grać różne role 
w filmach różnych gatun- 
ków” powiedział. Nieofi- 
cjalnie mówi się, że zadecy- 
dowały względy finansowe. 
Keaton miał zażądać za Bat- 
mana 10 milionów dolarów 
i procent od przyszłych zy- 
sków. *Warner Bros.” uzna- 
ło to żądanie za zbyt wygó- 
rowane. Keaton więc zrezy- 
gnował, a jego miejsce zaj- 
mie Val Kilmer, który zgo- 
dził się zagrać nie tylko w 
*Batman Forever” Joela 
Schumachera, ale także w 
każdym następnym filmie 
cyklu, jeżeli taki powstanie. 
Zmiana na stanowisku Bat- 
mana pociągnęła za sobą 
zmianę odtwórczyni głów- 
nej roli kobiecej. Przewidy- 
wana do niej Rene Russo 
jest starsza od Kilmera. Producenci 
gwałtownie szukają młodszej aktorki. 
Tymczasem machina produkcyjna już 
jest w ruchu. Dekoracje przygotowa- 
ne, trwają ostatnie przeróbki kostiu- 
mów /Kilmer jest nieco wyższy i tęż- 
szy od Keatona/. Początek zdjęć 21 
września w Nowym Jorku. 


"Natural Born Killers": 


Juliette Lewis 
Ji Woody Harrelson 


Jedna z najpoważniejszych brytyjskich 
firm produkcyjnych *HandMade'" mająca na 
swoim koncie 23 wyprodukowane 
/m.in. *Mona Lisa”, *Ż 
Corners”, "Bandyci czasu” i *Withnail and 
I”/ zmieniła właściciela. Główne udziały w 
firmie miał exBeatles, George Harrison. 
*HandMade" została s na za 8,5 milio- 
na dolarów, padła ofiarą kryzysu w brytyj- 
skim przemyśle filmowym i dominacji Ame- 
rykanów. Choć ostatnio film "Uciekające za- 
konnice” /1990/ był międzynarodowym hi- 
tem, nie uratowało to firmy, która zbyt wiele 
zainwestowała w ambitne projekty. 

Nabywcą "HandMade" jest kanadyjska 
firma "Paragon", powiązana z kapitałem 
amerykańskim. Prezes "Paragonu" oświad- 
czył, że ma też poparcie kilku poważnych 
banków i wkrótce wznowi działalność pro- 
dukcyjną i dystrybucyjną, która po 1990 ro- 
ku była praktycznie zamrożona. Obiecuje, że 
postara się połączyć tradycje szanowanej za 
jakość produkcji firmy z "bardziej ekspan- 
sywnymi działaniami”. Pierwsze przedsię- 
wzięcie — to wbrew tradycjom *HandMade" 
— telewizyjny miniserial kanadyjsko-euro- 
pejski. Planowane są też koprodukcje z 
Francją. Pesymiści twierdzą, że *HandMa- 
de” z firmy o niepowtarzalnym stylu prze- 
kształci się w jeszcze jednego producenta 
*telewizyjnej sieczki”. 


KINO 

PRZEZ 

OKNO 
SAMOCHODU 


W Warszawie można 
już oglądać filmy bez wy- 
siadania z samochodu. 
Pierwsze samochodowe 
kino powstało na terenie 
giełdy na Żeraniu przy ul. 
Płochocińskiej. Dysponuje 
scami parkingo- 
wymi, wyposażone jest w 
ekran o podstawie 15 me- 
trów i nadajnik radiowy 
który pozwala na odbiór 
dźwięku przez samocho- 
dowe radio. Kino zaina- 
ugurowało działalność 
przeglądem 19 filmów. 5 z 
nich pokazanych będzie 
na przedpremierowych 
projekcjach Widzowie 
obejrzeli j Cztery we- 
sela i pogrzeb” oraz *Ko- 
Czekają ich 
y "Maveric- 

„ "Speedu” i "Gliniarza 
z Beverly Hills 3”. Cena 
biletu wynosi 35 tysięcy 
od osoby, wjazd jest bez- 
płatny. Pomysłodawcami i 
organizatorami kina są 
Przedsiębiorstwo Trans- 
portowe Żerań i spółka 
cywilna Adyton. 


DZIEWIĘCIU 
GNIEWNYCH LUDZI 
6 - wybitny 

- b. dobry 

- dobry 
3 - przeciętny 

- słaby 

- zły 
Trzy kolory: Czerwony 


| =] Elżbieta Ciapara 


Po wielu latach spędzonych poza Polską Jerzy Ant 
czak /”Noce i dnie”, *Hrabina Cosel” i wiele znakomi: 
tych przedstawień teatru TV/ reżyseruje dla TVP *Da- 
mę Kameliową”. Tytułową rolę gra aktorka Starego 
Teatru Anna Radwan, w postać Armanda wcielił się 
Jan Frycz. Prudencją jest Anna Dymna, Julią Stanisła- 
wa Celińska, rolę ojca Armanda gra Jerzy Kamas. 
Zdjęcia zaczęły się w Krakowie w Teatrze im. Słowac- 
kiego, którego architektura wzorowana była, jak wia- 
domo, na gmachu Opery Paryskiej. Autorem zdjęć jest 
Tomasz Dobrowolski, a scenografii Andrzej Przedwor- 
ski. *Damę Kameliową” na zlecenie TVP realizuje 
Scorpion. 


<Pekosiński” 
w Karlovych 


Nagroda 
dla 
Ridana 


Jury II Międzynarodo- 
wego Festiwalu *Art Film 
94" w Trenciańskich Te- 
plicach na Słowacji, przy- 
znało nagrodę za twórczą 
indywidualność Jerzemu 


Varach 


"Przypadek Pekosiń- 
skiego” Grzegorza Króli- 
kiewicza otrzymał jedną z 
nagród specjalnych na 29 
Międzynarodowym Festi- 


walu Filmowym w Karlo- 
vych Varach. Drugą zdobył 
czesko-francuski film Jana 
cja Fau- 
sta”, Grand Prix festiwalu 
jury pod przewodnictwem 
Branko Lustiga przyznało 
hiszpańskiemu filmowi 
*Mój rodzony brat” Maria- 
no Barrosy. W konkursie 
uczestniczyło 19 filmów. 


ia Oleksiewicz 


Andrzej Kołodyński 
Jan Olszewski 


Jerzy Płażewski 


|| "Tomasz Jopkiewicz 


Śmierć sa kromka chleba E 


Tombstone 


Angie 


Naga Broń 33 1/3 
Uwolnić orkę 

Tala i małolata 

Na zabójczej ziemi 


ZEE) 
(BH BE M 
3[4]_| 
NENMOBEEM 


Świat Wayne'a 2 


| B 


PB 
m 


Ridanowi, autorowi filmu 
Rychlik — kompo- 
„ Podobną nagrodę 
nał Peter Greena 
*M jak męż 
„ muzyka i Moz 


zn . 
Główną nagrodę "Złoty 


Klucz” zdobył brytyjski 
reżyser Tom Cairns za 
*Alistar Fish”. 


TELEWIZJA NA RYNKU 


ierpnia odbędą się w Sopocie Targi Pro- 
lawców Telewiz ch. D - 
gach zaproszono 800 firm krajow: 
produkcją, dystrybuć 
dokumentalnych, animowanych 
jnych i videoclipów. Zainteresowanie imprezą 
potwierdziła już TVP SA, ośrodki region; 
pokazy przyszło 
montażu IDA oraz „EW wys 


W dniach 20-. 
ducentów i Nat 


mujących 
fabularnych, 
mów telew 


czas Targów odbędą 


Podteatralna «Maska? 


Tadeusza Huka 
Coraz więcej krakowskich aktorów wkracza w świat 
biznesu. Jan Nowicki ma firmę *Szu”, szyjącą eleganckie 
ubrania, Tadeusz Huk od niedawna zaś własną kawiarnię 
o nazwie *Maska” istniejącą w podziemiach muzealnej 
części Starego Teatru. O powstającej tam kawiarni mó- 
wiono w Krakowie z zainteresowaniem od dawna. Uro- 
czystość otwarcia była więc wydarzeniem towarzyskim, 
w którym uczestniczyli przedstawiciele śmietanki arty- 
stycznej i kulturalnej aktorzy i reżyserzy zwią- 
zani nie tylko ze Starym Teatrem /m.in. Anna Dymna, 
Krzysztof Orzechowski, Jan Nowicki, Marta Meszaros, 
Krzysztof Litwin, Tadeusz Kwinta, Krzysztof Jasiński i 
Beata Rybotycka, Andrzej Sikorowski, Piotr Ferster/. Za- 
chwyt gości wzbudził piękny wystrój wnętrza kawiarni. 
Nie tylko jednak z tego powodu *Maska" cieszy się du- 
żym wzięciem. Tadeusza Huka wspiera bowiem wspól- 
nik, którym jest doświadczony krakowski restaurator, 
Krzysztof Janarek. *Maska” jest już drugą obok *Cafe 
Molier” kawiamią aktorską w Krakowie. 
Tekst i zdj. WIESŁAW ADAMIK 


W Sopocie pod patrona- 
tem Rady Europy, Unesco, 
Komitetu Organizacyjnego 
Państw Nadbałtyckich Ars 
Baltica oraz prezydium mia- 
sta Sopotu odbył się "II Mię- 
dzynarodowy Plener Filmo- 


nadawaniem filmów 
iali, progra- 


i Polsat. Pod- 
wego systemu 
HD- 


nego | w Polsce. Swój ud 5 rzędu 
TVP — Wiesław Walend: Polsatu, Zygmunt 
Solarz, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewi- 
zji, Ryszard Bender oraz przewodniczący Stowarzyszenia 
Niezależnych Producentów Telewizyjnych, Jan Dworak. 


«Mięso” cenione Poprawiamy się 
*Mięso" Piotra Szulki. _ Autorką zdjęcia 

na stało się festiwalowym Ewy Kasprzyk 

przebojem. Po sukcesie zamieszczonego 


w Krakowie i laurach na 
innych ważnych między- 
narodowych imprezach, 
otrzymało dwie nagrody: 
główną w kategorii fil- 
mów eksperymentalnych 
oraz przyznaną przez 
dziennikarzy na Festiwa- 
lu Filmów Telewizyjnych 
w Keszthely. W konkur- 
sie pokazano 71 filmów z 
14 krajów. 


w poprzednim numerze 
jest Małgorzata 
Baranowska-Fogiel, 

a w reportażu z Cannes 
na jednym ze zdjęć 
Bruce'owi Willisowi 
towarzyszą wprawdzie 
polskie dziewczyny, 
ale nie miały one 

nic wspólnego 

z Filmem Polskim. 


wy dla Młodych Twórców — 
Sopot 1994 *W imprezie 
zorganizowanej przez firmę 
Afanasjeff Movie Art Pro- 
ductions, uczestniczyły eki- 
py z nowojorskiego Colum- 
bia University, monachij- 
skiej Hochschule fiir Fernse- 
hen und Film, Dramatiska 
Institut ze Sztokholmu, Aka- 
demii Muzycznej z Wilna, 


PWSTFiTV. Obowiązko- 
wym zadaniem studentów 
było nakręcenie jednominu- 
towego filmu o problemach 
ekologicznych Morza Bał- 


tyckiego. Chętni mogli na- 
kręcić także fabularny albo 
dokumentalny film o samym 
plenerze. O zdobywcy na- 
grody prezydenta miasta So- 
potu dla najlepszego filmu 
Pleneru poinformujemy w 
następnym numerze. 


CO GRYZIE KINO? 


Ten cokolwiek przewrotny tytuł nawiązuje nie 
tylko do historii Gilberta Grape'a, która znalazła się 
dzisiaj na dziewiątej pozycji, ale i do największej 
średniej wpływów na I kopię. To także wyraz 
pewnego niepokoju, który mnie trapi. W czerwcu 
przeżyliśmy bowiem kolejny chudy okres. I nic 
dziwnego, powiecie, przecież pogoda była 
wyśmienita, a piłkarskie mistrzostwa świata, które 
zdarzają się tylko raz na 4 lata, szalenie zajmujące. 
Zgoda, ale to nie tłumaczy wszystkiego. Na urlopy 
wyjeżdżamy coraz rzadziej, a frekwencja przed 
telewizorami też jakby mniejsza, odkąd nasi 
futboliści zostają w kraju. A więc może by jednak do 
kina? Tylko na co? Z wyjątkiem *Nagiej broni 33 
1/3” /szóste otwarcie roku/ brak w ostatnim okresie 
atrakcyjnych propozycji dla szerokiej publiczności. 
Dystrybutorzy boją się ryzykować jakby niepomni 
ubiegłorocznych sukcesów *Bodyguarda”, 
_Niemorelnej propozycji” czy *Bez przebaczenia”, a 
kilometrowych kolejek na "Szczęki" czy 
jcie smoka” w minionym okresie. 

Czy naprawdę istnieją powody do narzekania? 
Przecież przy każdej okazji podkreślam, że jest coraz 
lepiej. To prawda. Polacy uwielbiają bowiem film 
Coraz częściej nie wystarcza im kaseta odtwarzana 
na ekranie domowego pudełka. Dlaczego więc wi 
tak rzadko wychodzą do kina? To temat na obszerną 
rozprawę socjologiczną. Chciałbym jednak zwrócić 
uwagę na wyniki sondażu CBOS-u na temat sposobu 
spędzania weekendu przez mieszkańców naszego 
kraju. Tylko 4% badanych zadeklarowało że chodzi 
do kina lub teatru /zakładam, że teatr przegrywa tu z 
kinem zdecydowanie/. Natomiast aż 31% 
stwierdziło, że chcieliby w ten sposób spędzać wolny 
czas. Osiem razy więcej osób pragnęłoby chodzić do 
kina!!! Dlaczego więc nie chodzą? Nie mają czasu? 


RUSSELL NAKRĘCI 
W POLSCE FILM 


W lipcu spędził 


Pieniędzy? To prawdopodobnie główne przyczyny 
139% respondentów pracuje w domu, a tylko 8% 
chce to robić/. 

Ale to nie tłumaczy wszystkiego. Niedawno 
wróciłem z Brukseli, gdzie odwiedziłem m.in. 
*Kinepolis”, największe kino na świecie /27 sal!/. 
Było to w okresie największych upałów i mistrzostw 
świata w piłce nożnej /Belgowie grali w finałach/. 
Mimo to kina nie cierpiały na brak widzów. Ale 
dystrybutorzy nie zrobili sobie wakacji — już na 22 
lipca zapowiedziano premierę "The Flintstone 
Wielosalowe kina oferują natomiast możliwość 
nadrobienia zaległości nawet sprzed kilku miesięcy 
w doskonałych warunkach: naprawdę duży ekran, 


strategii położone na przedm ach milionowej 
zaledwie Brukseli *Kinepolis" odwiedziło w 
ubiegłym roku 3.300.000 widzów. A przecież w 
centrum miasta znajdują się inne multiplexy 
zapewniające jeszcze wyższy standard. 

U nas w okresie dołka repertuarowego, skazani 
jesteśmy na niewielką liczbę średnio atrakcyjnych 
nowości. baza kinowa nie pozwala na 
. W tej sytuacji dystrybutorzy nie chcą 
. A przecież frekwencja w kinach rośnie. 
zdecydowanie, a znudzeni video Polacy chcieliby 
oglądać filmy na dużym ekranie osiem razy częściej. 
Można na tym zrobić duży interes. Amerykanie 
chyba to już zrozumieli. Czy zdążymy wskoczyć do 


doskonały dźwięk i wygodne fotele. Dzięki takiej tego pociągu? ak. 

Dystrybutor [Wpływy Średnia Widzowie | Liczba |Wplywy Widzowie | Liczby 

|wyszł na | kopię kopii |od premiery od premiery |tyg. na 

Tytuł ekranie 
1. Naga broń 33 1/3 Irl 3,629,379 151,224 | 92,454 | 24 3,629,379 92,454 2 
2. Na zabójczej ziemi Warner Bros | 1,783,860. 84,964 | 46,336 | 21 1,783,860 46,336 | 4 
3. Uwolnić orkę Warner Bros |1,579,430. 68,671 | 53,988 | 23 3,384,045 | 111,78 6 
4. Lista Schindlera Irl 1,567,710 130,643 | 39,119 | 12 34,565,936 | 778,989 [18 
5. Trzy kolory: Czerwony | MAF 1,463,245 97,550 | 37,758 | 15 3,743,455 95314 | 6 
6. Mr. Jones Syrena 1,362,595 85,162 | 34,178 | 16 1.362,595 34,178 4 
1. Psy 2 Syrena 1,200,421 38,723 | 32315 |31 25,841,815 |632,588 |13 
8. Filadelfia Syrena 1,037,575 69,172 | 29,268 | 15 1,162,160 | 184234 |10. 
9. Co gryzie Gilberta Grape” | Arwision 1,015,905 169,318 | 24,449 6 1,015,905 24,449 | 4 
10. Panna z mokrą głową MAF 922,540 16,878 | 32,582 | 12 5,879,170 | 198,464 [11 
11. Zakonnica w przebraniu 2 | Syrena 550,141 22,006 |25 2,713]350. 13,927 r 
12. Raport Pelikana Warner Bros. 545,680. 19,489 | 15,962 | 28 4,017,850 | 101,500 8 
13. Ucieczka gangstera Vision 540,335 36,022 | 14454 | 15 1,563,335 39,454 6 
14. Tombstone Imperial. 470,493 47,049 | 11,383 | 10 470.493 11,383 4 

15. Robin Hood: 
Faceci w rajtuzach Syrena 452,515 18,101 | 18,282 | 25 15,856,401 | 51 28 
Polacy Konkurs: Poznański czerwiec 1956 


w Hamburgu 


W dniach 30 czerwca — 3 
lipca odbył się w Hamburgu 


kilka przegląd filmów polsk 


ANALIZY ARCYDZ 


dni w Polsce wybitny re- 
żyser angielski - Ken 
Russell. Jego pobyt zwią- 
zany był z projektem no- 
wego filmu, który zamie- 
rza nakręcić w naszym 
kraju. Scenariusz nosi ro- 
boczy tytuł *Estrus” i po- 
wstał na podstawie opo- 
wiadania Gene'a Gutow- 
skiego, który jest produ- 
centem filmu. Zdjęcia 
kręcone będą w Walewi- 
cach i Janowie Podla- 
skim. Ich rozpoczęcie 
planowane jest na koniec 
sierpnia. 


ZŁOTA SERIA 


FILMU FABULARNEGO 


zegorza KRÓLIKI 

lat pracy pedagogi 

ale Reżyserii PWSFTviT 
i kinematogra 


organizowany przez Film 
Konsulat RP w tym 
i Z Kinos ze 
iej. Pokaza- 
cia Wodnika” 
Jana Jakuba Kolskiego, 
*Odjazd” i *Porę na czarow- 
nice” Piotra Łazarkiewicza, 
*Psy” Władysława Pasikow- 


go. Imprezie towarzyszyła 
wystawa polskiego plakatu 
filmowego i promocja pol- 
skich wydawnictw filmo- 
wych. Publiczność składają- 
ca się głównie z miejscowej 
Polonii i raczej przypadko- 
wych widzów niemieckich 
szczególnie ciepło przyjęła 
film Kolskiego. Po niektó- 
rych projekcjach odbywały 
się zaimprowizowane dys- 
kusje z zaproszonymi twór- 
cami: Piotrem Lenarem, au- 
torem zdjęć do "Jańcia", 
Piotrem Łazarkiewiczem i 
jego operatorem z *Pory na 
czarownice” Arturem Rein- 
hardtem. Zainteresowanie 
imprezą było, niestety, dość 
mizerne, ale nic dziwnego, 
skoro zorganizowano ją w 
czas gorącej kanikuły. 


M.W. 


Fundacja Poznań 1956 ogłasza konkurs na film o wy- 
darzeniach czerwca 1956 roku w Poznaniu. Pytanie kon- 
kursowe brzmi: "Jak wyobraża 
h niach czerwca 1956 roku w Poznaniu. Nadesłana praca 
nie powinna przekraczać jednej strony maszynopisu. 
najlepszych wybierze jury w składzi 
Aziukiewicz, Piotr Barełkowski, Andrzej Górny i prze- 
wodniczący — Andrzej Wajda, który objął też patronat 
nad konkursem. Zwycięzca otrzyma 5 milionów zł, a pię- 
ciu zdobywców wyróżnień po 2 miliony. Udział w kon- 
kursie może wziąć każdy, kto do 15 sierpnia prześle swo- 
ją pracę pod adresem TFP, Al. Niepodległości 35, 61-714 
Poznań. s 


obie film o wydarze- 


; Marcin 


Wszystko na sprzedaż? 


Wajda, Kieślowski, Bugajski, Piwowarski, Piwowski, 
Pasikowski Machulski, Hoffman. Ich filmy są najchętniej 
kupowane przez zagranicznych dystrybutorów 


Mówi Adam Laskowski, 
dyrektor Filmu Polskiego 


— Film Polski w świadomości ludzi z 
branży to instytucja już niemłoda... 

— Film Polski — Instytucja Filmowa istnieje 
zaledwie od czerwca 1993 roku, powstał w 
miejsce Filmu Polskiego, Spółki z 0.0., która 
jest w likwidacji. Ja w Filmie Polskim pracu- 
ję od listopada 1992 roku. 

— Czym, poza nazwą, różnią się te dwie 
instytucje - poprzednia i obecna? 

— W poprzednim systemie produkcja i roz- 
powszechnianie filmów było ściśle związane z 
decyzjami polityczno-administracyjnymi. Te- 
raz trzeba wpływać na decyzje niezależnych 
inwestorów, usługodawców, koproducentów, 
wreszcie widzów, a więc szukać szans na dal- 
szą produkcję. Zakres działania Instytucji Fil- 
mowej zwiększył się przede wszystkim o pro- 
mocję możliwości usługowych polskiej kine- 
matografii. 

Wypełniamy też tradycyjne zadania, czyli 
zajmujemy się eksportem polskich filmów za 
granicę i popieraniem niekomercyjnych dzia- 
łań polskiej kinematografii za granicą. Mam na 
myśli udział w festiwalach czy przeglądach 
polskich filmów. 

- Jak ta promocja wygląda? 

— Istotną jej część stanowi rzetelna i uaktu- 
alniana informacja. W tym celu przygotowali- 
śmy drugie wydanie *Film Production Guide”, 
Są tu materiały informacyjne na najważniejsze 
festiwale, takie jak w Cannes, Wenecji, Berli- 
nie. Zamieszczamy reklamy i informacje w fa- 
chowych pismach zagranicznych, inicjujemy 
produkcyjne i promocyjne kontakty między- 
narodowe. Przygotowaliśmy — przede wszyst- 
kim z myślą o inwestorach amerykańskich — 
kasetę video ukazującą możliwości kinemato- 
grafii polskiej, zachęcającą do wykorzystania 
naszej bazy, Na kasecie nagrane są fragmenty 
wywiadu udzielonego przez Stevena Spielber- 
ga, w którym reżyser "Listy Schindlera” pozy- 
tywnie ocenia polskich filmowców. 

Razem z muzycznymi firmami — warszaw- 
ską Sound-Pol z siedzibą w Warszawie i lon- 
dyńską Olympią — wydaliśmy cztery płyty 
kompaktowe z polską muzyką filmową, skom- 
ponowaną przez Wojciecha Kilara, Andrzeja 
Korzyńskiego, Waldemara Kazaneckiego oraz 
Tadeusza Bairda. Na druk czeka książka *An- 
drzej Wajda — filmy” zawierająca komentarze 
reżysera, z fotografiami i rysunkami oraz re- 
cenzje i krytyki w kilku wersjach językowych. 

- Wygląda na to, że szczególnym 
przedmiotem zainteresowań promocyjnych 
Filmu Polskiego są Stany Zjednoczone. 

Rynek amerykański jest trudno dostępny dla 
polskich filmów, natomiast — jak wykazują do- 
świadczenia ostatnich lat — polska kinemato- 
grafia może być z powodzeniem brana pod 
uwagę jako usługodawca. Warunkiem podsta- 
wowym jest współpraca z wyspecjalizowaną 


8 


agencją działającą w USA. Podczas najwięk- 
szych targów świata — American Film Market 
nawiązaliśmy kontakt, a następnie podpisali- 
śmy kontrakt z Denis Dawidson Associates, 
dużą agencją specjalizującą się w public rela- 
tions, firma ta organizowała promocję m.in. ta- 
kich filmów, jak *Malcolm X” i *Nagi in- 
stynkt”. Jej przedstawiciele gościli w Polsce 
latem 1993 roku. Jesienią tego samego roku 
przyjechała do Polski grupa producentów z 
Hollywood. W październiku 1993 roku otwo- 
rzyliśmy Biuro Filmu Polskiego w Los Ange- 
les. W lutym 1994 roku mieliśmy kolejną wi- 
zytę producenta amerykańskiego, który zamie- 
rza kręcić filmy w Polsce. Sukces *Listy 
Schindlera” zrealizowanej w Krakowie zao- 
wocował setkami informacji o Polsce, jej kine- 
matografii, o samym Krakowie. 

- Film Polski to instytucja państwowa. 
Czy promując polskie kino, ograniczacie się 
do jego sektora państwowego? 

— Nie. Reprezentujemy całość polskiej kine- 
matografii, dlatego oba sektory są równou- 
prawnione. Popieramy zresztą nie tylko filmy 
*rdzennie polskie”, ale także koprodukcje. 
Współpracujemy w zakresie promocji z tele- 
wizją państwową, a niektóre zamierzenia bę- 
dziemy realizować wspólnie. 

- A jak wygląda wasza obecna polityka 
festiwalowa. Na ilu z nich Film Polski jest 
obecny? 

— W ubiegłym roku byliśmy obecni na 132 
imprezach. Były to przeglądy filmowe, dni fil- 
mu polskiego, festiwale. W tym najbardziej 
prestiżowe; w Cannes, Berlinie, Wenecji, San 
Sebastian. Na ważniejszych imprezach mamy 
własne stoiska, 

- A kto decyduje o tym, jaki film wyje- 
dzie na festiwal? 

— Producenci kierują filmy na poszczególne 
festiwale. Natomiast ich wnioski o dofinanso- 
wanie kosztów związanych z udziałem ocenia 
Rada Programowa Filmu Polskiego. 

— Jak chyba nikt w Polsce jest pan zorien- 
towany, które z polskich filmów najchętniej 
oglądają widzowie zagraniczni. 

— Filmy, które się najlepiej sprzedają, to za- 
równo klasyka, jak i filmy nowe. Do tej pierw- 
szej należą od lat m.in. filmy Andrzeja Wajdy, 
Krzysztofa Kieślowskiego, Andrzeja Hoffma- 
na, Ryszarda Bugajskiego, Marka Piwowskie- 
go. Z nowszych realizacji dobrze sprzedają się 
takie filmy, jak *Psy” Władysława Pasikow- 
skiego, "Kolejność uczuć” Radosława Piwo- 
warskiego, "Uprowadzenie Agaty” Marka Pi- 
wowskiego, *Szwadron” Juliusza Machulskie- 
go, "Kuchnia Polska” Jacka Bromskiego. 

- Kto jest naszym najlepszym kontrahen- 
tem? 

Bardzo atrakcyjny jest dla nas rynek nie- 
miecki, włoski, kanadyjski, japoński, ale 
wśród naszych stałych kontrahentów znajdują 
się też Iran i Korea Południowa. 

Rozmawiała EWA MAZIERSKA 


Kim jesteśmy, 

gdzie żyjemy? 

Hasła tegorocznego 
upalnego Lubuskiego 
Lata Filmowego 

na pewno 

nie powstydziłby się 
żaden, nawet 
największy festiwal... 


Niedziela była dniem polskim. Pierwszy 
film tytułem jakby odpowiadał na pytanie za- 
warte w haśle Lata: "Lepiej być piękną i boga- 
tą”. Publiczności w kinie niewiele, film już 
znany, co bardziej doświadczeni przybysze 
sprawdzali raczej jakość usług noclegowych, 
iżeli dążyli do kina *Świteź”, Tłoczno zrobi- 
ło się natomiast na drugiej projekcji *Przypa- 
dek Pekosińskiego” niby na ekranach 
ale konia z rzędem temu, kto go mógł ostatnio 
nawet po gdyńskiej nagrodzie/ obejrzeć; obe- 
cność Królikiewicza zapowiadała starcie na 
spotkaniu prasowym. *Dwa księżyce”: toku 
nie ma, niedawna emisja telewizyjna zrobiła 
swoje. Wieczorem w amfiteatrze otwarcie. 
Oklaskami zostaje przywitany Jan Jakub Kol- 
ski, natomiast gwizdami 
głaś! 
nie, mie 


ze Wschodu: * -Rosyjskie 
wackiego /ubiegłorocznego cat i” 
na kłódkę” Łysenki. Białoruś i Ukrain; 
dzi geograficznie, mentalnie — dwa 
*Szczęściu” próba odpowiedzi na pytanie o 
sens enia w warunkach degradacji ekono- 
micznej, o granice ingerencji w życie jednostki; 
w *Granicy” opowieść o jedynym rozwią; 
jakie widzi przed sobą młody Ukrainiec — 
ucieczce za granicę. Potem entuzjastycznie 
przyjęty "Jańcio Wodnik”, z powagą — *Pora na 
czarownice”, z zaskoczeniem spowodowanym 
nowatorstwem odczytania — węgierski *Woy- 
zeck” S; . W amfiteatrze — "Balanga", nie 
tylko na ekranie, także wśród części popierają- 
cej przemysł browarniczy młodej widowni. 
Wtorek: "Zaginiony na Syberii” Mitty poka- 
zuje świat łagrów, łotewska "Klatka" Epnersa 
zaskakuje dziwnością formy; historia człowieka 
więzionego przez... siebie samego?...brata? Za- 
skakuje, ale i męczy powolną, statyczną narra- 
cją. Szulkinowskie *Mięso” ściąga nadkomplet 
widzów. Zapewnia to dobry odbiór *Krajowi 
świata” Zmarz-Koczanowicz. Te dwa filmy 
zresztą w sposobie opisu Polski jakoś się dopeł- 
niają. Słowacki *Anioł miłosierdzia” Luthera: 
przyzwoicie opowiedziana historia wojennego 
uczucia między wdową po oficerze zmarłym w 
burdelu a jeńcem o zdolnościach bioenergote- 
rapeutycznych. Potem gruzińska *Kołysanka” 
Nany Jenelidze. O tym filmie można powie- 
dzieć tylko tyle: rzadko spotyka się w kinie taką 
czystość obrazu, przesłania i narracji. W amfite- 
atrze tłok. Na *Psy 2” zjechali widzowie ze 
wszystkich okolicznych miejscowości. Triumf 


frekwencyjny. Czy tylko brutalna sensacja jest 
w stanie ściągi ąć dzisiaj widzów? 

Środa na "dzień dobry” — kopniak psychicz- 
ny. "Dzieci jeszcze gorszego boga”, niemiecki 
film zrealizowany przez Turka — ofiarę thalido- 
midu — mówiący o problemie niepełnospraw- 
nych i kalekich. Ciężko patrzeć, ale przekonuje 
uczciwość wypowiedzi. Ważny film. "Ziemia 
niczyja” Jelesza /koprodukcja węgiersko-pol- 
ska/ już takiego wrażenia nie robi. Może dlate- 
go, że o holocauście opowiadano już lepiej, 
sprawniej, bardziej przekonująco. 

Kolej na Litwę; Vytautas Żalakevicius i jego 
*Bestia wyszła z morza”, Dramat zdrady mał- 
żeńskiej. Kino rzetelne, ale bez porywów; po 
prostu dobre rzemiosło. 


Jańcio Wodnik” Jana Jekuba Kolskiego 
Fol. R. Sorak 


ją się Niemcy. "Podróżny” Tschiede- 
la intryguje kafkowską atmosferą sennego ko- 
szmaru. Przypowieś o stacji kolejowej, z której 
nie ma wyjścia, o świecie ciemnych korytarzy, 
gdzie żyją Wszyscy ci, którzy boją si 
Ten film wyróżnia się korzystnie spośród kina 
pseudoproblemowego. Do tego ostatniego trze- 
ba zaliczyć, niestety, *Lazarusa” Dzikiego, 
gdzie wszystko spłaszczono. Problem dzieci 
zmuszanych przez wojnę do zabijania nie poru- 
sza w tej formie nikogo. "Lazarus" kładzie spać 
nawet najwytrzymalszych. 

Czwartek. W Łagowie pokazem, na który 
czekano, były etiudy studenckie łódzkiej PW- 
SFTVviT. Po tegorocznej projekcji pozostaje w 
pamięci "Smród" Urbańskiego, "Hałda" Śwital- 
skiego, "Rudi" Ewy Fedak i animowane: "Taki 
pejzaż” Kamińskiego, *Co mi zrobisz” Mariana 
Ogrodnika i *Splątanie" Sylwii Nowak. Uderza 
nieporadność narracyjna niektórych etiud ope- 
ratorskich, animacja natomiast jest taka, jaką 
chciałoby się widzieć na co dzień — zwięzła, 
sensowna, klarowna. Stara prawda — jeśli ma się 
coś do powiedzenia, to pół sukcesu — jeśli nie, 
to lepiej milczeć. 

Za dużo do powiedzenia nia miał Litwin w 
*] on powiedział żegnaj”. 

Niemcy wypadają korzystnie. "Zawód neo- 
nazista” Bonengela to dobra robota dokumen- 
talna. Rejestracja działań i wypowiedzi Ewalda 
Atthansa, neonazisty z przekonań i wyboru eko- 
nomicznego. 

Piątek. Dzień czeski. Przyzwoita komedia 
*Koniec poetów w Czechach” i żenujący film 
sensacyjny *Golizna na sprzedaż”. Pierwszy 
jest kontynuacją losów bohaterów kasowych 


komedii o życiu lekarza z zawodu, a poety z na- 
tury; drugi — płaską kalką policyjno-gangster- 
skich opowieści. Marny poziom reprezentuje 
też jedyny tego dnia film polski: *Komedia 
małżeńska” tandemu Załuski-Łepkowska. Ani 
to zgrabne, ani zabawne. Choć w amfiteatrze re- 
choty słychać. 

Ciąg dalszy prezentacji węgierskich. "Świa- 
tłoczuła historia” Pala potwierdza, że kino wę- 
gierskie wychodzi z kryzysu. Widzi człowieka 
z jego problemami współczesnymi, nie tylko 
rozrachunki z historią. 

O północy dodatkowy pokaz dokumentu pol- 
skiego. "Kronika powstania w Getcie Warszaw- 
skim według Marka Edelmana” wstrząsa, bo 
uświadamia. jak mało wiemy o holocauście. 


Sobota. Ostatni dzień pokazów. 
W programie dwa razy Polska /"Tyl- 
ko strach” Sass-Zdort i *Śmierć jak 
kromka chleba” Kutza/, Rosja /prze- 
piękny "Wiśniowy sad” Czernako- 
wej/, Estonia /sensacyjna *Ognista 
woda” Volmera/ i Węgry /fascynują- 
ce "Dzieci żelaznego boga” Totha/. 
Estończycy powtarzają błąd kina 
czeskiego, mechanicznie przenosząc 
wzorce amerykańskie na swój grunt. 
Węgier Toth daje wizję świata niere- 
alnego, poskładanego ze znanych 
fragmentów; do końca nie wiemy, czy to kino 
SF, czy opowie: sów minionych. Widz 
błądzi, ale i jes scynowany. Dobra próba 
stworzenia kina postmodernistycznego, jeśli ta- 
kowe jest w ogóle możliwe. Można się gapić i 
zastanawiać: skąd ja to tak naprawdę znam”... 

Jeszcze raz mówią o swych problemach 
Niemcy. Bezrobocie w kategoriach politycz- 
no-ekonomicznych, czyli "Wiara, nadzieja, mi- 
łość” Andreasa Voigta. Obserwacja losów mło- 
dych ludzi ze wschodnich landów, którzy mają 
już gorzką świadomość ceny zjednoczenia. 

Wieczorem ogłoszenie werdyktu jury. Złote 
Grono dla "Śmierci jak kromka chleba” Kazi- 
mierza Kutza. Srebrne — dla Gruzji za *Koły- 
sankę” Nany Jenelidze, dla Polski za "Jańcia 
Wodnika” Jana Jakuba Kolskiego i "Przypadek 
Pekosińskiego” Grzegorza Królikiewicza.. Wy- 
różnienia dla Węgier — za *Światłoczułą histo- 
rię” Pala i *Dzieci żelaznego boga” Totha. Na 
widowni — oklaski. Stowarzyszenie Filmowców 
swój dyplom za najlepszą premierę przyznaje 
Kolskiemu /”Cudowne miejsce”/. Oklaski. Na- 
groda im. Burskiego, przyznawana przez orga- 
nizatorów LLF — dla *Jańcia Wodnika”. Ogólny 
aplauz. Nagroda DKF KKF z Zielonej Góry — 
dla gruzińskiej *Kołysanki”. Owacje. 


DYSKUSJE 

Jest taki zwyczaj w Łagowie, że następnego 
dnia po projekcji spotykają się o godzinie jede- 
nastej w kawiarni na zamku autorzy i publicz- 
ność. Wymiana zdań na temat obejrzanych fil- 
mów bywa burzliwa, czasami realizatorzy z0- 
stają '*wdeptani” w glebę, czasami są oklaski- 
wani. Każdy, kto siada w *Zamkowej” na ławie 


z 

ŁAGOW'94 
twórców, musi liczyć się z możliwością krytyki 
ostrej, bezkompromisowej, ale szczerej. Tu nie 
ma taryfy ulgowej. Co najwyżej nie będą padać 
pytania — a to bywa czasami gorsze od najo- 
strzejszego ataku. Odczuł to na własnej skórze 
Stefan Chasbijewicz, gdy wpierał w rozmów- 
ców wartości, których nikt w jego filmie nie za- 
uważył. Nie oszczędzano też innych. Kolski do- 
wiedział się, że jego baśnie są czasem puste in- 
telektualnie, Królikiewiczowi zarzucano niepo- 
trzebne komplikowanie języka filmowego, 
Łazarkiewiczowi i Wylężałkowi — powierz- 
chowność spojrzenia i prześlizgiwanie się tylko 
po poważnych problemach. Gorącej atmosfery 
dyskusji odtworzyć się nie da, ale warto może 
odnotować niektóre *złote myśli”; 


Na skróty 


Grzegorz Królikiewicz, oskarż: 
wobec przedstawicieli byłego systemu, o: 
czył wszem i wobec: "Jestem człowiekiem ser- 
decznym” — co zostało przyjęte z należytym 
zrozumieniem; 

Łukasz Wylężałek, zdenerwowany odej- 
ściem od filmu ronę rozważań socjologicz- 
nych, powiedział: "Filmy są do oglądania, a nie 
do gadania”; 

Jan Jakub Kolski, pytany o znaczenie *Cu- 
downego miejsca”, ujawnił: "Przyznam, że 
wiem, o czym jest ten film”; 

Piotr Szulkin, ripostując wypowiedź Andrze- 
ja Wernera: "Poczucie humoru jest wstępem do 
bójki”. Takiemu stwierdzeniu wszyscy zebrani 
gromko przyklasnęli. 


SEMINARIUM 
STOWARZYSZENIA 
FILMOWCÓW POLSKICH 


Krzysztof Zanussi nie przyjechał; zastąpił go 
Piotr Szulkin, prezentując w drugim dniu jako 
referat tekst opublikowany już w *Polityce”. W 
pierwszym dniu Tadeusz Lubelski i Waldemar 
Chołodowski przedstawili swoją wizję współ- 
czesnego kina polskiego i jego problemów, 
ograniczając się jednak przede wszystkim do 
opisu produkcji i jej klasyfikowania. Dzień dru- 
gi zdominowała dyskusja nad modelem przy- 
szłej kinematografii. Dwie koncepcje, Szulki- 
nowska i Janusza Kijowskiego, z pozoru z! 
ne ze sobą tonacją lamentu nad minioną świet- 
nością, wyrażały odmienne podejście do spra- 
wy. Szulkin opowiedział się za swobodą reżyse- 
ra, któremu producent powinien dać środki na 
realizację filmu; Kijowski — za systemem produ- 
cenckim, w którym to producent jako dysponent 
funduszy decydowałby o kształcie i końcowym 
efekcie dzieła. Obaj jednakowo źle wyrażali się 
o obowiązującym obecnie kształcie dotowania 
produkcji, upatrując w tym przyczyn dzisiejsze- 
go stanu polskiego kina. Przy opustoszałej pod 
koniec dyskusji sali obaj przyznali jednak, że fil- 
mowcy sami są winni, ponieważ nie byli w sta- 
nie wyobrazić sobie skutków tak szybkich prze- 
mian w kraju. 


PieG 
patrz też str. 87 


WYDARZENIA 9 EE 


PODWODNY ŚWIAT 

[Waterworld/, prod. USA, reż. 
Kevin Reynolds, wyk. Kevin Co- 
stner. 
Szefowi iversalu" zdemen- 
towali plotki na temat wysokości 
budżetu tego widowiska sf, któ- 
rego produkcja rusza w sierpniu 
na Haw. Niedyskretni 
dziennikarze twierdzili bowiem, 
że nowy film Costnera będzie 
kosztował co najmniej 100 milio- 
nów dolarów. *To n 
powiedział na konferencji praso- 
wej agent prasowy wytwórni — 
"Ale prawdą jest, że film będzie 
bardzo, bardzo drogi”. 


Przedstawiamy 
kolejną porcję 
informacji o filmach, 
które powstają 

lub wkrótce powstaną. 


PSZCZOŁA 

[The Bee/, prod. USA, reż. John 
Hughes. 

Komedia o pojedynku pomiędzy 
człowiekiem a pszczołą ma tylko 
10 stron dialogów. Odpowiada- 
jąc na pytania o obsadę, John 
Hughes stwierdził enigmatycz- 
ie: "Są tu dwie dobre role, jedną 
zagra człowiek, drugą ła”. 


ZDERZENIE 
ICrash/, prod. USA, reż. David 
Cronenberg. 


EEEE | 0 WYDARZENIA 


Twórca *Muchy” i "Nagiego 
lunchu” pracuje nad adaptacją 
powieści słynnego pisarza sf J.G. 
Ballarda /'Imperium słońca”/. 
DZIEWCZYNA MAFII 

/The Mob Girl/, prod. USA, reż. 
Frank Pugliese i Teresa Carpen- 
ter wg książki Arlyn Brickman 
*Mob Girl”. 

Producentem filmu jest Nicolas 
Pileggi, autor książki i scenariu- 
sza "Chłopcy z ferajny”. Jest to 
opowieść o dziewczynie zgwał- 
conej przez grupę mafiosów, któ- 
ra mszcząć się, wyszła za jedne- 
go z nich, poznała mafijne me- 
chanizmy i stała się policyjną 
agentką, doprowadzając do ska- 
zania wielu przestępców. 


DZIKI BILL 

Wild Bill/, reż. Walter Hill, 
wyk. Jeff Bridges, Keith Carradi- 
ne, Diane Lane, Christina Apple- 
gate, Bruce Dern. 

Trwają zdj do kolejnego we- 
sternu w reżyserii Waltera Hilla 
148 godzin”, "Geronimo"/. W 
roli legendarnego rewolwerowca 
*Wild” Billa Hickocka - Jeff 
Bridges. 


KREW I WINO 

/Blood and Wine/, prod. USA, 
reż. Bob Rafelson. 

Reżyser "Pięciu łatwych utwo- 
rów” zapowiada swój nowy film 
jako "stylowy i nieco staroświec- 
ki thriller”. 


GAMERA 

IGamera/, prod. Japonia, scen. 
Kinji Fukasaka, Motomu Foruta, 
reż. Kinji Fukasaka. 

Po wskrzeszeniu "Godzilli" spe- 
cjaliści od tanich i szybko zara- 
biających potworów z wytwórni 
*Toho” wskrzesili inne znane 
straszydło — Gamerę. 


KRYSTYNA, 

CÓRKA LAVRANSA 

/Kristin Lavransdatter/, prod. Nor- 
wegia-Szwecja-Niemcy, reż. i 
scen. według powieści Sigrid Und- 


set — Liv Ullman, wyk. Elisabeth 
Matheson, Bjór Skageskad, Sverre 
Ankel Ousdal, Henny Moan. 
Zrealizowana z wielkim roz- 
machem, najdroższa produkcja 
w dziejach norweskiej kinema- 
tografii /7 milionów dolarów/, 
adaptacja powieści laureatki na- 
grody Nobla — Sigrid Undset. 
Średniowieczną sagę reżyseruje 
słynna bergmanowska aktorka — 
Liv Ullman. Za kamerą inny 
współpracownik Bergmana — 
Sven Nykvist. 

KAMYK I PINGWIN 

[The Pebble and the Penguin/, 
prod. Irlandia, reż. Don Bluth, 
wyk. /głosy/ Martin Short, Jim Be- 
lushi, Tim Curry, Annie Golden. 
Niestrudzony klasyk animacji 
Don Bluth kręci kolejną liryczną 
opowieść o przygodach pewnego 
roztropnego pingwina. 


FUNNY BONES 

/Funny Bones/, prod. Wielka 
Brytania, scen. i reż. Peter Chel- 
som, wyk. Oliver Platt, Lee 
Evans, Jerry Lewis, Leslie Caron, 
Oliver Reed. 

Kolejna część tragikomicznej au- 
Chelsoma /po- 
i "Hear My 
o dwóch bra- 
yrkowych akro- 
ns/, o starciu ich 
zupełnie odmiennych osobowości. 
THE MICHELLE APARTMENTS 
[The Michelle Apartments/, prod. 
Kanada, scen. Ross Weber, reż. 
John Pozer, wyk. Henry Czerny, 
Elizabeth Rubens, Daniel Kash. 
Drugi film kanadyjskiego reżyse- 
ra nagrodzonego w zeszłym roku 
za festiwalu w Cannes nagrodą 
Georgesa Sadoula za debiut "The 
Grocer's Wife”. Alex /Czerny/, 
poborca podatkowy, przybywa do 
prowincjonalnego m by zba- 
dać sprawę machinacji finanso- 
wych pewnego koncernu che- 
micznego. Jego miejsce w hotelu 
jest zajęte. Przenosi się do hotelu 
za miastem "The Michelle Apar- 
taments”, gdzie jest świadkiem 
dziwnych wydarzeń. 


"Kristin Lavransdatter” 


UWOLNIĆ ORKĘ 2 

IFree Willy 2/, prod. USA, scen. 
Carey Bleechman, Karen Jansen, 
John Mattson, reż. Dwight Little, 
wyk. Jason James Richter, Au- 
gust Schellenberg, Michael Mad- 
sen, Jayne Atkinson. 

Dalszy ciąg opowieści o niezwy- 
kłej przyjaźni chłopca i delfina. 
JIMI: AN HISTORICAL 
FANTASY INSPIRED 

BY JIMI HENDRIX/OTHERS 
Prod. USA, scen. Daniel Rivera, 
Wayne Reece. reż. Daniel Rivera, 
wyk. Edward Albert. 

Zanim Jimi Hendrix doczeka się 
solidnej hollywoodzkiej biografii 
/myśli o niej Larrny Fishburne/ 
ma biografię "odjazdową”, gdzie 
prawdę miesza się z wygłupem i 


zmyśleniem. 


*The Michelle Aparments” 


KAWAFIS 

IKavafis/, prod. Grecja, scen. 
Giannis Smaragdis, reż. Damia- 
nos Zarafis, wyk. Magia Limbe- 
ropoulu, Vassilis Diamantopou- 
los, Dimitris Katalifos. 

Biografia jednego z najbardziej 
znanych poetów greckich. 


BĘKART 

/A fattyu/, prod. Węj scen. wg 
własnej i Miklos 
Munkócsi, Breki, wyk. 
Gyorgy Csćrhalmi, Daniel 


Olbrychski, Ildikó Toth, Robert 
Koltii. 

Ekranizacja głośnej, znanej w 
Polsce powieści o inteligentnym i 
cynicznym robotniku prowadzą- 
cym żywot półlumpa. 


TWÓRCY „DUCHA” PRZEDSTAWIAJĄ 


MICHAEL KEATON NICOLE KIDMAN 


i 


każda 


cbwila 


jest ważna 


WO az cc” 


ra o Zycie 


ZSUKER BROTHER Ga <bżee 


PIRACI 
Z TERRORYSTAMI 


Na konferencji brytyjskiej 
organizacji antypirackiej 
FACT /Federation Against 
Copyright Theft/ Derek Wai- 
tes szef sekcji detektywów 
tej organizacji oświadczył, 
że według oceny FACT w 
Północnej Irlandii organiza- 
cje terrorystyczne IRA i po- 
krewne czerpią rocznie z ka- 
setowego piractwa zyski rzę- 
du 10 i pół miliona funtów 
/16 mln dolarów/, które prze- 
znaczają na działalność prze- 

. FACT zapowia! 


stępczej działalności” po- 
przez parlamentarne lobby 
ję propagandową 
cą o złej jakości pirac- 


COSTNER CZEKA NA HIT 


Firma produk- 
cyjna należąca do 
Kevina Costnera 
TIG Productions, 
zakupiła prawa do 
nakręcenia bio- 
grafii kontrower- 
syjnego irlandz- 
kiego działacza 
politycznego, Mi- 
chaela Collinsa. 
Costner chciałby 
zagrać główną ro- 
lę, wyprodukować 
i wyreżyserować 
film. "Myślę, że 
przy takim wybu- 
chowym politycz- 
nym temacie potrafiłbym wyważyć racje” - mówi. Ale 
ie będzie mógł *zbyt szybko zająć się tym 
/”. Wiadomo dlaczego - Costner potrzebuje kaso- 
wego hitu — dwa jego ostatnie filmy "Doskonały świat” i 


LEW - 
WŁADCA 
DŻUNGLI? 


Czy wielki przebój Wy- 
twómni Disneya, który bije w 
USA rekordy powodzenia — 
animowany pełnometrażowy 

*Król Lew” — jest oparty na 
pomyśle całkowicie orygi- 
nalnym? Dziennikarze do- 
szukiwali się daleko posu- 
niętych podobieństw do fa- 
buły klasycznego filmu Di- 
sneya "Bambi" i Kanie 
ta” Williama 
Twórcy filmu nie zaprzet 
inspiracją był dla nich 
zwłaszcza Disney. Ale podo- 
bieństwo fabuły i charakteru 
postaci bliskie plagiatu wy- 
kryli spadkobiercy Osama 


Tezuki, 


kich kaset. 


PITT fanem 
STONESÓW 


Po sukcesie swojego 
ostatniego filmu *Reali- 
ty Bites” reżyser Ben 
Stiller przedstawił sze- 
fom Universalu swój ko- 
lejny projekt — na razie 
bez tytułu. Jest to histo- 
ria dwóch fanów zespołu 
The Rolling Stones /jed- 
nego zagra sam Stiller, 
drugiego Brad Pitt/, któ- 
rych marzenie o spotka- 

i przemienia się 
ję. Zdjęcia pod- 
czas wielkiego tournóe 
Stonesów po USA w tym 
roku. 


Brad Pitt 


U 


Sprzeczne wieści dochodzą z planu nowego filmu Je- 
ana-Claude'a Van Damme'a "The Street Fighter”, re 
żyserowanego przez Stevena De Souzę. Zdjęcia do tego 
thrillera rozpoczęły się w czerwcu w studiach Queen- 
sland w Australii i według doniesień prasy zostały spa- 
raliżowane przez strajk australijskich kaskaderów, do- 
magających się stawek zbliżonych do amerykańskich. 
Według źródeł związkowych strajkuje stu kaskaderów. 
Współproducent filmu, Grant Hill, twierdzi natomiast, 
że było ich zatrudnionych tylko 24. Hill dodaje także, 
że "ani jeden dzień zdjęciowy nie został stracony”. Ww 
biurach prasowych w Los Angeles mówi 
oficjalnym czasowym zawiesz 
głosił groźne oświadczenie. kcja ta podważa sens 
realizacji wysokobudżetowych filmów w Australii”. 


*Wyatt Earp” trudno do tej kategorii zaliczyć. 


pońskiego twórcy 
komiksów, który w 1950 ro- 
ku powołał do życia postać 
*Władcy Dżungli”. W 1965 i 
1989 powstały popularne te- 
lewizyjne seriale animowane 
na podstawie tego komiksu, 
znane w 39 krajach, w tym 
także w USA. Prezes Tezuka 
Productions Takayaki Mat- 
że fabuła *Kró- 


Wyścig 

po horror 

o tym, że prezenter 
brytyjskiej telewizji, 
Muriel Gray, pisze 
rewelacyjny horror 

*The Trickster”, który jest 
jego literackim debiutem, 


dzo przypomina se 
produkowaliśmy”. 


nak dodał, że w dzienniku 
twórcy NWiedcy dżungli” 


zelektryzował hollywoodz- 
kich producentów. Do agenta 
Graya dobijają się przedsta- 
wiciele Universalu, Paramo- 
untu, Columbii i Foxa. Naj- 
większe szanse ma słynny 
producent Arthur Kopelson z 
tóremu udało 


przyczyniła się lektura 

*Hamleta". "Długo zi - 

no nam, że my w Japonii ko- 

piujemy amerykaakie i cu- 
e sły 


go ysikać Japończycy nie 


pierwsze rozdziały książki. 
Zł 
korzystną finansowo propo- 


zamierzają wstępować na 
drogę sądową. Dlaczego? 
Być może dlatego, że Matsu- 
taniemu złożyli wizytę 
przedstawiciele Buena Visty 
1 długo o czymś rozmawiali. 


on Grayowi bardzo 


ję, której szczegółów nie 
ujawniono. 


Woody Allen kończy pracę nad komedią *Bullets Over 
Broadway”. Jest to pierwszy od 20 lat film, który realizuje na 
zamówienie niezależnego producenta, Jeana Doumaniana, a 
nie na zlecenie któregoś z wielkich studiów. Allen zabronił 
samemu producentowi wstępu na plan i nie pokazał roboczej 
wersji filmu. Doumanian nie martwił się tym: *Czy ktoś z 
Tristara czy Oriona oglądał filmy Woody'ego przed ukoń- 


czeniem? Nie”. Ale dystrybucją filmu ma się zająć firma 
*Miramax" braci Weinsteinów. Harvey Weinstein zażądał 
pokazania filmu, nie chcąc kupować *kota w worku”. Allen, 
który zabronił wszelkiej akcji reklamowej podczas kręcenia, 
zgodził się. Weinstein był zachwycony: "Ten film poruszył 
mnie, jak od dawna żaden inny. To jest w 100 procentach ko- 
media i myślę, że zrobiłem dobry interes" — oświadczył. W 
filmie nie występuje sam Allen. Grają: John Cusack, Chazz 
Palmintieri i Mary-Louise Parker oraz Bob Reiner. Premiera 
przewidziana jest pod koniec roku. Weinstein jest dobrej my- 
Śli: *Nawet jeśli będziemy chcieli jakichś zmian — a chyba 
nie będzie to konieczne — sądzę, że potrafię dogadać się z 
Woodym” — zapewnia. 


KOCHAM CIĘ 
JAK 
IRLANDIĘ 


Gabriel Byrne /'Ścieżka 
strachu”/, który znany jest z 
gorących uczuć do swej oj- 


Gabriel Byrne 


De Bont kusi 
Schwarzeneggera 

Po wielkim sukcesie 
*Speed”, swego debiutanc- 
kiego filmu, reżyser duń- 
skiego pochodzenia Jan de 
Bont podpisał dwuletni ko- 
rzystny kontrakt z wytwór- 
nią Foxa. De Bont przygo- 
towuje obecnie thriller 
*OQverkill". Po zapoznaniu 
się ze scenariuszem niespo- 
dziewanie zainteresowanie 
główną rolą wyraził Arnold 
egger. De Bont 
jest zadowolo- 
„ tej kandydatury, ale 
prowadzone są dopiero 
wstępne rozmowy na temat 
obsady. 


DALEJ 

ZA 

WIĘCEJ 

Reżyser Robert Rodri- 
guez uległ namowom 
producentów z Columbii 
i niedługo przystąpi do 
pracy nad dalszym cią- 
giem swojego rewela- 
cyjnego debiutu, *czrnej 
komedii” "El Mariachi”. 
Budżet - 5 milionów do- 
larów. Pierwsza część 
kosztowała 70 tysię- 
cy.Tytuł — *El Mariachi: 
Corido Dos”. W roli 
głównej zamiast Carlosa 
Gallardo, gwiazda-Ma- 
nuel Banderas. 


czyzny — Irlandii, założył 
własną firmę produkcyjną 
Mirabilis, ściśle współpra- 
cują z Miramaxem. Byrne 
kończy pracę nad scenariu- 
szem filmu *Blue Cocka- 
too”, będącym adaptacją 
powieści Irlandczyka Pa- 
tricka McGratha *Hag- 
gard's Disease”. Byrne ma 
też zamiar zagrać główną 
rolę w tej historii miłosnej 
rozegranej w realiach Lon- 
dynu A.D. 1940 r. Jedno- 
cześnie Byrne pracuje nad 
drugim scenariuszem — 
*The Lark”. Film będzie 
według słów Byrne'a, na- 
wiązywać do estetyki *rea- 
lizmu magicznego” i roz- 
grywać się w "najbardziej 
magicznym kraju” — Irlandii 
roku 1960. Ten film też 
chciałby Byrne reżysero- 
wać. Niewykluczone, że po- 
mimo swojego ostatnio czę- 
sto deklarowanego obrzy- 
dzenia dla hollywoodzkiego 
kina, będzie musiał zagrać 
w jakimś amerykańskim fil- 
mie, by wesprzeć finansowo 
swoje irlandzkie projekty. 


oświadczono ofi 
Śliwa prasa twierdzi 
cierpieć na brak interesi 


sie się do Tajlandii i Paryża 
miast dobór partnera Van Damme 
jalnie, ma zagra 


he Oeste 


„ Roger Moore. Zło- 
i Bond musi 


STONE 
WYBRAŁ 
MICHELLE 


To już wiadomo na pew- 
no. Po bardzo długim zasta- 
nawianiu Oliver Stone zde- 
cydował, że ranizacji 
słynnego musicalu Andrew 
Lloyd Webera o Evicie Pe- 
ron rolę tytułową zagra osta- 
tecznie Michelle Pfeiffe. 
rzestano więc poszuki- 
wania odpowiednich kandy- 
datek wśród dziewcząt w Hi- 
szpanii i w Ameryce Połu- 
dniowej. Jednak co gwiazda, 
to gwiazda. 


DYLAN WRACA NA PLAN 


Po zakończeniu Świato- 
wego tournće, podczas któ- 
rego gościliśmy go i w Pol- 
sce, Bob Dylan ma zagrać 
jedną z głównych ról w fil- 
mie *A New York Minute” 
w nie byle jakim towarzy- 
stwie. Partnerować mu bę- 
dą: Ellen Barkin i Dennis 
Hopper, który prawdopo- 
dobnie stanie także po dru- 
giej stronie kamery. Zgoda 
Dylana jest pewnym zasko- 
czeniem, ponieważ — choć 
znany jest jako miłośnik 
filmu = to o doświadcze- 
niach na planie wypowia- 
dał się przeważnie z gory- 
czą. Film, który wyreżyse- 
rował — *Renaldo i Clara” 
11978/, został bezlitośnie 
schłostany przez krytykę, 
zwłaszcza amerykańską, 
jako niezwykle pretensjo- 


nalny. Nawet udział w 
świetnym westernie Sama 
Peckinpaha *Patt Garrett i 
Billy Kid” /1973/ Dylan 
wspomina z niezadowole- 
niem ze względu na kon- 
flikt z Jerrym Fieldingiem, 
autorem ilustracji muzycz- 
nej, który nie chciał przy- 
stać na koncepcje Dylana, 
współkompozytora ścieżki 
dźwiękowej. A już o "Ser- 
cach w ogniu” /1987/, 
gdzie zagrał starzejącego 
się gwiazdora rocka, Dylan 
w ogóle woli nie wspomi- 
nać. Film zrobił bowiem 
zupełną klapę. Podobno do 
powrotu na ekran przeko- 
nał Dylana jego stary kum- 
pel, Dennis Hopper, który 
powierzył mu już w 1989 
roku zabawny epizod w 
*Iskierce". 


(4-10.07.1994) według "New York Timesa” 


1. Forrest Gump 
[Paramount 


2. Król Lew 
[Buena Vista 


3. Speed/Fox 
4. Blown Away/MGM 


5. The Shadow/Universal 


6. Kocham kłopoty 
[Buena Vista 


7. Wolf/Columbia 
8. Baby”s Day OQut/Fox 


9. Wyatt Earp 
[Warner Brothers 


10. The Flintstones 
[Universal 


(w mln $) 
Liczba tyg. 
na ekranie 


premiery 


Tonya Harding, amer 
ska łyżwiarka, która podej 
była o zorganizowanie 
chu na swą (nia 


va w roli zmy- 
ki w thrillerze 
która przez przy- 
chodzi w posiadanie 
pieniędzy na 
Jest to dla Harding filmowy de- 
biut, jeśli nie liczyć udziału w 
-porno filmiku video, na- 
onym przez jej byłego mę- 
ża Jeffa Gillooly. Debiutantem 

reżyser Śean Dash, któ- 
ry zapewnia, że wcale nie cho- 
dzi, o *wykorzystanie dawnego 
skandalu, ale o odkrycie nowe- 
go talentu”. 


Moda na kobiece bohaterki 
trwa. Lori Petty zagra główną 
rolę w "Tank Girl” /Dziewc: 
na — czołg filmie reżysero! 
nym przez Rachel Talalay. Jest 
to ekranizacja populamego ko- 
miksu o przywódczyni gangu 
w brutalnym świecie przyszło- 
ści roku 2033. W rolach łajda- 
ków: Malcolm McDowell i ra- 
T. Miramay szykuje 
filmów o innej boha- 
terce komiksów, Modesty Blai- 
se, a szef Columbii, Mark Can- 
ton, zapowiada zakup praw do 
postaci lalki Barbie. 


WYDARZENIA 13 EEEE 


kontra Ryan 


Julia Roberts i Meg Ryan 
stoczą najprawdopodobniej 
aktorski pojedynek w filmie 
*The Women”, ekranizacji 
broadwayowskiego przeboju 
z 1936 roku = sztuki Clare 
Boothe Luce. W 1939 roku 
ekranizował ją George Cukor, 
a główne role zagrały wtedy 
Joan Crawford i Norma Shea- 
rer. W 1956 David Miller 
przeniósł sztukę na ekran je- 
szcze raz pod tytułem *Oppo- 
site Sex” z June Allison i Joan 
Collins. W tej opowieści o 
uczuciowych kłopotach grupy 
przyjaciółek w przeciwień- 
stwie do oryginału, wystąpili 
również mężczyźni. Podobnie 
będzie i w nowym filmie, któ- 
ry ma reżyserować Diane En- 
glish, scenarzystka i produ- 
centka serialu *Murphy 
Brown”. Tłem dla popisu pań 
będą: Wesley Snipes, Patrick 
Swayze i John Leguizamo. 


nieba spada białe piórko, wiruje w 
powietrzu, błąka się między samo- 
chodami i ludźmi, aż w końcu opada 
tuż przy brudnych snikersach męż- 
czyzny na ławce przystanku auto- 
busowego. Wybraniec losu trzyma się prosto 
w kremowym, lnianym garniturze, kraciastej, 
niebieskiej koszuli zapiętej pod szyję, z bom- 
bonierką przewiązaną wstążką na kolanach. 
*Życie jest jak pudełko czekoladek; nigdy nie 
wiadomo, co się dostanie”, powtarza siedzącej 
obok kobiecie mądrość zasłyszaną od matki. 

W oryginale słowa te brzmiały "Być idiotą 
to nie jest pudełko pralinek”. Jednak scena- 
riusz filmu *Forrest Gump” /premiera 6 lip- 
ca/, który napisał Eric Roth, łagodzi ton 
cierpkiej powieści Winstona Grooma pod tym 
samym tytułem. Tytułowy bohater ma współ- 
czynnik inteligencji IQ 75 i jest tak głupi, że 
nie odczuwa zażenowania z powodu swej 
głupoty. Tom Hanks stwarza z tego materiału 
przejmującą postać świętego prostaczka, któ- 
ry staje się świadkiem amerykańskiej historii 
ostatnich 40 lat. 

W kinie amerykańskim pojawiła się ostat- 
nio fala filmów o ludziach ociężałych na 
umyśle. Jest to rezultat trwającego od lat 60. 
przypływu tolerancji dla tzw. innych, o któ- 
rych nie wypada już powiedzieć, że są nie- 
normalni. Powstało wówczas przekonanie, że 
niegroźne osoby chore czy tylko niepełno- 
sprawne umysłowo należy wypuszczać ze 


"The Shadow”: Penelope Ann Miller i Alec Baldwin 


Fot. Sygma/Free 


szpitali i pozwalać im żyć samodzielnie. Wa- 
riat stał się sąsiadem, o którym się powiada, 
że jest "sprawny inaczej”. Zjawisko to zau- 
ważyło Hollywood. *Lot nad kukułczym 
gniazdem” Milośa Formana był najbardziej 
dobitnym protestem przeciwko represji ze 
strony zadufanych psychiatrów, którym się 
wydaje, że wiedzą, co jest normą. Natomiast 
*Rain Man” Barry Lewinsona to najbardziej 
głośny przypadek z ostatniej produkcji, który 
głosi tolerancję dla nienormalnych. Publicz- 
ność testowa oglądająca ten film przed pre- 
mierą w kinach, protestowała przeciwko za- 
kończeniu, w którym postać grana przez Du- 
stina Hoffmana wracała do domu opieki. Na- 
leżała się jej wolność. 

Jeszcze jako dziecko Forrest Gump był nie 
tylko głupcem, ale również musiał nosić na 
nogach wzmacniające protezy, żeby w ogóle 
chodzić. Jednak kochająca matka /Sally Field/ 
wpaja mu od najmłodszych lat, by dawał z 
siebie jak najwięcej i polegał tylko na sobie. I 
rzeczywiście. W momencie dziecinnego stre- 
su, kiedy musi uciekać przed złośliwymi kole- 
gami, Forrest odkrywa w sobie siłę wewnętrz- 
ną. A potem — zostaje kolejno krajowym mi- 
strzem footbolu, bohaterem wojny wietnam- 
skiej, światowym mistrzem ping-ponga i 
znakomitym biznesmanem, który nawet trafia 
na okładkę prestiżowego magazynu *Fortu- 
ne”, choć współczynnik inteligencji Gumpa 
nie wzrasta ani trochę. Jako amerykański bo- 
hater przyjmowany jest też 
w Białym Domu przez 
trzech prezydentów: Kenne- 
dy'ego, Johnsona i Nixona, 
których rozbraja naiwnością. 
Po wypiciu za dużej ilości 
napojów chłodzących, For- 
rest ściskając dłoń Kenne- 
dy'ego mówi mu, że musi 
natychmiast oddać mocz. Na 
zachętę Johnsona, by poka- 
zał ranę z wojny wietnam- 
skiej, obnaża przed kamera- 
mi postrzelony pośladek. 
Mimowolnie też doprowa- 
dza do upadku Nixona, gdy 
stanąwszy za zachętą prezy- 
denta w hotelu Watergate, 
zgłasza policji tajemnicze 
włamanie, które zauważył 
przez okno. Natomiast swą 
karierę publiczną zaczyna 
od tego, że jeszcze jako. 
12-latek o kulach uczy ja- 
kiegoś faceta o imieniu 
Elvis Presley, jak poruszać 
rytmicznie biodrami. 

Spotkania Forresta z naj- 
większymi sławami wyglą- 


dają na ekranie tak, jakby rzeczywiście miały 
miejsce. Dzięki technologii komputerowej po- 
stać Toma Hanksa została wmontowana w au- 
tentyczne zdjęcia filmowe z epoki. Prezydenci 
mówią do naszego bohatera własnym głosem i 
z ich słowami zgadzają się nawet ruchy warg. 
Mistrzostwo w sztuczkach techniki osiąga 
szczyt, kiedy dowódca Forresta i kombatant z 
wojny wietnamskiej traci obie nogi. Gary Si- 
nise porusza się na wózku inwalidzkim mając 
kończyny odcięte poniżej kolan, spada z tego 
wózka, skacze do wody, jest pełnym inwalidą. 
To jeszcze lepsze niż dinozaury Spielberga! 


"Forrest Gump”: Tom Hanks 


Film wyreżyserował Robert Zemeckis, 
który kocha sztuczki techniczne. Jak pokazał 
w filmach *Kto wrobił królika Rogera”, *Po- 
wrót do przyszłości” czy "Ze śmiercią jej do 
twarzy”, gdzie Meryl Streep chodzi i mówi z 
głową przekręconą do tyłu, potrafi on stwa- 
rzać nową, cudowną rzeczywistość. Tym ra- 
zem tak zafascynowały go możliwości firmy 
Industrial Light and Magic, że ledwo upilno- 
wał ciągłości narracji. Wyrafinowanie tech- 
niczne sięga tu czasami wyuzdania. Na przy- 
kład specjalny satelita śledził pozycję Słońca 
i określał najlepsze oświetlenie zdjęć kręco- 
nych na dworze. Dzięki temu krajobrazy 
Ameryki zapierają dech w piersi pięknem, 
rozmachem i właśnie fakturą wydobytą przez 
światło. 


Dla przybysza z Europy, groteskowa po- 
stać Forresta Gumpa mieści się w tradycji 
amerykańskiego ekscentryzmu, który czasem 
graniczy z głupotą na skalę tego kontynentu. 
Gdy Gumpa opuszcza nagle ukochana kobie- 
ta, chodzi on pieszo od brzegu jednego ocea- 
nu do drugiego, przez trzy lata, z przerwą tyl- 
ko na sen, zyskując przy tym grono naśla- 
dowców. Ludzie mówią, że jego niestrudzony 
marsz daje im nadzieję, a tymczasem głupi 
guru wymyśla po drodze popularny slogan na 
zderzak samochodowy *shit happens” /g... się 
przytrafia/ i wydruk uśmiechniętej twarzy na 


Być idiotą 
to nie jest 
pudełko 


pralinek 


bawełnianą koszulkę. Jesteśmy w kręgu kul- 
tury tak niewysokiej, jak współczynnik inteli- 
gencji Forresta. Jest to jednak autoironiczna i 
groteskowa opowieść o umysłowości ze 
Środkowego Zachodu, która jako umysło- 
wość "milczącej większości”, stanowi podob- 
no rdzeń tego społeczeństwa. 

Milcząca większość słuchała też namiętnie 
serialu radiowego o "Cieniu", który szedł na 
antenie od roku 1930 przez 24 lata. Przysło- 
wiowe porzekadło z tego słuchowiska: *Kto 
wie, jakie zło drzemie w sercach ludzkich? 
Cień wie.”, osiągnęło taką popularność, jak 
swego czasu w Polsce porzekadło porucznika 
Klossa: "Bruner, nie ze mną te numery”. Po- 
staci i wątki radiowego przeboju weszły do 
scenariusza filmu "The Shadow” /premiera 1 


lipca/, który napisał David Koepp /współau- 
tor m.in. "Jurassic Park”/, a wyreżyserował 
Russell Mulcahy. 

Największym łajdakiem Tybetu nadzorują- 
cym uprawę i handel opium jest Ying Ko, 
Rzeźnik z Lhasa, zresztą Amerykanin /Alec 
Baldwin/, Lecz oto mądry nauczyciel porywa 
go do swego pałacu, rozpoznaje, jak cierpi je- 
go dusza, i nakazuje mu powrót do Nowego 
Jorku, by walczył ze złymi ludźmi i w ten spo- 
sób pokonał zło we własnym sercu. Cranston, 
przy okazji kuzyn nowojorskiego komisarza 
policji, wraca ze zdolnością przekształcania się 
w niewidoczną postać, która nie może 
tylko ukryć swego cienia. Potrafi jednak 
czytać w ludzkich umysłach, hipnotyzo- 
wać na odległość i wprawiać w ruch 
przedmioty, zwłaszcza niebezpieczne 
noże, samą tylko siłą woli. 

Pierwsza potyczka Cienia z mafią 
wygląda banalnie wobec dalszych 
przygód. Oto bowiem do Nowego Jor- 
ku przybywa ostatni potomek Dżingis 
Chana, który zamierza wznowić walkę 
prapradziadka o władzę nad światem. 


Shiwan Khan przysyła się w skrzyni z piękną 
trumną do Amerykańskiego Muzeum Historii 
Naturalnej. Ma te same zdolności, co Cień, 
lecz serce okrutne. Za pomocą hipnozy pod- 
porządkowuje sobie szlachetnego uczonego, 
który w tajnym laboratorium rządowym pra- 
cuje nad bombą atomową. Każe mu ustawić 
zapalnik zegarowy i żąda wielomiliardowego 
okupu, w przeciwnym razie Nowy Jork za- 
mieni się w stertę zgliszczy. A losy świata 
ważą się we wspaniałym gmachu, który jest 
niewidoczny dla zwykłych ludzi. 

Dreszcze tego filmu są już dawno zwie- 
trzałe. Niespokojna fascynacja Azją i tzw. 
żółte niebezpieczeństwo były modne do czasu 
II wojny światowej, która okazała, że naj- 
większe zagrożenie dla zachodniej cywiliza- 


cji pochodzi od niej samej. Najazd Mongołów 
na Manhattan stał się żartem z długą brodą, 
przynajmniej do chwili, gdy kultura popular- 
na nie użyje wątku zamachu na World Trade 
Center, czyli muzułmańskich terrorystów 
uzbrojonych dla lepszej zabawy w broń nu- 
klearną. 

Natomiast wykreowany w "The Shadow” 
Nowy Jork lat trzydziestych, w panującym 
wówczas stylu art deco, jest przepiękny. Au- 
tor scenografii, Joseph Nemec III, stworzył 
miasto nostalgiczne. Urządzenia techniki 
tchną naiwnym optymizmem stanowiąc szczyt 
osiągnięć "epoki pary i elektryczności”. Tajna 
poczta pneumatyczna została tu doprowadzo- 
na do absurdalnej konsekwencji, gdzie rury z 
powietrzem pod ciśnieniem stają się równie 
wszędobylskie, co dzisiaj kable telefoniczne. 
Pierwociny telewizji z ekranem jako oko so- 
wy budzą rozrzewnienie, nawet kulista i sre- 
brzysta bomba atomowa ma więcej wdzięku 
zabawki niż grozy broni ostatecznej. 

Alec Baldwin w roli bonwiwanta i super- 
mana ma właściwą proporcję dobrych i złych 
skłonności, ale jest zanadto kluchowaty na 
ciele i ociężały w ruchach do 
roli mitycznego pogromcy zła. 
Jego partnerka, Penelope Ann 
Miller nosi wspaniałe suknie, 
ale ma osobowość wieszaka na 
ubrania. Najbardziej przeko- 
nywający jest John Lone w ro- 
li potomka Dżingis Chana, 
choć w tej roli marzyłby się 
Toshiro Mifune. Ramotka po- 
pkultury w rodzaju *The Sha- 
dow” mogłaby się obronić ja- 
ko rzecz artystyczna, gdyby 
stanowiła ironiczny popis 
gwiazd, czyli zabawę w mito- 
logię kina. Niestety, obsada 
nie dorównuje poziomem sce- 
nografii. 

Byłby to bardzo dobry film, 
gdyby był inteligentny i autoironiczny. Mul- 
cahy jednak pokazał wcześniej w *Nieśmier- 
telnym”, że ma trochę za dużo nabożeństwa 
do tandety i również tutaj zanadto lęka się dy- 
stansu wobec materiału. Zresztą, być może, 
ma rację. W połowie wieczornego seansu la- 
tynoska matka z miesięcznym dzieckiem w 
nosidle spytała mnie o godzinę z troską, czy 
nie nadeszła pora karmienia, gdy ojciec 
dziecka kończył drugi kubeł popkornu. Mło- 
dzież płci obojga z górnej części sali wyda- 
wała od czasu do czasu okrzyki aprobaty — 
nie wiadomo czy wobec akcji na ekranie, czy 
tylko na widowni. Portier z latarką nie mógł 
upilnować sali, na której zabłąkał się jakiś 
krytyk filmowy spragniony subtelności. 

KRZYSZTOF KŁOPOTOWSKI 


WYDARZENIA 15H 


- KEANU DENNIS SANDRA 
- REEVES HOPPER BULLOCI 


GODZĄ 
OKI 
MOGHÓJZ 


TWENTIETH CENTURY. FOX przedstawia produkcję MARKA GORDONA film "SPEED" w rolach glównych KEANU REEVES DENNIS HOPPER 
SANDRA BULLOGK JOE MORTON -JEFF DANIEŁS muzyka MARK MANCINA montaż JOHN WRIGHT scenografia JACKSON DeGOVIA 
zdjęcia ANDRZEJ BARTKOWIAK kierownik produkcji AN BRYCE scenariusz.GRAHAM YOST produkcja MARK GORDON reżyseria JAN DeBONT 


se W KINACH OD 26 SIERPNIA 24 


PREMIERY 


W sierpniu na ekrany kin 


wchodzi 7 nowych filmów (tylko) 


WYSTRZAŁOWE DZIEWCZYNY 
IBad Girls/. USA, 1994. Reż. Jonathan Ka- 
plan. Wyk. Madeleine Stowe, Andie MacDo- 
well, Drew Barrymore, Mary Stuart Master- 
son. 102 min. Syrena. Premiera 5 sierpnia. 
Koniec XIX wieku na Dalekim Zachodzie. 
Prostytutka zabija agresywnego klienta, mie- 
szkańcy osady pragną dokonać samosądu, ko- 
oonu stają w obronie morderczy- 
ni. Cztery dziewczyny wyruszają w wędrówkę 
do Teksasu, by podjąć oszczędności z banku i 
kupić farmę. 


GLINIARZ Z BEVERLY HILLS 3 
/Beverly Hills Cop III/. USA, 1994. Reż. John 
Landis. Wyk. Eddie Murphy, Judge Reinhold, 
Theresa Randle. 104 min. ITI. Premiera 12 
sierpnia. 

Czarnoskóry policjant szuka morderców swe- 
go partnera. Ślady prowadzą do lunaparku, je- 
den z pracowników okazuje się głównym 
podejrzanym. Policjant gromadzi dowody wi- 
ny, jego wysiłki wywołują wrogą nieufność 
przełożonych. 


ŁZA KSIĘCIA CIEMNOŚCI 
Polska-Estonia, 1992. Reż. Marek Piestrak. 
Wyk. Hanna Dunowska, Tomasz Stockinger, 
Juri Jarvet, 98 min. Silesia. Premiera na po- 
czątku sierpnia. 

Rok 1939. Piękna Polka przybywa do Estonii, 
zaproszona przez miejscowego arystokratę. 
Estoński policjant wpada na trop intrygi: 
dziewczyna zna tajemnicę cudownego klejno- 
tu, dzięki któremu można zdobyć władzę nad 
światem. 


MAVERICK 

USA, 1994. Reż. Richard Donner. Wyk. Mel 
Gibson, Jodie Foster, James Garner. 127 min. 
Warner. Premiera 19 sierpnia. 

Hazardzista wędruje przez Dziki Zachód, zdo- 
bywa pieniądze grą w pokera. Na swej drodze 
spotyka nieustannie piękną dziewczynę, która 
także uwielbia hazard — oraz szeryfa, który 
próbuje tamtych dwoje przyłapać na przestęp- 
stwie. Moment kulminacyjny przychodzi, gdy 
podczas turnieju spotykają się najlepsi poke- 
rzyści Zachodu. 


MAŁY BUDDA 

ILittle Buddha/. Francja-Wielka Brytania, 
1993, Reż. Bernardo Bertolucci. Wyk. Keanu 
Reeves, Bridget Fonda, Chris Isaak. 140 min. 
Solopan. Premiera 19 sierpnia. 

Mnisi buddyjscy poszukują osoby, która mo- 
głaby okazać się reinkarnacją ich przełożone- 
go, zmarłego przed dziesięciu laty. Jednym z 
kandydatów jest młody Amerykanin z Seattle. 
Zostaje wraz z rodzicami zaproszony do kla- 
sztoru u stóp Himalajów — i poddany próbom 
identyfikacji. 


SPEED — 

NIEBEZPIECZNA SZYBKOŚĆ 

ISpeed/. USA, 1994. Reż. Jan De Bont. Wyk. 
Keanu Reeves, Sandra Bullock, Dannis Hoo- 
per. 120 min. Syrena. Premiera 26 sierpnia. 
Przestępca zakłada bombę w wieżowcu, żąda 
okupu. W wypadku odmowy nastąpi eksplo- 
zja, zginą ludzie uwięzieni w windzie. Potem 
szantażysta montuje ładunek wybuchowy w 
autobusie. Policjanci z brygady specjalnej 
próbują zapobiec katastrofie i uwolnić pasaże- 
rów. 


GRA O ŻYCIE 

IMy Life/, USA, 1993. Reż. Bruce Joel Rubin. 
Wyk. Michael Keaton, Nicole Kidman, Haing 
$. Ngor. 112 min. Vision. Premiera na przeło- 
mie sierpnia i września. 

Młode małżeństwo oczekuje dziecka, Przy- 
padkowo wychodzi na jaw, że ojciec jest cho- 
ry na raka i może umrzeć przed narodzinami 
potomka. Mimo narastających cierpień — po- 
stanawia nakręcić film video o sobie i swym 
życiu, by pozostawić po sobie wspomnienie. 


17 


Bemaloc 
na kółkach 


Pierwsze sceny w windzie drapacza chmur 
zapowiadają jeszcze jeden zręczny, 

lecz banalny horrorek o bezradności ludzi 
wobec zawodnej techniki. 

Ale za chwilę następuje zk 

i już do końca niespodzianka 

goni niespodziankę. 

W tempie zawrotnym. 


Keanu Reeves m - A 


kranowym sprawcą za- 
mieszania jest niejaki 
Howard Payne /Dennis 
Hopper/. Psychopata 
jak się patrzy. Malowniczy, sty- 
lowy. Nie żaden rozhisteryzo- 
wany desperat, ale *świr z kla- 
są”, o skim spojrzeniu. 
Payne jest mistrzem w konstruo- 
waniu zdalnie sterowanych 
bomb, działa rozważnie i konse- 
kwentnie. Doznaje niemal roz- 
koszy burząc przeciw innym po- 
rządek świata techniki: robi to 
dla okupu, dla poczucia władzy. 
*|graszki” zaczyna od windy 
lecz wkrótce znajduje sobie bar- 
GH atrakcyjny | obiekt: pełen 


pojazd RZECZY prędk 

mil na godzinę, to umieszcze: 

w nim ładunek eksploduje. 
Payne, jak każdy hazardzista, 

czerpie ogromną satysfakcję 

przede wszystkim z samej roz- 

grywki. Godnego siebie prze- 


ciwnika znajduje w Jacku Tra- 
vornie /Keanu Reeves/ z bryga- 
dy antyterrorystycznej policji w 


no brać Jacka zbyt serio. Spra- 
wia wrażenie pełnego dobrych 
intencji, lecz naiwnego policyj- 
nego prymusa. Szybko jednak 
j e nam zmienić opinię o 
nim. Jack to superglina. Spraw- 
ny jak cyrkowy akrobata, 
odważny niczym frontowy he- 
ros, czujny i przenikliwy. W do- 
datku przystojny, dzięki czemu 
może liczyć na wsparcie i 
podziw uroczej pasażerki auto- 
busu, (Sandra Bullock) która w 
pewnym momencie mus 


lą- 
pić rannego kierowcę. Między | Sandra B Bullock i Keanu Reeves 


zamachowcem a dzielnym stró- 
żem prawa powstaje specyficzna więź. Mło- 
dzieńcza Szlachetność i wyrafinowane Zło 
spoglądają na siebie z zaciekawieniem. Dla 
obu przeciwników to starcie ma wyjątkowy 
charakter. Dlatego angażują w pojedynek 
wszystkie siły. Akcja *Speedu” przypomina 
dramaturgią sportowe widowisko. Sprawa 
zwycięstwa ciągle się wal darzenia biegną 
błyskawicznie nie pozwalając złapać tchu. 
Stawką w tej walce jest nie tylko życie pasa- 
żerów autobusu. 

Producentom i autorom filmu zależało bar- 
dzo, by rolę diabolicznego piromana zagrał 
Dennis Hopper, ale ten początkowo był dale- 
ki od entuzjazmu. Delikatnie mówiąc. *Są- 
dziłem, że traktują mnie jak szafę grającą. Po 
przeczytaniu scenariusza i kilku rozmowach 
zmieniłem zdanie. Zobaczyłem, że chłopcy 
szykują fantastyczną zabawę i nie mogłem im 
sprawić zawodu. Poczułem się wręcz wyróż- 
niony. Niech pisze, kto chce, że Hopper po- 

a swoje ograne sztuczki, miny, gryma- 
sy. Dla mnie całe to przedsięwzięcie było jak 
20 


ca kuracja. Takiej 
ci i przyjemności z 
lawno nie widziałem. 
Co sądzę o Keanu Reevesie? Je- 
stem bardzo wyczulony na fałsz 
w ludzkich kontaktach, mimo że 
właśnie mnie zarzucano często 
pozerskie skłonności. Z Keanu 
łatwo się porozumiewam. Jest 
naturalny, bezpośredni. Ujął 
mnie tym, że nie ma w nim ani 
pychy młodego gwiazdora, ani 
chytrej kokieterii. Nie próbował 
mnie, "legendy Hollywoodu”, 
całować po rękach, za co jestem 
mu bardzo wdzięczny. Szanuje 
innych, zna swoją wartość. Niby 
normalka, tak zawsze powinno 
być, ale wcale nie jest. Nie tylko 
o nim mogę dobrze mówić. Tam 
zebrała się gromadka niezłych 
szajbusów. W najlepszym tego 
słowa znaczeniu”. 


Dennis Hopper i Jeff Daniels 


Sandra Bullock | 


*Czytając scena- 
riusz nie mogłem 
uwierzyć, że autor 
Graham Yost, jest de- 
biutantem” - mówił 
producent filmu John 
Gordon. *Ten tekst 
był już namiastką ży- 
wego kina. Atakował wyobraźnię, podsuwa- 
jąc jej wyraziste, pełne napięcia obrazy. Po 
lekturze czułem się jak widz wychodzący z 
kina. I podobnie było z innymi. Tę pierwszą 
wersję *Speedu” każdy z nas już *obejrzał” 
we własnej wyobraźni. I zewsząd słychać 
było zaskoczenie: skąd wziął się ten sukces. 
I to w kategorii, która wymaga — jak po- 
wszechnie się sądzi — rzemieślniczej, latami 
zdobywanej perfekcji. Pomyślałem sobie 
wówczas, że właśnie świeżość i energia 
*zdobywcy” zadecydowały o walorach tego 
scenariusza. My tu w Hollywood ulegamy 
zbiorowym modom i koniunkturom, odru- 
chowo podglądamy jedni drugich, zatracając 
czasem otwartość i pomysłowość. Bez sta- 
rych wyjadaczy kino nie mogłoby się obyć, 
ale to wspaniale, gdy ktoś nowy może im 
przytrzeć nosa”. 


Nawet najlepszy scenariusz można jed- 
nak zepsuć, więc z niezwykłą starannością 
zabrano się do wyboru reżysera. Początko- 
wo szefowie Twentieth Century Fox brali 
pod uwagę jedynie nazwiska z pierwszej ligi 
kina akcji. Dorobek reżysera miał być gwa- 
rancją ostatecznego sukcesu. A jednak stało 
się inaczej — temu filmowi musiała widać 
towarzyszyć aura sensacji. Na czele ekipy 
stanął bowiem... Jan De Bont, filmowiec ro- 
dem z Holandii, bez żadnego doświadczenia 
reżyserskiego, znany za to z sukcesów ope- 
ratorskich w takich filmach jak "Polowanie 
na Czerwony Październik”, *Zabójcza broń 
3", "Czarny deszcz”, Uznano, że najważ- 
niejsze będzie tu zbudowanie dramaturgii 
dynamicznym obrazem i wykorzystanie wi- 
dowiskowości tej historii. Dla De Bonta by- 
ła to wyjątkowa, wymarzona szansa.”Nigdy 
nie przypuszczałem, że dostanę do ręki tak 
znakomity scenariusz. Szybko wszakże wy- 
obraziłem sobie, że to może być początek i 
zarazem koniec mojej reżyserskiej kariery. 
Producenci uśmiechali się, przyjaźnie pokle- 
pywali po ramieniu, ale ich spojrzenia 
ostrzegały: chłopie, jak sobie nie pora- 
dzisz... To się zaczęło stopniowo zmieniać 
w trakcie zdjęć. Widziano, że powstaje coś, 
czego Fox nie będzie się musiał wstydzić. 
Po pewnym czasie przestałem odczuwać 
ciski, myślałem o tym, by nie zaprzepaścić 
możliwości, jakie stworzył mi Graham, ale 
to już była kwestia ambicji, a nie obawa o 


Bez starych wyjadaczy 

kino nie mogłoby się obyć, 

ale to wspaniale, gdy ktoś nowy 
może im przytrzeć nosa. 


własną skórę. Niezwykłość scenariusza Gra- 
hama polega na tym, że odkrył on nową siłę 
w popularnych i pozornie wyeksploatowa- 
nych motywach. Cały pomysł ma swe źró- 
dło w myśli, która wydaje się oczywista i 
płaska jak płyta chodnikowa: kino akcji to 
ruch, dosłownie i w sensie emocjonalnym. 
Zmienność, różnorodność sytuacji, postaw, 
emocji. Wszyscy to wiedzą i próbują tę 
prawdę wykorzystać, ale podążają wytarty- 
mi ścieżkami. Gdy opowiadałem o moim 
filmie znajomym spoza środowiska — byli 
zawiedzeni, że to takie banalne: ładunki wy- 
buchowe, *dobry” goni *złego” itd. Po pre- 
mierze przyszli do mnie z gratulacjami, 
zdziwieni, że nie pochwaliłem się tak nie- 
konwencjonalnym przedsięwzięciem”. 

Dla De Bonta kluczową sprawą była 
współpraca z autorem zdjęć. Znalazł ideal- 
nego partnera w Andrzeju Bartkowiaku, pol- 
skim emigrancie, który osiąga coraz wyższą 
pozycję w Hollywood. Sceny w windzie, a 
zwłaszcza "autobusowa epopeja” pełna mro- 
żących krew w żyłach obrazów, musiały być 
operatorskim majstersztykiem. Sądząc po 
reakcji krytyki De Bont i Bartkowiak osią- 
gnęli cel. 


21 


Najzabawniejszy 

policjant Ameryki powrócił, 
żeby raz jeszcze 
zaprowadzić porządek 

w Beverly Hills. 


<oaęroj RAM 


NFU 


MABAOF THE YEA 


r 


est sprytny 
rzucony drz 
oknem. 


1984 roku. Pierwotnie miał go zagrać Sylve- 
ster Stallone, który jednak zrezygnował z roli, 
pochłonięty całkowicie Rambo. Wtedy produ- 


J 
bowiem marzył o kinie akcji. Konieczne były 
jednak zmiany w scenariuszu Daniela Petrie 
Jr. — należało zrezygnować z powagi na rzecz 
komizmu. Powodzenie pierwszego *"Gliniar: 

z Beverly Hills”, eżyse: nego przez 
Martina Bresta, przeszło wszelkie oczekiwa- 
nia. Film okrzyknięto najbardziej kasową ko- 
medią wszech czasów. Tajemni 

legała na płynnym połączeniu sent 


GLINIARZ Z BEVERLY HILLS 3 


z wątkami czysto komediowymi oraz 
wprowadzeniu nowego typu bohatera. Już nie 
ironizujący, zmęczony życiem i swoim fachem 
prywatny detektyw, nie zgor: ły, odarty ze 
złudzeń, twardy gliniarz, ale wiecznie żartują- 

/ postrzeleniec o zaraźliwie brzmiącym śmie- 
chu, słynący z celnych ripost i całkowitego 
braku manier. Humor *Gliniarza...” miał swoje 
źródło przede tkim w zderzeniu nieo- 
krzesanego policjanta z przedmieść Detroit z 
luksusem i s Beverly 
Hills. W okazało się przejęcie 
przez Bresta i jego ekipę rytmu narracji vi- 


deoclipów i wzbogacenie ścieżki dźwiękowej 
o piosenki najpopularniejszych wykonawców 
muzyki soul i rock. Mniej podobała się druga 
Gliniarza z Beverly Hills” Tony'ego 
Scotta ze scenariuszem Larry'ego Fergussona, 
której zarzucano beznamiętne powielanie 
sprawdzonych wzorców, a także niepotrzebne 
złagodzenie charakteru Axela Foleya. Czy to 
aby na pewno ten sam facet, którego oglądali- 
śmy w pierwszym "Gliniarzu"? zastanawiał 
się recenzent z "Variety". W tej sytuacji Eddie 
Murphy wycofał się z przygotowywanej real 
ji trzeciej części cyklu i dopiero niedawno 


PREMIERY 23 MEEN 


wytwórnia Paramount zdołała go ponownie do 
niej przekonać. 

Pomocny w tym okazał się scenariusz ce- 
nionego w Hollywood Stevena E. de Souzy, 
scenarzysty obu "Szklanych pułapek”, "48 go- 
dzin Commando”, a ostatnio "The Flint- 
stones”, Axel jest wreszcie taki, jaki powinien 
być, uznał Murphy. DU który 
ciągle musi waniom rzuca- 
nym mu NZ ie jest niezwy- 
kły, bo w jednej chwili potrafi być śmiertelnie 
poważny, b; z potem z czegoś się zaśmie- 
wać. Nowością jest to, że po raz pierwszy 
Axel jest zakochany, choć w natłoku akcji 
niewiele ma czasu na romantyczne uniesienia. 
Tym razem walczy z gangiem, który swoich 
przestępstw dokonuje na terenie popularnego 
wesołego miasteczka. Sojusznika w walce ze 
złem znajduje oczy! Je w detektywie z Be- 
verly Hills, Billym Rosewoodzie, którego za- 
grał, jak zwykle, Judge Reinhold, tak opisują- 
cy swojego bohatera: Billy to jedyny policjant 
w Kalifornii, który wierzy w Axela. Jest do 
niego bardzo podobny: opiera się na instynk- 
cie i chce robić to, co do niego należy. Najza- 
bawniejsze było obserwowanie przemian, ja- 
kie dokonały się w Billym od pierwszego "Gli- 
Teraz Billy zafascynowany jest naj- 

ymi technologiami wykorzysty- 
wanymi olicję. 

R się John Landis, który z Ed- 
diem Murplym spotkał się już na planie *Nie- 
oczekiwanej zmiany miejsc” i "Księcia w No- 
wym Jorku”. Dla mnie "Gliniarz z Beverly 
Hills 3” to kolejna przygoda Axela Foleya, 
odcinek serialu, a nie sequel. Tak jak i pierw- 
sza część, jest to komedia akcji, thriller z za- 
skakującą zagadką, który jednocześnie jest za- 
bawny — tłumaczył przed premierą Landis. 

I 24 


Cudowny 
świat? 


Rola Axela Foleya w "Gliniarzu z Beverly 
Hills 3” wymagała ode mnie stuprocentowej 
kondycji. Była największym wyzwaniem w mo- 
jej karierze — wyznał po premierze Eddie Mur- 
phy. Pół roku przed rozpoczęciem zdjęć Mur- 
phy rozpoczął intensywny trening, przygoto- 
wujący go do filmowych sekwencji walk i sa- 
mochodowych pościgów. Ćwiczył kulturysty- 
kę i boks, podnosił ciężary. Potem na planie 
mógł popisywać się fizyczną tężyzną i spraw- 
nością, których wymagały od niego kaskader- 
skie popisy. Jedną z najtrudniejszych okazała 


się scena na karuzeli. Ponieważ 
zycie dzieci jest w niebezpieczeń- 
stwie, Axel spieszy im na pomoc i 
wspina się na szczyt karuzeli, któ- 
ra przez cały czas jest w ruchu. 
To była naprawdę trudna wspi- 
naczka, ale jeszcze bardziej nie- 
bezpieczne okazały się niektóre 
sceny walk. Czasami cios był źle 
zamarkowany i ktoś obrywał na- 
prawdę — wspomina Murphy. 
Większość scen filmu rozgry- 
wa się na terenie lunaparku w Be- 
verly Hills, tzw. Wonder World 
czyli Świata Cudów. Taka lokali- 
zacja to dla filmowego scenografa 
prawdziwe wyzwanie. Jednak Mi- 
chael Seymour, nominowany do 
Oscara za niesamowitą scenogra- 
fię w *Obcym — 8 pasażerze No- 
stromo” Ridleya Scotta, bez trudu 
z tym sobie poradził. Filmowy 
Wonder World został wzniesiony 
na terenie wesołego miasteczka w 
Santa Clara w Kalifornii, należą 
cego do wytwórni Paramount, 
współproducenta *Gliniarza...”. 
Seymour stworzył tu sieć 
podziemnych i naziemnych tune- 


Eddie Murphy 


li, będących nie tylko atrakcją parku, ale i 
śmiertelną pułapką. Można w nich spotkać 
mechaniczne dinozaury. Są też tu krwiożerczy 
obcy z kosmosu, którzy "atakują gości weso- 
łego miasteczka w podziemnej stacji. Jest wre- 
szcie potrójne koło diabelskie. Zdjęcia na nim 
wymagały zachowania najdalej posuniętych 
środków ostrożności. 

Za efekty specjalne, których w *Glinia- 
rzu...” nie brak, odpowiedzialny był Jon G. 
Beyleu, który związany był z produkcją m.in. 
drugiej i trzeciej części "Zabójczej broni” Ri- 
charda Donnera i *Tango i Casha” Andrieja 
Konczałowskiego. 

Dla reżysera Johna Landisa kręcenie filmu 
na terenie wesołego miasteczka było dodatko- 
wą atrakcją. Dzięki temu mogłem kreować 
świat iluzji, a następnie odstaniać tajniki jego 
powstawania. 


MEL  JODIE 


GIB5O N FOSTER 


U Ę 
zee (OUIERSKIEROOWE POONETONŚ: EL GSO DE FSK JE CARA 
GARD DONNA "WAWAAKY” GRAMY CEE JAKIEJ CBUAN AA KO eż I WNYCA 
" LUD zn (MI OWOGAO wy LWS lg ZONK) "E AANOY JENNY zwei A HUGO 
<= WIA GOLA "> BIE z ALZĄAO DOWIE **r RCAAO DONE 
k4 uteeków| [EE] EH al DRESS SM 


NA EKRANACH OD 19 SIERPNIA 


Na ten film kupisz tańsze bilety 


"MAVERICK 


azardziści 
i karciarze. 

SER Kto żyw spieszy 
na parowiec 

"Lauren Belle”, 

żeby wziąć udział 

w pokerowym turnieju. 
Nie może w nim zabraknąć 
i Breta Mavericka, 
* najlepszego gracza 
__ i największego blagiera 
___ na Dzikim Zachodzie. 


el Gibson zawsze marzył o we- 

sternie. Długo jednak nie mógł 

znaleźć odpowiedniego scena- 

riusza, a przede wszystkim bo- 

hatera, z którym mógłby się utożsamić. Aż 

pewnego dnia trzy lata temu Bruce Davey, je- 

go wspólnik i producent, przypomniał mu o 

popularnym kiedyś telewizyjnym serialu we- 

sternowym *Maverick”. Realizowany w la- 

tach 1957-1962 przez ABC serial opowiadał 

o perypetiach inteligentnego, pełnego uroku 

pokerzysty, który nie stronił od kobiet i przy- 

gód. Głównego bohatera grał James Garner, 

który dzięki tej roli zyskał sobie ogromną po- 
pularność. 

Pomysł przeniesienia przygód Mavericka 
na duży ekran od razu spodobał się Gibsono- 
wi. Oglądałem serial w Australii, Miałem 
wtedy pięć-sześć lat i byłem zachwycony fil- 
mem. Gibson kupił prawa do *Mavericka” w 
ramach swojej firmy "Icon Productions” i za- 
pewnił sobie wsparcie *Warner Bros”. Napi- 
sanie scenariusza zlecono Williamowi Gold- 
manowi, który od czasów *Butcha Cas 
dy'ego i Sundance'a Kida” uchodzi pe- 
cjalistę od westernowych tematów. Gibson 
chciał, żeby nowy scenariusz zawierał więcej 
humoru i scen akcji, tak by *Maverick” stał 
się westernem na wesoło. Myślałem o tym, 
żeby Bret Maverick był nie tylko dobrze zna- 
nym telewidzom graczem pijącym mleko i 
unikającym rozwiązywania swoich proble- 
mów przi zelaninę i walkę. Najzabawniej- 
sze było pokazywanie tej szczypty szaleństwa 
i histerii, która w nim drzemała. 

Z gotowym scenariuszem w ręku Gibson 
zaczął rozglądać się za odpowiednim reżyse- 
rem. Jego pierwszym i jedynym kandydatem 
był Richard Donner, z którym tak dobrze 
współpracowało mu się przy filmach z serii 
"Zabójcza broń”. Donner odniósł się z entu- 
zjazmem do szansy wyreżyserowania we- 
sternu, pierwszego w swojej karierze. Pomy- 
ślałem, że z Melem będzie to niezapomniana 
przygoda i tak się rzeczywiście stało. Do- 
nner zaproponował zmiany w planowanej 
obsadzie. 

Kiedy okazało się, że Meg Ryan nie chce 
zagrać pełnej wdzięku szulerki, Annabelle, 
godnej przeciwniczki Mavericka, Mel Gibson 
pomyślał o Kim Basinger. Donner nie chciał 
Basinger, więc postanowił zaryzykować i rolę 
powierzył Jodie Foster, która w Hollywood 
uważana jest przede wszystkim za aktorkę 
dramatyczną. Donner przekonywał niechęt- 
nych temu wyborowi: Jodie potrafi być pełna 
seksu i wdzięku, a do tego zabawna. Odrobi- 
na charakteryzacji i bez trudu przekształca 
się z tzw. dziewczyny z sąsiedztwa w pełnego 
powabu wampa. 

Foster już dawno chciała zagrać w kome- 
dii, a scenariusz Goldmana z miejsca przy- 
padł jej go gustu. Dostałam go w czwartek i w 
czwartek go przeczytałam. W piątek oddzwo- 
niłam, że przyjmuję rolę, a w sobotę już mie- 
rzyłam kostiumy. "Maverick" w niczym nie 
przypomina żadnego z filmów, w których do- 
ty is zagrałam i prawdopodobnie to było 
główną przyczyną, dla której tak mnie zainte- 
resował. Naprawdę marzyłam o takiej kome- 
dii, pełnej wdzięku, le. i dowcipu. 

Maverick Gibsona jest postacią komedio- 
wą. Ten facet bardziej martwi się o to, czy 


28 I 


nie pobrudzi sobie koszuli niż o to, czy go 
powieszą — opowiada o nim Mel. W nieco in- 
nej konwencji utrzymana jest postać współ- 
towarzysza jego przygód, szeryfa Zane'a Co- 
opera. Gibson chciał, żeby tę postać zagrał 
Paul Newman. Donner zaproponował Jamesa 
Garnera. Zżerała nas trema. Oto facet, który 
wykreował Mavericka. Któż inny mógłby za- 
grać tę rolę, ale Mavericka grał u nas Mel. 
Zastanawialiśmy się więc z Melem, czy po- 
winniśmy zwrócić się do Garnera? Na pewno 
obrazi się na nas, więc wysłaliśmy mu scena- 
riusz... a on nie tylko zgodził się, ale i wręcz 
promieniał szczęściem. To właśnie Garner 
nauczył Gibsona wielu pokerowych tricków, 
dzięki którym Maverick pokonywał przy zie- 
lonym stoliku największych szulerów na 
Dzikim Zachodzie. 

Miałem na planie trzy gwiazdy wspomina 
Donner. To tak jakbym kręcił film z Bobem 
Hope, Bingiem Crosbym i Dorothy Lamour. 
Nasz "Maverick" to film drogi, to połącze- 
nie magii i szaleństwa. Jest też zaskakujący 
koniec w stylu "Gry pozorów”. To nie kolej- 
ny brudny antywestern. Wszyscy są tu czy- 
ści, sympatyczni i dobrze wyglądają. Jeżeli 
wytwórnia nie zdecyduje się na ciąg dalszy, 
to będzie oznaczać, że pracują w niej same 
czuby. 


Zdjęcia: WARNER HOME VIDEO 


Richard 
Donner 
okazał się na planie tyranem. 
Nie uznawał żadnych wykrętów 
ani usprawiedliwień. 


je 
Mel Gibson * - 


Wśród ekipy *Mavericka” krzykiem mody 
były podkoszulki z dziesięcioma ulubionymi 
powiedzonkami Donnera, które można było 
stale słyszeć na planie. 10. to najpowolniejsza 
ekipa, z jaką kiedykolwiek się zetknąłem, 9. 
nie interesuje mnie twój życiorys, 8. czemu 
gapisz się na zegarek, czyżbyś był producen- 
tem? 7. Jimmy, dlaczego nie kręcimy? /pod 
adresem producenta i pierwszego asystenta 
Jima Van Wycka/, 6. kto w końcu tutaj rzą- 
dzi?, 5. szybciej, żwawiej, nie macie już sił?, 
4. kto nie jest jeszcze gotów? — żądam na- 
zwisk, 3. skopię tyłek, 2. hip hip, hip hop, 1. 
huh, huh, huh. A mimo to Donner był kocha- 
ny przez wszystkich. Tego 57-letniego nobli- 
wie wyglądającego pana energia wprost roz- 
sadza. Każdego też potrafi zarazić entuzja- 
zmem. A entuzjazm był ekipie bardzo po- 
trzebny, zwłaszcza podczas uciążliwych zdjęć 
na prerii w gorącym słońcu, z dala od ludz- 
kich osad i źródeł wody. 

Ekipa *Mavericka” odwiedziła góry Sierra, 
północny Oregon, Wielki Kanion i rezerwat 


Raz na 
dyliżansie, 
raz pod... 


Indian Navajo w Arizonie. W górach Sierra 
zdjęcia powstawały w okolicy Lone Pine i 
Alabama Hills, gdzie nakręcono ponad 250 
westernów począwszy od niemego "The Ro- 
undup” z Fatty Arbucklem z 1920. To miej- 
sce zachwyciło zwłaszcza Donnera. Kiedy 
miejscowy przewodnik pokazał mi w skale ka- 
wałek cementu i metalowej rury i powiedział, 
że właśnie w tym miejscu zaczynał się most, 
który przechodził Cary Grant w "Gunga 
Din", moje serce zamarło. Po prostu musieli- 
śmy tu kręcić. W Oregonie wybudowano ele- 
gancki parowiec, który nazwano *Lauren 
Belle” na cześć żony Donnera, Lauren Shu- 
ler. Przez sześć tygodni każdego ranka ekipa i 
aktorzy przepływali nim 30 mil w górę rzeki 
Columbia, by znaleźć plenery bez linii wyso- 
kiego napięcia i autostrad. 150 statystów 
ubranych w kostiumy z epoki przechadzało 
się po pokładach. podczas gdy aktorzy roz- 
grywali kolejne partie pokera przed kamera- 
mi. Każdego też dnia w porze lunchu do 
*Lauren Belle” dobijała barka z suchym pro- 
wiantem. 

Za zgodą Zarządu Parków Narodowych 
scenograf Tom Sanders wzniósł na terenie 
parku narodowego w Lake Powell w Arizonie 
westernowe miasteczko. Dotrzeć do niego 
można było tylko motorówkami. Kiedy pew- 


Jodie Foster 
i Mel Gibson 


nego dnia gwałtowna ulewa przemieniła 
przybrzeżne piaski w gęste błoto nie do prze- 
bycia, Mel Gibson wykorzystał dzień prze- 
rwy na zorganizowanie wśród ekipy turnieju 
pokerowego. On i Jodie Foster przegrali naj- 
więcej. 

W *Mavericku" nie zabrakło zapierających 
dech w piersiach kaskaderskich wyczynów. 
Mel Gibson nie zgadzał się na żadne zastęp- 
stwa, Dla Donnera był to koszmar. Z Melem 
to jest tak: kończysz ujęcie, robisz sobie prze- 
rwę, a kiedy wracasz na plan dowiadujesz się, 
że Mel robi to, co powinien zrobić za niego 
kaskader. Masz wtedy chęć własnoręcznie go 
zabić. Jedną z najbardziej ryzykownych scen 
okazała się ucieczka dyliżansem. Zamysł Mica 
Rodgersa, odpowiedzialnego za wszystkie sce- 
ny z kaskaderami, był następujący: Musieli- 
Śmy dodać nieco napięcia. Normalnie Mave- 
rick powinien wyleźć z dyliżansu, wspiąć się 
na dach i z niego skoczyć na konie. Maverick 
nie idzie jednak na łatwiznę. Potyka się więc, 
ześlizguje, wpada między koła, a dopiero po- 
tem wspina się na dach. Nikt nigdy przedtem 
tego nie dokonał. Oczywiście Donner nie po- 
zwolił Gibsonowi na spróbowanie tego, Mel 
musiał ustąpić i jego miejsce w dyliżansie za- 
jął Rodgers. W przygotowaniu tej sceny po- 
magał mu Terry Leonard, jeden z najsławniej- 
szych kaskaderów w Hollywood, który dobrze 
zna wszystkie niebezpieczeństwa skoków z 
dyliżansu i konnych zaprzęgów. Podczas rea- 
lizacji *Samotnego jeźdźca” dostał się pod ko- 
pyta rozpędzonych koni, a koła dyliżansu 
zmiażdżyły mu biodra. Leonard zaplanował 
ujęcie w najdrobniejszym szczególe, tak że 
Rodgers wykonał scenariu- 
szowy zamysł bez najdrob- 
niejszego nawet draśnięcia. 

Dla Gibsona trudniejsze od 
kaskaderskich wyczynów 
okazały się karciane tricki. 
Strasznie trudno jest manipu- 
lować całą talią kart. Wolę 
już rewolwery. Łatwiej się ni- 
mi żongluje. 


STO W JEDNYM 


W poszukiwaniu dobrych pomysłów 
|ywood coraz częściej sięga 


po stare telewizyjne seriale. 

"DENNIS ROZRABIAKA” Nicka Castle /1993/. In- 
spiracją był komediowy serial familijny "Dennis 
The Me '" o rodzinie Mitchellów, których kilku- 
Dennis /w tej roli Jay North/ uwielbia 
pakować się w kłopoty i dokuczać sędziwemu sąsia- 
dowi, panu George'owi Wilsonowi, miłośnikowi 
ptaków i zadbanych ogródków. Serial, wyproduko- 
wany przez CBS, był z kolei zainspirowany komi- 
ksem Hanka Ketchama. 146 odcinków zostało wye- 
mitowanych od 4.10.1959 do 22.09.1963. 
"DRAGNET" Toma Mankiewicza /1987/. Kolejna, 
tym razem komediowa wersja jednego z najpopular- 
niejszych seriali kryminalnych. Każdy z 64 odcin- 
ków oparty był na prawdziwej sprawie. Głównym 
bohaterem był sierżant Joe Friday /grany przez Jacka 
Webba/ z odznaką nr. 714. Serial ten, emitowany 
przez NBC od 16.12.1951 do 6.03.1959, a potem od 
12.01.1967 do 10.09.1970, uważany jest za pierwo- 
wzór realistycznych seriali policyjnych, "Kojaka" i 
*Posterunku przy Hill Street”. 

"THE FLINTSTONES” To oczywiście aktorska we- 
rsja pierwszego serialu animowanego dla dorosłych, 
*Między nami jaskiniowcami”, wyprodukow 
dla ABC przez Williama Hannę i Josepha Barberę. 
Przygody Freda i Wilmy Flintstonów oraz Barneya i 
Betty Rubble nadawane były w amerykańskiej tele- 
wizji od 30.09.1960 do 2.09.1966 w każdy piątek. 
"MAVERICK" Richarda Donnera /1994/, Kinowa 
wersja westernowego serialu o braciach Maverie 
kach, dżentelmenach-pokerzystach, którzy ogrywali 
każdego na Dzikim Zachodzie w latach 80. XIX 
wieku. Breta grał James Garner /od 1960 Robert 
Colberi/, Barta — Jack Kelly, a ich kuzyna z Anglii, 
Beau Mavericka — Roger Moore. 124 godzinne od- 
cinki były emitowane przez ABC od 22.09.1957 do 
8.07.1962. 

"RODZINA ADDAMSÓW" Barry'ego Sonnenfel- 
da /1991/. "Rodzina Addamsów II" Barry'ego Son- 
nenfelda /1993/. Przeróbka popularnego serialu ko- 
mediowego "The Addams Family" o ekscentrycznej 
rodzince: zamożnym adwokacie, Gomezie /John 
Astin/, jego pięknej żonie, Monicii /Carolyn Jones/ i 
ich dwójce dzieci. Scenariusz 64 odcinków powsta- 
wał na motywach popularnego komiksu Charlesa 
Addamsa, drukowanego na łamach "The New Yor: 
kera”. Serial był nadawany przez ABC od 
18.09.1964 do 2.09.1966. 

"RODZINKA Z BEVERLY” Penelope Sphe 
11993/. Kinowa wersja komediowego serialu * 
Beverly Hillbillies” nadawanego przez CBS. Prz 
gody rodziny Clampettów, prostaczków z prowincji, 
którzy zajmują posiadłość na 518 Crestview Drive w 
ekskluzywnym Beverly Hills. Głowa rodziny, Jed 
IBuddy Ebsen/ ma sporo kłopotów z córeczką /Do- 
nna Douglas/, teściową /Irćne Ryan/ i siostrzeńcem 
[Max Baer/. Półgodzinne odcinki nadawane były w 
środy od 26.09.1962 do 7.09.1971 

"ŚCIGANY" Andrew Davisa /1993/. Przeróbka 
rialu "Ścigany”. Dramatyczne przygody doktora Ri- 
charda Kimble'a /David Janssen/ szukającego jednorę- 
kiego mordercy swojej żony /Bill Raisch/ i tropionego 
przez porucznika Philipa Gerarda /Barry Morse/. 120 
godzinnych odcinków było nadawane przez ABC od 
17.09.1963 do 29.08.1967 we wtorki. Finałowy obej- 
rzała rekordowo wysoka liczba telewidzów /72%/. 
Ten rekord został pobity dopiero przez "Dallas" 


Mel Gibson i Graham Greene 


zdobyć sensacyjną wiadomość. 
kobieta. Para szalejących reporterów z Chi- 
cago. Wobec siebie nawzajem są lodowato 
uprzejmi i zjadliwie ironiczni. Można by po- 
myś 
prawdę, 

Skąd my 
no uwielbiało takie historie. Wymyśliło dla 
nich nawet odpowiednie określenie — wojna 
płci. Schemat był zawsze podobn 
głównych bohaterów /mężczy 
walczyła ze sobą do upadłego, nie szczędząc 
sobie 
śliwości, żeby w końcu paść sobie w ramio- 
na. Wiadomo: kto się lubi, ten się czubi. 

też jest i w przypadku Sabriny Peter- 

son i Petera Bracketta z dwóch rywalizują- 
cych ze sobą chicagowskich dzienników. Sa- 
brina dopiero zaczyna swoją karierę. 
WSZ przepowi 
szłość. Jest przecież nie tylko bardzo ładna, 
ale przede wszystkim błyskotliwa, inteligent- 
na i pomysłowa. Brackett to dziennikarska 
sława z własną kolumną w jednej z najwięk- 

ych gazet w Stanach. Ma za sobą lata prak- 
tyki, zna tysiące sztuczek i sposobów na 
prześcignięcie konkurencji w pogoni za naj 
większymi sensacjami. Sabrina i Brackett 
spotykają się na miejscu tajemniczej 
strofy kolejowej. Oboje rozpoczynają śledz 
two na własną rękę, a ich drogi stale się 
krzyżują, co rzecz jasna prowadzi do li 

h spięć. Dopiero gdy zacznie zagrażać i 

śmiertelne niebezpieczeństwo, zjednoc: 
ły, a przy okazji odkryją, że nie potrafią bez 
siebie ży 


Na pomysł komediowej opowieści o pry 
atno-służbowych stosunkach dwójki repo! 
terów, utrzymanej w konwencji słynnej 
"Dziewczyny Piętaszka” Howarda Hawksa z 
1940, wpadło hollywoodzkie małżeństwo: 
Nancy Meyers i Charles Shyer. To nie pierw- 
sza ich wspólna komedia. Byli scenarzystami 
i producentami m.in. "Szeregowego Benja- 
mina” Howarda Zieffa z Goldie Hawn /za 
scenariusz, do którego zostali nominowani 
do Oscara/, *Baby Boom” z Diane Keaton i 
ostatnio remake'u "Ojca narzeczonej”, które 
wyreżyserował Shyer. Temat wyzwolonej, 
potrafiącej o siebie zadbać kobiety nie jest 
więc im obcy, ale teraz zamarzyła im się kl: 
syczna "sophisticated comedy”, w której 
mężczyzna i kobieta toczą nie kończ: się 
pojedynek na spryt i inteligencję. Jak to 
określił sam Shyer: taki ciągły sparring na 
ekranie. Pisanie scenariusza "Kocham kłopo- 


ty” Shyer i Meyers rozpoczęli w 1991, z 
krótką przerwą na realizację "Ojca narzeczo- 
nej” ze Stevem Martinem. Julia Roberts była ę 


ich jedyną kandydatką do roli Sabriny. Od 


(M 30 PREMIERY Julia Roberts, Nick Nolte 4 


Zrobią wszystko, 
żeby zdobyć 
sensację 

na pierwszą 
stronę. 


Nick Nolte 


razu też pomyśleli o Nicku Nolte jako Pete- 
rze Brackecie. 

Roberts rola bardzo przypadła do 
Spodobał mi się styl bycia Sabriny, ji 


gencja i determinacja. Ale jes bardziej 
przyciągało mnie tempo opowieści i cięte r 
posty, których pełno było w scenariuszu. 
Nolte zawsze marzył o komedii romantycz- 
nej *w starym stylu”. Proponowano mi wiele 
scenariuszy, ale dopiero "Kocham kłopoty" 
miał odpowiednią intrygę i nastrój. Szykując 
się do roli Nolte czytał książki o Benie 
Hecht, legendarnym reporterze z Chicago. 
Wiele cech jego charakteru Nolte przyswoił 
Brackettowi. Chciałem, żeby był to facet, 
który dla zdobycia tematu nie cofnie się 
przed niczym. Kłamie, kradnie, nie ma skru- 
pułów. Taki był Hecht i wspa- 
niale zagrało to również w p. 
padku mojego bohatera. Nolie 
zaprosił także do swojego domu 
reporterów z kilku dzienników 
amerykańskich. To są dranie, 
nie można im ufać - wyznał po 
spotkaniu. Przygotowania do 
roli Julii Roberts, która na plan 

Kocham kłopoty” przyjechała 
tuż po zakończeniu "Raportu 
Pelikana”, były prostsze. Po 
prostu ukradłam Denzelowi Wa- 
shingtonowi jego notat| 


Julia Roberts 


Nick Nolte, 
Julia Roberts 


Zdjęcia do *Kocham kłopoty” 
powstawały na terenie czterech 
stanów, w ponad 100 różnych 
miejscach. Ekipa stale podróżo- 
wała, odwiedzając Wisconsin, Il- 
linois. Nevadę i Kalifornię. Zdję- 
cia rozpoczęły się 4 października 
ubiegłego roku, a pierwszą zreali- 
zowaną sceną było ujęcie Julii 
Roberts w towarzystwie 500 roz- 
gdakanych gęsi. 

Na główne miejsce akcji Shyer 
i Meyers wybrali Chicago ze 
względu na jego malowniczą, po- 
budzającą wyobraźnię architektu- 
rę. Spodobał im się zwłaszcza 
niesamowity budynek Uptown 
Theater, wyglądający tak jakby 
stale był nawiedzany przez duchy. 
Zupełnie innych widoków dostar- 
czyło ekstrawaganckie Las Vegas 


Żadnych 
tricków 


na pustyni, w którym w ciągu trzech nocy 
sfilmowano dramatyczną ucieczkę Julii Ro- 
berts i Nicka Nolte przed filmowymi morder- 


TWOŚWIEHCUC zez: (LUKI AOR 

z MOJE /OWIBŁSKAL WERKE 

zza(OIN JUAN0BO że LEĆ KB AK 

UE KAKA > DAD AEK cr KE KI ze KIA 

zMME ZaDAKUO sa KKS GAŁSSTA a KTAEAŚ za CAIESNA 


cami. Jednak najwięcej emocji dostarczyły 
zdjęcia w Los Angeles. Trwały właśnie przy- 
gotowania do sceny wystawnego przyjęcia z 
udziałem setek statystów w Muzeum Historii 
Naturalnej, kiedy zatrzęsła się ziemia. Straty 
w muzeum i wśród dekoracji powstałe w wy- 
niku wstrząsu o sile 6.8. stopnia w skali 
Richtera wstrzymały produkcję na tydzień. 
Sporych trudności dostarczyła również reali- 
zacja sceny pierwszego spotkania Sabriny i 
Bracketta na miejscu kolejowej katastrofy. 
Operator, John Lindley wymarzył sobie takie 
ujęcie: noc, nad miejscem wypadku krążą he- 
likoptery, zamieszanie, wszędzie kręcą się 
członkowie ekip ratowniczych i nagle spo- 
śród tego chaosu, wśród iskier ognia wyłania 
się spokojnie piękna kobieta. Wszystko pięk- 
nie, tylko gdzie w Kalifornii znaleźć frag- 
ment torów, który można byłoby zamknąć i 
wyłączyć z ruchu na kilka tygodni? Po inten- 
sywnych poszukiwaniach wreszcie znalezio- 
no to, co trzeba — prywatną kolej Short Line 
Railroad w Fillmore, z pomocy której często 
korzystają filmowcy. Wykolejenie tu pociągu 
wymagało jednak zgody władz wojskowych i 
służb ochrony środowiska. 

Najważniejsze dekoracje zostały wybudo- 
wane w Los Angeles, a wśród nich wnętrza 
dwóch konkurujących ze sobą redakcji: "The 
Chicago Chronicle”, której gwiazdą jest Pe- 
ter Brackett i *Chicago Globe”, w którym 
debiutuje Sabrina Peterson. Siedziba. *The 


W KINACH OD WRZEŚNIA 


Chicago Chronicle”, zgodnie z założeniami 
scenariusza, miała robić imponujące wraże- 
nie. Dekoracje zostały więc wzniesione w 
pustym budynku o powierzchni 10 tysięcy 
metrów kwadratowych, w którym kiedyś 
przechowywała swój księgozbiór Biblioteka 
Publiczna Los Angeles. *Chicago Globe”, 
jako gazeta o mniejszym zasięgu, musiała 
pomieścić się na powierzchni 3 tysięcy me- 
trów kwadratowych w budynku, w którym 
kiedyś był bank. 

Choć *Kocham kłopoty” to przede wszy- 
stkim romantyczna komedia, nie zabrakło w 
niej również wątku sensacyjnego, co z kolei 
wiązało się z koniecznością wprowadzenia 
scen kaskaderskich. Shyer, jako reżyser fil- 
mu, dążył do osiągnięcia efektu autentyzmu. 
Żadnego błękitnego ekranu, żadnych tricków 
wizualnych. To, co widzi widz, musi dziać się 
naprawdę — oznajmił swojej ekipie, W rezul- 
tacie, Julia Roberts, cierpiąca na lęk wysoko- 
ści, i Nick Nolte znaleźli się na wąskim po- 
moście na wysokości 18 metrów tuż nad 
warstwą rozbitego szkła i uciekać przed ku- 
lami po dachu 15-kondygnacyjnego budyn- 
ku. Nick i Julia okazali ogromną odwagę go- 
dząc się na udział w tych scenach. Chwilami 
nawet czułam się winna, że coś takiego wy- 
myśliliśmy. Ale z drugiej strony było to bar- 
dzo ekscytujące. Niezapomniane doświad- 
czenie dla nas wszystkich - opowiadała o 
przygodach swoich aktorów Meyers. 


Najpierw powstała nowela Alberta S.Ru- 
dy'ego, Charlesa Fincha i Graya Fredericksona. 
Tekst zainteresował kontrowersyjną reżyserkę, 
która nakręciła m.in. komedię o 
ki rap *CB 4” /1993/ i krwawe, 
irowane przez film "Bonnie i Clyde”, wido- 
o *Gunerazy" 11992/ z BÓ Barrymore. 
żano o brutal- 

pokazywanie kobiet z 
wy — jako seks-zabawki — i zły smak. Davis po- 
stanowiła w *Wystrzałowych dziewczynach” 


Zażądała przeróbek w zbyt tradycyjnym na jej 


gust scenari i obsadziła w jednej z głów- 
nych ról czarnoskórą Cyndę Williams. Zapowia- 
dała buńczucznie "pierwszy, prawdziwie kobie- 
34 PREMIERY 


NIEBEZPIECZNE *, 
FAMENM 


cy western”, co trochę mijało się z prawdą, po- 
nieważ już wcześniej powstał niskobudżetowy 
film "The Ballad of Little Jo” Mary Greenwald. 
Jednak rosnące zainteresowanie odrodzonym 
gatunkiem i zaniepokojenie daleko id i 
zmianami w tekś jakich dokonała 
spowodowało, że s 

*Wystrzałowe d. 

stiżową. Podwojono budżet, zaangażo 
gwiazdy: Madeleine Stowe /Cody/, Mary Stuart 
Masterson /Anita/, Andie MacDowell /Eileen/ i 
Drew Barrymore /Lilly/ i zwolniono... Davis. Jej 
miejsce zajął Jonathan Kaplan /”Oskarżona”, 
*Obsesje namiętności”/ znany z efektownego, 
dynamicznego stylu opowiadania i bardzo do- 
brej współpracy z kobiecymi gwiazdami. Nowe 


dyrektywy brzmiały: mniej feministycznej pro- 
wypowiadał się o filmie z entuzjazmem. Z 
wsze interesowały mnie postaci outsideró 
jących gdzieś na marginesie "t ń 
snu”. Tu miałem do czynienia z takimi posta- 
ciami. Z drugiej yesterny to filmy moje- 
a lat temu nakręc 
ym złożyłem hołd gatunkowi 
Wit Line Fever", choć opowiadał o kie- 
ężarówek, w gruncie rzeczy powstał z 
ducha westernu. 

Walter Scott, hollywoodzki weteran, który 
współpracował m.in. z Samem Peckinpahem 
I"Pat Garrett i Billy Kid”, "Elita zabójców”/, a 
jako kaskader zastępował Clinta Eastwooda w 


|= a/ 
| 4 v/ | 4 WYSTRZAŁOWE DZIEWCZYNY 
my a = 4 17 , 
SP 
w / 


Cody, Anita, Eileen 
Aflilly to prostytutki 

z saloonu w Echo City. 
Ich praca nie jest łatwa. 
Gdy jeden z klientów 
okrutnie traktuje Anitę, 
> Cody zabija go. 
Grozi jej lynch. 
Dziewczyny, 

by uwolnić 

4 przyjaciółkę, 
przypasują 

rewolwery. 


LśĆn 


Mary Stuart Masterson 


niebezpiecznych scenach "Joseya Walesa — wy- 
jętego spod prawa” i *Powi - 
serem ekipy i szefem kaskaderów. Produceni 
Lynda Obst powierzyła mu bardzo ważne zada- 
nie: przez trzy tygodnie gwiazdy filmu przeby- 
wały na specjalnym "kowbojskim obozie”. Do- 
skonaliły tam jazdę konną, ćwiczyły technikę 
upadku, strzelanie, rzucanie lassem, a nawet... 
żucie prymki tytoniu. 

Same zdjęcia przebiegały w dobrej atmosfe- 
rze. Kaplan doskonale potrafił łagodzić napię- 
cia między kobiecymi gwiazdami. Nigdy nie 
krzyczał, ujmował ojcowską łagodnością. Było 
to czasem potrzebne, bo zwłaszcza Drew Bar- 
rymore słynie z wybuchowego temperamentu. 
Jednak to nie ona, a Madeleine Stowe była 
podobno najtrudniejsza we współpracy — za- 
mknięta w sobie, izolowała się od reszty eki- 
py. W wywiadach tłumaczyła to potrzebą 
wczucia się w rolę. Postać Cody przypominała 
mi postacie męskich antybokhaterów. Nie lubi 


dziewcząt. Dla mnie samej było to trudne, po- 


nieważ zawsze chcę być blisko z ludźmi, z któ- 
rymi pracuję, a nawet zaprzyj. ię z ni- 
mi. Ale tym razem zdecydowałam, że tak bę- 
dzie lepiej dla mojej roli. 

Kaplan mówi, że praca nad filmem sprawiła 
mu dużo frajdy. Western to dla mnie przede 
wszystkim mocne charaktery i nieustający ruch. 
Charaktery kształtują się poprzez akcję. Mam 
nadzieję, że jest tak i w przypadku "Wystrzało- 
wych dziew de 


36 


Jest dobroduszny, 
obdarzony ironicznym 
humorem i podobno 


odporny na pokusy sukcesu. Przez trzydzieści lat pracy w Hollywood 
doznał bowiem wielu rozczarowań, które go zahartowały. 


Jonathan Kaplan przyszedł na świat w 1947 
roku w Paryżu. Jego ojciec, Sol Kaplan był zna- 
nym kompozytorem muzyki filmowej, wpisa- 
nym w latach 50. na "czarną li- 
stę”. Na swoje nieszczęście lubił 
Szostakowicza i Prokofiewa. 
Podejrzewano więc, że ma tajne 
dyrektywy 'emla, by zaatako- 
wać i zmienić świat amerykański 
go musicallu — wspomina dziś z 
goryczą, ale i dystansem jego syn. 
Matką Jonathana była Marta He- 
flin, siostra słynnego aktora cha- 
rakterystycznego Van Heflina /”15.10 do Yu- 
my”/, znana m.in. z występów w filmach *Mona 
Kane” i "All My Children”, 

Karierę w showbiznesie zaczął Jonathan 
dzięki przypadkowi. Gdy miał jedenaście lat, 
Elia Kazan zaprosił jego matkę na próby broa- 
dwayowskiej sztuki *The Dark at the Top of the 
Stairs”. Nie zrobił tego bezinteresownie. Szalała 
wtedy epidemia ospy i grająca ważną rolę The- 
resa Wright zachorowała. Zastąpiła ją właśnie 
Frances Van Heflin. Jonathan przy okazji zagrał 
jej scenicznego syna. W szkole elementarnej i 
średniej, a potem na uniwersytecie występował 
w półamatorskich grupach teatralnych. Po dwóch 
latach studiów na uniwersytecie w Chicago zo- 


Jonathan Kaplan 


stał usunięty z uczelni za udział w demonstra- 
cjach przeciw wojnie w Wietnamie. W rezulta- 
cie przeniósł się do nowojorskiej szkoły filmo- 
wej, gdzie wykładał m.in. Martin 
Scorsese. W 1970 roku Kaplan 
dostał główną nagrodę na Natio- 
nal Student Film Festiwal za film 
*Stanley i Stanley”. Potem praco- 
wał przez dwa lata jako montaży- 
sta i oświetleniowiec. Współpra- 
cował m.in. ze słynnym me- 
aedżerem "Led Zeppelin” i orga- 
nizatorem wielkich koncertów 
rockowych Billem Grahamem. 

Aż wreszcie jednego ranka /dokładnie o 
czwartej/ zadzwonił telefon. Mówi Roger Cor- 
man — odezwał się głos w słuchawce — chcę że- 
byś przyleciał dziś wieczorem do Hollywood i 
zrobił dla mnie film. Dobra, odwal się — skwito- 
wał ten, jak myślał, żart Kaplan. Ale za chwilę 
telefon zadzwonił ponownie: Młody człowieku, 
mówi naprawdę Roger Corman. Kaplan zaczął 
się wymawiać jakimiś zobowiązaniami. "Chcesz 
reżyserować?” — spytał krótko słynny producent. 
Chcę! — odparł po męsku Kaplan i wkrótce roz- 
począł pracę u Cormana. Debiut — błaha ero- 
tyczna komedyjka przeznaczona dla kin samo- 
chodowych, *Night Call Nurses” /1972/, nie za- 


Andie M Doweli, 
Madeleine Stowe Drew Bdrrymore, 


1 
4 
3 
| 

| 
c. 


EPE 


wiodła oczekiwań producentów i przyniosła na- 
leżyte zyski. Potem Kaplan reżyserował film, 
który miał, jak na warunki Cormana, duży bu- 
dżet /300 tys. dolarów/ — *The Slams” /1973/, 
gangstersko-więzienny dramat z Jimem Brow- 
nem. W brutalnym filmie detektywistycznym 
*Truck Turner” /1974/ zagrał inny czarny gwia- 
zdor - Isaac Hages. 

A potem był pierwszy naprawdę znaczący 
kasowy i prestiżowy sukces — *White Line Fe- 
ver” /1975/, błyskotliwy film *szosowy” o mło- 

„_ dym kierowcy ciężarówki /Jan-Michael Vincent/ 
walczącym z korupcją. Uznanie krytyki przy- 
szło dopierb w 4 lata później. "Over the Edge” 
11979/ z muzyką ojca reżysera — Sola Kaplana, 


nie miało już w sobie nic z tandety. Była to 
wstrząsająca kronika niebezpiecznego życia 
grupy nastolatków z przedmieścia, których 
jedynymi rozrywkami są przemoc, narkotyki 
i seks. Podkreślano unikanie taniej sensacyj- 
ności na rzecz rzetelnej psychologicznej ana- 
lizy. 

Od tej pory Kaplan awansował do reży- 
serskiej pierwszej ligi. Umocnił swoją pozy- 
cję widowiskiem sf — "Projekt X” /1987/. 
Triumfem byli *Oskarżeni” /1988/ z rewela- 
cyjną rolą Jodie Foster, nagrodzoną *Osca- 
rem”. W tym i w kolejnych filmach widać 
fascynację Kaplana problemem winy i kary, 
wyrzutów sumienia i moralnych niebezpie- 
czeństw związanych z życiem w amerykań- 
skim społeczeństwie. Kaplan portretuje 
przypadki na pozór marginalne, bohaterów. 
czasem bardzo niezwykłych, ale to wyja- 
skrawienie nigdy nie bywa rażące, zawsze 
służy subtelnej analizie. Tak było w *Polu miło- 
ści” /1990/ czy "Rodzinie zastępczej” /1989/, a 
zwłaszcza w błyskotliwym thrillerze *Obsesje 
namiętności” /1992/, gdzie Kaplan dał poruszają- 
cy obraz frustracji ogarniającej społeczeństwo 
nastawione wyłącznie na osiąganie sukcesu. 

Współpracownicy reżysera mówią, że choć z 
białą brodą i potężną sylwetką wygląda jak "Bóg 
Ojciec”, nie ma w nim nic władczego. Przeciw- 
nie - lubi słuchać sugestii innych, może nawet 
zbyt często ulega ich zdaniu. Nie jestem wszech- 
wiedzący — twierdzi — zawsze słucham pilnie, bo 
słuchając innych można się mnóstwo nauczyć. 


jl 


Madeleine 


Stowe 


Mary 


Stuart Masterson 


Andie 
MacDowell 


Drew 
Barrymore 


<Wystrzałowe dziewczyny” robią to, 
co przed nimi robili faceci, 
ale dzięki temu, że robią właśnie one — cztery gwiazdy - 


„  WYSTRZA 


film jest wystrzałowy: 


Roger Moore, Winston - Salem Journal 


OWE 


DZIEWCZYN 


Trzymać się razem było ich jedyną szansą 


EW BARRY! 
ROBERT LOGGIA 
scenografia 


ONEY muzyka JERRY GOLDSMITH monuż JANE KURSON 
itcia RALF BODE koprodukcja WILLIAM FAY 


kierownik produkcji LYNDA OBST produkcja Albert $SRUDDY ANDRE E. MORGAN CHARLES 
FINCH GRAY FREDERICKSON scenariusz KEN FRIEDMAN YOLANDE FINCH 


reżyseria JONATHAN KAPLAN 


„| W KINACH OD 5 SIERPNIA lą 


RECENZJE 


W jednej z 


ycia C; 
ta” Briana De Palmy tytułowy bohater, laty- 
noski gangster Carlito Brigante /A1 Pacino/, 
oświadcza wszem i wobec na sali sądowej, że 
postanawia zerwać z przestępczym życiem, 
które do tej pory prowadził. Już w tej scenie 
obecny jest ton wyzwania i brawury — ton 
który tak przyciągał i przyciąga do opowieści 
o gangsterach. Bo Brigante ma styl, który po- 
trafi magnetyzować. Przez chwilę jego niby 
pokorną, a właściwie chełpliwą przemowę 
można wziąć za rodzaj cynicznej manifesta- 
cji: dzięki zręczności swego adwokata Klein- 
felda /Sean Penn/ i niezręczności pracowni- 
ków prokuratury używających nielegalnie 
podsłuchu Carlito wyjdzie na wolność. Jego 
kwieciste przemówienie w latynoskim, uczu- 
ciowym stylu wydaje się zbyt teatralne, by 
mogło być prawdziwe. Podejrzewamy, że 
Carlito drwi z sędziów. 
Ale okazuje s 
Carlito rzeczywi 
chce zerwać z przeszło- 
ścią. Nadal jednak — jak 
w sądzie — jego zacho- 
wanie zdradza dumę i 
poczucie wyższości nad 
otoczeniem. Jest to 
drażniące i fascynujące: 
dla ludzi, którzy z Carli- 
tem obcują i dla nas, wi- 
dzów. Właśnie ten fason 
pewnego siebie faceta, 
patrzącego na wszyst- 
kich z góry, z pewnego 
rodzaju arystokratycz- 
nym dystansem, jest 
przyczyną sukcesów, 
ale i klęski Carlita. 
Rola Ala Pacino wy- 
rasta z tradycji klasycz- 
nego filmu gangster- 
skiego z lat 30. i 40. Edward G. Robinson czy 
James Cagney jako "wrogowie publiczni” hip- 
notyzowali widownię pogardą swych boha 
rów dla społecznych zasad. Pogardą wyra 
cą się często właśnie poprzez wyzyw 
brawurę. Filmowy 


2 " 


aj 
n o gangsterze był zatem 
snem o dzikiej wolności, o wolności od spo- 
łecznych zobowiązań, snem pełnym upojenia. 
Śmierć bohaterów, która przeważnie kończyła 
film, nie była jednak sztucznym moralizują- 
cym wtrętem. Okazywało się bowiem, że to 
marzenie o dzikiej wolności prowadziło do 
nieobliczalnych skutków: gangsterzy popadali 
w rodzaj bezkrytycznego samouwielbienia, 
mieli złudne wrażenie wszechmocy, jakie da- 
wało im ciągłe używanie brutalnej siły. W 
końcu trafiali na przeciwników, dla których 
mniej ważny był gangsterski styl i zachłyśnię- 
cie się niebezpieczną swobodą, a najistotniej- 
sza stawała się skuteczność działania. 

To poczucie złudnej mocy było zresztą 
skażone złem. Skazując się na dumną, przy- 
najmniej we własnym pojęciu, samotność, 


38 


filmowy gangster, by pot słuszność 
obranej drogi, brnął w pułapkę czynów coraz 
bardziej gwałtownych, skierowanych nie tyl- 
ko przeciw społeczeństwu, ale i przeciwko 
zasadom, które sam stwarzał i starał się wy- 
znawać. Następowało bolesne przebudzenie. 
Gangster z postaci nierealnej, mitycznej 
przeistaczał się w zbankrutowanego, śmier- 
telnego człowieka, którego Śmierć nie 
uwznioślała, ale ukazywała jedynie pułapkę, 
w jaką zabrnął. 

"Życie Carlita”, opowieść o znużonym 
gangsterze z roku 1975, spełnia na pozór 
podobny schemat. Ale są znaczące różnice. 
Brigante wie lepiej niż jego poprzednicy, że 
przemoc i zło, którym hołdował, zaprowadzi- 
ły go donikąd. Problemem jest to, że Carlito 
nie potrafi i tak naprawdę nie chce zrezygno- 
wać z owego dumnego stylu, bez którego za- 


: Fason klęski 


pewne byłby nikim. Jest zresztą w pewnym 
sensie bardziej pyszny niż dawni filmowi 
gangsterzy. Al Pacino — Brigante zawsze 
ubrany z charakterystyczną elegancją, w nie- 
odłącznych ciemnych okularach w czarnym 
garniturze i skórzanym płaszczu, już na 
pierwszy rzut oka chce się różnić zarówno od 
zwyczajnych członków społeczeństwa, jak i 
od *kolegów po fachu”. Pod pokładem senty- 
mentalnego znużenia wyczuwamy w nim cią- 
gle dumę graniczącą z pogardą. Carlito nie 
potrafi patrzeć bez uczucia pobłażania na 
świat zwykłych ludzi — zanegowałby w ten 
sposób całe swoje dotychczasowe życie. Jego 
naiwne marzenie o azylu na Bahamach jest w 
gruncie rzeczy marzeniem o izolacji, o stwo- 
rzeniu własnego Świata a nie o wtopieniu się 
w społeczeństwo. Z drugiej strony z jeszcze 
większą niechęcią patrzy na świat *niebez- 
piecznych ulic”, w którym wyrósł i do które- 
go ciągle należy. Zresztą reguły gangsterskie- 
go honoru przestały tu praktycznie obowiązy- 
wać. Czy Brigante jest zatem poszukiwaczem 


ŻYCIE CARLITA 


dobra? Należy przypuszczać, że tak. Ale to 
poszukiwanie jest zarazem drażniącym wy- 
zwaniem podszytym pogardą dla przestępcze- 
go środowiska. Carlito chce się czuć lepszy 
zarówno od swego otoczenia, jak i od Świata 
normalnych ludzi, który bardzo dawno porzu- 
cił. Dlatego starając się być dobry, zraża wła- 
ściwie wszystkich. 

Al Pacino okazał się idealnym odtwórcą ro- 
li Carlita. Skrzętnie skrywana, a jednak wyzy- 
wająca teatralność zachowania Brigante ciągle 
daje o sobie znać. I Pacino, który często 
/ostatnio chociażby w *Zapachu kobiety”/ po- 
padał w manierę gry nieco zbyt *sz 
teatralnej właśnie, tu świetnie pok; 
głe uzależnienie Carlita od stylu, który przy- 
jał. Właśnie ta nieustanna, cicha, wewnętrzna 
walka Carlita z samym sobą, ze stylem, który 
kocha i który przywiedzie go do klęski, jest w 
filmie De Palmy bardzo poruszająca. Sprawia, 
że Carlito przestaje być postacią jedynie kon- 
wencjonalną, że jego los bardzo nas obchodzi. 
Jego udręka staje się na- 
szą udręką. Rozumiemy 
wyniosłość Carlita, wła- 
ściwie identyfikujemy się 
z nią. Ale widzimy jed- 
noc: jak wielką jest 
ona słabością. 

W ten sposób została 
przełamana w "Życiu 
Carlita” bariera pomię- 
dzy konwencją a drama- 
tem, który poza tę kon- 
zdecydowanie 
ża. Sen o gangste- 
rze przestał być tylko 
snem, z którego można 
obudzić się niemal bez- 
boleśnie. Ten sen boli. 
Końcowa część filmu 
jest nasycona trudnym do 
zniesienia napięciem, a głównym jego źró- 
dłem wcale nie jest błyskotliwość warsztatu 
reżyserskiego De Palmy. De Palma skoncen- 
trował się na Carlicie i ukazując drobiazgowo 
jego coraz bardziej gorączkowe działania, 
wywołuje wielkie zaangażowanie emocjonal- 
ne widowni. Bo przecież nawet końcowa sce- 
na na stacji kolejowej nie jest widowiskowym 
popisem dla popisu. Brawura ostatecznej roz- 
prawy na schodach ruchomych jest niejako 
podsumowaniem stylu życia Carlita, jego 
subtelną, obrazową metaforą. Strzelanina 
trwa wśród zskoczonych, niemal obojętnych 
ludzi. Ruchy Carlita nabierają niezwykłego 
zdecydowania i gracji, choć jest przecież osa- 
czony przez wrogów, jest w pułapce. Końcem 
tego baletu jest śmierć. Carlito stoi znużony 
walką, postarzały mężczyzna nagle pozba- 
wiony swojej złudnej charyzmy, bezbronny. 
Naprawdę samotny. Zwykłą samotnością, po- 
zbawioną tej drażniącej wszystkich dumy. 
Carlito — teraz jeden z nas. 

TOMASZ JOPKIEWICZ 


TWÓRCY JOBCECG” EENNETORAJ | 
PRZEDSTAWIAJĄ 


RZ M 


ZE 
WIĘZIENIE PRZYSZŁOŚCI. BEZ MURÓW I STRAŻY 


"RAY LIOTTA e 
„flow STUART WILSON | KEVINĘDILLON 


ze > <ŻR |- ALLIED_ | = 
SO Oze SZ _|FILMMAKBRS | Zk 


Z ONG SEE) = 


RECENZJE 


Ten film można oceniać na dwa sposoby: 
jako widowisko rozrywkowe i jako dzieło 
sztuki. Ten drugi sposób może wydać się nie- 
porozumieniem w odniesieniu do kina takie- 
go jak "Speed" — ale czy istnieje ograniczenie 
dla wyobraźni kinomana? Gdy rzecz się 
podoba — a "Speed" spodoba się, nie ma oba- 
wy — maniak filmu zaczyna gorączkowo my- 
śleć nad tym, jak by tu znaleźć dodatkowe 
uzasadnienie. 

Ale kolejno, zacznijmy od widowiska. Ten 
film oznacza chyba koniec drogi rozwojowej 
pewnego modelu kina, które swą dramaturgię 
opierało na formule "człowiek i mechani- 
zmy”. Współczesny świat coraz bardziej pole- 
ga na maszynach, urządzeniach. Ale wiemy, 
że każdy mechanizm się psuje. Zgodnie z pra- 
wem Murphy'ego psuje się zawsze wtedy, 
gdy najbardziej zależy nam na tym, by funk- 
cjonował. Filmowcy w 
końcu to odkryli - i 
wtedy się zaczęło. Po- 
jawiają się coraz to no- 
we filmy oparte na jed- 
nym pomyśle: że jakiś 
mechanizm przestanie 
działać i ludzie się za- 
biją. Albo odwrotnie: 
że mechanizm podłożo- 
nej bomby będzie dzia- 
łał prawidłowo, że wy- 
buch uszkodzi inne me- 
chanizmy — i ludzie się 
zabiją. Oczywiście sku- 
teczność tej formuły 
jest ograniczona, jej 
atrakcyjność się zuży- 
wa, "Szklana pułapka 
27 musi być bardziej 
wymyślna niż "Szklana 
pułapka 1”. Pomysło- 
wość ludzka jest 
ogromna, ale istnieje 
obawa, że kiedyś się wyczerpie. 

*Speed" każe przypuszczać, że to się wła- 
Śnie stało, Czy można wymyślić coś więcej? 
Pomysłowość filmu polega — po pierwsze — na 
tym, że mamy tu trzy etapy dramatu *czło- 
wiek i mechanizmy”. Ktoś podkłada bombę, 
ktoś inny próbuje ją rozbroić. Wyścig jest 
dwustronny, bo ten pierwszy przeszkadza dru- 
giemu, jak się tylko da, ten drugi bardzo się 
stara, by wysiłki pierwszego zneutralizować. 
Wyścig szarpie nerwy, ale istnieje obawa, że 
jego atrakcyjność się wyczerpie, więc zastoso- 
wano płodozmian: ktoś podkłada drugą bom- 
bę. Wyścig zaczyna się od nowa, niby chodzi 
0 to samo, ale jest to przecież inny wyścig, 
bomba została zamontowana w innym miej- 
scu, w grę wchodzą inne mechanizmy. Ten 
drugi wypadek także może się znudzić, więc 
będzie trzeci... Dramat podzielony na trzy ak- 
ty, akt drugi jest najdłuższy. 

Druga zaleta filmu polega na tym, że reali- 
zatorzy konsekwentnie wnikają w dramat me- 


40 


chanizmów. Pokazują, na czym miałaby pole- 
gać katastrofa — i co trzeba zrobić, by do niej 
nie doszło. Pokazują konstrukcję stalową, na 
której została podwieszona — awaryjnie — win- 
da. Gdy konstrukcja zaczyna się giąć — wie- 
my, że katastrofa się zbliża... Wreszcie zaleta 
trzecia; pokazano mechanizmy, których awa- 
ria bardzo dotkliwie przemawia do naszej wy- 
obraźni czy naszych instynktów. Są ludzie, 
którzy z drżeniem wchodzą do windy. Świa- 
że pod ich stopami zieje otchłań, od 
której oddzieleni są deską grubości półtora ca- 
la, budzi w nich odruchową panikę. I otóż 
właśnie tym ludziom pokazuje się, że ich oba- 
wy były uzasadnione, że wystarczy jedno 
szarpnięcie, a zawisną nogami nad przepaścią. 
Czyli dramat mechanizmów został wykorzy- 
stany w sposób tak pomysłowy, że lepiej już 
nie można. 


wę 


No tak, ale jest to ciągle dramat mechani- 
zmów. A formuła brzmi przecież "mechanizm 
a człowiek”. Człowiek też tu musi być, w 
przeciwnym razie co nas to wszystko obcho- 
dzi? Ale w filmach takich jak *Speed” czło- 
wiek jest właściwie elementem dekoracyjnym. 

Można to określić inaczej: formuła *me- 
chanizm a człowiek” jest w gruncie rzeczy 
odmianą starej definicji Irzykowskiego: film 
jest widzialnością obcowania człowieka z ma- 
terią. Rzecz w tym, że to obcowanie winno 
być dwukierunkowe: człowiek oddziałuje na 
materię, materia oddziałuje na człowieka. W 
filmach takich jak *Speed” jakoś tego nie wi- 
dać. Keanu Reeves jako funkcjonariusz-piro- 
technik wisi głową w dół nad przepaścią, 
sprawdza połączenia drucików w urządze- 
niach elektronicznych, zamienia drucik nie- 
bieski na zielony etc. Maksymalne skupienie 
uwagi, maksymalna precyzja. I cały ten stres 
fizyczny i psychiczny spływa po nim, jak wo- 
da po gęsi. 


Wniosek: filmy takie jak *Speed” mówią 
nam prawdę o mechanizmach, nie mówią 
prawdy o ludziach. Wiadomo: istnieje po- 
wszechne prawo ciążenia. Winda, która się 

ie, zacznie spadać z szybkością jednostaj- 
jeszoną, Wiadomo: zamiana przyci- 
sku *plus” na przycisk *minus” zmieni obieg 
prądu, może zapobiec eksplozji. Wiadomo: 
autobus, który porusza się po zatłoczonym 
mieście z szybkością 80 kilometrów na godzi- 
nę, będzie się zderzać z innymi pojazdami. 
Ale przecież są także inne prawa. Na przykład 
takie: osoba, która prowadzi wypełniony tro- 
tylem autobus, w jakimś momencie się zała- 
mie - i zechce skorzystać z toalety. 

W filmie "Speed" jest fizyka, nie ma psy- 
chologii ani nawet fizjologii. To poważny za- 
rzut, przykry dla kinomana. Jakże pogodzić 
ulubiony film pokazuje 
zafałszowany obraz świa- 
ta? Na szczęście, istnieje 
skuteczny kontrargument. 
Może ta cała fi j 
pretekstem. Może ów fi- 
zykalnie prawdziwy 
obraz świata został powo- 
łany do życia tylko po to, 
by ukazać prawdę głęb- 
szą, poetycką. 

I tak od fizyki przecho- 
dzimy do metafizyki. 
Film rozpoczyna się dłu- 
gim ruchomym ujęciem. 
Kamera zjeżdża w dół, 
wzdłuż metalowych insta- 
lacji. Trzeba czasu, by- 
śmy się zorientowali, co 
to jest: szyb windy. Ten 
ruch pionowy trwa, aż 
wreszcie zostaje ujawnione to, co kamera 
chciała nam pokazać: geniusza zła, który za- 
kłada bombę. Później, w tym samym akcie fil- 
mu, wszystkie ruchy /kamery, przedmiotów, 
ludzi/ mają na ogół ten sam kierunek: z góry 
w dół. Sens ukryty w podtekstach: zło zstąpiło 
z chmur. 

Akt drugi: autobus nafaszerowany troty- 
lem. Teraz ruch ma wymiar horyzontalny. Zło 
zeszło na ziemię, szaleje po niej jak chce: z 
jednej obwodnicy na drugą, z wiaduktu na 
wiadukt; gdy chce, potrafi nawet frunąć. Ta 
ruchliwość, bezkarność może tu coś znaczy. 
W końcu jednak zło zostaje powściągnięte, do 
katastrofy nie dochodzi. Co będzie dalej? To 
proste: zło schodzi pod ziemię. Tam się ukry- 
je. Trzeba je tam dopaść, zgnieść. Jeśli to dia- 
beł, jeśli to wampir - najlepiej przebić mu ser- 
ce. W ostatecznym razie — uciąć głowę. 

Jest w tym wszystkim jakaś logika. Może 
wynikająca ze zbiegu okoliczności, zgoda. 
Ale przecież wszyscy podświadomie do tego 
tęsknimy: by fizyka na ekranie w każdej 
chwili umiała przekształcić się w metafizykę. 


JAN OLSZEWSKI 


Mówi 
Wojciech 
Malajkat 


NIE NAPINAM SIĘ 


— Czy już pan wie, jak odzyskać miłość 
nastolatek utraconą na rzecz Cezarego Pa- 
zury? 

-0 to jestem spokojny, Mam opracowa- 
ny pewien niezawodny plan, ale nie mogę go 
przedwcześnie ujawnić. 

— Nie będzie to chyba wizerunek twarde- 
go mężczyzny? 

- Dlaczego pan myśli, że nie. Spokojnie 
mógłbym grać gangsterów o lirycznych du- 
szach. Rozkochanych w poezji. 

— A mówiąc serio — czas chyba na jakąś 
zmianę w pana aktorstwie? 

— Jakiś czas temu zatęskniłem do dojrzało- 
ści i próbuję się zmieniać. Być może jakimś 
przełomem był *Wujaszek Wania” w teatrze 
Studio, w którym zagrałem Astrowa. Na 
pewno nie ma mowy o żadnej gwałtownej 
ucieczce od wizerunku trochę zagubionego. 
okularnika. 


- Czy ta zmiana wiąże się z pana wie- 
kiem?” Trzydziestka” to koniec Świata 
przedłużonej młodości? 

— Wiek nie ma tu decydującego znaczenia. 
Zsumowały się różne obserwacje i wrażenia, 
Zawodowe i prywatne, lektury. Inna świado- 
mość tego, co robię w *Wujaszku Wani” była 
przygotowana przez życie. Może tak duże 
znaczenie miało spotkanie z Nikitą Michałko- 
wem w Petersburgu na planie "Pięknej nie- 
znajomej”. Wcześniej ulegałem potrzebie 
udowadniania wszystkim, że jestem świetny. 
Widząc spokój Michałkowa i radość, jaką 
czerpie z pracy, zacząłem patrzyć na aktor- 
stwo od trochę innej strony. Myślę, że ostat- 
nio bardziej zaczynam panować nad emocjami 
i ciałem. 


- Aco z *chorobliwą ambicją”, o której 
sam pan kiedyś mówił? 
— Ona nie oznaczała nigdy idiotycznej go- 


nitwy za sukcesami. W ogóle to określenie 
odnosi się właściwie do przeszłości, a poza 
tym jest mylące. Ono dobrze oddawało sytua- 
cję człowieka żyjącego — w swoim czasie — 
między dużymi aspiracjami i nie mniejszymi 
niepokojami. 

— Pana pierwsze filmowe role w *Zadzie 
wielkiego wieloryba” i *Stanie strachu” 
nieźle komponowały się z teatralnymi. Te- 
raz jest wyraźny*rozdźwięk między tym, co 
pan gra w kinie i teatrze. 

— Ja generalnie znacznie bardziej wolę sie- 
bie w teatrze. Niestety, wygląda na to, że w 
kinie mam już swoją przegródkę, do której 
sięgają reżyserzy. 

— Ale jest w tym i pana wina. Za często 
grał pan sympatycznych młodzieńców. 

— Niczego nie zagrałem lekkomyślnie albo 
z powodu jakiejś życiowej presji, np. braku 
pieniędzy. Jednak w kinie aktor ma znacznie 

41 


mniejsze możliwości zachowania kontroli nad 
tym, co robi i jak niż w teatrze. Pracuje się 
pośpiesznie, trudniej dostrzec niebezpieczeń- 
stwo powielania się. 
je uległ pan chęci podtrzymania zdo- 
bytej popularności? 

— Pewnie tak, choć może nie do końca zda- 
wałem sobie z tego sprawę. Ale bywają też 
wyjątkowe motywacje. Rolę Marka w 
*Czterdziestolatku — 20 lat później” zagra- 
łem z powodów emocjonalnych, mało dbając 


42 


oto, czy ona coś wnosi do mojego życia ak- 
torskiego, czy nie. Wychowałem się na tym 
serialu i gdy Jerzy Gruza zaproponował mi te- 
raz występ, nie mogłem sobie odmówić takiej 
frajdy. 

— Jak pan sądzi, czy tak błyskotliwy po- 
czątek w teatrze — role Hamleta i Konrada 
w *Dziadach” - nie zaszkodziły panu? Ma- 
jąc dwadzieścia dwa lata mógł pan ułec złu- 
dzeniu, że łatwo zdobywa się tę górę? 

- To w ogóle nie wchodziło w grę. Ja do- 


piero wtedy przekonałem się, jak trudny jest 
to zawód. Grając *Hamleta” byłem jeszcze 
studentem. Chwilami czułem się jak człowiek, 
który mimo lęku wysokości, ma zatańczyć na 
linie nad przepaścią. Zadanie wykonałem, jed- 
nak tego, co przeżyłem, nie jestem w stanie 
opisać. Wiedziałem, jak wiele od tej roli zale- 
ży. Tylko na *Hamleta" zostałem zaangażo- 
wany przez Grzegorzewskiego, Gdyby nastą- 
piła klęska, to pewnie do dziś rozpamiętywał- 
bym straconą szansę w rodzinnym Mrągowie. 

— Był pan tam pewnie gwiazdą licealnego 
teatru. 

— Występowałem w kabarecie, nawet z 
pewnym powodzeniem, ale nigdy bym nie 
przypuszczał, że to początek drogi do aktor- 
stwa. Inigdy bym się nie zdecydował na 
zdawanie, gdyby nie namowy nauczycielki 
polskiego. Pomysł na aktorstwo oparty był 
bardziej na jej nadziejach niż moich. Założy- 
łem sobie, że będę zdawał tylko raz. Całkiem 
serio myślałem wtedy, by zostać nauczycie- 
lem geografii albo polskiego. Nauczycielem — 
artystą. 

— Ma pan w sobie coś z prymusa, a jed- 
nocześnie kawalarza. Kiedyś mógłby pan 
być postrachem nauczycieli. 

— Byłem prymusem, a wśród kolegów nale- 
żałem do tych, którzy mieli wpływ na język, 
którym się posługiwaliśmy, możliwie jak naj- 
mniej zrozumiały dla innych i na rodzaj po- 
czucia humoru. Istniał naturalny podział za- 
dań: jedni decydowali o sprawach sporto- 
wych, inni mieli na głowie walki między 
dzielnicami, ja byłem kulturałno-oświato- 
wym. A po przyjeździe do Łodzi przeżyłem 
szok. Po raz pierwszy odczułem kompleks 
przybysza z małego miasteczka, Przerażało 
mnie tempo życia, wielkomiejskie cwaniac- 
two, hałas. 

- Jako student próbował pan już znaleźć 
jakiś pomysł *na samego siebie” w aktor- 
stwie? 

— I wtedy nie próbowałem, i teraz jestem 
przeciwny sztucznemu kreowaniu siebie, na- 
pinaniu się. Nie ma powodu, by zaprzątać so- 
bie tym głowę. 

- Myślałem o czymś, co wynika z prze- 
czuć — albo jak dziś w pana przypadku - z 
wiedzy na temat swoich możliwości. Dobrze 
jest mieć świadomość, czego powinniśmy 
unikać, a czego nie. 

— Nie mam w głowie takich dziesięciu 
przykazań na użytek swojego aktorstwa. Ale 
może nie zdążyłem jeszcze poznać samego 
siebie. 

- Pomówmy o0 barierach, które 
wydawały się nie do pokonania. 

— Były oczywiście takie chwile jeszcze w 
łódzkiej szkole, gdzie wszyscy uważali mnie 
za człowieka, który łatwo daje sobie radę. Ak- 


torstwa uczyłem się bez większych klopotów, 
ale miałem poważniejszy problem. Zastana- 
wiałem się czy jako człowiek nadaję się do te- 
go zawodu. Czy jestem dostatecznie silną oso- 
bowością, by przykuwać uwagę widzów. Czy 
wystarczy mi wyobraźni, inwencji. Długo bra- 
kowało mi przekonanania, że mam coś do po- 
wiedzenia. Cudzym tekstem, ale od siebie. Ja 
tego przekonania długo nie miałem. Później 
zrozumiałem, jak wiele zależy ode mnie, od 
gotowości do wewnętrznego doskonalenia sie- 
bie. Przez lektury, poznawanie świata, kontak- 
ty z ludźmi. To chyba najważniejsza prawda, 
jaką poznałem w ciągu tych ośmiu lat od dy- 
plomu. 

- Wktórej z ról udało się panu powie- 
dzieć właśnie coś ważnego dla siebie? 

— Muszę znów wrócić do Astrowa. Cieszę 
się, że mogłem zagrać wbrew schematowi za- 
palonego ekologa, jak byśmy dzisiaj powie- 
dzieli. Jego sens życia to moim zdaniem stara- 
nie o to, by kochać i być kochanym. I to pró- 
bowałem wyrazić. To pierwsza rola, która z0- 
stała przeze mnie precyzyjnie skonstruowana. 
Wcześniej zbyt wiele zależało od przypadku, 
polegałem bardziej na intuicji. 

- A kto był pana psychicznym sobowtó- 
rem? 

— Chyba Woody Allen w *Zagraj to je- 
szcze raz, Sam”. Neurotyczny, pełen sprzecz- 
ności, potykający się w życiu o drobiazgi. Ja 
aż takim fajtłapą nigdy nie byłem, ale trakto- 
wałem te role jak swoisty wentyl. 

-W potocznej opinii aktorstwo to roz- 
kołysana świadomość, wyni- 
szczająca wirówka między po- 
spolitością a metafizyką, No i al- 
koholowe terapie. U pana tego 
nie było? 

- Anie widać po mnie, że nie? 
Zabawne, że na samym starcie 
bardzo niepokoiła mnie trochę in- 
na, lecz równie demoniczna wizja. 
Nasłuchałem się, że w środowisku 
aktorskim dominuje podłość i 
obłuda. Są fałszywe uśmiechy 
na bankietach i codzienne intrygi. 
Wszyscy się nawzajem nienawi- 
dzą, każdy dybie na każdego, a na 
ludzki odruch nie można liczyć. 
W takim światku nie dałoby się 
oczywiście żyć. Może jestem 
szczęściarzem, ale do tej pory nic 
złego mnie w tym *kłębowisku 
żmij” nie spotkało. Wręcz prze- 
ciwnie, a u siebie, w teatrze *Stu- 
dio”, czuję się znakomicie. 

-0 *Studiu” mówi pan za- 
wsze z entuzjazmem. Nie jest to 
wyidealizowany obraz? 

— Uważam, że to niezwykłe 


miejsce, które nawet aktorów występujących 
gościnnie zaraża nastrojem niewymuszonej 
familijności. Nam naprawdę jest dobrze ze so- 
bą. Może dlatego, że nie ma w tym zespole lu- 
dzi z kompleksami, obawiających się o swoją 
przyszłość. Poza tym *Studio” od aktorów i 
od widzów wymaga zgody na inną niż w tra- 
dycyjnych teatrach 
formę. To w sposób 
naturalny tworzy pew- 
ną więź. 

- Na wypady do 
Mrągowa zabiera 
pan ze sobą pół ze- 
społu. 

— Robię to z preme- 
dytacją, by pielęgno- 
wać dobrą atmosferę 
między nami. Jak pan 
widzi, pracuję cały 
czas na sukces teatru, 

- Przez te osiem 
lat pana życie rady- 
kalnie się zmieniło. 
Jak to na pana wpłynęło? 

— Brat zwrócił mi kiedyś uwagę na to, że 
odblokowałem się, zrzuciłem ochronny pance- 
rzyk. Kiedyś dobrze się czułem tylko w towa- 
rzystwie przyjaciół. Wobec innych byłem 
skryty i trochę defensywny. Ja z kolei wiem, 
że w tym, co najważniejsze, nie zmieniłem 
się. Jestem z Mazur i zawsze cenić będę kon- 
takt z przyrodą, prostotę i naturalność. A fil- 
my takie jak "Piknik pod wiszącą skałą” i 


Rozumiem 
bezradność 
człowieka, 
który stoi da” wyrządzona 
na skrzyżowaniu 
w wielkim mieście 
i nie wie, w jakim 
kierunku 
dalej pójść. 


*Dwa księżyce” Barańskiego pozostaną *moi- 
mi”. Zawsze dobrze będę rozumiał bezrad- 
ność kogoś, kto staje na skrzyżowaniu w wiel- 
kim mieście i nie wie, w jakim kierunku dalej 
pójść. 

— Jak to jest, że *chodzą” za panem ko- 
miczne sytuacje, zwłaszcza gdy gra pan te 
najpoważniejsze ro- 
le. Hamlet to stłu- 
czone okulary i 
upadek w drodze na 
pierwszą próbę. 
Konrad to *krzyw- 


Annie Chodakow- 
skiej, która przez 
pana wpadła za ku- 
lisami na jakieś że- 
lastwo. Podczas 
przerwy w zdję- 
ciach do *Stanu 
strachu” przypiął 
się pan kajdankami 
do ogrodzenia. 
Podejrzewam, że pan to wszystko wymyśla, 
a w zanadrzu ma już scenariusz komedii? 

— Nie mam takich talentów, ale gdyby któ- 
ryś z kolegów szukał tematu, służę dokładny- 
mi opisami licznych przygód. Ja te sytuacje 
traktuję jako sygnał, by nie popadać w zbytnią 
powagę. 

Rozmawiał 
KRZYSZTOF DEMIDOWICZ 
Zdjęcia: KRZYSZTOF WELLMAN 


LUDZIE 43H 


KEANU należy dake 
REEVES O PEOPOOE. 


nia, co Johnny 
Depp. River Phoenix i Kiefer 
Sutherland. Ale o ile o nich mó- 
wi się przede wszystkim w ka- 
tegoriach aktorstwa, o tyle Kea- 
nu nazywany jest głównie ido- 
lem i gwiazdorem. Gwiazdo- 
rem, bo to na niego stawiają 
producenci w wyścigu po kasę. 
Idolem, bo stał się dla wielu 
swoich rówieśników wzorem 
do naśladowania. Coraz rza- 
dziej zdarza się to w kinie, ale 
w przypadku Keanu Reevesa 
magia ekranu wciąż działa. 
Stąd ten staroświecko brzmiący 
przydomek idola, który przesła- 
nia jego aktorskie dokonania i 
wpływa na mocno ironiczny 
stosunek, jaki mają do niego 
media. Ale Keanu dobrze czuje 
się w roli młodzieżowego idola. 

Żyje jak jego bohaterowie: 
na luzie i wbrew obyczajowym 
nakazom. Uwielbia szybką ja- 
zdę na motorze, mimo że już 
dwa razy uległ groźnym wy- 
padkom, po których zostały mu 
dwie duże blizny. Nie ma stałej 
przyjaciółki, nie lubi stałych 
związków. Czyta dużo, ale 
książki dobiera na zasadzie 
przypadku: od Philipa K. Dicka 
do Fiodora Dostojewskiego, od 
mitów greckich do Tomasza 
Manna. Impulsywny i nieobli- 
czalny, łatwo wybucha gnie- 


wem. nnikarzy traktuje z 
przymrużeniem oka, a oni mają 
trudności z określeniem, gdzie 


kończy się poza, a zaczyna 
prawdziwy Keanu, który pod- 
czas wywiadów przeskakuje od 
myśli do myśli, bez ładu i skła 
du, usiłując w kilku zdaniac 

wyjaśnić swój stosunek do bud- 


dyzmu, opowiedzieć o przygodach na pla- 
nie i swoich poglądach na rolę kina we 
„ Jest przez to ła- 
twym celem dla żartów i kpin. Ale wy- 
raźnie nic sobie z tego nie robi często 
wręcz prowokuje SWO rozmówców. 


żyje. Gra w kilku filmach rocz- 
nie, wędrując z planu na plan, czasami na- 
wet bez jednego dnia przerwy. Skończy- 
łem "Na fali" o szóstej rano na Hawa- 
jach, wsiadłem w samolot i już wieczorem 
byłem w Oregonie, na planie "Mojego 
własnego Idaho”. Trudno wytrzymać ta- 
kie tempo, ale Keanu to podobno demon 
szybkości. Tak przynajmniej twierdzą je- 
go przyjaciele. 

44 


Zagniewany 

romantyk. 

Lubi popadać 

w skrajności. 

Oglądamy go 

właśnie w 

dwóch bardzo 

różnych rolach 

U Bertoluccie 

księciem Sid 

który sześć wiekóW 

przed naszą erq wyrzekł się 
świata i dziś jeśt znany 
jako założyciel buddyzmu. 
Za to w "Spóed" 

gra klasycznego bohatera akcji. 


Imię Keanu zawdzięcza ojcu-Hawaj- 
czykowi. Urodził się 2 września 1964 w 
Bejrucie, dorastał w Australii, Nowym 
Jorku i Toronto, wychowywany po roz- 
wodzie rodziców przez matkę z pocho- 
dzenia Kanadyjkę. Ojczym Keanu zabie- 
rał go często do teatru nie na przedstawie- 
nia dla dzieci, ale na normalne wieczorne 
spektakle. W ten sposób kilkuletni Keanu 
po raz pierwszy usłyszał o Szekspirze, 
Tennessee Williamsie i George'u Bernar- 
dzie Shaw. Atmosfera teatru spodobała 
mu się do tego stopnia, że postanowił zo- 
stać aktorem. Dostał się na kurs aktorski 
do Performing Arts High School, ale po 
roku został skreślony z listy słuchaczy. 
Jako powód podano brak dyscypliny i 
brak zainteresowania nauką. Keanu tłu- 


maczy to mniej dyplomatycznie: wymą- 
drzałem się i robiłem z siebie durnia. 
Pracował dorywczo w lodziarni i pizze- 
rii, czekając na swoją szansę. W 1981 tra- 
fiła mu się rola w serialu *Hangin" In”, 
potem było jeszcze kilka filmów telewi- 
zyjnych i reklama coca-coli. Pierwszy raz 
na dużym ekranie pojawił się w 1986, w 
"Flying" Paula Lyncha. Film był opowie- 
ścią o młodej gimnastyczce granej przez 
Olivię D'Abo, Keanu przypadła mało cie- 
kawa rola drugoplanowa. Kiedy Peter 
Markle kręcił w Kanadzie *Youngblo- 
od”, szukał aktorów=hokeistów. Keanu 
zgłosił się na zdjęcia próbne, przysiągł że 
był szkolnym mistrzem i dostał kilkuna- 
stosekundowy epizod. Trzeba było bardzo 
uważać, żeby go wypatrzeć, ale tych 


dwóch filmów wystarczyło, 
żeby o przystojnego Keanu 
upomniał się Hollywood. 


NIECIEKAWY BUNT 


Z początku miał mu do za- 
proponowania tylko role 
zbuntowanych nastolatków, 

*ułatwiała” mu to jego nieco 
mroczna uroda i chmurne 
spojrzenie. Role podobne do 
siebie i nie wychodzące poza 
stereotypowe pojęcia o przy- 
czynach i sposobach wy! 
nia młodzieńczego buntu. Ke- 
anu przyjmował je wszystkie 
i grał ze sporym wdziękiem. 
Sam był wów buntowa- 
ny i uwielbiał szokować wy- 
powiedziami typu nie jestem 
pedałem, ale kto wie, nigdy 
nic nie wiadomo. Właściwie 
tylko pierwsza z ról buntow- 
ników była warta zaintereso- 
wania, ona też zwróciła na 
Keanu uwagę. 

*The River's Edge” Tima 
Huntera /1987/, drapieżny 
dramat społeczny o dusznej 
atmosferze, opowiada podob- 
no historię prawdziwą. W 
małym miasteczku nastoletni 
Tim Hunter zabił koleżankę. 
Choć szczegóły morderstwa 
szybko wychodzą na jaw, wo- 
kół niej narasta zmowa mil- 
czenia. Keanu zagrał tego, 
który postanawia ją przełamać 
i doprowadzić do ukarania 
sprawcy. Staje w ten sposób 
przed dylematem: co jest waż- 
niejsze, solidarność grupowa 
rawiedliwość, dla niego 
ana z mianem zdrajcy. 
Oszczędna, wręcz surowa gra 
Keanu zwracała uwagę w fil- 
mie Huntera, który nie unik- 
nął niepotrzebnej egzaltacji. 
Reevesem zachwyciła się Ka- 
thryn Bigelow i pamiętała o 
nim cztery lata potem przystę- 
pując do realizacji "Na fali”. 

Późniejsze role z galerii 
młodych buntowników nie 
k ciekawe. W "The Prince of 
Pennsylvania” Rona Nyswanera romanso- 
wał ze starszą od siebie kobietą i porywał 
własnego ojca. W *Permanent Record” 
Marisy Silver AW dociec przyczyn, 


" Rona Howarda, prezentującym 
różne punkty widzenia na ojcostwo i ro- 
dzinę, był przysparzającym licznych kło- 
potów wychowawczych nastolatkiem z 
dziwaczną fryzurą i 16-letnią żoną. Etap 
buntu zamyka w jego filmografii komedia 
*Ciotka Julia i skryba” 

11990/, ekranizacja powieści Mario Varga- 
sa Llosy. Osadzona w latach 50., odkry- 
wała tajniki powstawania pierwszych oper 
mydlanych /jeszcze w radiu/ i stawiała py- 


tania o związki życia i sztuki. Keanu gra 
młodziutkiego Martina, próbującego 
szczęścia w radiu, który zakochuje się w 
swojej 36-letniej ciotce /a właściwie sio- 
strze żony brata swojego ojca — jak sam 
tłumaczy spoza kadru/. Ten związek nigdy 
nie doczekałby się happy endu, gdyby nie 
ingerencja autora słuchowisk, który wska- 
że im drogę do szczęścia wiodącą poprzez 
bunt przeciwko konwenansom i podjęcie 
ryzyka życia poza tzw. 
sem. Keanu ze swojego zadania aktorskie- 
go wywiązał się znakomicie, ale chwilami 
schodził na drugi plan na tle rewelacyjne- 
go Petera Falka w roli pisarza. 


DENERWUJĄC KRYTYKÓW 


Rozgłos wśród nastoletniej publiczności 
przyniosły mu dwie zupełnie zwariowane 
komedie: *Bill and Ted's Excellent Ad- 
venture” Stephena Hereka /1989/ i *Szalo- 
na wyprawa Billa i Teda” Petera Hewitta 
11991/, które amerykańskich krytyków do- 
prowadzały do szewskiej pasji. Keanu za- 
grał Teda, który razem z najlepszym 
przyjacielem, dzięki zwykłej budce telefo- 
nicznej, odbywa podróże w ie, a na- 
wet odwiedza Niebo i Piekło. W: 
utrzymane było w konwencji wielkiej 
zgrywy z dużą dawką rocka. 

Punktem zwrotnym w karierze Reevesa 
okazał się thriller *Na fali” /1991/. Produ- 
cenci chcieli mieć Matthew Brodericka, 
Kathryn Bigelow uparła się przy Keanu 
Reevesie i postawiła na swoim. Keanu za- 
grał więc młodego agenta FBI, który ma 
rozpracować szajkę napadającą na banki. 
Trop prowadzi do grupki mężczyzn upra- 

ających surfing, RDC ai jest 


a od chwili, 
coraz więk- 


kiedy Johnny zaczyna uleg. 
szej fascynacji osobowością Bodhiego i 
odkrywa, że łączy ich ta sama, niepoha- 
mowana potrzeba prowokowania losu, cią- 
głego sprawdzania samych siebie. Od fa- 
scynacji jest już tylko krok do akceptacji. 
Johnny toczy wi lkę z samym sobą, 
bo zło zakradło się już do jego duszy. Była 
to pierwsza tak dojrzała kreacja w dorob- 
ku Keanu, a jednocześnie zapowiedź kie- 


runku jego artystycznego rozwoju. Zaczął 
bowiem spi ować się w rolach skłó- 
conych nie tyle z życiem i światem, co z 
samym sobą. 

Taki jest właśnie Scottie Favor z "Mo- 
jego własnego Idaho" Gusa Van Santa 
11991/, chłopak z zamożnego domu, który 
ucieczki przed uczuciową pustką szuka na 
ulicy, w prostytucji. Temat kontrowersyj- 
ny, nic więc dziwnego, że wywołał ostrą 
polemikę. W tym zgiełku omal nie 
umknęło uwadze przesłanie filmu. Van 
Sant, znajdując idealnych aktorów w Ree- 
vesie i Riverze Phoenixie, pokusił 
tylko o ie ci 
KARE, 


czesny Sia powie- 
księcia Hala, znajdzie w sobie dość 
siły, żeby odrzucić przeszłość, spróbować 
innego życia i nauczyć się odpowiedzial- 
ności. 
Role w "Na fali” i *Moim własnym 
Idaho” wyniosły go na szczyt. Coppola za- 
prosił go na plan *Draculi", licząc że jego 
nazwisko przyciągnie do kin nastoletnią 
publiczność. Bertolucci uznał, że będzie 
wymarzonym Buddą, a Keanu bardzo soli- 
dnie przygotowywał się do tej roli, studiu- 
jąc przede wszystkim buddyzm. Kenneth 
Branagh udowodnił, że Reeves równie 
świetnie czuje się w repertuarze Szekspi- 
rowskim, powierzając mu rolę podstępne- 
go Don Johna w *Wiele hałasu o nic”. 
5 peed” sprawił, że o Keanu za- 
biegają d zyscy. On sam marzy o za- 
graniu Makbeta. Te wszystkie czary i 
wiedźmy. To naprawdę robi wrażenie. Na 
śl przechodzą mnie dreszcze. 
ELŻBIETA CIAPARA 


LUDZIE 45M 


Fot. Paweł Gula 


Mówi 
Dorota Segda 


— Pani zawodowe życie zaczęło się 
wiosną?... 

— ..siedem lat temu. Byłam studentką 
trzeciego roku, kiedy w połowie kwietnia 
zadzwonił do mnie Stanisław Radwan, 
wówczas dyrektor Teatru Starego. Zapro- 
ponował, żebym za dwa tygodnie, jako 
Sonia, pojechała z zespołem grającym 
*Zbrodnię i karę” w reżyserii Andrzeja 
Wajdy do Izraela. To była bardzo szczę- 
śliwa wiosna. 

— I niezwykły debiut? 

— Tak, spotykają mnie w życiu zdarze- 
nia dość niezwykłe: od debiutu na profe- 
sjonalnej scenie w Jerozolimie o północy, 
do wywiadu i zdjęć w japońskim *Play- 
boy'u” /portretów!/. 

— Pani debiut filmowy też nie należy 
do przeciętnych: trzy różne postaci w 
nagrodzonym na wielu festiwalach wę- 
gierskim filmie Ildiko Enyedi *Mój 
wiek XX”. Jak do tego doszło? 

— Reżyserka ponad pół roku szukała ak- 
torki, która odpowiadałaby jej oczekiwa- 
niom. Najpierw rozglądała się wśród 
gwiazd, ponieważ miała sporo pieniędzy z 
Zachodu. Zjeździła Francję, Niemcy, 
Włochy. Wreszcie, za namową Jana No- 
wickiego, przyjechała do Krakowa. Zoba- 
czyła mnie jako Saszę w *Płatonowie” w 
reżyserii Filipa Bajona — i zaangażowała 
nawet bez zdjęć próbnych. Zaczęło się 
szaleństwo: jednocześnie film, przedsta- 
wienia dyplomowe, występy w teatrze. 
Potem było mnóstwo festiwali, z Cannes 
na czele, specjalna nagroda krytyków wę- 
iwałam listy nawet ze Sta- 
ż h, zawędrowali- 
śmy z *Hamletem" Wajdy do Tokio, spo- 
tkało mnie wiele wyrazów sympatii, bo 
"Mój wiek XX” akurat wyświetlano w ki- 
nach. Czyli znowu dopisało mi szczęście. 

- I dalej pani nie opuszcza? 

— Chcę wierzyć, że nie. Zależy zresztą, 
jak kto szczęście pojmuje. Ja nigdy nie 
musiałam walczyć o to, żeby przetrwać: 
chwytać się byle czego, chałturzyć, wy- 
stępować w niedobrych przedstawieniach. 
A chyba nie ma w Polsce drugiej osoby w 
moim wieku, mającej na koncie tyle ról 
scenicznych — wśród nich Ofelię w *Ham- 
lecie”, Pannę Młodą w *Weselu”, Mańkę 
w *Ślubie”, Albertynkę w *Operetce", 
księżniczkę Turandot... Mogłam więc 
martwić się tylko o jedno: by być coraz 
lepszą. A Teatr Stary rozwija młodego 
człowieka. Tu się pracuje z najlepszymi. 
Tu od początku czuje się pomoc, przyja- 
zną dłoń starszych kolegów. Dla mnie to 
wielkie szczęście. 

— Rola Salomei w *Śnie srebrnym Sa- 
lomei'* Słowackiego w reżyserii Jerzego 
Jarockiego przyniosła pani nagrodę im. 
Zelwerowicza za najlepszą kreację tea- 
tralną sezonu. To ważny moment? 

— Proszę pana, wcześniej dostałam na- 
grodę im. Wyspiańskiego. Udzieliłam ma- 
sy wywiadów... i to wszystko. Myślę jed- 
nak, że znalazłam się w ważnym momen- 


cie z innego powodu. Salomea zakończyła 
okres, w którym grałam postacie siedem- 
nastolatek. Zaczęto obsadzać mnie w ro- 
lach kobiet nieco starszych, dojrzalszych. 

— «Młode czołgi”, tak dziś mówi się o 
młodych aktorach, którzy doskonale 
umieją się sprzedać, prą do przodu, 
spychając wszelkie przeszkody. Pani 
zaliczyłaby siebie do tej grupy? 

— Nie, to nie leży w mojej naturze. A 
nawet gdybym bardzo chciała, Kraków 
ogranicza podobne zapędy. I bardzo do- 
brze. Tu się inaczej żyje, na co innego pa- 
trzy. Co innego jest ważne. 

- Czy za to, że raczej rzadko widuje- 
my panią na ekranie, także *winę*” po- 
nosi Kraków? 

— W pewnym sensie 
jesteśmy odcięci od fil- 
mu. Wprawdzie Ania 
Dymna czy Jan Nowicki 
zrobili ich kilkadziesiąt, 
ale y się zmieniły. 
Dziś nikt już nie jest za- 
interesowany w utarcz- 
kach z dyrekcją teatru, z 
repertuarem, w dowoże- 
niu taksówkami z planu 
na spektakl. Liczą się lu- 
dzie pod ręką. 

— Ale podobno chcieć 
to móc. 

— Tylko że nie wszyst- 
ko od nas zależy. W dzień wręczenia mi 
nagrody im. Zelwerowicza spotkałam się 
z Juliuszem Machulskim. Zaproponował 
mi jedną z głównych ról w przygotowy- 
wanym filmie. I zaraz na początku powie- 
*Od dawna się o panią dopytuję i 
zę — nie zawracaj sobie głowy, ona 
w Teatrze Starym, wszystko tam gra, 

a su. Przecież gdyby była pani w 
wie, nie schodziłaby pani z pla- 


nu”. 

— Zdarza się pani brać udział w zdję- 
ciach próbnych? 

— Raczej rzadko, I dzieje się coś takie- 


go, że jeśli je wygrywam, to potem z róż- 
nych przyczyn nie mogę wziąć udziału w 
filmie. 

— Lubi pani tego rodzaju rywaliza- 
cję? 

— Lubię konkurować. Jeśli reżyser za- 
prosi kilka świetnych aktorek, bo sam nie 
jest pewien, która okaże się lepsza, to ma 
sens, do tego jestem pierwsza. Ale wciąż 
pamiętam okropne spędy, jakie przeżywa- 
łam będąc studentką. Upokarzające. 
Wstać o czwartej rano, przesiedzieć pięć 
godzin w pociągu, potem czekać w tłumie 
podobnych do siebie drżących kurczątek, 
by wreszcie dowiedzieć się, że jest po- 
trzebna wysoka, gruba brunetka z czarny- 
mi brwiami. Koszmar. 

— Ostatnio oglądaliśmy panią w fil- 
mie Barbary Sass **Tylko strach”. Rola 
Bożeny, młodej alkoholiczki, od począt- 
ku była przeznaczona dla pani? 

— Nie wiem, podobnego pytania nie 
śmiałam Basi Sass zadać. Długo wydawa- 
ło mi się, że zdecydowanie odbiegam od 
jej wzorców aktorstwa. Poznałyśmy się 
przy realizacji telewizyjnego spektaklu 


*Siostrzyczki”. A po kilku miesiącach do- 
tarł do mnie scenariusz. To było prawdzi- 
we wyzwanie. A praca z Basią — niesamo- 
wite przeżycie. 

— Dlaczego? 

— Ona nie reżyseruje prowadząc za rę- 
kę, ale współistnieje z aktorem, wręcz od- 
dycha z nim na planie. 

— Pani rola wymagała sporej dawki 
psychicznego ekshibicjonizmu. Czy są 
jakieś jego granice? 

— Nie sposób ich wyznaczyć. Żeby wy- 
dobyć właściwy ton, zawsze trzeba po- 
grzebać w swojej wrażliwości, doświad- 
czeniu. Do tej pory dokładnie pamiętam, 
0 czym myślałam podczas realizacji nie- 
których scen: dotyka- 
łam największych dra- 
matów, jakie mi się 
zdarzały czy zdarzają. 
Podobne drążenie sie- 
bie bardzo dużo mnie 
kosztuje. 

- Czy to, że grała 
pani z Anną Dymną, 
koleżanką z teatru, 
pomagało? 

— Na pewno. Szcze- 
gólnie w scenach, któ- 
rych psychiczne kaska- 
derstwo nie pozwalało 
na ukrycie się w bez- 
piecznym nawiasie wy- 
obraźni. A odkryć się przed kimś dobrze 
znanym jest łatwiej, niż przed osobą spo- 
tykaną po raz pierwszy. 

- Ale w filmie podobne spotkania są 
nieuniknione. Onieśmielają panią? 

— Parę dni temu poznałam Artura Żmi- 
jewskiego... w łóżku /na planie/. Kogo by 
to nie onieśmieliło? Nie wyobrażam sobie 
istotnego kontaktu bez wcześniejszego 
wzajemnego rozpoznania swojej wrażli- 
wości, czy poczucia choćby zapachu skó- 
ry. No, może w wyjątkowym wypadku. 

— W filmie Barbary Sass została pani 
pozbawiona urody. Nie obawiała się pa- 
ni podobnego zabiegu? 

— Podczas zdjęć w ogóle o tym nie my- 
ślałam. Operator, Wiesław Zdort, zbrzy- 
dzał mnie, ile sił. Panie charakteryzatorki 
skrupulatnie dbały, żeby usta ani na chwi- 
lę nie nabrały normalnego koloru. Dopie- 
ro na premierze nieco się przeraziłam. Po- 
wiedziałam do Basi: *Rany boskie, prze- 
cież mnie już nikt nie zaangażuje do fil- 
mu”. A ona odpowiedziała: *Zwariowa- 
łaś? Dopiero teraz będą cię angażować”. 
Czekam... 

- A jaką rolę na-co dzień w pani ży- 
ciu odgrywa fryzjer czy moda? 

— Żadnej. Może jestem nietypową ak- 
torką pod tym względem? 

— Pod jakim jeszcze? 

— Nienawidzę wszelkich głośnych i 
gwarnych wydarzeń: premierowych ban- 
kietów, festiwalowych gali. Owszem, 
uwielbiam się bawić z przyjaciółmi i mogę 
przez miesiąc nie przespać ani jednej nocy. 
Ale jeśli jestem *na świeczniku”, wśród 
tłumu obcych ludzi, czuję się strasznie. 

Rozmawiał 
MACIEJ MANIEWSKI 


LUDZIE 47M 


Bernardo Bertolucci 


Urodził się w 1941 roku — za późno, żeby 
brać udział w ruchu oporu czy choćby refor- 
mować powojenne włoskie kino; za wcześnie, 
by przyłączyć się do zbuntowanych nastolat- 
ków z 1968 roku. Może dlatego został nonkon- 
formistą — artystą osobnym, szukającym wła- 
snego miejsca i nieufnym wobec wszelkich ar- 
tystycznych i politycznych ideologii. 


LU ZNAC 


Nonkonformizm nie oznacza jednak ani 
odrzucenia z góry tradycji, ani ślepoty w so- 
tunku do wartości. Bertolucci interesował się 
historią kina i był prawdziwym erudytą; znał 
się na malarstwie, muzyce i literaturze, wydał 
nawet tomik poezji *W poszukiwaniu taje- 
mnicy”, nagrodzony prestiżową Premio Ope- 
ra Prima. Świadectwem owego oczytania są 
niemalże wszystkie jego filmy, pełne aluzji 
do surrealistycznego malarstwa i poezji — 


1T WIE 


A 
M8 domu 


BERTOLUCCI | 
W PODRÓŻY 


prac Magritte'a i Bretona, światłocieniowego 
malarstwa starych mistrzów holenderskich, 
obrazów Francisa Bacona, ironicznych odwo- 
łań do kina gatunków. Bertolucci inteligent- 
nie korzystał też z psychoanalizy i na swój 
sposób komentował wydarzenia historyczne i 
polityczne, z ciekawością przyglądał się fa- 
szyzmowi i marksizmowi. 

Właściwie nie miał jednak ani mistrzów, 
ani idoli. Pewien wpływ wywarł na niego tyl- 
ko Pier Paolo Pasolini. Bertolucci poznał go, 
gdy ten cieszył się sławą radykalnego p o 
skrajnie lewicowych poglądach. Pasolini za- 
proponował wkrótce dwudziestoletniemu 
wówczas Bertolucciemu, by ten został jego 
asystentem przy realizacji filmu *Włóczykij”. 
Także debiut późniejszego reżysera *Ostat- 
niego tanga w Paryżu” - *Kostucha” /La 
commare secca, 1962/ oparty był na noweli, 
napisanej przez Pasoliniego. Jego bohaterami 
byli "ludzie zbędni”, biedni materialnie i du- 


chowo, zagubieni we współczesnym Rzymie. 
Już jednak w tym filmie Bertolucci pokazał, 
że nie identyfikuje się z radykalnym świato- 
poglądem swego przyjaciela. Po części dlate- 
go, że ów światopogląd jest dla niego — czło- 
wieka sytego i odzianego — zbyt maksymali- 
styczny, po części dlatego, że nie przystaje on 
— jego zdaniem — do kształtu współczesnego 
Świata. Każdy kolejny film: "Przed rewolu- 
cją” /Prima della revoluzione, 1964/, nowela 
"Agonia" /Agonia, 1967/ z "Ewangelii 70”, 
*Konformista” /Il conformista, 1970/, *Ostat- 
nie tango w Paryżu” /L'ultimo tango a Parigi, 
1972/ czy "Wiek XX” /Novecento, 1976/ po- 
kazywał rzeczywistość coraz bardziej rozmy- 
tą, mieniącą się dziesiątkami znaczeń, wymy- 
kającą się racjonalnemu opisowi, nie mówiąc 
już o sprawiedliwej ocenie. 

Pod tym względem na szczególną uwagę 
zasługują "Partner" /Partner, 1968/ i *Strate- 
gia pająka” /Strategia del ragno, 1970/. "Part- 
ner” to opowieść o nauczycielu gry aktor- 
skiej, Jakubie, pracującym w Rzymskiej Aka- 
demii Sztuk Dramatycznych, którego miejsce 
powoli zaczyna zajmować jego sobowtór. 
Profesor jest spokojnym konformistą, zacho- 
wanie jego sobowtóra, instruującego studen- 
tów, jak przygotować koktajl Mołotowa i pla- 
nującego rewolucję, ociera się o szaleństwo. 
W miarę rozwoju akcji widz traci rozeznanie, 
czy jest dwóch Jakubów, czy może tylko je- 
den o rozdwojonej osobowości — konformi- 
sta, marzący o tym, by móc uderzyć pięścią w 
stół lub rewolucjonista, przerażony efektami 
swej pasji. 

*Strategia pająka” to z kolei film o trudno- 
Ści, a może także zbędności poszukiwania 
prawdy. Jego bohater, Athos Magnani, przy- 
bywa do miasteczka, leżącego w dolinie Pa- 


Ostatnie tango w Paryżu”: Maria Schneider 


du, by dowiedzieć się prawdy o okoliczno- 
ściach śmierci swego ojca, działacza antyfa- 
szystowskiego. Historia ojca okazuje się jed- 
nak dużo bardziej skomplikowana niż przy- 
puszczał. Im głębiej docieka, tym bardziej 
gubi się w domysłach. Nie wie już czy ojciec 
był bohaterem, czy zdrajcą, dlaczego został 
zabity, kto go zabił i czy ten, kto to zrobił, 


miał słuszność, kto posłużył się "strategią 
pająka”. 

Ów sceptycyzm wobec możliwości pozna- 
nia prawdy zbliżył Bertolucciego do innego 
wielkiego włoskiego reżysera — Michelangela 
Antonioniego. "Partner" i "Strategia pająka” 
to rozważanie niemalże tych samych kwestii, 
które postawione zostały w filmach "Zawód 
reporter” i "Powiększenie”. 


POZA DOBREM I ZŁEM 


Już realizując *Agonię" naraził się Berto- 
lucci na zarzuty krytyków katolickich, do- 
strzegających w niej kpinę z Ewangelii i 
obrazę uczuć religijnych. *Ostatnie tango w 
Paryżu” zaś wywołało prawdziwy skandal. 
Ten krótki film był jednak dopiero począt- 
kiem obrazoburczej drogi włoskiego twórcy. 
We: gdy kino przestało budzić skrajne 
emocje, jemu — prawdopodobnie mimo woli — 
udało się wywoływać skandale. Największym 
z nich było niewątpliwie *Ostatnie tango w 
Paryżu”. U źródła tego skandalu tkwiły, jak 
sądzę, dwie rzeczy. Jedna z nich to miłość i 
seks, jakich w artystycznym kinie praktycznie 
jeszcze nie było — 
stosunek analny, 
*pożeranie się ciał”; 
gwałt, który prowa- 
dzi do przyjemności 
i czułość, która ob- 
jawia się brutalno- 
ścią. Druga rzecz to 
zwątpienie w mo- 
ralny porządek 
świata. Bohaterowie 
*Ostatniego tanga”, 
mężczyzna i kobie- 
ta, spotykający się 
w pustym mieszka- 
niu, odizolowani od 
świata, znajdują się 
niejako poza do- 
brem i złem. W 
pewnym sensie są 
niewinni, ponieważ 
nic ich nie łączy, 
nie znają i nie chcą 
znać swej przeszło- 
Ści, niczego nie 
oczekują, nie podej- 
mują odpowiedzial- 
ności i nie chcą kła- 
mać. Ten stan nie- 
winności jednak nie 
trwa długo, niszczy 
go podjęta przez 
mężczyznę, ostatnia 
próba przełamania 
samotności, rozpo- 
częcia życia od no- 
wa. Próba ta kończy 
się tragicznie. 

Poza dobrem i 
złem, bo w sztucz- 
nym i zamkniętym 
świecie sztuki, żyje 
przez wiele lat także 
diva operowa, boha- 


terka *La luna” 
IKsiężyc, 1979/. 
Jednak iona w 


pewnym momencie musi przekroczyć mury 
dzielące ją od świata, zająć się dorastającym 
synem — narkomanem, który nienawidzi jej za 
to, że pozostawiła go samego i równocześnie 
chorobliwie łaknie jej miłości. Przekraczanie 
barier prowadzi do kazirodczej namiętności. 


PODRÓŻNIK, 
LECZ NIE TURYSTA 


W jednej z pierwszych scen *Pod osłoną 
nieba” /The Sheltering Sky, 1990/, adaptacji 
słynnej powieści Paula Bowlesa, trójka Ame- 
rykanów, którzy właśnie przyjechali do Afry- 
ki, zastanawia się nad tym, po co tu przyje- 
chali i ile potrwa ich pobyt. Jeden z nich, Po- 
rt, wyjaśnia, na czym polega różnica między 
turystą a podróżnikiem. Ten pierwszy, ledwo 
znajdzie się w obcym sobie miejscu, już chce 
wracać do domu. Podróżnik natomiast w ogó- 


Wydaje się, że SO: o 
*Ostatniego cesarza” jes 
stą-podróżnikiem. Gdyby 
dla których twórca ten porzucił Europę, czy 


LUDZIE 49H 


wręcz całą kulturę Zachodu i przeniósł się w 
rejony nie znane większości widzów jego fil- 
mów, trzeba by się odwołać do "Ostatniego 
tanga w Paryżu”. Jego bohaterowie to ludzie 
samotni, oderwani od swej kultury lub nie 
artość /Amerykanin w Pary- 
sty, zmarłego w Algierii w 1958 
roku/; ludzie, jakby powiedziała Simone Weil, 
*wykorzenieni”. Wydaje się, że dla takich jak 
oni jedyną sz: odzyskania tożsamości czy 
zapuszczenia nowych korzeni jest podróż. 

"Orientalna trylogia” Bertolucciego — 
*Ostatni cesarz” /L'ultimo imperatore, 1987/, 
"Pod osłoną nieba” i "Little Buddha” /Mały 
Budda, 1993/ dowodzi jednak, że podróż na 
Wschód jest tylko szansą na nowe życie, nie 
gwarantuje natomiast nikomu odrodzenia. 
Bertolucci nie idealizuje Orientu, nie ma w 
nim naiwności turysty, który ulega taniej mi- 
tologii czy ograni ę do zachwytu nad 
pięknymi widocz ięga w głąb, do 


rysty i wierzy, że ważniejsze jest to, co łączy 
niż to, co dzieli przedstawicieli różnych kul- 
tur. Pod tym względem podobny jest do Jame- 
sa Ivory'ego, sceptycznego badacza śladów 
ludzi Zachodu w Indiach. 

O ile w swych wcześniejszych filmach Ber- 
tolucci pokazywał tragiczne skutki rozerwania 
więzi z kulturą, z tradycją, z rodziną, o tyle w 
*Ostatnim cesarzu” pokazuje dramat człowie- 
ka, którego związki z kulturą, historią są na- 
zbyt silne. Pu Yi, ostatni cesarz Chin, a póź- 
niej, w czasach komunistycznych, więzień 
obozu pracy dla zbrodniarzy wojennych w Fu- 
shan jest marionetką w rękach kapryśnej hi- 
storii, więźniem rytuałów, niezdolnym nawet, 
by uświadomić sobie sens swego życia. 

Dwojaki sens podróży najlepiej przedsta- 
wiony został w *Pod osłoną nieba”. Kit i Port 
wyjeżdżają z Nowego Jorku na Saharę praw- 
dopodobnie po to, by uciec od nudy wielko- 
miejskiego życia i uratować swe małżeństwo. 
Czy cel ten osiągają? Trudno na to pytanie od- 


"Ostatni cesarz” 


powiedzieć. Dla Porta podróż okazuje się w 
dosłownym sensie zabójcza - mężczyzna 
umiera na tyfus. 
ny, trafia do haremu, a ARE, wycieńczona, 
do szpitala. Gdy w końcu zostaje z niego za- 
brana przez przedstawicielkę ambasady, za- 
chowuje się jak obłąkana — nie odzywa się, 
nie gOcpOZNAJ ludzi, nie okazuje żadnych 
ie jednak trudno oprzeć 
pasywność, bezwolność 
bierze się z tego, że Kit dotarła do kresu 
podróży, na własny użytek sprawdziła cywili- 
zacyjne mity i poznała swój los. 


MAŁY BUDDA 


Najbardziej optymistycznym filmem, nie 
tylko spośród orientalnych filmów Bertoluc- 
ciego, ale w całej jego karierze, jest chyba 
*Mały Budda”. Tym razem podróż na 
Wschód nie jest tylko kaprysem czy potrzebą 
duszy, ale wręcz metafizyczną koniecznością. 
Do królestwa Bhutanu wybierają się mie- 
szkańcy amerykańskiego Seattle, małżonko- 
wie Dean i Lisa Conrad oraz ich mały syn, 
Jesse. Powodem podróży jest sprawdzenie, 
czy Jesse jest nowym wcieleniem nauczyciela 
Lamy Dorje. W tym samym czasie w Kath- 
mandu i Indiach ujawnia się dwóch następ- 
nych Lama Dorje /wśród nich jest jedna 
dziewczynka/. Wszyscy oni podążają do bud- 
dyjskiej świątyni w Bhutanie, gdzie ma za- 
paść werdykt, kto z nich jest prawdziwym na- 
uczycielem. Okazuje się, że jest nim każde z 
dzieci. 

*Mały Budda” pełen jest błyskotliwych 
myśli, aluzji i przesłań. To jednak, które wy- 
daje mi się najprostsze i najcenniejs 
czy wiary, że w dwudziestowiecznym 
nikt nie ma monopolu na duchowość, żć 
każdym z nas pewnego dnia obudzić się może 
*mały budda”. A jeśli już to się stanie, nie 
więźmy go i nie uciszajmy. Pozwólmy mu 
wyruszyć w podróż... 


się wraż 


EWA MAZIERSKA 


"Mały Budda”: Keanu Reeves 


Mówi 
Jean-Louis Trintignant" 


- Zrobił pan film z reżyserem, którego 
nazwiska nawet pan nie znał... 

— To prawda. Mieszkam na prowincji, poza 
Paryżem. Mało znam ludzi kina, w ogóle ma- 
ło zajmuję się kinem. Żyję raczej w środowi- 
sku chłopskim. Lepiej więc znam 
chłopów niż kino. Ale moja córka 
powiedziała mi: Jeżeli Kieślowski 
cię prosi, byś zagrał, nie potrzeba 
czytać scenariusza, trzeba to zro- 
bić. 

-I tak było? 

- Właśnie tak. Jak przeczyta- 
łem scenariusz, byłem pod wraże- 
niem. A potem, gdy już poznałem 
człowieka, to byłem pełen entu- 
zjazmu, naprawdę. 

- Czym Kieślowski tak pana 
ujął? 

— Jest wspaniały. Jest dość 
WADUDYWY, z rezerwą. To nie jest 


troc ję taki jak ja. Ja jestem nie- 
śmiały i też nie jestem w kontak- 
tach z ludźmi zbyt serdeczny. 

— Dla nas jest pan jednak ak- 
torem-legendą. Głównie za 
sprawą Leloucha. 

— Rzeczywiście, po "Kobiecie i 


mężczyźnie ałem się aktorem 
znanym, choć nie byłem wtedy 
już taki młody. Miałem w dorob- 
ku udział w 24 filmach i 30 sztu- 
kach teatralnych. Ale film Lelou- 
cha odniósł sukces międzynarodo- 
wy. Od tej pory zrobiłem z Lelou- 
chem 5 filmów. Jednak ten pierw- 
szy lubię najbardziej. 

- A ŚKobieta i mężczyzna - 
20 lat później”? 

— Tak, to ostatni, który zrobiłem z Lelou- 
chem, trochę gorszy od pierwszego, tak jak 
każdy remake. To nieważne, nie wszystko 
musi być udane. 

- Chciałby pan znów z nim pracować? 

- Z Lelouchem? Wolałbym zrobić coś z 
Kieślowskim. 

— Jak pan ocenia kino francuskie dzisiaj? 
Odnajduje pan w nim swe nadzieje? 

— To co jest ważne w kinie, to autorzy i re- 
alizatorzy. Dlatego myślę, że kino francuskie 
przeżywa teraz swój dobry okres. Na ostatnim 
festiwalu w Cannes było ono reprezentowane 
przez 3 wysokiej jakości filmy. 

— Nie widzi pan więc kryzysu! 

— Nie. Jest co prawda kryzys kin, kryzys 
dystrybucji, ludzie chodzą do kina mniej niż 
przedtem. Ale oglądają filmy w telewizji, na 
kasetach. Interesują się więc kinem, nawet je- 
śli zbyt często do kina nie zaglądają. Ale na- 
prawdę nie ma kryzysu, nie wierzę w to. Mo- 
że jestem optymistą. 


- To chyba dobrze być optymistą! 

= Pewnie. 

- Więc pan, optymista, przyjeżdża na 
zdjęcia do filmu *Czerwony”. Przyjeżdża i 
spotyka reżysera-Polaka, operatora-Pola- 
ka. Na planie ekipa mówiąca różnymi języ- 
kami... 

— Na planie przede wszystkim mówiono po 
polsku, potem był angielski, trochę francu- 
skiego. Ja nie mówię ani po polsku, ani po an- 
gielsku, żałuję. Było trochę trudniej, ale nie 
bardzo. To nie był problem. Któregoś dnia 
spytałem Kieślowskiego, czy trudno jest pol- 
skiemu reżyserowi kręcić film we Francji? On 
odpowiedział: wie pan, co jest trudne? Usta- 
wić kamerę. Znaleźć właściwe miejsce dla ka- 


mery. Więc czy to jest po angielsku, czy po 
francusku, czy po polsku nie ma znaczenia. 
Główna trudność, to miejsce dla kamery. A on 
umie je znaleźć. 

— A Irćne Jacob? Jaka była? Nie jest de- 
biutantką, już grała, ale jest jeszcze bardzo 
młoda. 

— Tak, grała wspaniale. Irćne przypomina 
postać z filmu. Ona jest bardzo czysta, świe- 
tlana, ciepła, otwarta i hojna. Gdyby nie była 
tak prawdziwa, to rola byłaby nie do zniesie- 
nia. Naprawdę, to ktoś, kogo się często nie 
spotyka, mało jest takich ludzi. Ale Irćne Ja- 
cob jest właśnie taka. Jak postać z filmu, ktoś 
głęboko oddany, dobry i pełen blasku. Ona 
naprawdę jest taka. 

— Powróćmy na plan. Piotr Sobociński, 
operator. To ważne dla aktora znaleźć po- 
rozumienie z operatorem. 

— On naprawdę zrobił na mnie wrażenie. 
To młody człowiek, niesamowity. To jeden z 
2-3 najlepszych operatorów, jakich znam. 
%zęciłem dużo we Włoszech, tam jest wielu 


dobrych operatorów, więcej niż we Francji. 
Ale Piotr jest nadzwyczajny, oszałamiający. 
To prawie niemożliwe, by tak młody człowiek 
miał taką dojrzałość spojrzenia. To naprawdę 
wielki operator, naprawdę. 

— Pan wie, że jego ojciec też jest operato- 
rem. Piotr rósł z kamerą. 

— Tak, wiem, też wielki operator. Pozornie 
nie miałem z Piotrem żadnego kontaktu. Cza- 
sem mówił coś do mnie, nie rozumiałem tego, 
ale były to przede wszystkim kontakty za po- 
mocą wzroku, a nie słowa. Nie rozumiałem 
tego, co on do mnie mówi, ale wszystko było 
dla mnie jasne. 

- W tym filmie był jeszcze kompozytor, 
Zbigniew Preisner... 


Fot. J.J, Bernier/Gamma 


— Tak. Jego nie było na planie, poznałem 
go później. To wielka osobowość. 

- Muzyka się panu podobała? 

— Tak, bardzo. Uwielbiam film *Niebie- 
ski”, tam muzyka była bardzo ważna, może 
bardziej niż w *Czerwonym”. Uwielbiam 
Preisnera. Ależ wy macie wielkich muzyków 
w Polsce. Był tam również jeszcze jeden fa- 
cet, Polak, mieszka w Szwajcarii. Też Piotr, 
który był fotosistą na planie, to wielki foto- 
graf, Piotr Jaxa, Widziałem w Łodzi wystawę 
jego fotosów z planu. 

- Czy teraz wraca pan na wieś odpo- 
cząć? 

— Odpocząć może nie, ale nie mam żad- 
nych projektów. Nie mam teraz ochoty kręcić 
filmu. Chyba że pojawi się jakiś wspaniały 
film, to go zrobię. Ale niekoniecznie. Nie bę- 
dę się fatygował, nie lubię tego. 


Rozmawiała 
IRENA,STRZAŁKOWSKA 


LUDZIE 51 EEEE 


mniej kłóci się 

z życiem i przeżywa 

drugą aktorską młodość. 

Rozmawia z nim Trip Gabriel z "Us" 


Fot. Seul/Sygma/Free 


- Dorastał pan w latach 50., na rolni- 


| czym Południu, w rejonach, gdzie nie na- 
| leży ujawniać swoich prawdziwych uczuć. 


— To był twardy okfes. Szkoły kierowały 
się wewnętrznym kodeksem. Mówiono nam 
nawet, jak mamy się ubierać. Dyscyplina 
była surowa. Trudno mi było poradzić so- 
bie z mentalnością lat 50. 

- Czy marzył pan o wyzwoleniu oby- 
czajowym? 

- Oczywiście. Wyjechałem z ro 
stron w 1959 i jeździłem po kraju. Byłem 
zbuntowanym dzieciakiem. 

- Pana bunt przypadł więc na lata 60.? 

- Na 50., 60., 70. i 80. Bunt leży w mojej 
naturze. 

- Był pan politycznym działaczem pod- 
czas wojny wietnamskiej, prawda?. 

- Każdy był wtedy działaczem politycz- 
nym, bo każdy zdawał sobie sprawę, że nie 
ma usprawiedliwienia dla tej wojny. 

- Podobno był pan aresztowany za 
sprzedawanie podrobionych kart mobili- 
zacyjnych. O co chodziło? , 

- Sprzedawałem je w miasteczkach uni- 
wersyteckich na środkowym zachodzie na 
początku lat 60. W początkowym okresie 
poboru do Wietnamu biurokrac a- 
sznie naiwni. Nikomu nie przychodziło do 
głowy, że ktoś może odmówić pójścia na 
wojnę w imię interesów swojej ojczyzny. 
Kiedy ludzie pokazywali podrobione karty 
w swoich punktach poborowych, otrzymy- 
wali odroczenie. Trochę to potrwało, zanim 
zorientowali się w końcu, że karty są 
podrabiane. 

- Jak został pan złapany? 

- Zaangażowało się w to FBI. Areszto- 
wano mnie w Nebrasce. Wyznaczono 75 ty- 
ięcy dolarów gi i skazano na 45 dni 
ienia. Wyrok został zawieszony, a ja 
dostałem kuratora na 5 lat, co oznaczało, 
że uniemożliwiono mi udział w naprawdę 
ważnych wydarzeniach lat 60. 


nych 


- Czy został pan powołany do wojska? 

— Nie, byłem przecież przestępcą! 

— Krążą opowieści, że przez pewien czas 
mieszkał pan w meksykańskim burdelu. 

— Krąży sporo opowieści o mnie i o bur- 
delach. 

- Sporo opowieści o burdelach? 

- Tak. Ale niekoniecznie muszą mieć 

one podłoże erotyczne. Burdele w Meksyk 
to interesujące miejsca. Ale nie zamierzam 
o nich opowiadać. Nie zostałoby to właści- 
je odebrane. 
- Dobrze, zmieńmy więc temat. Pod ko- 
niec lat 70. grał pan nową rolę: gwiazdy 
filmowej i traktował to pan bardzo do- 
słownie. Jeździł pan na przykład z gan- 
giem motocyklowym. 

- To nieprawda. Znałem ludzi z gangów, 
ale nigdy się z nimi nie zadawałem. Z 
też morderców. Znam pisarz 
rzy. Znam producentów filmowych. Znam 
dziwki. Znam handlarzy narkotyków. 
Znam prezydenta... O co panu chodzi?! 

- Rozumiem, że w ten sposób chce pan 
powiedzieć, że zna tych wszystkich ludzi, 
bo było to potrzebne do budowania kolej- 
nych ról. Sądziłem, że uczestniczenie w 
szaleństwach leżało w pańskim stylu życia. 

— Nie. Jeżeli już koniecznie chce pan po- 
kusić się o scharakteryzowanie mojego ży- 
cia, mo 


że pan powied j ży 
łem w świecie ji niż prawdziwym, po- 
nieważ aktor korzysta z wyob. i 
dzych doświad 
czaj jest określ. 
więc nie mógłbym twierdzić, że picie i hu- 
lanki nie miały znaczenia dla mojej ewolu- 
ji, bo byłoby to idioty 

- Co więc wynikało z picia i balowa- 
ICH 

— Prawdopodobnie najwięcej w 
uczyłem się odgrywając "głupca", Grając 
tę rolę, biorąc udział w tych szaleństwach, 
uczyłem się na błędach. Mówiąc "głupiec" 
mam na myśli kogoś, kto jest głupi, ale 
wam metafory. 
coś dla si 


ylko z chaosu mo 


ie wynieś 

- Dlaczego zdecydował się pan prze- 
stać pić? . 

- Bo czułem przesyt. Głównie o to cho- 
dziło. 

- Brzmi to jak uproszczenie. 

- 1 o to chodzi: bo albo to jest proste, al- 
bo nie możesz przestać pić. 

- Naturę buntownika czuje się również 
w pana rolach. Czy nikt nigdy nie próbo- 
wał namówić pana na bardziej spokojną i 
lukratywną karierę? 

- Mój były prawni 


Gary Hendler, któ- 
ry stał na czele "Ti ar Pictures”, uwa- 
żał, że powinienem grać w filmach komer- 
cyjnych o dużym budżecie, żeby potem 
móc grać, w czym zechcę. To potoczny styl 
myślenia: kupić sobie przepustkę do war 
wego kina. Ale nigdy w to nie wierzy- 


Łagodny? 


łem. Kiedy zaczynałem karierę, starałem 
się być tam, gdzie działo się coś, co mnie 
interesowało. Przepisywałem sztuki, w któ- 
rych grałem, bo to pomagało mi w koncen- 
tracji nad rolą i zrozumieniu, dlaczego au- 
tor posłużył się tym, a nie inn 
Interesował; 
a nie to, c 


n słowem. 


y mnie scenariusze. 


literatura, 
jestem akurat w Nowym Jorku 
czy Los Angeles. Nie zmieniłem się pod 
tym względem do dziś. Nadal wędruję od 
s iusza do scenariu: likt, kto dba o 
karierę, nie zagrałby przecież w *Qi A”. 

- Dlaczego nie? 

— Podstawowe przykazanie, obowiązują 
ce w tym przemyśle, brzmi: nie rób nicze- 
go, co przemawia tylko do wąskiego grona 
odbiorców. Ale uważam za absurdalne gra- 
nie w nieskończ: aż do zanudze i 
dza na śmierć, tego samego bohatera. 

- A mimo to zagrał pan w dalszym cią- 
gu "48 godzin”. 

- Tak, bo jestem hipokrytą. Nie ma co 
do tego wątpliwości. 

- Jak długo przygotowuje się pan do 
roli? 

- Dwa-trzy miesi 
*Przylądkiem Strachu”, gdzie grałem ad- 
wokata, najpierw pojechałem do małomia- 
steczkowego prawnika z 
zachodniej Virginii 
żem z nim przeanali 
łem scenariusz. Potem po- 
leciałem do Atlanty i za- 
cząłem przedzierać się 
przez stosy akt sądowych. 

— Brzmi to strasznie 
wykalkulowanie, zwła- 
szcza w ustach aktora, 
który zazwyczaj gra bo- 
haterów na skraju sza- 
leństwa, wymykających 
się spod kontroli. 

- I oto chodzi, Jest to 
potrzebne, jeżeli chce się 
wypaść na ekranie natu- 
ralnie i spon 
przed kam: j 
"Trzeba więc wykombinować, jak gra 
ądało to naturalnie. Jeżeli mam 
wyglądać na kogoś, kto traci samokontrolę, 
muszę znać tego przyczyny. Potrzeba cza- 
su, żeby zrozumieć motywację za 
swojego bohatera. Niektóre z pos 
przykład bardzo opanowane. W j 
sób można osiągnąć to opanowani 
wystare jć po prostu przed kame 
udawać spokój. 

- Czemu nie? Pamięta pan, co Olivier 


ra- 


OWwa- 


„ Wkońcu stanie 


powiedział Dustinowi Hoffmanowi, kiedy 
Hoffman pojawił się na planie "Maratoń- 
czyka” po dwóch nie przespanych do- 
bach, bo chciał wyglądać na skonanego. 
Olivier powiedział mu: "chłopcze, a może 
spróbowałbyś po prostu grać? - to znacz- 
nie łatwiejsze”. 

— Nie jestem przekonany, że Laurence 
Olivier był wielkim aktorem fi 
Ale wiem, że Dustin nim jest. Nie mam nie 
przeciwko pospieraniu się na temat aktor- 
stwa. Moja odpowiedź brzmi jednak - ak- 
torzy muszą się przygotowywać do ról. 

- Co pan, jako ojciec 7-letniego syna, 
myśli o filmach w rodzaju "48 godzin”, 
pełnych przemocy, a robionych z myślą 
przede wszystkim o młodym widzu? Czy 
nie obawia się pan o ich wpływ na dzie- 
CH 


mowym. 


filmy akcji. Filmowy gatu- 
nek, w ramach którego przemoc traci do- 
słowność, staje się nieszkodliwa. 

- Czy kiedykolwiek marzył pan albo 
był przekonany, że zasłużył na Oscara za 
którąś ze swoich ról? 

- Dziwna sprawa z tymi Oscarami. Bar- 
dzo długo uważałem, że nie są warte zacho- 
du, ponieważ żaden aktor nie jest tak na- 

prawdę lepszy od pozo- 
Wszystko zależy 
„ Oscar był dla 
mnie zawsze kwintesen- 
cją tego, co w Ameryce 
najgor: 

- Tego, co w Ameryce 
najgorsze? Chyba pan 
przesadza. 
ry są tak stra- 


dy polityczne. Był czas, 
kiedy za punkt honoru 
stawiałem sobie nieintere- 
sowanie 

- Czy nadal pan tak uważa? 

- Moje nastawienie znacznie się zmieni- 
ło. Nigdy nie byłem członkiem Ak 
ale moj mój agent zapisali mnie do 
niej bez mojej wiedzy. Mogę więc ter: 
w Oscarowej gali i traktuję to 
tylko jako uhonorowanie czyjejś dobrej 
pracy. A nie tego, że ktoś jest lepszy od in- 
nych. Pochodzę z lat 60., więc każda orga- 
nizacja budzi moją nieufność. Ale muszę 
przestać walczyć. Nie zmienię Akademii. 
Mogę zmienić siebie. | jem już skłóco- 
ny z życiem. 


 Ledru/Sygma/Free 


demii, 


az 


LUDZIE 53 EEEE 


Joanne Whalley-Kilmer 
**Fot: Dana Fineman/Sygma/Free 


54 LUDZIE 


O ile angielscy 
aktorzy, 

jak choćby 
Anthony Hopkins, 
Liam Neeson 

czy Daniel 
Day-Lewis 

dość łatwo 
"zaszczepiają się” 
w Hollywood 

i pozostają tam 
na dłużej, 

o tyle 

o angielskich 
aktorkach 

na ogół 

ślad jakoś ginie. 


Angielskie aktorki łączy z 
Hollywoodem sprzeczne uczu- 
cie miłości — nienawiści. A ten 
jeden jedyny wyjątek, to oczy- 
wiście Joan Collins, słynna Ale- 
xis z "Dynastii". Przybyła do 
Hollywood w 1955 roku i gra- 
jąc w popularnych serialach, 
zwłaszcza w "Dynastii", zdoby- 
ła większą sławę i zarobiła wię- 
cej pieniędzy niż mogła marzyć. 
A teraz, syta popularności i for- 
tuny, myśli o odwrocie. Skoń- 
czyła się "Dynastia", gwiazda 
zapowiedziała sprzedaż holly- 
woodzkiej rezydencji i powrót 
do Londynu. Najważniejsze są 
dla mnie dzieci i rodzina — 
oświadczyła ku ogólnemu zdu- 
mieniu 61--letnia aktorka, a zło- 
śliwi skomentowali: "Lepiej 
późno niż nigdy”. 


Świetną passę w Hollywood ma dziś Emma 
Thompson. Ale wątpliwe, żeby — z własnej 
k; 


rów 
bie sztu- 


Kenem w naszej nowej 
Mamy właśnie nową, wspaniałą kuch- 
nię, z której się bardzo cieszę. Oczywiście, był 
to kolejny żart, bowiem natychmiast potem za- 
grała pełną temperamentu Beatrice w "Wiele 
hałasu o nic” Branagha, nie mówiąc o *Okru- 
chach dnia”, amerykańskim przeboju Ivo- 
ry'ego i roli upartej pani mecenas w filmie 
*W imię ojca” Jima Sheridana., Ale rzecz w 
tym, że Emma Thompson wcale nie wybiera 
się do Hollywood: owszem, chętni: ż 
do LA w celu zainkasowania kolejnej nagro- 
dy, ale na stałe? Co to, to nie! Jest realistką, 
wie czego żąda Hollywood. Sama z upodoba- 
niem powtarza dowcip z *Guardi; Podob- 
no jestem ładna, ale nie w taki sposób ładna. 
No cóż, nie należę do tych ślicznotek, których 
uroda obezwładnia. Ale jakoś mi to nie prze- 


Helena Bonham-Carter 
Fot. Eddie Adan 


ygma/Fr 


-Emnjąfhompson by Karl Logerfeld 


adza. Przytomna, inteligentna Emma wie, 
że nigdzie nie będzie jej lepiej niż w kraju, 
gdzie jest dopieszczana /niektórzy sądzą, że 
ponad miarę/, gdzie wraz z Kenem Brana- 
ghem stanowią - jak niegdyś Laurence Olivier 
i Vivien Leigh — "pierwszą parę brytyjskiego 
k To bardzo dowartościowuje i poprawia 
samopoczucie. 

W Hollywood jest kilka brytyjskich akto- 
rek, które próbują przebić się na rynku. Ste- 
phanie Beacham, Amanda Donhoe, Tracey 
Ullman i Joanne Whalley-Kilmer, która stąpa 
drogą Vivien Leigh — gra Scarlett O'Hara w 
j i "Przeminęło z wiatrem”. Ale naj- 

jsze z nich to Jane Seymour i Hellen 
Mirren. Piękna Jane Seymour, zwana "English 
Rose”, "angielską różą” pojawiła się w Holly- 
wood w 1976 roku z 300 dolarami na koncie 
i nazwiskiem, które było synonimem "dziew- 
czyny Jamesa Bonda”. Przyjechałam do Holly 
woodu, poniew zy powiedziano mi, 
niestety nie w) k na z są- 
siedztwa”, więc moje szanse w bi im fil- 
mie były mizerne. Przecież trudno mi byto 
wiecznie grywać w jakichś egzotycznyci 
lach, jak Solitai z 
czy perskiej księżi Sindbadzie”. 

Ale Jane Seymour spisała się dzielnie; 
dziś 44-letnia, ze znakiem jakości *TVQ”, 
co mniej więcej znaczy "aktorka telewizyj- 
na rozpoznawalna na ulicy, widzowie otwie- 
rają telewizor na sam dźwięk jej nazwiska”, 
zebrała fortunę obliczaną na 15 mln dolarów 


lktórą będzie się musiała 
podzielić ze swoim byłym mę- 
żem/. Od niedawna ma własny 
serial telewizyjny *Dr Quinn: 
Medicine Woman”, przebój w 
USA i, ostatnio, w Wielkiej 
Brytanii. Nie wiem, czym to wy- 
tłumaczyć, ale Amerykanie lu- 
bią mnie bardziej niż Anglicy — 
mówi z kokieterią, ale i cieniem 
urazy Jane angielskiej prasie. Ja 
też lubię tam być — dodaje — bo 
jest to jedyne miej. 
płacą mi godz. 
cę. Powiet 
trafisz zgubić swój angiel. 
cent, nigdy nie prz. tanić 


', Więc 
iubiłari i teraz mogę robić 
niemal wszystko to, co chcę. 
Tak, Jane Seymour, Angielka w 
stylu Hollywood — te wykreo- 
wane w najdrobniejszym detalu 
portrety, sceny rodzinne i miło- 
sne, wywiady! — czuje się na 
Zachodnim Wybrzeżu jak u sie- 
bie w domu. Cóż, Jane Seym - 
ur jest piękna w *taki właśnić 
a więc przydatny w Hollywood, 
sposób. 

Zupełnie odwrotnie przedsta- 
wia się sytuacja z Helen Mirren. 
Jedna z najbardziej cenionych i 
hołubionych aktorek Wielkiej 
Brytanii jest w Hollywood nie- 
mal bezrobotna! I nie bez po- 
wodu nazywana jest "królową 
na uchodźstwie”. W Londynie 
— supergwiazda, w Hollywood 
— tylko przyjaciółka reżysera 
Taylora Hackforda /"Oficer i dżentel- 
men”/. W Londynie była ustosunkowa- 
ną przyjaciółką Liama Neesona, któ- 
remu pomagała stawiać pierwsze 
kroki w filmie - w Hollywood jest 
tylko byłą girlfriend dzisiejszego 
gwiazdora. Helen Mirren, wielo- 
krotna laureatka BAFTY /Bry- 
tyjskiej Akademii Filmowej i 
TV/, ostatnio za rolę pani po- 
rucznik w miniserialach "Pri- 
me Suspect Ii II”, wciąż obe- 
cna na brytyjskich ekranach, 

w LA jest bezrobotna! Nawet 
jej rola w kinowej wersji 
*Prime Suspect”, realizowa- 
na właśnie w Hollywood, 
powierzona została in- 

nej aktorce, Amery- 

kance, ślicznej Jane 
Tennison. Toteż 

Helen Mirren 

jest sfrustro- 


a (3 


wana: Z jednej strony — rozumiem, to Univer- 
sal — płacą za rolę duże pieniądze. Ale z dru- 
giej strony — jestem potwornie zirytowana! Ta- 
larzają się angielskim aktorkom. 
Tworzysz role, osiągasz ogromny sukces 
Juliet Stevenson w "Śmierci komiwojażera 
Londynie, a w Now) ym Jorku, w tej samej in- 


się w jakiś sposób czuć okradziona, cz, 
tak? Na pytanie, po co więc wciąż mieszka w 
Hollywood, z krótkimi przerwami na Londyn, 
odpowiada: Po pierwsze — jestem wciąż jes 
zakochana. Więc dla Taylora. A po drugie, mi- 
mo wszystko lubię Amerykę. Amerykę, nie Hol- 
lywood — zaznacza. 

Dlaczego tak się dzieje? Sprawa jest prosta: 
Hollywood potrzebuje aktorek glamorous, 
olśniewających, pięknych jak Michelle Pfeif- 
fer czy Julia Roberts, a jeśli ji już sięga po cha- 
rakterystyczne, ma także swoje — przepraszam 


I choć hollywoodzkie sufrażystki 
wciąż się awanturują, wciąż protestują prze- 
ciwko męskiemu szowinizmowi w amerykań- 
skim kinie, nic się nie zmienia. Jedyną nadzie- 
ją może być w: powiększająca się rzesza 
kobiet za kamerą — koleżanek Agnes Vardy, 
Margarethe von Trotty, Pilar Miro, Jane Cam- 
pion, Sally Potter czy Agnieszki Holland. 
ELŻBIETA KRÓLIKOWSKA-AVIS 


Co wybuchnie 
we mnie jutro, 
nie wiem. 
Może 

ą ludzie, którzy 


Fot. Geddes 


Grażyna Trela rozmawia 
z Krzysztofem Pieczyńskim 


— Kilka lat temu, kiedy zasypywany 
byłeś propozycjami filmowymi, wyje- 
chałeś nagle z Polski. Czy łatwo było to 
wszystko zostawić? 

— Tak i nie. Tak, ponieważ pragnąłem 
czegoś nowego, a Ameryka była tym kra- 
jem, którego filmy ukształtowały moje 
dzieciństwo, więc mnie bardzo kusiła i 
przerażała zarazem. Po ośmiu latach po- 
bytu tutaj dalej mnie kusi i przeraża. 

— Moim zdaniem pozostajesz jednak 
symbolem pokolenia. Twoje losy, to ka- 
wałek życia nas wszystkich, tych, któ- 
rzy próbując znaleźć dla siebie normal- 
ny świat, wyjeżdżali. Co ty znalazłeś w 
Ameryce? 

— Znalazłem naukę, 
sprowadza się do tego, wiat doświad- 
czany na zewnątrz nas jest w gruncie rze- 
czy zwierciadłem tego, czym jesteśmy 
wewnątrz siebie. Prawda ta jest bardzo 
nieprzyjemna, s GEODE gdy żyjemy w 


która w skrócie 


prześ iadczen e świat jest nam coś 
winien. 

— Jak długo czekałeś na pierwsze, in- 
teresujące cię zajęć 


— Czternaście miesięcy. Po czternastu 
miesiącach od przyjazdu do USA posz 
dłem na pierwsze przesłuchanie i dosta- 
łem rolę w teatrze niezwiąz- 
kowym, tzn. bez wynagro- 
dzenia. Następną rolę zagra- 
łem już w zawodowym tea- 
trze w "Polowaniu na karalu- 
chy” Janusza Głowackiego. 


Ameryka, 
ach mega! 


- czyli jeszcze słowo 
o Krzysiu Pieczyńskim, 
i nie tylko 


Jakiś czas temu wybrałam się w podróż do 
Ameryki. Wiedziałam, że zobaczę się tam z 
kolegą ze studiów — Krzysztofem Pieczyń- 
skim. Wróciły wspomnienia: nieżle podpo- 
wiadał na zajęciach z chóru, a jego idolami 
byli James Dean i Marlon Brando. Zagrał 
kiedyś w polskiej telewizji czarny charakter 
— pijaczka, który bił żonę. Stracił przez to 
mieszkanie. Po prostu kobieta, u której miał 
wynająć pokoje, powiedziała, że "takiego ty- 
pa nie wpuści do swojego domu”. I Krzyś 
został na ulicy ze swoją żoną Basią, student- 
ką medycyny. Uważał tę przygodę za naj- 
większy komplement pod adresem swojego 
aktorstwa. 

Pomyślałam, że lubię czasem wyjechać do 
Stanów. Dobrze mi robi tamtejsza propagan- 
da nagłego sukcesu, dzięki której każdy ma 
wrażenie, że za chwilę przydarzy mu się coś 
fantastycznego. Tak czekać można całe ży- 
cie, ale niektórym podobno się udaje. Sama 
już nie wiem, czy nie jest to lepsze niż budzić 


t. Renata Pajchel 


— Mówiłeś, że uwielbiasz film, a tu 
grasz głównie w teatrze. Czy daje ci to 
pełną satysfakcję? 

— Nie. Moja miłość do filmu jest duża i 
nie jest spełniona. Cieszę się jednak z te- 
go, że nauczyłem się w Ameryce być ak- 
torem teatralnym. To miłe, gdyż daje mi 
poczucie pewnej wszechstronności, której 
w Polsce jako bardzo młody aktor nie 
zdążyłem jeszcze osiągnąć. 

— No dobrze, ale co z filmem? Może 
Chicago nie jest tutaj dobrym miej- 
scem? 

— Może nie jest. Jakiekolwiek Chicago 
by jednak było, moje uczucie do tego 
miasta wygasa i wyprowadzę się stąd. 
Energia w Chicago zaczyna na mnie 
działać usypiająco. 

— A nie miałeś ochoty po prostu spa- 
kować plecaka i spróbować sił w Los 
Angeles? 

— W tej chwili nic nie czuję do Los 
Angeles, tak jakby nie istniało. Natomiast 
dużo czuję do Nowego Jorku, więc może 
tam... 

— Zetknąłeś się jednak na planie fil- 
mowym ze świetnym reżyserem — Ro- 
landem Joffć. Jakie zrobił na tobie wra- 
żenie? 

— Nie lubię go. 

— Jak oceniasz, z perspektywy czasu 
i miejsca, role, które zagrałeś w pol- 
skich filmach? 

— Bardzo dobrze. Właś. 
wie nie lubię tylko *Idol. 
nie z powodu Felka, ale sie- 
bie. Niepotrzebnie wszystko 
skomplikowałem i po prostu 


się gdzieś tam, gdzie "gwiazda 
filmowa” może po znajomości 
lz ekranu/ najwyżej kupić ser- 
delki bez kolejki. Z takich rozmyślań wyrwał 
mnie mój samolotowy sąsiad, wręczając mi 
jakieś amerykańskie pismo z artykułem o 
książce, która - mówiąc w wielkim upro- 
szczeniu — uczy, jak popełnić samobójstwo. 
Książka jest przeznaczona dla nieuleczalnie 
chorych, którzy chcą skrócić sobie oczekiwa- 
nie na śmierć. Hemlock Society z Oregonu 
poleca m.in. zażycie dużej dawki pastylek 
usypiających i zawiązanie plastykowego wor- 
ka na głowie. Sąsiad zapewnił mnie, że wła- 
śnie tego sposobu użył Jerzy Kosiński i na- 
wet opisał to w swojej ostatniej książce. 
Wreszcie przybyłam do Chicago, miasta 
słynnego Al Capone'a. Na początek Krzyś 
zabrał mnie do jego ulubionej knajpy, która 
znajduje się w *czarnej” dzielnicy miasta. Po 
słynnym gangsterze została tam tylko foto- 
grafia stojąca na czarnym fortepianie. Byli- 
śmy jedynymi gośćmi, więc siedząc przy ba- 
rze próbowaliśmy wyobrazić sobie czasy pro- 
hibicji znane nam dobrze z filmów. Należę 
do typowych oglądaczy filmów amerykań- 
skich, co znaczy, że spodziewam się po Ame- 
ryce tylko tego, co zobaczę w filmie. Kiedy 
więc tam jestem, to poddaję się magii tricków 
filmowych i filmowej prawdy. Postanowiłam 
rozejrzeć się, a może i przeżyć coś mocnego. 
Odstawiliśmy samochód, bo podobno tak na- 
prawdę niebezpiecznie jest w podziemiach 


dokonałem złych wyborów. Bohater filmu 
to człowiek mi odległy, obcy nawet same- 
mu sobie. Zbyt pusty, żeby istnieć? My- 
ślę, że straszne to ostatnie zdanie dla wie- 
lu z nas, co? 

— Czy miałbyś ochotę zagrać teraz w 
jakimś filmie polskiego reżysera? 

— Chętnie zagrałbym w polskim filmie. 
Podzielił się tym, co wiem o życiu i za- 
wodzie dzisiaj, po dziewięciu latach, któ- 
re minęły od mojego ostatniego filmu w 
Polsce. 

— Co by cię interesowało? 

— Właściwie interesuje mnie każdy ga- 
tunek filmowy. Ważne jest, aby zrobić jak 
najlepszy film. Taki, którego nie wstydzi 
libyśmy się pokazać w Europie i na świe- 
cie. Od kostiumu, poprzez komedię, film 
psychologiczny do kryminału. 

- Pisałeś kiedyś scenariusze, wier- 
SZE... 

— Piszę cały czas listy do kolegi w Kra- 
kowie, aby było świadectwo mę- 
czarni człowieka na innej planecie. Może 
wrócę do czegoś, co napisałem wcześniej 
w Polsce i znajdę partnerów w moich ró- 


dla nas RAA Napi ałem kilka do- 
brych wierszy w ciągu ostatnich lat. Ro- 
bię to tylko wtedy, gdy słowa nieomal pi- 
szą się same. Nie mam większych po- 
trzeb. 
— Czy wrócisz do nas? 

ż wrócę na chwilę. Może zdarzy 
5 nę dłużej. 
Życie samo w sobie jest fascynujące. 
Chcę być tylko jego partnerem. 


subway'u. Nasze wyprawy, reżyserowane 
przez Krzysztofa, kończyły się jednak niepo- 
wodzeniem. W tym sensie, że nie natknęli- 
śmy się nigdy na żadną strzelaninę i ścigają- 
cych się w lśniących autach gangsterów. Je- 
dyny akt przemocy zdarzył się tuż przed mo- 
im powrotem do Polski, kiedy to do rowerzy- 
sty, typowego amerykańskiego wysportowa- 
nego chłopaka w czarnych, obcisłych 
spodenkach podbiegł facet w garniturze, 
uderzył go pięścią w twarz, zabrał rower i 
szybko na nim odjechał. Zalany krwią chło- 
pak leżał na ziemi, blokując przejazd znie- 
cierpliwionym kierowcom. Nigdy nie słysza- 
łam takiej liczby klaksonów równocześnie. 

Zanim wyjechałam z Ameryki, wypytałam 
Krzysia o wrażenia z planu filmu Rolanda 
Joffć. Nie chciał jednak o tym opowiadać, 
twierdząc że grał tam zbyt małą rolę i jego 
kontakt był zbyt krótki, aby poznać tego czło- 
wieka. Krzysztof słabo mówił wtedy po an- 
gielsku i nie bardzo rozumiał się z ekipą fil- 
mową. *Pamiętam, że wszyscy byli zdener- 
wowani i ja też — powiedział. — To jedno 
wielkie upokorzenie”. 

W drodze powrotnej, w samolocie zauwa- 
żyłam, że ktoś znów czyta ten artykuł, w 
którym Derek Humphry, prezes Hemlock So- 
ciety, rekomenduje swoją metodę uśmierca- 
nia się. To najbardziej efektywny i wygodny 
sposób zakończenia swojego życia. 110 pro- 
cent skuteczności. 


GRAŻYNA TRELA 


LUDZIE 57 EEEE 


Anthony Quinn zawsze miał dwuznaczny 
stosunek do aktorstwa. Widywano go we 
wzniosłym nastroju albo w stanie ekscytacji 
graną rolą, ale często mówił o tym zawodzie 
źle, sięgając do porównań, które trudno byłoby 
powtórzyć. W chwilach wściekłości Latynosi 
nie tłumią uczuć i nie kontrolują języka. 

Synowie albo córki sławnych rodziców, 
chcąc zaznaczyć niezależność, uciekają jak 
najdalej od zainteresowań i profesji rodziców. 
U Quinnów było odwrotnie. To wybór aktor- 
stwa stał się znakiem buntu przeciwko projek- 
tom ojca. On różnymi sposobami próbował 
odwieść tę trójkę od aktorskich marzeń. Na 
próżno. Fascynację zmieszaną z przekorą mógł 
stłumić jedynie respekt dla "świętej tradycji” 
nakazującej posłuszeństwo wobec woli ojca. 
Tylko że tego respektu już dawno nie było. 
Anthony Quinn przez wiele lat żył w złudze- 
niu, że w jego rodzinie - mimo zmienionych 
warunków — uda się zachować stary system 
wartości. *Aktorska epidemia” wśród jego za- 
merykanizowanych dzieci była dla Quinna 
ostatecznym poże- 
gnaniem ze światem, 
który go ukształto- 
wał. 


DZIECKO 
REWOLUCJI 


Rodzice Anthony Quinna, Irlandczyk z 
osiadłej w Meksyku rodziny i Meksykanka, 
pobrali się podczas meksykańskiej rewolucji. 
Ślubu udzielił im ksiądz spotkany w drodze 
na front. *Miesiąc miodowy” przedłużył się 
znacznie i był swoiście urozmaicony. Tony 
dojrzewał już wprawdzie w Ameryce, ale w 
otoczeniu nielegalnych meksykańskich imi- 
grantów i czuł się Latynosem. Irlandzkie 
dziedzictwo odczuwał wówczas dość przy- 
kro, nazwisko Quinn prowokowało rówieśni- 
ków, by nazywać go gringo. 

Niezwykłość jego kariery polega na tym, 
że to on, przybysz pełen antyamerykańskich 
fobii dosłownie spełnił mityczny american 
dream. Marzenie o awansie na sam szczyt: od 
pucybuta do milionera. W czasach szkolnych 
sytuacja rodziny zmuszała go do poszukiwa- 
nia zarobkowych zajęć. Nie tylko czyścił bu- 
ty, był także robotnikiem w cementowni i fa- 
bryce materacy, pracował przy zbiorze owo- 
ców, próbował zarabiać grą na saksofonie. 
Ojciec, człek o niespokojnej naturze, nie 
grzeszył entuzjazmem dla rodzinnych obo- 
wiązków. Lubił znikać z domu na całe mie- 
siące, ale to nie zagrażało oczywiście jego 
pozycji w rodzinie. Wszak latynoska obycza- 
jowość zapewnia mężczyznom sporą swobo- 
dę. Wówczas późniejszy supergwiazdor je- 
szcze nie przeczuwał u siebie talentu aktor- 
skiego, ale nie brakowało mu fantazji i zu- 
chwałości. Potrafił zwracać na siebie uwagę i 
zjednywać sobie ludzi. Do prywatnej szkoły 
aktorskiej trafił w anegdotycznych okoliczno- 
ściach. Marzył o studiowaniu architektury i 
wykorzystując pewne znajomości wywalczył 
*audiencję” u wybitnego architekta, Frankli- 
na Wrighta. Ten życzliwie ocenił jego ama- 
torskie projekty, jednak przede wszystkim 
zwrócił mu uwagę na wadę wymowy. Chło- 
pak zaczął więc brać lekcje recytacji u Kathe- 
rine Hamil, która prowadziła także szkołę ak- 


58 


torską. Nieźle oceniony po pierwszych rolach 
w Gateway Players trafił do teatru Mae West, 
*ordynarnie zmysłowej” sexbomby Hollywo- 
odu. Niebawem miał wystąpić w roli, do któ- 
rej wcześniej przygotowywał się jego idol, 
John Barrymore! "Na trzy godziny przed po- 
dniesieniem kurtyny byłem już w teatrze i 
rozpaczliwie studiowałem zdjęcia Barrymo- 
re'a. Ani rusz nie mogłem swojej irlandz- 
ko-azjatyckiej facjaty porównać z wizerun- 
kiem tego wielkiego aktora”. Po przedstawie- 
niu zasypany został gratulacjami. Komple- 
mentowała go Mae West, ale on czekał 
przede wszystkim na rekację Barrymore'a. 
*Mistrz był lapidarny. Zapytał tylko: sk....sy- 
nu, ile masz lat”. Tę "recenzję” Quinn wspo- 
mina do dziś najcieplej. 

Fenomen czy 
*kataryniarz” Qu- 
inn to po prostu 
Quinn. To swego 
rodzaju charakte- 
rystyka aktorska, 


określenie emploi. Przeciwnicy aktora mó- 
wią: zawsze taki sam, nigdy nie wyszedł po- 
za stały repertuar chwytów aktorskich, nużą- 
cy jak melodia z katarynki. Zwolennicy ripo- 
stują - zawsze ten sam: instynkt dramatycz- 
ny, wrażliwość, wyobraźnia. Ale nie taki 
sam. Nawet jeśli jego role są wariacjami na 
własny temat to jest to przywilej. 

Nie należę do przysięgłych entuzjastów 
Quinna, ale nie raz i nie dwa poddawałem się 
jego niewyszukanej ekspresji. Bywa, że ge- 
nialnie uzdolnieni aktorzy przez całe życie 
rozmijają się ze *swoim” repertuarem. W 
przypadku Quinna było dokładnie odwrotnie. 
Kino wystawiło go najpierw na próbę cierpli- 
wości, ale później ofiarowało role idealnie 
zharmonizowane z jego wyglądem i psy- 
chiczną aurą. Wyspecjalizował się w rolach 
malowniczych po- 
staci plebejskich, 
albo wielkich, cha- 
ryzmatycznych in- 
dywidualności, 

Zapowiedzią je- 
go  charaktery- 
stycznego stylu ak- 
torskiego była dru- 
goplanowa nagro- 
dzona Oscarem ro- 
la Eufemia Zapaty 
w *Viva Zapata” 
Elii Kazana /1952/. 
Wydawało się, że 
następne lata przy- 
niosą mu błyska- 
wiczną karierę w 
kinie amerykań- 
skim, Na to musiał 
jednak poczekać. 
Szukając szansy w 
Europie, trafił na 
Federico Fellinie- 


Rodzina Qvińinów 
w komplecie 

na stubie torei 

Fot. Adolło Franzo 
/Gamma 


go. Spotkanie z nim dało mu już miejsce w hi- 
storii kina, W *La Stradzie” /1954/ baśniowej 
historii o sile miłości i potrzebie ofiary, odwo- 
łującej się do plebejskich źródeł sztuki Quinn, 
obsadzony został znakomicie. Jego Zampano 
to metafora człowieczeństwa budzącego się w 
prymitywnym, brutalnym siłaczu cyrkowym. 
Nieobliczalna zmysłowość złagodzona naiw- 
nością albo wewnętrznym ciepłem stała się 
niebawem znakiem rozpoznawczym Quinna. 
Rola Zorby w *Greku Zorbie” Michaela Ca- 
coyannisa /1964/ zrosła się z jego nazwiskiem 
i stylem aktorskim na zawsze. Jej echa odna- 
leźć można w wielu innych, mniej lub bar- 
dziej udanych filmach. *Przygotowała” ją na- 
grodzona drugim Oscarem rola Paula Gaugui- 
na w *Pasji życia” Vincente'a Minnellego 


PATRIARCHY 


11956/. Gdy wiek przydał szlachetności jego 
*irlandzko-azteckiej facjacie” pojawiły się ro- 
le przywódców, dumnych patriarchów i barw- 
nych, czasem ekscentrycznych indywidualno- 
ści. Był więc prorokiem Mahometem /Maho- 
met — wysłannik Boga, 1975/ krzepkim pa- 
triarchą Sanchezem, kierującym życiem wie- 
lodzietnej rodziny /Sanchez i jego dzieci” Ha- 
la Barletta, 1978/, walecznym Indianinem 
I"Ostatni wojownik” Carola Reeda, 1971/, le- 
gendarnym Arystotelesem Onassisem /”The 
Greek Tycoon” Jacka Lee Thompsona/. 
Ciągle utrzymuje świetną formę aktorską. 
W *Odwecie” Tony'ego Scotta /1990/ w cha- 
rakterystycznym dla siebie stylu zagrał szefa 
mafii, który z rezygnacją obserwuje upadek 
dawnych zasad i dokonuje zemsty na znacz- 
nie młodszym, niewiernym przyjacielu, /w 


" 


ań 


[i 


tej roli Kevin Costner/. Gangsterem był także 
*Mobsters” /1991/. Wcielił się w postać we- 
terana tego "fachu", który wprowadza w ży- 
cie nowicjusza. 


PECHOWCY 
CZY NIEUDACZNICY? 


*Ojciec przeklął nas wprawdzie za aktor- 
skie ciągoty, ale później zaczął pomagać. 
Czasem tylko po to, aby mieć nad nami kon- 
trolę. On do tej pory nie pogodził się z tym, 
że chcemy wyzwolić się z jego nazbyt *czu- 
łej” opieki”. 

Francesco /31/, najzdolniejszy z trójki bra- 
ci, zawsze najodważniej wypowiadał się na 
temat ojca. "Podziwiam go jako aktora i wie- 


w. 


le zawdzięczam jako syn, ale irytowała mnie 
często jego poza nauczyciela życia. Bo prze- 
cież w jego życiu wiele było błędów, niekon- 
sekwencji, uników. Z człowieka serdecznego 
i pełnego fantazji przemieniał się w histery- 
ka, oczekującego potwierdzenia swojej wy- 
jątkowości. Trwonił nasze o nim wyobraże- 
nie w bezsensownych romansach. Mógł być 
ojcem idealnym, nie brak mu wrażliwości i 
psychologicznej intuicji, jednak górę brał 
często egoizm. Ale może to nieodłączny ele- 
ment talentu”? 

Ojciec nie pozostaje dłużny. Przygotowu- 
jąc się do *Odwetu” powiedział: *Oni są bar- 
dzo niedojrzali. Ja w ich wieku... mój Boże, 
trudno nawet porównywać. Miałem już ka- 
wał odpowiedzialnego życia za sobą. Wie- 


Daniele, Anthony, Francesco i Lorenzo Quinnowie 
Fot. Adolfo Franzo/Gamma 


Anthony Quinn i jego obraz 
ai Fr a 


Ę 


działem dokładnie, czego chcę, byłem Świa- 
dom niebezpieczeństw i pułapek. A oni? Wy- 
brali aktorstwo, bo uważają, że to łatwe. Nie 
uczą się, nie obserwują ludzi, nie obchodzi 
ich psychologia. 

Takie konfrontacje poglądów nie znaczą 
wcale, że między panami istnieje wrogość. 
Minął czas tłumienia napięć, teraz mówią o 
wzajemnych zarzutach zupełnie otwarcie. 
Być może jednak ostre opinie ojca są słu- 
szne. Młodzi Quinnowie nie mogą zaimpo- 
nować sukcesami. Francesco zagrał kilka 
niezłych ról w telewizji, m.in. życzliwie od- 
notowaną rolę Marka Winicjusza w telewi- 
zyjnej wersji *Quo Vadis” i wystąpił w *Plu- 
tonie” /1987/ Olivera Stone'a. Świetna, suge- 
stywnie, ale bez zbędnych ozdobników za- 
grana postać *władcy” narkotykowego raju 
w wietnamskiej dżungli pozwalała mu my- 
śleć o szybkim awansie. Prorokowano, że bę- 
dzie podążał za sławą ojca. Nastąpił jednak 
regres. Po występach w *Indigo" i *Priceless 
Beauty” /1989/ zniknął z dużych ekranów. 
Wierzy, że tylko chwilowo. Najmłodszy z 
braci, Lorenzo /27/, cichy faworyt ojca po 
ukończeniu Actor's Studio Lee Strassberga 
nieźle wystartował w serialu o Stradivariusie, 
którego zagrał Quinn senior. Po kilku latach 
stania w miejscu pozostaje jednym z setek 
dobrze zapowiadających się przystojniaków. 
*Qn miałby szansę zajść wysoko. Jest jednak 
chimeryczny, łatwo się zraża krytyką”. Ty- 
pem beztroskiego, pewnego siebie lekkodu- 
cha jest Daniele /30/. Grywał małe role w se- 
rialach — o to najłatwiej — z nadzieją, że 
szybko zostanie odkryty przez duże wytwór- 
nie. Skończyło się na czwartorzędnych epi- 
zodach, takich jak ten w *Dziwce” Kena 
Russella /1992/. Dziś marzy o karierze reży- 
serskiej, co wydaje się jeszcze mniej praw- 
dopodobne. 

Przyszłość klanu Quinnów rysuje się czar- 
no. Francesco, *rzecznik” drużyny, wyraźnie 
zniecierpliwiony uszczypliwymi uwagami 
prasy o możliwościach młodych Quinnów 
powiedział: Mógłbym podać ogromną listę 
wielkich postaci Hollywoodu, za które — 
przed ukończeniem przez nich trzydziestki — 
nikt nie dałby paru dolarów. Ojciec stał się 
cenionym aktorem jeszcze później. Żałuję 
czasem, że nie nazywam się Brown”. 


SEWERYN WOLSKI 
59 


je. Zmienił jednak zdanie, kie- 


ddie Murphy 

uchodził za za- 

twardziałego ka- 

walera. Deklaro- 

wał się jako prze- 
ia małżeństwa, 
jąc, że małżeństwo za- 
się rozwodem i 
obowiązkiem płacenia przez 
mężczyznę horrendalnych ali- 
mentów. Przy każdej okazji 
powtarzał: Nigdy się nie oże- 
nię. Małżeństwo polega na da- 
waniu, a nie tylko na braniu. 
A ja wyznaję pogląd: liczy się 
tylko to, co ja mówię, a jeżeli 
jej się to nie podoba, to droga 
wolna. Może odejść, byle bez 
połowy mojego majątku. Nie, 
małżeństwo mnie nie intere: 


dy poznał Nicole Mitchell. 

Spotkali się w 1988 na 
przyjęciu wydanym z okazji 
wręczania nagród przez Natio- 
nal Association for the Advan- 
cement of Coloured People. Eddie Murphy po- 
jawił się na nim w towarzystwie swoich kole- 
gów z dzieciństwa, Nicole Mitchell przyszła 
sama. *Ożenię się z tą dziewczyną i to już ju- 
tro” zażartował Eddie tuż po poznaniu Nicole 
Zajęło mu to jednak nieco więcej czasu. 

Nicole, córka Angielki i czarnoskórego pi- 
lota US Air Force, miała wówczas niespełna 
20 lat i od dziesięciu lat była modelką. Jej 
zdjęcia często pojawiały się na stronach *Vo- 
gue” interesowanie ze strony gwia- 
zdora schlebiało jej, ale daleka była od trace- 
nia głowy, tym bardziej że z początku dla Ed- 
diego była tylko jeszcze jedną pięknością, z 
którą od czasu do czasu umawiał się na kola- 
cję. Słynął wówczas w Hollywood z rozlicz- 
nych romansów. 


Urodzony 3 kwietnia 1961 w nowojorskim 
Brooklynie, od najmłodszych lat wykazywał 
talent do rozśmieszania innych. Po raz pierw- 
szy wystąpił publicznie w wieku 15 lat. Szyb- 


ko trafił do telewizji, stając się gwiazdą m.in. 
popularnego programu rozrywkowego *Satur- 
day Night Live” i zdobywając nagrodę Emmy. 
W swoich żartach nie uznaje żadnych święto- 


IEC 


ści, parodiował więc biskupa Tutu, Stevie 
Wondera, Michaela Jacksona i Elvisa Presle- 
ya. Potem przyszły sukcesy na dużym ekranie: 
*48 godzin” Waltera Hilla. *Książę w Nowym 
Jorku” Johna Landisa, a przede wszystkim fil- 
my zserii *Gliniarz z Beverly Hills”. Eddie 
Murphy stał się jednym z najbogatszych czar- 
noskórych gwiazdorów Ameryki. Chętnie ota- 
czał się luksusem. Zamieszkał w wartym 3,5 
miliona dolarów 22-pokojowym domu w Bub- 
ble Hill w New Jersey z pokojami urządzony- 
mi każdy w innym stylu i własnym studiem 
nagraniowym, w którym co pewien czas Eddie 
pracuje nad nowym albumem. Chętnie też ota- 
czał się pięknymi kobietami. Jego na 
łączono m.in. z Brigitte Nielsen, z 
mansował na planie "Gliniarza z Beverly Hills 
2", Whitney Houston i córką Presleya. Lorrain 
Pearson z "Five Stars” wytoczyła mu proces o 
niedotrzymanie małżeńskiej obietnicy, żądając 
stosownego odszkodowania. Zabrakło jednak 
dowodów na to, że Eddie chciał się z nią oże- 
nić. Murphy słynął też ze swojej słabości do 
ekranowych partnerek. Jedna z nich, Michele 
Michael, która zagrała w jego reżyserskim de- 


biucie "Harlem Ni- 
ghts”, oskarżyła Ed- 
diego o seksualne na- 
pastowanie. Uważał, 
że mu ulegnę tylko 
dlatego, że jest słyn- 
nym Eddiem Murphym 
oznajmiła wzburzo! 
Gwiazdor, co prawda, 
skruchy nie okazał i 
wszystkiego publicz- 
nie się wyparł, ale po 
cichu jego adwokaci 
wpłacili na konto Mi- 
chele pewną okrągłą 
sumkę. Prasa chętnie 
cytowała jego wypo- 
wiedzi w stylu: lubię 
tylko posłuszne mi ko- 
biety, w związku part- 
nerskim nie ma miej- 
sca dla dwóch szefów, 
odnotowując kolejne 
Eddiego. 
Najdłużej wytrzymał 
u boku Lisy Figueroa, 
z którą był nawet zaręczony — ale zaręczyny 
zerwał w 1987 — i stewardesą Paulette McNee- 
ley, z którą ma dwoje dzieci: córkę Ashlee i 
syna Edwarda. Eddie nie zrezygnował z no- 


ŻA 


romanse 


wych podbojów sercowych, spotykając się jed- 
nocześnie z Nicole Mitchell. 

Nicole nie sprzeciwiała się i nie była za- 
zdrosna. Nie imponowała jej również sława 
Eddiego. Zamiast pokazywać się u jego boku 
na oficjalnych galach, wolała spędzać z nim 
wieczory w domu na oglądaniu filmów z Elvi- 
sem Presleyem. 18 listopada 1989 urodziła Ed- 


© 


diemu córeczkę, której nadano imię Bria. Bar- 
dzo chciałem mieć dziecko z Nicole, ponieważ 
jestem w niej zakochany — oświadczył Mur- 
phy, dając dziewczynce swoje nazwisko, lecz 
przez pierwszy rok jej życia zachowywał dy- 
stans. Kupił dla Nicole i Brii dom nad jezio- 
rem w Sacramento, był tam jednak rzadkim 
gościem. Ale na drugie urodziny córeczki za- 
ął się łamać. Ciągłe przyjęcia i przelotne ro- 
manse zaczęły go nużyć, odkrył, że o wiele 
bardziej odpowiada mu życie rodzinne. Mógł 
godzinami bawić się z Brią i odpowiadać na 
jej nie kończące się pytania o Michaela Jac- 
ksona. Dla niej to on jest gwiazdą. Ja jestem 
tylko Tatą. W kwietniu 1991 urodziło się dru- 
gie dziecko Nicole i Eddiego, chłopczyk, któ- 
rego nazwano Myles. Kilka miesięcy potem, 
na Gwiazdkę 1991 Eddie przyleciał z New Jer- 
sey, zaalarmowany wiadomością o przeziębie- 
niu, na które niedomagała Bria. Kiedy dziew- 
czynka zasnęła, Eddie poprosił Nicole o chwi- 
lę rozmowy. Wziął mnie za rękę. Myślałam, że 
ogląda moje paznokcie, ale on nagle wsunąt 
mi na palec pierścionek z brylantem i powie- 
dział: "pobierzmy się”. Byłam tak szczęśliwa, 
że nie mogłam potem usnąć — wspomina tam- 
ten wieczór Nicole. 

Pobrali się w marcu 1992. Dokładnie o 
20.13, w obecności 500 gości /wśród których 
byli Bruce Willis, Prince i Bill Murray/ zebra- 


ion 


nych w Plaza Hotel na nowojorskim 
Manhattanie, powiedzieli sobie "tak" 
i wymienili się obrączkami. Ślubu 
udzielił im wielebny Calvin Butts z 
Abyssinian Baptist Church w Harle- 
mie. Świadkiem Nicole była jej naj- 
lepsza przyjaciółka, Tomiko Glass, 
świadkiem Eddiego jego ojczym, 
eks-policjant Vernon Lynch Senior, 
a drużbami byli m.in. bracia Eddiego, 
Vernon Lynch Junior i Charlie Mur- 
phy. Panna młoda miała na sobie bia- 
łą sukienkę wyszywaną perłami i dłu- 
gi koronkowy welon. Pan młody 
ubrał przepisowy czarny frak i zupeł- 
nie nie przejmował się tym, że jego 
oblubienica nie dość, że wyższa od 
niego o dwa centymetry, to jeszcze 
założyła pantofle na wysokim obca- 
sie. Przyjęcie weselne rozpoczęli od 
wspólnego tańca w rytm piosenki 
*Cuteness” /Czarująca/, którą Eddie 
skomponował specjalnie dla Nicole, 
a która znalazła się na jego albumie 
*Love's Allright". Zaraz potem Ed- 
die i Nicole razem pokroili tort we- 
selny wysoki na półtora metra, skła- 
dający się z 9 warstw tworzących 
trzy kondygnacje. Państwo młodzi 
nie przyjmowali prezentów ślubnych, 


zamiast tego prosząc o datki na Yeah Funda- 
tion zajmującą się działalnością charytatywną 
— Murphy założył ją w 1992 roku. Jedzenie, 
którego goście weselni nie zjedli, zostało roz- 
dane bezdomnym. Kwiaty rozwieziono po no- 
wojorskich szpitalach. Przyjęcie weselne trwa- 
ło do trzeciej nad ranem. Tuż po nim Eddie 
przeniósł Nicole przez próg domu w New Jer- 
sey. 

Małżeństwo odmieniło Eddiego. Tak przy- 
najmniej twierdzą jego przyjaciele jeszcze z 
czasów dzieciństwa, z którymi Eddie utrzymu- 
je bliski kontakt do dziś. Nicole pomogła Ed- 
diemu dojść do ładu z samym sobą i jego sła- 
wą — mówią. Potwierdza to sam Murphy. Mał- 
żeństwo i ojcostwo sprawiły, że spoważniałem. 
Mój romans z Nicole zaczął się jak romans z 
książek, od spotkań przy kominku i picia s 
pana, ale przerodził się w coś barc 
wego i solidnego. Nicole była pierwszą i jedy- 
ną kobietą, w której się zakochałem? Zapo- 
mniał o romansach i zabawach do białego ra- 
na. Odpowiada mu bardzo również rola ojca. 
Marzy o powiększeniu rodziny. Jestem bardzo 
zdyscyplinowanym i zorganizowanym ojcem. 
Nicole jest inna. Prosi na przykład Brię "ko- 
chanie, zjedz coś, pros Ja nie negocjuję z 
córeczką. Kiedy skończy 18 lat, będzie mogła 
robić, co zechce. Ale na razie ja jestem ojcem, 
a ona moim dzieckiem. 


LUDZIE 6! EEEE 


ŻYCIE TOWARZYSKIE I UCZUCIOWE 


PODEJRZANY 
BOND 


Hiszpańskie służby 
podatkowe wzięły 

pod lupę Seana Connery. 
Oskarżenie jest poważne 
— Connery'emu zarzuca 
się udział pięć lat temu 

w nielegalnie 
przeprowadzonej 
sprzedaży poprzez 
fikcyjne firmy 741 akrów 
ziemi w pobliżu 
Marabelli, gdzie 


uje się, 

kcji skarb 
ski stracił ponad 
ra miliona dolarów. 
Connery odpiera 
wszystkie zarzuty, 

a jego rzecznik prasowy 
z naciskiem podkreś 
że gwiazdor płaci 

w terminie wszystkie 
podatki i niczego 

nie zataja w swoich 
zeznaniach podatkowych. 


Fot. East News Rex 


William Shatner 

kapitan Kirk ze *Star Trek”, po 20 latach małżeń- 
stwa został wyrzucony z domu przez własną żonę. 
Młodsza od męża o 17 lat pani Shatner chce rozwodu, 
jako przyczynę podając "różnice nie do pogodzenia” i 
potrzebę wyzwolenia się z cienia sławnego męża. Żąda 
przy tym połowy 20-milionowego majątku Shatnera. 
Zdruzgotany decyzją żony William zgadza się na 


wszystko. 


Nicholson 

w obronie jeleni 
Jack Nicholson 
wykorzystał bostońską 
premierę *Wolf 

do propagowania akcji 
ekologicznych. Razem 

z Tedem Dansonem zbierał 
datki na fundusz *Walden 
Woods Projex go 
jest współzałożycielem, 

a który zajmuje się 
ochroną lasów w Ameryce. 
To nie pierwsza 
ekologiczna akcja 
Nicholsona. Znany jest 
również z działań 

w obronie zagrożonych 
wyginięciem jeleni. 


Czy 

Kim Basinger 
jest w ciąży? 

To pytanie nurtuje 
Hollywood. Bo jeżeli 
nie, to dlaczego ostatnio 
nosi tylko obszerne 
rzeczy, dokładnie 
ukrywające jej figurę? 
Nawet na nowojorską 
premierę "The Shadow” 
przyjechała 

w bardzo luźnej sukni 
wieczorowej, troskliwie 
podtrzymywana przez 
Aleca Baldwina. 

Unika też ostatnio 
fotoreporterów. Chyba 
więc jednak jest... 
Pozostają jednak 

tylko domysły, 

bo sama zainteresowana 
milczy jak głaz. 


Kirstie nie chce być królową 
Kirstie Alley odetchnęła z ulgą. Policja amerykańska 
wreszcie aresztowała mężczyznę, który prześladował ją 


obscenicznymi telefonami. Prześladowca 
many podczas próby włamania do posiadło: 


męża, Parkera Stevensona. Znaleziono przy nim butelkę 
szampana i opakowanie prezerwatyw. Policja ukrywa je- 


go tożsamość, nazywając go * 


Wiadomo, że podczas 


wstępnego przesłuchania *U” przyznał się do wszystkich 
postawionych mu zarzutów, twierdząc że jest królem 


świata, który chciałby, 


62 


by Kirstie była jego królową. 


Jack Nicholson, Don Henley i Ted Danson 


Fot. Angeli 


tawiło się na 
przyjęcie wydane przez Ri- 
charda Gere w Grosvenor Ho- 
use Hotel, dochód z którego 
przeznaczono na wsparcie nie- 
podległościowych dążeń Tybe- 
tańczyków. Buddysta-Gere 
znany jest ze swojego zaanga- 
żowania w sprawy Tybetu. W 
ubiegłym roku, wręczając 
zaskoczył Akademię 
q płomienną mową w 


le organizatorzy Osc. 
w tym roku postanowili trzy- 
mać go z dala od sceny i mi- 
krofonów. Na swoim przyjęciu 
mógł za to mówić, co chciał 
Nikt z zaproszonych gości, 
wśród których był m.in. Sting, 
nie protestował. 

Jeszcze więcej gości przy- 
było na przyjęcie "Hero" /Bo- 
hater/ w Bel Air, zorganizowa- 
ne w celu zwiększenia fundu- 
szy Pediatrie Kids Aids Foun- 
dation, zajmującej się pomocą 
dzieciom zarażonym wirusem 
HIV. Apel o wsparcie wzięli 
sobie do serca m.in. Whoopi 
Goldberg, Dustin Hoffman, 
Christian Slater, trójka z "Be- 
verly Hills 90210": Jenny 
Garth, Luke Perry i Jason Pri- 
stley oraz Danny De Vito, któ- 
ry pojawił się z całą swoją ro- 
dziną. 


Joan Collins nie kryła 
dumy słuchając komplemen- 
tów kierowanych tym razem 
nie pod jej adresem, ale pod 
adresem jej syna, Sachy New- 
leya. Sacha, utalentowany 
podobno malarz, doczekał 
właśnie pierwszej wystawy 
swoich prac. Na jej otwarcie 
klan Collinsów stawił się w 
komplecie. 


Billy Joel 


rozwodzi się z Christie 
Brinkley. Na koncerty w 
Wiedniu przyjechał już w 
towarzystwie swojej no- 
wej miłości, młodej blon- 
dynki, która nie chce 
ujawnić nawet swojego 
imienia. 


Johnny Depp 
larlon Brando 


Oskarżona 

Victoria Sellers, 
córka Petera Sellersa 
i Britt Ekland, trafiła 
do aresztu w Los 


Zimnokrwisty? 
Po niewielkiej roli w 
*Tombstone" Jason Prie- 
stley znowu próbuje sił na 
dużym ekranie, Tym ra- 
zem zdecydował się na 
czarną komedię *Cold Blo- 
oded” /Zimnokrwista/, w 
której zakochuje się w in- 
struktorce aerobicu. Jak 
wynika ze zdjęcia, taka fa- 
scynacja do bezpiecznych 
nie należy. W życiu pry- 
watnym Jasona szykują się 
zmiany. Znudziła mu się 
kawalerska wolność, a mo- 
że pozazdrościł Luke'owi 
Perry'emu - postanowił 
ożenić się z Christine Elise 
i to jeszcze w tym roku. 


Angeles. Jest oskarżona 
o paserstwo rzeczy 
ukradzionych z domów 
w Beverly Hills 

i stawianie oporu policji. 
Razem z nią na proces 


czeka jej 19-letni 

narzeczony, Oscar 
Lopez, któremu zarzuca 
się 19 napadów z bronią 


w ręku i morderstwo. 
Adwokat Victorii zbiera 
75 tysięcy dolarów 

na jej kaucję. Victoria 


ma wielu przyjaciół, 


ale oni nie mają forsy. 
Może więc potrwać, zanim 
wydostanę ją zza kratek — 


t. Angeli 


powiedział ostatnio. 


Kolejny rozwód? 

Podobno Elizabeth Taylor chce rozwieść się z Lar- 
rym Fortenskym. Tak przynajmniej twierdzą hollywo- 
odzcy plotkarze. Ile w tym prawdy, nie wiadomo, ale 
Taylor ma już na swoim koncie kilka rozwodów. Na ra- 
zie jednak nic nie wskazuje na to, żeby rzeczywiście za- 
mierzała rozstać się z potężnym Larrym, który towarzy- 
szył jej również na otwarciu wystawy miniatur Carole i 
Barry'ego Kaye. Elizabeth Taylor wygłosiła mowę po- 
witalną do 350 gości, a potem z zachwytem oglądała 
eksponaty. Najbardziej przypadły jej do gustu miniatura 
Chateau de Fontainebleau oraz mały złoty pociąg wio- 
zący diamenty i rubiny. Amerykańska prasa doniosła 
też, że Taylor niedawno została po raz dziesiąty babcią. 


| WSI 
DUET 


Takie zdjęcie to dziś 
rzadkość, bo Marlon 
_ Brando unika 
fotoreporterów. Uległ 
jednak namowom 
swojego przyjaciela, 
Francisa Forda Coppoli, 
i gra razem z Johnnym 
Deppem w tragikomedii 
*Don Juan DeMarco 
_ and the Centerfold". 
o której już w "Filmie" 
pisaliśmy. Z okazji ich 
spotkania przed kamerą 
_ amerykańska prasa 
chętnie cytuje słowa 
Coppoli, producenta 
_ filmu: Marlon Brando 
lohnny Depp 
1 to wspaniały net, 
bo tworzą go najwybit- 
tiejsi aktorzy - 
swoich pokoleń. 


Tylko poczucie humoru 
uratowało mi 
znała Sharon S 
niedawno była na 
załamania nerwowego. 1 
wytrzymała ciężaru popu- 
larności i ciągłego zaintere- 
jej osobą. Do tego 
listów 
ie wysy- 


Liza Minnelli odwiedziła niedawno Rosję, da- 


chodzić z domu. Potrzebna 
była pomoc psychoanality- 


ka i specjalna terapia. Dziś 
Sharon znowu jest w for- 
mie, a nawet robi zakupy w 
supermarkecie w towarzy- 
stwie 2 K9 jednego ochro- 
aangażowała się 
w pomoc dzieciom 
cjalnej troski. Pieniądze 


_ przypadło Annie i Zbi- 
| gniewowi Religom. 


] 
dla nich zbierała pod Zas 


ia w swojej posia- 
w Beverly Hills, na 


t, Faye Duna- 
way, Leonarda Di Caprio 
oraz swojego brata, Micha- 
ry zagrał u jej boku 
niewielką rolę w westernie 
*The Quick and the Dead”. 


Para roku 
Magdalena Zawadzka i 
Gustaw Holoubek zostali 
wybrani parą roku przez 
miesięcznik *Pani”. Na 
naszym zdjęciu pozują ra- 
zem z trzecią parą roku, 
Edytą Gepperd i Piotrem 
Lorenzem. Drugie miejsce 


Sharon Stone 
i jej brat, Michael JNĘ 
|pór Bonnie Tomon l Br 


|$ygma/Fr |,723 


Obiad z brodą 


Nie pomogło przebranie. 
Luke Perry, chcąc SPOKOJNIE 
ć lunch w londyń 
Hollywood”, 


przed- 


Założył znoszony płaszcz, 
przykleił sztuczną brodę, a 
'zapeczkę base| 
nisko na oczy. Na nic to 
się nie zdało. Został rozpo- 
ny i otoczony przez gości 

i. Potrzebna była 


Luke Perry z brodą twielbicielami 


Fot. Richard Young/East News Rex b 


jąc serię koncertów i zwiedzając zabytki. Jednak jej naj- 
większe zainteresowanie wywołała nie kolekcja obrazów | M 
szkoły holenderskiej w Ermitażu, ale parada starych czoł- 
gów z II wojny światowej. Zachwycona dzielnie saluto- 
wała, ale i tak nie pozwolono jej przejecha 
Wiadomo, tajemnica wojskowa. 


śliczna córeczka, którą na- 
zwali Michalir 


się czołgiem 
wym rodzicom gratulujemy! 


Fot. Waune Słambler/Sygma/Free 


Ma 25 lat 
z najlepiej opłacanych 
modelek 
amerykańskich. Rozgłos 
przyniosły jej nie tylko 
sukcesy na wybiegu, 

ale także romans 

z Warrenem Beatty 

i bardzo burzliwy 
związek z Axlem Rose 
z *Guns'N'Roses”. 

Dziś Stephanie 

woli życie rodzinne 

u boku 47--letniego 
milionera Petera Branta, 
który zajmuje się 
głównie grą w polo 

i kolekcjonowaniem 
antyków. 

Niedawno Stephanie 
została matką 

po raz drugi. 

Jej 5-letniemu synkowi, 
Dylanowi przybył 
braciszek, który został 
ochrzczony 

na cześć taty — 

Peter Junior. 


Gćrard Depardieu obejmuje Vanessę Paradis czysto 
służbowo. Razem grają w dramacie obyczajowym *Eli- 
sa” Jean Becker. Vanessa jest w nim zbuntowaną nasto- 
latką, Depardieu j jej ojcem. Zdjęcia do filmu powstaw ły 


a ę filmowy ch 
gwiazd zupełnie nie zrobiło wrażenia. Natomiast chętnie 
zabierali Gćrarda Depardieu na wspólny połów ryb. 


Vanessa Paradis i Górard Depardiu 


Fot, Bruna Juminer/Sygma/Free 


Bał się zostać gwiazdorem. 
Uważał się 

za zbyt spokojnego 

na erotyczno-alkoholowe 


szaleństwa. 
Wydawało się, że poznał sekret wiecznej mło- 
dości. Nie liczono mu lat. Przed dwoma laty pod- 
czas uroczystości wręczania Oscarów, miliony wi- 
dzów zobaczyły, że starość jednak dopadła Grego- 
ry Pecka. Był wzruszająco nieporadny, gdy odczy- 
tywał jeden z werdyktów Akademii Filmowej, Ri- 
chard Gere powiedział następnego 
dnia: "Publiczność mogła się przeko- 
nać, że ekranowi herosi są zwykłymi 
ludźmi. Nie potrafią zatrzymać czasu”, 
Twarz emanująca szlachetnością, smu- 
kła sylwetka, nienaganne maniery. 
*Najprzystojniejszy mężczyzna 
Ameryki” jak nazywano go przez 
dziesiątki lat nie zdobył Hollywoodu 
pierwszym bojem. David O. Selznik 
zobaczywszy go pod raz pierwszy pra- 
wie parsknął śmiechem: "To ma być 
kandydat na amanta. On się przecież 
boi własnego cienia”. Gregory, syn 
aptekarza z La Jolla w Kalifornii, miał 
już za sobą występy teatralne, ale na 
planie filmowym czuł się niepewnie i 
nie potrafił ukryć swego zagubienia. 
Był wówczas chudy jak szczapa, krę- 
pował go własny wygląd, zwłaszcza 
wystające kości policzkowe. Mimo 
niezbyt udanych zdjęć próbnych za- 
grał jednak w propagandowym filmie 
Jacquesa Tournera *Days of Glory” 
Dni chwały, 1944/ radzieckiego par- 
tyzanta, Trwała wojna, Gregory zwol- 
niony z powodu kłopotów z kręgosłu- 
pem ze służby wojskowej, zmagał się 
z kompleksem cywila, który bawi się 
w przebieranki przed kamerą, gdy jego 
koledzy przelewają krew. Wojna nie- 


bawem się skończyła, a on mimo wahań zdecydo- 
wał się na aktorską karierę. 

W pamięci widzów zapisał się jako liryczny 
amant i obrońca pokrzywdzonych. Jego ekrano- 
wy wizerunek odwoływał się do amerykańskiego 
kultu urody i siły, lecz różnił wyraźnie od filmo- 
wych mitów Gary Coopera, Burta Lancastera, 
Johna Wayne'a czy — z drugiej strony — Jamesa 
Deana. Jego bohaterowie nie byli neurotycznymi 
buntownikami uwikłanymi w wewnętrzne 
sprzeczności ani typowymi twardzielami. Potrafi- 
li być odważni i bezkompromisowi, ale z pozycji 
— rzec by można dzisiaj — inteligenckich. Jego de- 
likatni, nie pozbawieni autoironicznego wdzięku 
amanci przeobrażali się często w stanowczych, a 
jednocześnie dystyngowanych obrońców zasad. 
Sztandarowym filmem dla tego wizerunku jest 
"Biały kanion” Williama Wylera /1957/ Bohater 
Pecka, Jankes szukający na Zachodzie żony, łą- 
czył ogładę człowieka wykształconego z nie- 
złomnym charakterem, co pozwoliło mu wycho- 
dzić z godnością z licznych opresji. 

*Od razu dostrzegłem coś arystokratycznego 
w jego ruchach, sposobie mówienia i myślenia. 
Towarzyszyło temu wewnętrzne ciepło i poczu- 


64 


cie humoru” — mówił Robert Mulligan, reżyser 
filmu *Zabić drozda” /1963/. Nagrodzona Osca- 
rem rola adwokata broniącego Murzyna oskarżo- 
nego o gwałt dobrze oddaje aktorski styl Pecka. 
Pozbawiony kreacyjnego wyrafinowania, oparty 
na sugestywnej prostocie i sile osobowości. 
Evergreenem cenionym zwłaszcza przez żeńską 
publiczność są oczywiście "Rzymskie wakacje” 
Williama Wylera /1953/, odwrócona wersja bajki 
o Kopciuszku. Historia miłości początkującego 
dziennikarza i księżniczki, zachowała lirycz- 
no-komediowy wdzięk, jaki trudno znależć w 
dzisiejszych filmach. 


Peck potrafił dbać o własne interesy, stąd jego 
"słabość" do dużych, pełnych rozmachu przedsię- 
wzięć. Wszak pierwszym filmem, który przyniósł 
mu wielki rozgłos, był wysokobudżetowy we- 
stern "Pojedynek w słońcu” /1946/, gdzie zagrał 
rolę niegodziwca prowadzącego grę o kobietę i 
pieniądze. Krytyka gwałtownie zaatakowała 
utwór Kinga Vidora, zarzucając mu nieznośny 
melodramatyzm, ale Peck i jego partnerka, Jenni- 
fer Jones, nie schodzili z okładek tygodników. 
Równie kiczowatym przebojem były "Śniegi Ki- 
limandżaro” /1952/ Henry Kinga według noweli 
Ernesta Hemingwaya, jednak widzowie wycho- 
dzili z kin zachwyceni parą Gregory Peck — Ava 
Gardner i malowniczymi afrykańskimi pejzaża- 
mi. W latach 60. Peck zagrał w dwóch superpro- 
dukcjach Jacka Lee Thompsona: "Działach Na- 
warony” /1961/ i *Złocie MacKenny” /1969/. 
*Trudno ukryć, że niewiele tam było do grania. 
Chodziło o gwiazdorską oprawę sensacyjnych 
wydarzeń na ekranie” — powiedział niedawno. 

Kilka razy Peck próbował odejść od wizerunku 
wrażliwego amanta i pogromcy zła. Trudno mu 
jednak było wyzwolić się z pułapki warunków ze- 
wnętrznych i wymagań producentów i publiczno- 


Fot. Doc. Pele/Stills 


NIEŚMIERTELNI: GREGORY PECK 


ści. A przecież grając sporadycznie ludzi bałansu- 
jących między dobrem a złem, czy wręcz "czarne 
charaktery”, osiągał świetne rezultaty. Bodaj naj- 
lepszą, najbogatszą psychologicznie kreację stwo- 
rzył w *Rewolwerowcu” /1950/ Henry Kinga, 
grając tytułowego bohatera, który szuka szansy 
wewnętrznej odnowy, ale nie może się wydostać z 
zaklętego kręgu przemocy. Film zrobił finansową 
klapę i dopiero po latach wszedł do kanonu we- 
sternowej klasyki. Zaskoczeni producenci Foxa 
szukali przyczyn klęski, Niektóre z ich interpreta- 
cji brzmiały anegdotycznie. Uznano na przykład, 
że zaszkodziły filmowi... wąsy Gregory Pecka, z 
którymi po raz pierwszy pojawił się 
wówczas na ekranie. Zmiana wyglądu 
nie wynikała z kaprysu aktora, ale tro- 
ski o realia, Stare fotografie dowodziły 
niezbicie, że noszenie zarostu było na 
Dzikim Zachodzie niemalże rytuałem. 
*"Zaangażowaliśmy znanego przystoj- 
niaka Pecka, a nie wąsatego smutasa, 
Jego wąsy kosztowały nas miliony do- 
larów” — mówił z rozżaleniem jeden z 
producentów. 

W dwadzieścia lat później widzo- 
wie nie zaakceptowali innego Świetne- 
go występu Pecka nie przystającego 
do ich wyobrażeń i oczekiwań. W po- 
staci byłego przestępcy z "Odstrzału” 
Henry Hathawaya /1971/ szlachetne 
pobudki, tęsknota do dobra przemi: 
szane były z sadystyczną brutalnością, 
Z konsternacją przyjęto także jego 
zgodę na zagranie... dr Mengele w 
*Chłopcach z Brazylii” Franklina J. 
Schaffnera /1978/. Po premierze nie 
zabrakło wszakże gratulacji. 

W przeciwieństwie do wielu innych 
hollywoodzkich znakomitości Peck 
szczerze wspomina swoje potknięcia i 
błędy. Jest bardzo niezadowolony ze 
swej roli w *Moby Dicku” /1956/ Johna 
Hustona. W rozmowie z dziennikarzem 
NBC mówił: Jako chłopiec zachwyca- 
łem się tą powieścią. Gdy przyszło mi 
grać, czułem się jak karykatura kapita- 
na Ahaba, Zupełnie nie mogłem się do- 
gadać z Hustonem. Oglądając siebie na 
ekranie chciałem się zapaść pod ziemię. 
Najbardziej żałuję, iż odrzucił propozy- 
cję zagrania w "Samo południe” Freda Zinneman- 


była dla niego współpraca z Alfredem Hitchcoc- 
kiem, który obsadził go w "Urzeczonej” /1945/ i 
*Akcie oskarżenia” /1947/. Byłem wówczas dość 
infantylnym trzydziestolatkiem. Nie w pełni zdawa- 


łem sobie sprawę, z jakim mistrzem pracuję. Hitch 
zobaczył u mnie ten rodzaj instynktu aktorskiego, 
jaki mu odpowiadał, ale trzeba było czegoś więcej 
z mojej strony i nie zostałem jego aktorem. Dzięki 
wielu późniejszym rolom Gregory Peck stał się 
gwiazdą, choć bardzo się tego bał. "Pojęcie gwia- 
zdora kojarzyło się z kimś, kto nie rozstawał się z 
butelką, nie kontrolował swego życia osobistego i 
robił wszystko, by zniechęcić otoczenie. Ja byłem 
za spokojny na takie szaleństwa”. Atakowano go 
wprawdzie za zerwanie pierwszego małżeństwa 
ale drugi związek z francuską dziennikarką Victo- 
rią Pasini stawiany jest za wzór. 

Dziś filmy z Gregory Peckiem budzą nostal- 
gię, ale i żal. Pokazują talent uwikłany w holly- 
woodzkie zależności. 

KRZYSZTOF DEMIDOWICZ 


achwyca się nią Robert De Ni- 
ro. Glenn Close chce wystąpić 
z nią w jednym filmie. Zagrała 
u Martina Scorsese'a i Woody 
Allena. Ma 21 lat i bardzo nie 
lubi, kiedy nazywa się ją gwiazdą. Gwia- 
zdorstwo mnie nie interesuje. Nie ono stano- 
wi istotę aktorstwa. Aktorstwo polega bo- 
wiem na tworzeniu piękna, które przetrwa. 

Nie lubi amerykańskich superprodukcji. 
Rzadko chodzi do kina, wybierając raczej fil- 
my europejskie. Największe wrażenie zrobiło 
na niej "Ostatnie tango w Paryżu” Bernardo 
aby zagrać w jego re- 
make'u, najchętniej pod kierunkiem europej- 
skiego reżysera. Jednocześnie zastrzega się, 
że nie znosi pornografii. Chciałabym nau- 
czyć się robić bomby, żeby wysadzać kina 
porno. 

Unika hollywoodzkiego zgiełku. Źle się 
czuje w blasku fleszów i w centrum zaintere- 
sowania. Ale plotkarska pi nie dawała jej 
spokoju w związku z jej romansem z Bradem 
Pittem. Poznali się 1989 na planie telewizyj. 
nego filmu *Too Young To Die?" Roberta 
Markovitza. Juliette grała nastoletnią narko- 
mankę, której grozi kara Śmierci za zamordo- 
wanie swego kochanka. Brad był handlarzem 
narkotyków. Szykując się do swych ról ra- 
zem obejrzeli "Narkomanów” Jerry'ego 
Schatzberga, potem wybrali się na przejażdź 
kę samochodową. Tak zaczął się ich romans, 
który zakończył się w ubiegłym roku. Brad 
zmienił moje życie. Był taki zorganizowany i 
pedantyczny, bardzo dojrzały. Ogromnie mi 
to imponowało jako osobie niezorganiz 
nej i pod wieloma względami dziecinnej. 
uczyłam się dla niego nawet gotować 


JULIETTE 
LEWIS 


czątku, przez dwa tygodnie codziennie robi- 
łam dla niego z półfabrykatów ku. 
żem i duszonymi warzywami. Najpierw był 
zachwycony, ale w końcu nie w) nał i za- 
pytał: "kochanie, czy nie mogłabyś się nau- 
gotować czegoś jeszcze?”. 
Jest córką aktora Geoffreya Lewisa i gra- 
ficzki Glenis Batley. Na świat przyszła 21 
czerwca 1973 w rodzinnym domu. Poród 
odbierał ojciec. Kiedy miała dwa lata, jej ro- 


CZ) 


PORTRET NA ŻYCZENIE 


dzice rozwiedli się i Juliette 
zamieszkała z ojcem. To 
właśnie on zaraził ją ak- 
torskim bakcylem. Nie 
kończyła żadnych kursów 
gry, nie próbowała nawet szczęścia w 
szkolnych przedstawieniach. Za naj- 
lepszą szkołę aktorską uważa swoje 
zabawy z młodszą siostrą. Mieszka- 
ła z nią i matką przez trzy lata w 
Clearwater na Florydzie. Mając 12 
lat Juliette zadebiutowała rolą córki 
z rozbitej rodziny w telewizyjnym 
miniserialu *Homefires". Przez ko- 
lejne dwa lata nie opu 
wizji, pojawiając się w serialach *I 
Married Dora”, *A Family for Joe” i 
*Cudownych latach”. Na dużym 
ekranie mignęła w niewielkim epi- 
zodzie u boku Chevy Chase'a w *W 
krzywym zwierciadle. Witaj św. 
Mikołaju”. Rzuciła szkołę, wypro- 
wadziła się od ojca i w wieku 14 lat 
zagwarantowała sobie prawnie peł- 
ną niezależność od rodziców. Lu- 
dzie doszukują się w tym sensacji, a 
to było naturalne posunięcie, żeby 
rozpocząć nowy etap życia. 
Przełomem w jej karierze okazała 
się rola Danielle Bowden w *Przy- 
lądku Strachu” Martina Scorsese'a 
stolatki w równym stop- 
niu przerażonej, co i zafascynowa- 
nej psychopatycznym Maxem Cody 


lw tej roli Robert De Niro/. To właśnie spe- 
cjalnie dla niej Martin Scorsese dodał do sce- 
nariusza słynną dziś scenę rozmowy Danielle 
i Maxa na opustoszałej szkolnej scenie. 
*Przylądek Strachu” przyniósł Juliette nomi- 
nację do Oscara i Złotego Globu oraz propo- 
zycję zagrania w *Mężach i żonach” Woody 
Allena /1992/. Potem były role w *W upalną, 
letnią noc” Craiga Bolotina, "Kalifornii" Do- 
minica Seny i *Romeo Is Bleeding” Petera 


Fot. Greg/Gorman/Gamma 


Medaka. Niezapomnianą, pełną li 
ciepła kreację stworzyła w "Co gryzie Gil- 
berta Grape” Lasse Halstróma, jednej z naj- 
bardziej wzruszających historii miłosnych 
ostatnich lat. Na premierę czekają *Natural 
Born Killers” Olivera Stone'a według scena- 
riusza Quentina Tarantino, zapowiadani jako 
*Bonnie i Clyde lat 90.7. Nie szukam sławy, 
ale ról, które na długo zapadną ludziom w 
pamięć — powtarza. 


LUDZIE 65 EEEE 


MAGAZYN 


Marian Opania pięknie rzeźbi, Marta Klubowicz 
pisze wiersze, Piotr Pawłowski robi wspaniałe meble, 
a Bogusław Linda historię ma w jednym palcu. 


Aktorzy, gdy tylko nadarzy si 


im wolna chwila, 


malują, piszą, kucharzą, kolekcjonują, prowadzą 
interesy, profesjonalnie uprawiają sport, 
zwiedzają świat. Słowem, zaczynają inne życie... 


MISTRZOWIE IGŁY 


Artur Barciś do maszyny do szycia 
usiadł z konieczności. Pochodził z 
niebogatej rodziny, więc nie miał pie- 
niędzy na modne w swoim czasie 
*szwedy” czy koszule w łączki. Moż- 
na było jednak wówczas tanio kupić 
materiały. Pierwsze *ciuchy” Artur 
uszył pod kontrolą mamy, z czasem 
coraz bardziej wymyślne i artystyczne 
projekty wykonywał sam. Już w li- 
ceum potrafił szyć spodnie, koszule, dzisiaj 
szyje przede wszystkim suknie i robi swetry. 

Szycie bardzo szybko przestało być dla niego 
wyłącznie koniecznością /sobie niczego już nie 
je/, a stało się wielką przyjemnością i frajdą. 
orównuje je do malowania obrazów, ty- 
le że przy wykorzystaniu innych materiałów. 
Każda rzecz, która wychodzi spod jego maszy- 
ny, musi być zgodna z gustami plastycznymi ak- 
tora, a Artur Barciś lubi malarstwo abstrakcyjne. 

W jego kreacjach chodzi naturalnie jego żo- 
na, do domu uszył wspaniały patchwork. Orygi- 
nalnego prezentu w postaci szałowego swetra 
czy sukni może też spodziewać się bliska kole- 
żanka, która zaprosi aktora na imieniny. Zabie- 
gany artysta nie ma czasu na chodzenie po skle- 
pach, wówczas zazwyczaj siada do maszyny i 
przez noc wyczarowuje niecodzienny fatałaszek. 

Rzeczy szyte przez Artura Barcisia są wysoko 
cenione: jedna z obdarowanych przez niego ko- 
leżanek już 4 lata trzyma sweter w folii i zakłada 
go wyłącznie na specjalne okazje, traktując ubiór 
jak relikwię /sweter nazywa się "Ornat"V/. 

Tylko raz umiejętności krawieckie okazały się 
Arturowi Barcisiowi przydatne w zawodzie akto- 
ra. Przygotowując monodram muzyczny "Gra", 
sam uszył sobie kostiumy do przedstawienia. 

Kilkakrotnie proponowano mu przygotowa- 
nie kolekcji. On nie szyje jednak na zapas 
['wszystko idzie zaraz do ludzi, jeszcze cie- 
płe”/, a na zrobienie nowych kilkudziesięciu 
strojów nie ma czasu. Poza wszystkim chyba 
po prostu nie chce. Na rozmowę o swojej po- 
zazawodowej pasji Artur Barciś zgodził się 
niechętnie, bo, jak powiada, "nie chce sobie 
*na ciuchach” robić nazwiska”. 

Czy Adrianna Biedrzyńska wygląda na 
*udomowioną” kobietę? Ależ skąd! — już sły- 
szę, a jednak nią jest. Specyfika zawodu nie 
pozwala mi na codzienne "domowanie", może 
dlatego z taką radością po dłuższym pobycie 
gdzieś w Polsce lub w Europie wpadam do do- 
mu i robię na drutach, haftuję serwetki, podu- 
szki i inne drobiazgi. 

Aktorki to zdolne krawcowe. Ewa Wi- 
śniewska i Dorota Kamińska same szyją sobie 


66 


ŻYCIE 
ŻYCIU 


wszystkie kreacje, a Barbara Wrzesińska nie 
tylko szyje, ale i pięknie haftuje. 


ZŁOTE RĄCZKI 

Zdolności praktyczne aktorów bywają zdu- 
miewające. Emilian Kamiński zbudował dla 
siebie i swojej rodziny dom. 

Potrzeba jest najlepszą nauczycielką. Kiedy 
aktor postanowił zbudować dom, niewiele po- 
trafił. Dziś umie murować, zna się na stolarce, 
poradzi sobie z urządzeniami elektrycznymi, a 
nawet hydraulicznymi. Z podobnym entuzja- 
zmem zajmuje się ogrodem, a w planach ma 
budowę kolejnego domu na swoim kawałku 
ziemi w Józefowie. 

Zdolności techniczno-rzemieślnicze posia- 
da również Wojciech Pokora, do tej pory wy- 
korzystuje je przede wszystkim przy budowie 
domku na wsi. Czyni to z wielką przyjemno- 
ścią, podkreślając często, że jest to jedyna 
sprawa, której oddaje się bez reszty. Czasem 
dodaje nieco przekornie: Chyba powinienem 
był wybrać inny zawód. W mojej rodzinie 
wszak mam samych inżynierów. 

A propos inżynierów. Andrzej Kopiczyński 
jest człowiekiem kompetentnym w branży bu- 
dowlanej nie tylko jako inż. Karwowski. Aktor 
w swoim domu sam wykonał półki, szafki, 
układał boazerie. Najdumniejszy jest jednak z 
łodzi, budowaniu których poświęcił kilka lat. 
Praca aktora nie pozwalała mu korzystać z 
nich więcej niż dwa tygodnie w roku, więc w 
końcu postanowił je sprzedać. Zwłaszcza że 
po ukończeniu dzieła przestawało go ono pa- 
sjonować. Za uzyskane pieniądze kupił stary 
fiński domek i znowu jest bardzo zajętym 
człowiekiem. Andrzej Kopiczyński przyznał 
się, że dom i praca przy nim daje mu osobliwe 
poczucie niezależności. Kiedy zostałem wła- 
ścicielem tego skrawka ziemi, rozejrzałem się, 
czy nikt nie patrzy i ucałowałem moją ziemię. 
Myślę, że w każdym z nas tkwi atawistyczna 
chęć posiadania kawałka własnego miejsca. 

*Złotą rączką” jest również Doróta Kamiń- 
ska. W swoim nowym domu radzi sobie bez me- 
chanika, zna się nawet na urządzeniach elek- 


trycznych. Widocznie ma to w genach... Gdy nie 
mogła znaleźć nikogo do restaurowania starych 
ram do obrazów, nauczyła się odnawiać je sama. 


ARTYŚCI DO KWADRATU 

Od praktycznych półek Andrzeja Kopiczyń- 
skiego poprzez wspaniałe meble Piotra Paw- 
łowskiego już tylko krok do czysto artystycz- 
nych poczynań naszych aktorów. Niektórzy z 
nich legitymują się nawet kierunkowym wy- 
kształceniem teoretycznym. 

Krzysztof Litwin jest absolwentem Liceum 
Drzewiarskiego, zakopiańskiej Szkoły Kenara, 
krakowskiego Liceum Plastycznego i Wydziału 


Grafiki Akademii Sztuk 
Pięknych. Kiedyś w srebrze, 
dzisiaj w mosiądzu robi ażu- 
rowe medaliony i wisiorki. 
Ponadto ilustruje książki dla 
dzieci, programy i plakaty 
teatralne, maluje miniatury. 

Piękne obrazy malują 
również Stefan Szmidt i Ignacy Machowski, 
pierwsze wystawy ma już za sobą także Tade- 
usz Huk. 

Marian Opania swoje rzeźbienie w drewnie 
traktuje z właściwą dla siebie pokorą jako *"nie- 
szkodliwe hobby”. Mówi o tym z wielką 
skromnością, a nawet z niechęcią, jak gdyby 
nie doceniając piękna przedmiotów, które wy- 
chodzą spod jego dłuta. Jest jednak bardzo do 
nich przywiązany. Na aukcji prac artystów na 
rzecz Skolimowa sprzedano wyrzeźbiony przez 
Opanię krucyfiks /postać ukrzyżowanego 
Chrystusa jest jednym z jego ulubionych moty- 
wów w pracy twórczej/. Nadal nie może o tym 
mówić bez emocji. Podczas aukcji przeżyłem 
straszliwe katusze. Miałem wielką ochotę kupić 
sobie mój krucyfiks. Ledwie się opanowałem, 
bo przecież nie wypadało, zaś pomysł, żeby do 
licytacji podstawić żonę zbyt późno przyszedł 
mi do głowy. Przepadło — wspomina z żalem. 

Artystycznie jest również uzdolniona Beata 
Tyszkiewicz. Swego czasu przygotowała ko- 
lekcję pięknych ptaków, których próżno szu- 
kać w atlasach. Zrobione z delikatnych koro- 
nek, zrodzone z wyobraźni zadziwiają delikat- 
nością i finezją. Większość trafiła do przyja- 


ciół albo na charytatywne akcje, Beata Ty- 
szkiewicz rozstawała się z nimi bez większego 
żalu, ciesząc się z samej pracy nad nimi. 


LITERACI 


Niektórzy aktorzy to postaci wręcz renesan- 
sowe, objawiają swoje talenty w kilku dziedzi- 
nach. Wspomniany już Marian Opania nie tylko 
rzeźbi, ale również pisze wiersze i piosenki. 


Wiersze i fraszki pisze też Tadeusz Huk. Oby- 
dwaj nigdy nie mieli jednak śmiałości opubliko- 
wać swojej poezji. Swoje wiersze wydała nato- 
miast Marta Klubowicz — za swój debiutancki 
tomik *Wyznanie” została w 1987 roku nagro- 


dzona. Klubowicz nie lubi mówić o swojej pasji 
poetyckiej: Nie jestem ciekawostką przyrodni- 
czą, jak piszą o mnie dziennikarze — wykrzykuje 
wojowniczo. — Aktorstwo i poezja? Ja to w so- 
bie rozdzielam. Po chwili dodaje nieco spokoj- 
niej: W aktorstwie umiem na pstryknięcie w) 
i zagrać cokolwiek. W pisaniu jestem posłu- 
sznym słuchaczem wewnętrznych impulsów. Pi- 
sanie wierszy to *wytworna" przyjemność. 

Marta Klubowicz pisze w domu, w pociągu, 
parę wierszy napisała w teatrze, w garderobie. 
Nigdy jednak teatru nie dotyczyły. 

Niedawno jako autorka zadebiutowała Joanna 
Żółkowska. Pisze tak jak gra — spontanicznie, 
szczerze. Pisze o domu, rodzinnych Siedlcach, 
koleżankach z podwórka, sąsiadkach, mężczy- 
znach jej życia, ale przede wszystkim o sobie. 
Jej książka "Układanka” to coś pomiędzy prozą 
a poezją. Urzeka poetyckim klimatem, ciepłem i 
serdecznym stosunkiem do opisywanego świata 
oraz prostą formą, o którą przecież najtrudniej... 


SZTUCZNA DZIURKA 
CZYLI SPORT 


Wbrew pozorom, aktorstwo to ciężka fi- 
zyczna praca, tężyzna i zdrowe ciało są wręcz 


nieodzowne, by sprostać profesji. Jan Englert 
swego czasu wyczynowo uprawiał kilka dys- 
cyplin: piłkę nożną, siatkówkę, lekkoatletykę. 
Prócz tego boksował, pływał i grał w koszy- 
kówkę. Dziś z pasją kibicuje tym konkuren- 
cjom, grywając samemu jedynie /i to ostroż- 
nie!/ na koniach. Sport — mówi — to moja 
prawdziwa namiętność. 

Ewa Wiśniewska to zapalona brydżystka, 
Magdalenę Wójcik w wolny dzień najłatwiej 
spotkać nad wodą. Tylko cicho sza. Ryby nie 
lubią hałasu! 

Pasją Andrzeja Strzeleckiego jest nato- 
miast golf, który pochłania go prawie tak sa- 
mo jak teatr /gra od dwóch 
lat/. Z kijami golfowymi pra- 
wie nigdy się nie rozstaje. 
Komplet na wszelki wypadek 
trzyma w teatrze. W wolnych 
chwilach ćwiczy na koryta- 
rzu, wyjmuje wtedy z kiesze- 
ni sztuczną dziurkę. W klapie 
nosi zawsze miniaturkę kija 
golfowego. Golf daje mi rze- 
telne, prawdziwe emocje — 
mówi Strzelecki z przekona- 
niem. 

Niektórzy z aktorów swoje 
umiejętności w jakiejś dzie- 
dzinie sportowej sprawdzają 
mierząc się z innymi. Marek 
iał w 
samochodowych wyścigach 
rajdowych, a Sylwia Wysoc- 
ka trenuje pięciobój nowt 
sny. W szermierce 


jest 
podobno nie do pokonania! 


KOLEKCJONERZY 


Czego to aktorzy nie zbie- 
rają? Hanka Bielicka ma im- 
ponującą kolekcję kapeluszy, 
Olgierd Łukaszewicz zbiera 
monety, a Wiesław Michni- 
stare aparaty foto- 


Pietraszaków jest przepiękna kolekcja obra- 
zów. 


PODRÓŻE 

Magdalena Zawadzka zwiedziła już całą 
Europę, Skandynawię, USA, Kanadę, Austra- 
lię, Syrię, Nepal, Liban. Podobnym obieży- 
światem jest Jan Kociniak, na którym najwięk- 
sze wrażenie zrobiła jednak Norwegia. Ka- 
zimierz Kaczor od lat wszystkie wakacje spę- 
dza żeglując po dalekich wodach, towarzyszył 
nawet Toniemu Halikowi w jednej z jego dale- 
komorskich podróży. 


MNIAM, MNIAM 


Aktorzy są wyjątkowymi smakoszami, sa- 
mi również bardzo chętnie gotują. Wojciech 
Pszoniak wydał nawet książkę ze swoimi 
przepisami, do Michała Bajora każdy chce się 
wcisnąć na jakieś przyjęcie, by spróbować je- 
go specjałów, a Krzysztof Litwin /czło- 
wiek-orkiestra w tym materiale/ wszystkie 
pieniądze wydaje albo na przyprawy, albo na 
książki kulinarne /może się pochwalić egzem- 
plarzami XIX-wiecznymi/. Jego kuchnia 
pachnie przyprawami, ziołami i tajemni i 
mieszankami, które nadają potrawom nić 
mniany smak i aromat. Krzysztof nie zajmuje 
się kuchnią dla samego jedzenia, lubi przygo- 


dziej przypomina alchemika zaint 
go wynikiem swych doświadczeń, niż 
dziwego kucharza. 

1 tak dalej, i tak dalej... O umiejętnościach 
pozaaktorskich naszych gwiazd można by mó- 
wić godzinami. Okazuje się, że ich "hobbi- 
styczny” dorobek jest równie imponujący jak 
zawodowy. Może dlatego wielu aktorów z ta- 
kim spokojem przyjmuje niełatwy okres w 
polskim kinie. Dla nich na filmie świat się nie 
kończy. 


EWA 
SOBIECKA-AWDZIEJCZYK 
Zdjęcia: 

PIOTR ZAGÓROWSKI 


GIEŁDA 


na wykresie 


Aniśmy się spostrzegli, a młodzież aktorska 
powinna już zwracać się do niego per Mistrzu. 
Nie grywa zbyt często głównych ról, ale należy 
do aktorów, na których pojawienie się publicz- 
ność czeka. Marek Kondrat porusza się swobo- 
dnie wśród wszystkich gatunków i konwencji. 
Łączy kulturę aktorską "przejętą” od poprzednich 
pokoleń z bardzo nowoczesnym pojmowaniem 
tego zawodu. Bez aury kapłaństwa, bez złudzeń o 
posłannictwie. Zawód traktuje poważnie, ale sa- 
mego siebie często — ironicznie. Zdrowym dy- 
stansem do własnych osiągnięć wyróżnia się na 
tle środowiska. Zaczynał "z wysoka”, później 
różnie mu się wiodło, lecz pomimo zmiennych 
koniunktur zdobył pozycję osobowości aktor- 
skiej. 

1975 *Zaklęte rewiry” reż. Janusz Ma- 
jewski. Debiut, jaki można sobie wymarzyć. De- 
biut "dorosły", bo z kamerą filmową oswojony 
był od szkoły podstawowej, Był idealnym od- 
twórcą roli młodego prowincjusza, który wkracza 
w zamknięty, zhierarchizowany świat i musi 
przyjąć panujące w nim reguły albo je odrzucić. 
Jego Roman Bożyczko pnie się w górę za cenę 
moralnych kompromisów, ale są granice, których 
nie chce przekroczyć. Marzenia wiejskiego chło- 
paka, chwile poniżenia, pokusy kariery, oportuni- 
styczne wahania i finałowy gest człowieka, który 
nie zatracił wewnętrznej wolności i poczucia ho- 
noru. Wszystko to pokazał Kondrat z wyjątkową 
u młodego aktora subtelnością i sugestywnością. 

1976 "Smuga cienia” reż. Andrzej 
Wajda. Główna rola, która mogła być trampoliną 
do wielkiej kariery, a stała się złym wspomnie- 
niem nie wykorzystanej szansy. Postać oficera 
marynarki, który musi przejść przez próbę cha- 
rakteru i moralności, zagrał Kondrat oszczędnie i 
bardzo konsekwentnie, ale z powodu scenariu- 
szowych niedostatków nie zgłębił wewnętrznego 
dramatu bohatera. 


1975 1976 


EEEE 63 MAGAZYN 


1977 1978 1979 1980 1981 


1977 = 80. Sporo udanych występów 
na scenie Teatru Dramatycznego i w telewizji, 
jednak w kinie nie był to najszczęśliwszy okres. 
Nieduże i nie zawsze udane role: w "Sprawie 
Gorgonowej” Janusza Majewskiego, "Pokoju 
z widokiem na morze” Janusza Zaorskiego, 
*Lekcji martwego języka” Majewskiego. Po 
roli działacza młodzieżowego w filmie Zaorskie- 
go aktor sam zarzucał sobie schematyzm. 

19 *Dziecinne pytania” reż. Janusz 
Zaorski, "Człowiek z żelaza” Andrzej Waj- 
da, "Dreszcze” Wojciech Marczewski. Różnej 
wagi role, wszystkie zagrane po mistrzowsku z 
idealnym wyczuciem psychologicznych niuan- 
sów. Najciekawszą postacią jest stalinowski wy- 
chowawca z *Dreszczy”. To wprawdzie tylko 
drugoplanowa rola, lecz Kondrat potrafił uczynić 
z niej małe studium fanatyzmu. Jego bohater to 
postać równie groźna, co żałosna. Ofiara wielkie- 
go oszustwa i własnych kompleksów. 

1983 "Pastorale heroica” reż. Henryk 
Bielski. Występ w tym filmie mógł sobie Marek 
Kondrat darować. Udowodnił swą niezależność 
od środowiskowych opinii — udział w "profilo- 
wym” filmie w drugim roku stanu wojennego był 
ryzykownym krokiem, ale o satysfakcji artystycz- 
nej trudno mówić. Kondrat niewiele mógł uczy- 
nić. Postać księdza, który 
rzowi "kościuszkowcowi” uwikłanemu w życio- 
wy dramat, pozbawiona była wewnętrznej siły. 

1984 *Dom wariatów” reż. Marek Ko- 
.. Koncert aktorski tercetu Tadeusz Łomnic- 
ki — Marek Kondrat — Bohdana Majda w gorz- 
kim, karykaturalnym obrazie rozpadu więzi ro- 
dzinnych. Syn odwiedzający rodziców po dłuż- 
szym niewidzeniu z powrotem staje się tni- 
kiem koszmarnej familijnej codzienności. Ojciec 
drepczący bez sensu między sypialnią a kuchnią, 
matka obsesyjnie poprawiająca bibeloty. Syn ide- 
alnie pasuje do tego rytuału mechanicznych czyn- 


Dziecinne pytania 
A 


1982 1983 1984 


Ś 0 NJ 
kS 


1985 1986 1987 1988 


ności i wzajemnie zadawanych udręk. Groteska 
wymaga równocześnie fant: iznej dyscy- 
pliny, ale dla Kondrata, wszechstronnego prze- 
cież aktora teatralnego, nie stanowiło to proble- 
mu. 

1985 "C.K. Dezerterzy” reż. Janusz 
Majewski. Krytyka grymasiła po tym filmie, ale 
publicz pragniona polskiej komedii waliła 
do kin drzwiami i oknami. Marek Kondrat zagrał 
tu jedną ze swych najbardziej ulubionych ról fil- 
mowych. Znaliśmy jego brawurowe popisy ko- 
mediowe z teatru i telewizji, lecz w kinie nie miał 
wcześniej takich szans. Jako szeregowiec Ka- 
niowski, spryciarz nad spryciarze, urodzony ka- 
walarz prowadzący prywatną wojnę z austro-wę- 
gierskim wojskowym drylem, był uosobieniem 
*polskiej przedsiębiorczości” i szelmowskiego 
wdzięku. Bawił nas z *hi owskim” polotem, 
co było o tyle trudne, że Sejdzie, twórcy literac- 
kiego pierwowzoru, brakuje jednak sporo do au- 
tora "Przygód dobrego wojaka Szwejka”. 

1987 "Weryfikacja" reż. Mirosław 
Gronowski. Kondrat nie ukrywał rozczarowania 
ekranowym efektem, dalekim od pierwotnych 
wyobrażeń. Zgodził się zagrać wyrzuconego z 
pracy dziennikarza licząc na to, że film odważnie 
i wnikliwie dotknie problemów czasu stanu wo- 
jennego. Opowieść o dylematach moralnych tam- 
tego okresu rozmyła się jednak w banale i nijako- 
ści. Sylwetkom bohaterów i sytuacjom zabrakło 
prawdy i dramatyzmu. 

1992 "Psy" reż. Władysław Pasikowski. 
Przełom lat 80. i 90. przyniósł Kondratowi intere- 
sujące role teatralne i telewizyjne, jednak kino 
zdawało się tego nie dostrzegać. I nagle zupełnie 
niespodziewanie, subtelny i pastelowy zazwyczaj 
Marek Kondrat, zaskoczył nas rolą ubeka, faceta 
inteligentnego i cynicznego. Świadomego swego 
uwikłania w zło, ale zdesperowanego, przekona- 
nego, że nie ma już odwrotu. Przeobrażenie z 
funkcjonariusza SB w gangstera jest dla niego 
naturalnym wyborem. Kondrat ustrzegł się w 
grze wszelkich moralnych sugestii. Jego Olo nie 
jest płaską, karykaturą nikczemności. To postać 
odpychająca, ale prawdziwa w swoich motywa- 
cjach i reakcjach. 


A 
Ż 
B 


1990 1991 


1989 1992 


Druga 
młodość 


Zadziwiające bywają 
meandry aktorskich 
karier. Często jedna 
rola na długie lata 
decyduje o powodzeniu 
albo niełasce. 

Czasem ta pierwsza, 
młodzieńcza sława 
skazuje na ciągłą 
walkę ze stereotypem. 
Dlatego tak cenimy 
aktorów, którzy 
pomimo czasem 
słabszej passy 

czy zawodowego 
bezruchu potrafią 
zachować energię 

i świeżość. 

I "powrócić — 
odmienieni, bogatsi. 


Fot. Renata Pajchel 


siebie nowe obsza! 

/m wyczuciem 
wybiera filmowe role /”Sauna", 
«Zwolnieni z życia”/. 


JANUSZ GAJOS 

Popularność, którą przyniosła mu 
rola Janka Kosa /”Czterej pancer- 
ni i pies”/ okazała się pułapką. 
Reżyserzy zaczęli traktować go 
dość pobłażliwie. Spróbował za- 
walczyć "sposobem" przyjmując 
role kabaretowe, komediowe, byle 
jak najdalej uciec od Janka, bo jak 
mówił *nie po to został aktorem, 


żeby zagrać jedną rolę”. Przeł 


mem okazał się występ w *Waha- 
dełku” Filipa Bajona, gdzie po raz 
pierwszy dostrzeżono innego Ga- 
josa. Nie bez znaczenia była tu 
zmiana figury i wyglądu aktora. 
Dzięki serii znakomitych ról 
f'Przesłuchanie”, *Ucieczka z ki- 
na Wolność”, "Dekalog", "Biały"/ 
Janusz Gajos znowu jest na szczy- 
cie sławy. Ale już bez obawy o 
Ikowani 


FRANCISZEK PIECZKA 
Olśniewający debiut kinowy w 
*Żywocie Mateusza” Witolda Le- 
szczyńskiego. Pojawił się aktor 
obdarzony wyjątkową wrażliwo- 
Ścią i siłą dramatyczną. Zachwyto- 
wi wytrawnych kinomanów towa- 
rzyszyła popularność wśród mło- 
dzieży dzięki zabawnej roli Gustli- 
ka w *Czterech pancernych i 
psie”. Pieczka ugruntował pozycję 
rolami charyzmatycznych bohate- 
rów plebejskich /Haratyk w *Słoń- 
ce wschodzi raz na dzień”, Siersza 
w "Perle w koronie”, Tag w "Au- 
sterii'” Kawalerowicza. Ich dopeł- 
nieniem były występy w *Chudym 
i innych”, *Weselu' i *Ziemi obie- 
canej”. Problemem Pieczki stał się 
w pewnym momencie brak intere- 
sujących scenariuszy. Przyjął spo- 
ro ról niewiele wnoszących do je- 
go aktorskiej biografii. Odrodził 
się dzięki spotkaniu z Janem Jaku- 
bem Kolskim. Kreacja w "Jańciu 
Wodniku” jest symbolicznym na- 
wiązaniem do ról pełnych poezji, 
do postaci niezwykłych, naznaczo- 
nych innością. 


"Rozmowa z człowiekiem” 


BOŻENA ADAMEK 
Debiutowała rewelacyjną rolą Ju- 
ii w telewizyjnym spektaklu *Ro- 
mea i Julii”, Zagrała wiele ról fil- 
mowych, ale dopiero rola matki w 
"Rozmowie z człowiekiem z sza- 
fy” przypomniała o jej talencie 
dramatycznym. 


JERZY STUHR 

Dzięki telewizyjnym "*Spotka- 
niom z balladą” stał się idolem 
młodzieży. Był *wodzirejem” ge- 
nialnym, imponował siłą komicz- 
ną, poczuciem humoru i fantazją. 
Kino odkryło jego możliwości w 
„.”Wodzireju'” Feliksa Falka. Bra- 
wurowo, ostro zagrana rola karie- 
rowicza z epoki *późnego Gier- 
ka” przyciągnęła do kin tłumy, bo 
był w niej kawał prawdy o rze- 
czywistości. Skalę talentu Stuhra 
dobrze oddaje zestawienie tej roli 
z postacią filmowca-amatora z 
filmu Krzysztofa Kieślowskiego. 
W "Amatorze" bardzo subtelnymi 
środkami nakreślił portret skrom- 
nego, cichego prowincjusza, który 
dzięki filmowej pasji z przytło- 
czonego codziennością poczciwca 
przeobraża się w człowieka 
odważnego, nie godzącego się na 
oszustwa i manipulacje systemu. 
W następnych latach kino wyko- 
rzystało głównie jego komediowe 
możliwości. Będąc gwiazdą Tea- 
tru Starego nie miał szczęścia do 
dobrych scenariuszy, np. jego 
świetna gra nie uratowała *Oby- 
watela Piszczyka” Andrzeja Kot- 
kowskiego. Ostatnio błysnął 
świetną formą w *Uprowadzeniu 
Agaty” i *Białym”. Oby była to 
zapowiedź większej aktywności 
filmowej. 


ANNA DYMNA. 

Kino przez lata widziało w niej 
jedynie śliczną pannę o promien- 
nym, naiwnym spojrzeniu. Taka 
była m.in. w sadze o Kargulu i 
Pawlaku czy *Znachorze”. Saty- 
sfakcje artystyczne znajdowała na 
deskach krakowskiego Teatru Sta- 
rego. Jej wizerunek zmieniały po- 
woli spektakle teatru TV, ale w 
pełni wymknęła się stereotypowi 
dopiero dzięki macierzyństwu. 
Nareszcie dostrzeżono w niej doj- 
rzałą, doświadczoną kobietę, któ- 
ra stworzona jest do ról drama- 
tycznych, pełnych napięcia /ostat- 
nio — "Palec boży” Caldwella w 
TV; i *Tylko strach” Barbary 
Sass-Zdort/, 


"Tylko strach” 


MARIAN OPANIA 

Pierwszy duży sukces odniósł w 
*Skoku" Kazimierza Kutza, gdzie 
przykuwał uwagę swobodą i pro- 
stotą. Jego talent dostrzegło jury 
nagrody im. Zb. Cybulskiego. Po- 
tem było m.in. "Ocalenie", "Perła 
w koronie”, wreszcie buntownik = 
Tadek w *Palcu bożym”. Rola, 
którą za każdym razem ogląda się 
z przejęciem. Większość widzów 
pamięta go jednak z "Człowieka z 
żelaza”, gdzie zagrał reżimowego 
dziennikarza Winkla. Człowieka 
uwikłanego w zło, ale próbujące- 
go zmagać się z własnym oportu- 
nizmem. Na długo pozostaje w 
pamięci niepewne spojrzenie bo- 
hatera. Od kilku lat trwa świetna 
passa Mariana Opani. Siwiutki, 
chociaż nadal swoiście chłopięcy, 
znowu gra Świetne role w teatrze, 
telewizji i w filmie /”"Moskwa 
Pietruszki”, *Kubuś Fatalista”, 
*Pajęczarki”/. Marzy, by zagrać 
kogoś naprawdę ciekawego w 
Szekspirze, Gogolu czy Molierze. 
My też. 


Człowiek z.. 


MAGAZYN 69 EEEE 


Jarek /Jan Englert/ otwiera okno przedziału, 
wychyla się. Na peronach Dworca Centralnego 
kilkunastu policjantów. Bohater bez namysłu 
wyskakuje przez okno. Przeskakuje tory, w tu- 
nelu pojawiają się sylwetki ścigających. Nagle 
w ścianie tunelu wolno otwiera się klapa, taka 
jak przy zsypach na śmieci. — Właź! — rozlega 
się głos. Za chwilę ścigany stanie przed "kró- 
lem” bezdomnych z Dworca Centralnego /Ma- 
riusz Benoit/. To sceny kluczowe dla rozwoju 
akcji *Szczura” realizowanego przez Jana 
Łomnickiego. Jarek to postać typowa dla na- 
szych wczesnokapitalistycznych czasów. Typ 
biznesmena-hazardzisty, dla którego walka o 
pieniądze to sposób na życie. Jarek jest człowie- 
kiem z temperamentem, *gra” ostro, wpada w 
tarapaty. Uciekając przed wierzycielami, policją, 
UOP-em i czeczeńską mafią, trafia do podziem- 
nego świata ludzkiej nędzy. 


Szykulska, 
Mariusz Benoit, Elżbieta Ciperka 


. 4 


Temat narzuciła współczesność — mówi reży- 
ser filmu, Jan Łomnicki. Kipiąca od afer i dra- 
matów, krzycząca nagłówkami gazet. Czas 
podejrzanych karier politycznych i finansowyc 
W konwencji kina akcji chcen zeć serio 
potraktowany obraz rzecz) ości, która nas 
otacza. 


To pana debiut w roli współscenarzysty — 
zwracam się do Jana Englerta /drugim jest Jan 
Łomnicki/. Oficjalny, ale przyznaję się do po- 
nad 50% udziału w scenariuszach dwóch in- 
nych filmów, których tytułów nie ujawnię. 
Wbrew różnym tropom "Szczur" nie jest konty- 
nuacją "Wielkiej wsypy”. Zachowanie imion 
głównych bohaterów jest czysto umowne. Nie 


Dla Jana Łomnickiego liczy si 
nie tylko ciało, ale i dusza... 


oznacza bezpośrednich związków między tymi 
dwiema historiami. Fabuła jest kombinacją ży- 
ciowego konkretu i fantazji. Wydarzenia i sytua- 
cje odwołujące się do powszechnie znanych fak- 
tów, ułożone zostały w opowieść o przewrotnej 
puencie. Zdradzi iście nie mogę. Czy- 
telników i robimy film "dla lu- 
dzi”, mamy nadzieję — atrakcyjny jako dyna- 
miczne, pełne zt eń widowisko, a jednocze- 
śnie interesujący w opisie mechanizmów znacz- 
nie trwalszych niż tworzone przez nie kariery. 


Agnieszkę Różańską, Ryszarda Pietruskiego, 


Tomasza Sapryka, Michała Pawlickiego, Zbi- 
gniewa Buczkowskiego, Marka Frąckowiaka, 
Januarego Brunova. Autorem zdjęć jest Bogdan 
Stachurski. Film powstaje w Studiu filmowym 
*Kadr" przy udziale TVP. k.d. 


Jan Łomnicki 

daje 

bardzo precyzyjne 
wskazówki 


Jarek (Jan Englert) 
na Dworcu Centralnym 
trochę się gubi... 


Kolorowa 
pustka 


Nie milknące zachwyty nad tryptykiem 
Krzysztofa Kieślowskiego dziwnie kontra- 
stują z powściągliwością samego reżysera — 
uporczywie powtarzającego, że nie czuje się 
artystą tylko rzemieślnikiem, że kręcił filmy, 
bo musiał z czegoś żyć itd. Głupstwem było- 
by traktowanie tych oświadczeń jako świa- 
dectwa fałszywej skromności, krygowania 
się przed wielbiącym tłumem. Kieślowski 
dobrze wie, co robi pisząc, iż jego pokolenie 
nie potrafiło zastąpić Bergmana, Felliniego 
czy Wajdy. To nie sztuczna poza ani prowo- 
kacyjna deklamacja, ale brutalnie szczere 
stwierdzenie faktu, którego krytycy filmowi 
zdają się nie zauważać. Równie brutalnie 
określił *Podwójne życie Weroniki” Andrzej 
Żuławski: "lukier, za który co najwyżej moż- 
na dostawać nagrody na festiwalach”. Warto 
się nad tym zastanowić. Cóż ma wspólnego 
Kieślowski, autor "Amatora" czy "Spokoju" 
z Kieślowskim — triumfatorem z Cannes, 
Wenecji i Berlina, świętującym swe "Wero- 
niki” i *Niebieskie”? Czy więcej niż Holland 
— autorka "Aktorów prowincjonalnych” z re- 
żyserką "Tajemniczego ogrodu”? Bo chyba 
nie mniej, skoro znawcy kina prześcigają si 
w szczebiotaniu o Kieślowskim jako "najwy- 


Kieślowski 

robi kino wyglądające 
dokładnie tak, 

jak powinno 
wyglądać 

kino ambitne, 
głębokie, artystyczne. 
Czy jest nim 

w istocie i czy można 
jeszcze odróżnić 

istotę od pozoru? 
bitniejszym filmowcu europejskim ostatnich 
lat”? Kto ma rację — bijący się w piersi autor 
«Niebieskiego” i wypełniony żółcią Żuław- 


ski czy zachwyceni jurorzy i posłuszna ich 
werdyktom rozentuzjazmowana publiczność? 


Krzysztof Kieślowski 


"Niebieski" 


Fot, Piotr Jaxa 


Gwiżdżący czajnik, słuchawka telefonu, 
kubek pełen kawy — te poczciwe przedmioty 
pod uważnym spojrzeniem kamery przeista- 
czają się nagle w uniwersalne znaki naszej 
codzienności, symbole powszedniego "krzą- 
tactwa”, a więc tego sposobu bytowania, któ- 
ry dotyczy bezpośrednio każdego z nas, jest 
nam najbliższy i mówi o nas najwięcej. 
Krzysztof Kieślowski wiedział o tym już w 
latach siedemdziesiątych, gdy przyglądając 
się życiowej szamotaninie swych bohaterów, 
starannie dokumentował scenę, na której roz- 
grywały się ich dramaty: ciasne M-2 ze ślepą 
kuchnią, wypełnione paździerzowymi meblo- 
ściankami. Także później, w *Dekalogu" 
przedmioty nie były tylko tłem dla opowia- 
danych zdarzeń, ale uczestniczyły w nich na 
równi z ludźmi. Kieślowski — rasowy doku- 
mentalista — potrafił tak fotografować rzeczy, 
by mówiły nam o postaciach, które wśród 
nich żyją — prawdę, jakiej nie sposób wyrazić 
słowami. A ludzie? To przypadek sprawił, że 


właśnie ich kamera wyłowiła z tłumu, że 
właśnie oni stali się bohaterami filmu. W ten 
sposób reżyser daje nam istotny sygnał: mó- 
wię o każdym z was, a więc najważniejszych 
problemach, próbuję pokazać, kim jest 
współczesny, przeciętny człowiek — jakiś ro- 
botnik z małego miasteczka, jakiś student, 
mieszkańcy jakiegoś warszawskiego osiedla. 
Fabuła staje się tutaj tylko pretekstem, przy- 
nętą przyciągającą uwagę widza, zmuszającą 
nas niby-dokumentalnym prawdopodobień- 
stwem do identyfikacji z bohaterami i ich ży- 
ciem, którego zakręty i przypadki prowadzą 
niepostrzeżenie do pytań ważnych, uniwer- 
salnych. A jednocześnie ani retorycznych, 
ani akademickich, bo przełożonych na kon- 
kretne i nasycone emocjami obrazy. I to wła- 
śnie było największym osiągnięciem Kie- 
ślowskiego — pokazanie naszej dookolnej, 
codziennej rzeczywistości jako sfery nieu- 
stannych wyborów, których głębokiego, filo- 
zoficznego sensu wprawdzie zazwyczaj nie 


dociekamy , ale — ten sens 
istnieje. 

W *Trzech kolorach” po- 
zornie nic się nie zmieniło. Z 
namaszczeniem filmowane 
przedmioty, ostentacyjne lek- 
ceważenie fabularności akcji, 
starannie wyeksponowana 
ścieżka muzyczna i wzniosła 
intelektualnie rama konstruk- 
cyjna — wszystko świadczy o 
tym, że trylogia Kieślowskie- 
go to utwory artystycznie wy- 
sublimowane i niosące po- 
ważne myślowe przesłanie. 
Pytanie wprost o treść tego 
przesłania wydaje się nietak- 
towne — wszak to, że mówi 
się o czymś ważnym, wynika 
niezbicie już z samego sposo- 
bu mówienia. Kieślowski 
tworzy klimaty. Rozsiewa 
symbole, którymi zajmą się 
później cierpliwi interpretato- 
rzy. Kieślowski robi kino wy- 
glądające dokładnie tak, jak 
powinno wyglądać kino am- 
bitne, głębokie, artystyczne. 
Czy jest nim w istocie i czy 
można jeszcze odróżnić istotę 
od pozoru? Kieślowskiemu 
potrzebna była naiwna świe- 
żość, czystość dziewczęcej 
duszy. Irćne Jacob spisała się 
jak widać znakomicie, skoro 
wciąż słyszy się zachwyty 
nad jej duchowym dziewic- 
twem. Ale ja jej nie wierzę. 
To dziewictwo i ta czystość 
są jak z reklamy dziewictwa i 
czystości. Tak właśnie po- 
winna wyglądać naiwna i do- 
bra dziewica. Ból Binoche z 
*Niebieskiego” - taki sam. 
Jak z reklamy bólu, to znaczy 
taki, którego fotogeniczność 
stanowi wystarczającą rację 
jego istnienia w filmie — jest samoistną war- 
tością estetyczną. To samo dzieje się z muzy- 
ką i zdjęciami w *Trzech kolorach” i 
*Podwójnym życiu Weroniki”, nierozerwal- 
nie związanym z cyklem, bo w najczystszej 
postaci krystalizującym zjawiska, o których 
mówimy. Autonomiczność muzyki i fotogra- 
fii w ostatnich filmach Kieślowskiego zosta- 
ła posunięta tak daleko, że sprawiedliwe wy- 
daje się ich określenie mianem "kina opera- 
torsko-muzycznego”. Ktoś mógłby z oburze- 
niem udowadniać, powołując się na zapew- 
nienia twórców scenariusza, że zarówno 
świeżość Jacob, ból Binoche, jak muzyka 
Preisnera czy zdjęcia Idziaka — wszystko 
podporządkowane jest przewodniej idei cy- 
klu, a więc reinterpretacji haseł rewolucji 
francuskiej, a w przypadku *Weroniki” — no- 
wego odczytania platońskiego mitu o Andro- 
gyne. Zdumiewające jednak jak niewiele 
można o tych filmach powiedzieć ponad to, 
co oznajmili na konferencjach prasowych sa- 


mi twórcy. Krytycy międlą wciąż frazesy o 
"dwóch połówkach” /Weronika/, niemocy 
wolności /Niebieski/, niemocy równości 
/Biały/ i zaskakującym braterstwie /Czerwo- 
ny/. Jeszcze tylko kilka skojarzeń bujających 
w obłokach /np. kolor czerwony to krew, a 
krew to życie — zupełnie jak na plakietkach 
PCK/ i już. Koniec inwencji. Czy to przypa- 
dek? A może o tych filmach nie wolno mó- 
wić — nie da się przecież ogarnąć w anali- 
tycznym wywodzie pięknych obrazów i ich 
klimatu budowanego światłem i muzyką. 
Czy nie lepiej zatem uciąć dyskusję nad 
*Trzema kolorami” frazesem o kinie poetyc- 
kim i... dać sobie spokój. Moim zdaniem nie. 
Dotykamy tu bowiem głównego problemu, 
przed jakim stanęli dziś filmowi artyści. 

Bohaterami "Trzech kolorów” są rozbitko- 
wie z promu płynącego do Anglii — z tłumu 
wyłonił ich przypadek, a więc są jednymi z 
nas, mieszkańcami Europy. W jakim jednak 
stopniu ich losy dotyczą nas samych — czy 
rzeczywiście tak mogłoby wyglądać życie 
trzech przypadkowo spotkanych osób? Praw- 
dziwa codzienność jest zbyt nudna, żeby ją 
filmować. Nie znaczy to, że nie ma w niej 
wstrząsających dramatów, ale tego Kieślow- 
ski nie chciał pokazywać. Wolał wymyślać 
wypadki samochodowe słynnych muzyków, 
oszałamiające kariery prostaczkowatych im- 
potentów, szczęśliwe zbiegi okoliczności i 
niespodziewane katastrofy. Kieślowski nie 
szukał już dokumentalnej prawdy o świecie, 
chciał tylko uprawdopodobnić fikcję, tak by 
lepiej udawała rzeczywistość. Portret psy- 
chologiczny bohaterki *Czerwonego”, od 
którego film się zaczyna, to ostrzegawcza ta- 
blica ustawiona przez Kieślowskiego: Uwa- 
ga! Nie opowiadam akcji, nudzę i mam do te- 
go prawo, bo kręcę film artystyczny. Takich 
tablic w "Trzech kolorach” jest mnóstwo: 
Uwaga!, ta scena jest mądra. Uwaga, ta jest 
wzruszająca i pełna szlachetnej prostoty. Je- 
Śli ktoś ma jeszcze wątpliwości, to natych- 
miast zostaną rozwiane odpowiednią muzyką 
i bogactwem kadrów. Dzisiaj Kieślowski 
udaje, że pokazuje rzeczywistość i udaje, że 
mówi o niej coś istotnego. I właśnie dlatego 
kina są pełne. Zapełniła je widownia maso- 
wa, ale chcąca uchodzić za inteligentną i 
wrażliwą. Ta widownia nie chce myśleć, wo- 
li namiastkę myślenia — piękną i kolorową. 
Nie ma w tym nic złego, ważne jednak, by o 
tym pamiętać, zwłaszcza gdy używa się ta- 
kich słów jak "sztuka”, "artyzm" czy "wybit- 
ne dzieło”. 

Pytanie, które mnie męczy za sprawą 
*Trzech kolorów” — czy można dziś kręcić 
filmy opisujące pustkę i pustotę współcze- 
sności, które jednocześnie same nie byłyby 
puste? Albo inaczej: czy da się mówić o 
śmierci Boga językiem Ewangelii nie popa- 
dając jednocześnie w żałosną sprzeczność? 
Odstręczające kiczowatym patosem zakoń- 
czenie "Niebieskiego”, w którym dźwięczą 
słowa Pawłowego "Hymnu o miłości” — jest 
smutną odpowiedzią na to pytanie: nie. 


MATEUSZ WERNER 


MAGAZYN 73 EEEE 


| 
| 


Dzięki dotowanym przez rozmaite organizacje 
i rządy współprodukcjom europejskim 
powstają filmy wytęsknione przede wszystkim 
przez reżyserów i producentów. 

W mniejszym stopniu przez widzów. 


Jan Olszewski w artykule "Syf czy grypa” 
(FILM 6/94) pociągnął za ogon świętą krowę 
lat 90. — kino europejskie. /dee fixe producen- 
tów i reżyserów między Wisłą a Atlantykiem, 
sfrustrowanych brakiem powodzenia u wi- 
dzów. Olszewski analizuje ideę kina europej- 
skiego sformułowaną przez Davida Puttnama: 
europejskie kino powinno skupiać się na tym, 
co Europejczyków łączy i stronić od akcentów 
narodowych. Jednak takie kino, podkreśla Jan 
Olszewski, sprowadza się do czegoś w rodzaju 
kina amerykańskiego bis. I proponuje rozpa- 
trzenie alternatywy: może właśnie różnice? 
Odrębności? Syf czy grypa? 

Marzenia o filmie europejskim ucieleśniły 
się w wielu konkretnych inicjatywach (Euroi- 
mages), za którymi stoją spore fundusze euro- 
ich współprodukcji. Idea szlachetna, jed- 
nak obarczona pierworodnym grzechem: dzię- 
ki niej nie powstają filmy oczekiwane przez 
widzów, tylko wytęsknione przez producen- 
tów i reżyserów. 

Dzięki tym funduszom mogą produkować 
filmy Norwegia, Dania, Portugalia, Szwajcaria, 
gdzie ludności mało — a także Polska, gdzie 
wprawdzie ludzi więcej, ale do kin chodzą oni 
rzadko, a na polskie filmy prawie wcale. 

W krajach, które wymieniłem, z Polską 
włącznie, istnienie tych funduszów wypacza 
rozwój lokalnych firm producenckich. Wyko- 
rzystując istnienie niekomercyjnego wsparcia 
finansowego ze strony organizacji europej- 
skich, rządów lub fundacji z udziałem budże- 
tów państw, biedni jak myszy kościelne "pro- 
ducenci”, czy raczej organizatorzy europej- 
skich współprodukcji, cały wysiłek kierują na 
"załatwienie" funduszy i umarzalnych lub 
bardzo tanich kredytów. Gdy im się to uda — z 
dumą głoszą, że oto powstaje film *europej- 
ski”. A dla widzów fakt, że takie filmy po- 
wstają we współprodukcji nie ma najmniej- 
szego znaczenia. 

Na jednym z seminariów poświęconych te- 
mu tematowi przedstawiciel Danii opowiadał 
o tym, jak wyglądała realizacja współprodu- 
kowanego przez pięć krajów skandynawskich 
filmu — w zasadzie duńskiego — *Drengene fra 
St. Petri” (Chłopcy z Sankt-Petri) Sorena 
Kragh-Jacobsena. Ekranizacja lubianej po- 
wieści duńskiej uzyskała wsparcie z fundu- 
szów "Roku Współprodukcji Nordyckiej”, 
dzięki któremu w latach 1991-92 powstało 
pięć filmów. 

Był to produkcyjny koszmar. Z wyjątkiem 
Islandii każdy z krajów wymagał, aby jego 
pieniądze wydawane były na miejscu. Trzeba 
więc było przerzucać ekipę z kopenhaskiego 
atelier do Finlandii, aby sfilmować jedną scenę 
rozgrywającą się w lesie, który spokojnie so- 
bie szumiał za płotem wytwómi pod Sztokhol- 
mem, gdzie realizowano kilka scen ateliero- 
wych, mogących równie dobrze, a na pewno 
taniej, powstać w Kopenhadze. Całą księgo- 


777 74 MAGAZYN 


| 


Weozżenie 
drzewa 
do lasu 


mb 


"Biały". Wszędzie, gdzie był pokazywany miał trzy razy 


mniej widzów, niż "Niebieski". 


wość prowadzono równolegle w pięciu walu- 
tach, z codziennym korygowaniem przeliczni- 
ków. W ostatnim tygodniu prac produkowano 
głównie kopie raportów dla współproducen- 
tów: 6000 stron. W końcu 70% wkładu Fundu- 
szu Nordyckiego pochłonęły koszty organizo- 
wania współprodukcji. Przy wielkim sukcesie 
kasowym w Danii (265.000 widzów), *Chłop- 
cy...” okazali się fiaskiem w kinach Szwecji 
(3.500 widzów); w pozostałych trzech krajach 
mieli łącznie 31 tys. widzów. 

Ciekawe wnioski nasuwają rezultaty kaso- 
we naszej największej współprodukcji ostat- 
nich lat, trylogii Krzysztofa Kieślowskiego 
*Trzy kolory”. Ogólnie biorąc był to znaczący 
sukces. 

Trylogia, czy raczej trzy niezależne filmy 
połączone tytułem i metafizycznymi odwoła- 
niami do symboliki francuskiej flagi, absorbo- 
wały prasę i widzów przez ponad rok. *Niebie- 
ski” gościł na paryskich ekranach jeszcze w 
czerwcu 1994, po 40 tygodniach od premiery, 
z 380 tys. widzów plasując się wśród hitów ro- 
ku. "Niebieski" był także hitem we Włoszech 
(2.04 mln $), w Hiszpanii (580 tys. widzów), 


w Niemczech, w Wielkiej Brytanii. Na wą- 
skim rynku amerykańskich kin zebrał ponad 
1.600.000 dolarów. 

Kiedy to piszę, odbyła się — poza Polską — 
tylko jedna premiera *Czerwonego" — we 
Włoszech, gdzie wyniki uzyskał podobne do 
*Niebieskiego”. Natomiast "Biały" miał we 
Francji widownię trzykrotnie mniejszą niż 
*Niebieski”. Prawdę mówiąc i tej *porażki” 
mogłoby pozazdrościć 
Kieślowskiemu 90 
procent francuskich 
reżyserów. Ale we 
wszystkich krajach, w 
których był wyświe- 
tlany, "Biały" groma- 
dził widownię trzy- 
krotnie mniejszą niż 
*Niebieski”. Jest w 
tym wyraźna wska- 
zówka. 

Widzowie wolą fil- 
my, na których piętno 
współprodukcji odbija 
się najmniej wyraźnie! 
W kilku polskich re- 
cenzjach *Czerwone- 

że 
to film...”paryń Pa- 
ryż na wzgórzach i 
nad wielkim jezio- 
rem?! To nie tylko 
nieuwaga. *Czerwo- 
ny” jest filmem fran- 
cuskim z ducha, z eg- 
zystencjalnego zamy- 
ślenia nad ludzkim lo- 
sem, tak jak *Niebie- 
ski” był filmem fran- 
cuskim przez karte- 
zjańską precyzję filo- 
zoficznego wywodu. 
Natomiast "Biały" był 
hybrydą. Polskie roz- 
mazanie na francu- 
skim tle wypadło rów- 
nie nieprzekonująco, 
co Zbigniew Zama- 
chowski z rozpiętym rozporkiem buczący na 
grzebieniu w paryskim metrze. W paryskim 
metrze zarabiają na życie grą na instrumentach 
doskonali fachowcy, a takie miejsce wcale nie- 
mało kosztuje... 

"Biały" to efekt europejskich czarów-ma- 
rów współprodukcyjnych podczas gdy "Nie- 
bieski” i *Czerwony” są efektem normalnej 
współprodukcji komercyjnej. Istniała ona za- 
wsze, najsilniej na linii Francja-Włochy, bądź 
w trójkącie Francja-Włochy-Niemcy. Nikt na 
to w latach 60. czy 70. uwagi nie zwracał, nikt 
się "europejskością” nie delektował, natomiast 
widzowie walili do kin, na francuski film z 
Belmondo (FR-IT-RFN), na Felliniego 
(IT-FR-RFN), na Schłóndorfa (REN-IT-FR). 
Tamto kino realnie konkurowało z amerykań- 
skim, w każdym razie na rynku europejskim, 
bez obowiązkowych "kwot", bez antyamery- 
kańskich okrzyków, bez marnotrawienia pie- 
niędzy podatników. Może więc zamiast snuć 
*europejskie” plany, należałoby wykorzystać 
doświadczenia ówczesnych producentów, póki 
jeszcze żyją? 


OSKAR SOBAŃSKI 


UBEZPIECZENIA 


GDZIEKOLWIEK JESTEŚ 


© 


OSOZ 


a 


Z okazji polskiej premiery "Czerwonego" odwiedził nasz kraj producent 
francuski Marin Karmitz. Udzielił wywiadu, w którym mówił o inwazji 

filmu amerykańskiego w Europie - i o tym, że należy bronić kina europejskiego, 
m.in. także francuskiego. Wypowiedział wiele słusznych uwag. Szkoda jednak, 
że dziennikarze polscy nie zadali mu podstawowego pytania: Panie Karmitz, 
czego pan chce bronić — francuskich pieniędzy czy francuskich wartości? 


Takie pytanie wymagałoby oczywiście ko- 
mentarza. Bo pieniądze także są wartością, stano- 
wią przecież równoważnik skumulowanej pracy 
ludzkiej. I nie można mieć za złe producentom 
francuskim, że walczą o to, by ten ekwiwalent 
francuskiej pracy pozostał we Francji. Zatem nie 
byłoby w tym nic niestosownego, gdyby Karmitz 
odpowiedział: tak, bronię francuskich pieniędzy. 
A jednak przyznajmy: właściwie bardzo byśmy 
chcieli, by francuscy czy europejscy producenci 
bronili przede wszystkim wartości duchowych. 

W tym miejscu pojawiają się jednak wątpliwo- 
ści. Czy francuskie filmy istotnie zawierają to, co 
można nazwać francuskimi wartościami ducho- 
wymi? Czy kino w ogóle po to istnieje, by zajmo- 
wać się wartościami duchowymi? I wreszcie: co. 
to właściwie jest — wartość francuska? Żyjemy w 
czasach wzmożonej międzynarodowej wymiany, 
fabuły filmowe są dziś jak produkty przemysło- 
we: wymyślone w jednym kraju — zostają natych- 
miast skopiowane w innym. Istnieją wprawdzie 
patenty ochronne, istnieje copyright, ale od cze- 
góż wykupywanie licencji? Amerykanie coraz 
częściej realizują własne wersje filmów francu- 
skich, dzisiaj amerykański remake pojawia się 
zaledwie w trzy lata po pierwotnej wersji francu- 
skiej. Powie ktoś: wiadomo, Amerykanie żerują 
na Europie. Ale przecież to oddziaływanie wcale 
nie jest jednostronne! W czerwcu odbył się w 
warszawskim kinie "Muranów" Festiwal Filmów. 
Francuskich, zorganizowany przez francuską am- 
basadę, Instytut Francuski i Fundację Sztuki Fil- 
mowej. Pokazano dwanaście tytułów, wyboru do- 
konali sami organizatorzy, I oto w tym zestawie. 
były dwa filmy powstałe wyraźnie pod wpływem 
kina amerykańskiego. "Czuły cel” /Cible emou- 
vante/ był komedią sensacyjną, nawiązującą do 
amerykańskiego kina gangsterskiego. W wypad- 
ku filmu *Kiedy miałem pięć lat, to się zabiłem” 
/Quand j'avais cinq ans, je m'ai tuć/ inspirdcja 
amerykańska jest jeszcze bardziej oczywista, 
chodzi tu o ekranizację powieści amerykańskiego 
autora, zachowującą wiele cech literackiego ory- 
ginału /przede wszystkim atmosferę psychiczne- 
go okrucieństwa/. Dodajmy do tego fakt, że film. 
*Smoking/No Smoking” oparty jest na sztuce 
Anglika Ayckbourne'a, a wniosek nasunie się 
sam: jedna czwarta owego francuskiego superze- 
stawu była z inspiracji — po polsku: z ducha — 
niefrancuska. 

Czy więc powinniśmy zastanawiać się nad 
tym, jakich wartości chce bronić Karmitz? I czy 
w ogóle powinniśmy doszukiwać się w kinie 
francuskim wartości specyficznie francuskich? 
Odpowiedź wydaje się oczywista: nie, nie po- 
winniśmy. A jednak byłaby to odpowiedź błęd- 
na. Ci, którzy uczęszczali na przegląd w *Mura- 
nowie”, byli w swych wypowiedziach zgodni: 
oto filmy, które właściwie poza Francją nie mo- 
głyby powstać. Filmy mające w sobie francu- 
skie "coś". 

Co? Wszelkie ogólnikowe wyjaśnienia /kino 
francuskie jest kinem autorskim/ niewiele wyja- 
śniają. Trzeba porównać kilka filmów festiwalo- 
wych i znaleźć to, co je łączy. 

76 


Tytuł pierwszy; "Czy trzeba 
kochać Matyldę?” /Faut-il aimer 
Mathilde?/. Zaczyna się od wese- 
la w dzielnicy robotniczej. Styl 
prawie dokumentalny: uliczny 
przemarsz z prefektury do blo- 
ków mieszkalnych, orkiestra, bła- 
zenady. Poznajemy krewnych 
panny młodej, kamera przez jakiś 
czas nie potrafi się zdecydować, 
kto tu najbardziej zasługuje na 
uwagę. Decyzja, że powinna to 
być siostra, wydaje się w pierw- 
szej chwili niezbyt trafna, siostra 
ma życie nieciekawe, jest tkaczką 
w fabryce włókienniczej, teść re- 
montuje dla niej stary samochód, 
męża jakoś nie widać, dzieci są 
irytujące. Ciągle nowe szczególy 
bez wyraźnego uzasadnienia. 
Stopniowo jednak okazuje się, że 
każdy z nich czemuś służy, nawet 
teść-mechanik; kochał się w sy- 
nowej, ona się na to godziła, 
czym doprowadzała męża do fu- 
rii. Ale gdy męża wreszcie widzi- 
my, przyznajemy Matyldzie ra- 


cję: jest irytująco nijaki /w tej epizodycznej roli 
świetny Jacques Bonnaffć, pamiętny z podobnej 
roli w "Carmen" Godarda/. Ostatecznie partne- 
rem opuszczonej przez męża Matyldy staje się 
nielegalny imigrant z Hiszpanii, spośród miej. 
scowych konkurentów nikt się nie nadaje, Film 
złożony z drobin przekształca się w syntetyczny 
obraz świata proletariackiego, w którym ludzie 
prowadzą nieciekawe życie /praca-telewizor-po- 
tańcówka w dyskotece — kłótnie z sąsiadami/ — i 
marzą o szczęściu. 

Film drugi: *Kuchnia i uzależnienia” /Cuisine 
et dćpendances/. W mieszczańskim domu odby- 
wa się przyjęcie, gospodarze zaprosili znanego 
dziennikarza, dawnego kolegę ze studiów; poza 
tym mają być także dwaj szwagrowie. Znakomi- 
tość się spóźnia, więc sytuacja od pierwszej 
chwili staje się napięta /spóźnia się — znaczy że 
lekceważy!?/. Główny trick polega tu na tym, że 
kamera nie opuszcza kuchni, a już w żadnym 
wypadku nie zagląda do salonu, gdzie przyjęcie 


się odbywa. Uczestnicy raz po raz wychodzą 
stamtąd i komentują. 

Itrzeci film: *Susły” /Les Marmottes/. Reżyser 
Elie Choura Qui zaczynał jako asystent Leloucha i 
pozostał wierny jego stylowi. Pokazuje liczną ro- 
dzinę, która wyjeżdża zimą w góry. Film stanowi 
mieszaninę nowej fali i filmu reklamowego. No- 


wej fali — bo są tu ciągi obrazów ć la cinóma-vć- 
ritó, Kamera zachłannie obserwuje świat, wciska 
się, gdzie tylko może, włazi za ludźmi do windy, 
podgląda ich podczas przyjęć rodzinnych, nawet 
wtedy, gdy wypiją nieco za dużo. Więc wścib- 
skość i natarczywość, pochwała realizmu. Rzecz 
tylko w tym, że ten świat tak zachłannie podglą- 
dany jest od początku do końca fałszywy. Jest 
uszminkowany jak świat *commercials”, gdzie 
wszystkie kobiety są piękne, koszule nigdy się nie 
brudzą, piwo lejące się do kufli daje dokładnie ty- 
le piany, ile trzeba etc. W tym filmie nawet nie- 
wiemy mąż /Andrć Dussolier/ jest łajdakiem tak 
uroczym, że podświadomie oczekujemy hasła re- 
klamowego /Zdradzasz żonę? Używaj dezodoran- 
tu *Old Spice”, a uzyskasz przebaczenie!/. 

Trzy filmy, w jakimś sensie podobne: chodzi o 
analizę środowiskową, w wypadku filmu drugie- * 
go itrzeciego przedmiotem badań jest właściwie 
ta sama klasa społeczna. Oto podobieństwo. A 
różnice? Właściwie jest tylko jedna: zastosowano 
odmienną formułę stylistyczną, odmienną optykę. 
Odnosimy wrażenie, że reżyserzy w pierwszej 
kolejności wybierali punkt widzenia, że do niego 
dostosowywali fabułę. Wybór optyki z góry na- 
rzucał pewne rezultaty, pewne wnioski społecz- 
no-obyczajowe, reżyserzy świetnie zdawali sobie 
z tego sprawę. Więc "Matylda": świat jako gę- 
stwina szczegółów, przez którą trudno się prze- 
bić. Wyraźna sugestia, że reżyser, który respektu- 


je zewnętrzny obraz tego świata, może nie odkryć 
jego wewnętrznej logiki. Ale pewnie taka jest ce- 
cha tego świata: mało logiki, mało sensu. 
«Kuchnia i uzależnienia” jest filmem mniej 
wyrafinowanym, bardziej populistycznym. Ciągi 
przyczynowo-skutkowe są wyraźne, prawda 
psychologiczna o postaciach ukryta niezbyt sta- 


rannie. Robi się to wszystko po to, by uzyskać 
obraz życia francuskich *yuppies”, widziany z 
perspektywy kuchni, w.sensie dosłownym i zara- 
zem przenośnym: po wyjściu z salonu ludzie 
uwalniają się od pozy, stają się prawdziwi. Czy- 
taj; ci wielcy stają się mali — i odwrotnie. Więc 
tradycja francuskiego kina populistycznego: jeśli 
Renoir, to ten ze *Złotej karocy”. 

Wreszcie "Susły": Chouraqui pokazuje nam 
ludzi, którzy są trochę za eleganccy, za bogaci, 
trochę za bardzo *na luzie”. Nie ma w tym świe- 
cie tragedii, cierpienia, klęski, jest tylko poczu- 
cie "niepełnego sukcesu”, jako kontrast do "suk- 
cesu pełnego”, który winien być normą. Zatem 
świat fikcyjny. Ale czy ta fikcja nie staje się co- 
raz bardziej naszą rzeczywistością? Skoro nieu- 
stannie słyszymy, że sukces jest obowiązkiem, 
skoro wszędzie obowiązuje pełny *cheese" 
lwszyscy się uśmiechają/, skoro musimy zacho- 
wywać się jak reklamowe kukły — czy nasze dra- 
maty nie stają się dramatem kukieł? *Susły”, mi- 
mo irytującej sztuczności, zawierają trafną dia- 
gnozę społeczną. 

Wniosek: Francuzi zdają sobie sprawę, że 
szukanie prawdy o świecie nie musi polegać na 
wymyślaniu nowych fabuł, równie dobre rezulta- 
ty daje odkrywanie nowej optyki, Ta metoda by- 
wa krytykowana. Słyszy się zarzuty, że Francuzi 

"zastępują prawdę — błyskotliwością, pasję po- 
znawczą — dążeniem do zabawy, Tak istotnie by- 


wa, ale tak wcale być nie musi. O czym przeko- 
nały nas dwa najciekawsze filmy festiwalu. 

Pierwszy: *Smoking/No Smoking” Alaina Re- 
snais, Oto formalizm w stanie czystym, zarazem 
kino autorskie, bo Resnais zawsze lubił gmerać w 
tworzywie filmowym. Tutaj wszystko jest awan- 
gardą na odwrót. Francuski reżyser bierze na war- 
sztat sztukę teatralną Anglika, pi- 
sarza modnego i popularnego, ale 
i trochę eksperymentatora, ponie- 
waż swe sztuki opiera na zasadzie 
akcji równoległej. Ayckbourne 
opowiada o kilku ludziach uwikła- 
nych w jakieś banalne sytuacje — i 
przedstawia różne warianty tych 
samych wydarzeń: najpierw to, co 
dzieje się w salonie, potem to, co 
przed domem etc. Tak pomyślana 
sztuka musiałaby trwać kilkana- 
ście godzin — i trwa! Lecz Resnais 
przejmuje ten wzorzec literacki i 
poddaje dalszej obróbce. Zaczyna 
film od prostej sytuacji — i propo- 
nuje nieskończoną liczbę różnych 
*ciągów dalszych”. Przykład 
pierwszy z brzegu: w jednym wy- 
padku żona mówi do męża 
"chodźmy do domu”, w drugim 
*jeśli chcesz to zostań, ja wracam 
do domu”. Szczegół bez znacze- 
nia, ale dalszy bieg wypadków 
jest w obydwu wariantach zupeł- 
nie inny. Do tego dochodzą je- 
szcze eksperymenty z obsadą ak- 
torską. W filmie występuje dzie- 
więć osób, w tę dziewiątkę wciela 
się dwoje aktorów — Sabine Azć- 
ma i Pierre Arditi. 

I rzeczywiście jest w tym 
wszystkim zabawa, ale jest także 
jakaś diagnoza na temat współcze- 
snego świata. Skoro drobne szcze- 
góły wywołują fundamentalne 
zmiany w biegu wydarzeń — znaczy to, że wszyst- 
ko jest możliwe. Sytuacje i wypadki zależą nie od 
ludzkich zamiarów i postanowień, lecz od przy- 
padku. Ten sam człowiek raz okazuje się bohate- 
rem, innym razem — błaznem; znaczy to, że jest w 
równym stopniu bohaterem, co błaznem, że od 
przypadku zależy, która cecha weźmie górę. Bo- 
haterowie "*Smoking/No Smoking” są istotami 
bez właściwości, o ich mentalności decydują pozy 
i maski, Oczywiście, mówienie prawdy o naszym 
świecie w ten właśnie sposób może się wydać ry- 
zykowne. Czy przesłanie filmu zostaje odczytane? 
Czy wywód nie jest zbyt trudny? Ale obawy są 
chyba zbędne. Pokaz *Smoking/No Smoking” stał 
się sensacją Warszawy, kino było oblegane. 

Z ducha eksperymentu zrodził się także drugi 
film, będący sensacją festiwalu: "Joanna Dziewi- 
ca” /Jeanne la Pucelle/ Jacquesa Rivette'a. Tyle 
tylko, że tutaj eksperyment dotyczy czegoś inne- 
go. Chodzi o postać Joanny D'Arc: jak ją poka- 
zać, by wydała się taka, jaka była w rzeczywisto- 
ści, czyli fascynująca? Bo przecież musiała być! 
Pomyślmy: 17-letnia dziewczyna ze wsi porywa 
żołnierzy francuskich do wałki — i powoduje, że 
ci żołnierze pokonują okupantów dotychczas nie- 
zwyciężonych. Dziewczyna zmieniła bieg histo- 
rii. Jak to zrobiła? Dlaczego ludzie jej wierzyli? 

Rivette dokonuje złożonej operacji. Do głów- 
nej roli angażuje aktorkę o współczesnej urodzie, 
współczesnym sposobie bycia: Sandrine Bonnai- 


re. Być może historyczna Joanna fascynowała lu- 
dzi trochę na podobnej zasadzie, na jakiej dziś fa- 
scynuje gwiazda ekranu. Ale ludzie XV wieku 
byli jednak inni, żyli w innym świecie, trzeba by- 
ło tę inność pokazać. Do tego dochodziła dalsza 
trudność: podstawowym źródłem wiedzy o Joan- 
nie są dziś protokoły z jej przesłuchań. A więc 
dostępna prawda o tej postaci zawarta jest przede 
wszystkim w słowach, nie w obrazach. 

Końcowy efekt ekranowy można oceniać róż- 
nie. Uwaga widza, przypadkowo zasłyszana: wy- 
szedłem z tego filmu, bo nie lubię filmowanego 
teatru. Uwaga słuszna o tyle, że w filmie istotnie 
wiele się mówi. Problem wszelako w czym in- 
nym; czy te słowa istnieją same dla siebie, czy 
też są częścią składową pewnej konstrukcji arty- 
stycznej? 

Joanna mówi, ponieważ chce przekonać na- 
stępcę tronu i jego otoczenie. Ciągnie następcę do 
Reims, za wszelką cenę, bo tylko tam król Francji 
może być koronowany. Zmusza go do koronacji, 
bo tylko wtedy Francja będzie miała prawowitego 
władcę. Zgodnie z zasadą legitymizmu, dopiero 
kró|--pomazaniec Boży gwarantował państwo su- 
werenne. Oczywiście, król musiał być z prawowi- 
tej dynastii, ale to tylko warunek wstępny. Ważne 
było, że król pomazany przez następcę Chrystusa 
lub jego przedstawiciela stawał się władcą nie- 
kwestionowanym i nietykalnym. A to dlatego, że 
w ostatecznym rozrachunku tylko Bóg rozstrzyga, 
<o jest dobre, a co złe, co zgodne z prawem, a co 
bezprawne. Ten pogląd, dla ludzi średniowiecza 
zupełnie oczywisty, opierał się na przekonaniu o 
wszechobecności Boga w ich życiu. Bóg był 
wszędzie, Bóg kierował wszystkim — w tym sen- 
sie, że ludzie przeżywający jakieś wątpliwości 
zwracali się po radę właśnie do Niego. 

Czy tę obecność Boga czujemy w filmie? Nie, 
po stokroć nie. Czujemy pustkę, którą Bóg po so- 
bie zostawił. Oto właśnie paradoks tego filmu: 
wszyscy tu mówią o Bogu, powołują się na Boga, 
spotykamy duchownych służących Bogu — ale 
większość ludzi postępuje tak, jakby Boga wcale 
nie było. Sugestia może nie wypowiedziana do- 
słownie, ale stale obecna: Bóg nas opuścił, stąd 
nasze nieszczęścia. Trudno się dziwić: początek 
XV wieku to czasy wojny domowej we Francji, 
czasy krwawych porachunków: następca tronu 
morduje księcia z rodziny Bourbonów, w odpo- 
wiedzi cała Burgundia popiera angielskich oku- 
pantów. Jakże Bóg mógłby spoglądać na to wszy- 
stko bez gniewu? Ludzie opuszczeni przez Boga 
są jak pies opuszczony przez swego pana: bezra- 
dni i rozbiegani — nie wiedzą, w którą stronę się 
zwrócić. Jest w filmie długa, wstrząsająca se- 
kwencja: Joanna i jej towarzysze podróży wędru- 
ją przez zimowy krajobraz, potem nocują w opu- 
szczonej stodole. Krajobraz jest pusty niby Zie- 
mia Jałowa, nie ma drzew ani roślinności, nawet 
śnieg szybko tu umiera. Potem scena w stodole: 
towarzysze Joanny chcieliby się z nią przespać. 
Gdy ona kwituje ich próby wybuchem śmiechu, 
oni przepraszają. Potem zaczynają się niespokoj- 
nie wiercić, słyszą głosy, boją się rozbójników. 
Joanna jest zniecierpliwiona: śpijcie, tej nocy nic 
się nie wydarzy! Ich histeryczne zmiany nastro- 
jów, gwałtowne przejścia od agresji do zawsty- 
dzenia — wszystko to bierze się z niepewności. 
Żyją w pustce, Bóg ich opuścił, szukają motywa- 
cji, gdzie się tylko da, każdy pretekst jest dobry. 
Zupełna bezwolność. 

Odmienność Joanny bierze się stąd, że ona 
swego pana nie zgubiła. Wie, co ma robić, więc 


MAGAZYN 77 EEEE 


nie pozwala na to, by sprawy drugorzędne wpły- 
wały na jej postępowanie. Jeżeli wierzy, jeżeli 
wie — to dlaczego przegrywa? To najważniejsze 
przesłanie tego filmu: pustka i jałowość są zaraź- 
liwe. Świat króla, świat dostojników przyzwycza- 
ił się do życia bez Boga, Joanna przebywa w ich 
otoczeniu, ulega ich wpływom, choć nie zdaje so- 
bie z tego sprawy. Zaczyna działać wedle ziem- 
skiej logiki. 

Iteraz pytanie najważniejsze: czy to wszystko 
się w filmie ujawnia? Czy czujemy pustkę, którą 
nieobecny Bóg po sobie zostawił? Cóż, można 
mieć wątpliwości, Rivette nie jest wybitnym styli- 
stą. Może ten film powinien zostać zrealizowany 
przez Bressona. Ale Bressona nie ma, Rivette jest, 
jaki jest. I najwyraźniej zdaje sobie sprawę z tego, 
co chce nam przekazać, Czujemy kontrast między 
szczerą twarzą Sandrine'a Bonnaire'a a twarzami 
jej partnerów. Ona śmieje się często, jest auten- 
tyczna nawet wtedy, gdy zostaje ranna i ulega pa- 
roksyzmowi histerycznego strachu. Za to następca 
tronu ma twarz intryganta, który nikomu nie ufa. 
A świat, w którym tu żyją ludzie, jest spłowiały. 
Panuje szarość zmieszana z brudnym brązem, in- 
ne kolory zniknęły, może dlatego, że nigdy nie 
Świeci słońce. Właściwie jest tylko jedna scena, 
gdzie kolory odzyskują intensywność: scena koro- 
nacji. Biel staje się bielą, czerwień czerwienią, 
błękit błękitem. Potem koronacja się kończy, do- 
radcy króla zaczynają wymieniać półgębkiem 
zgryżliwe uwagi — i wszystko na powrót płowieje. 

Powtórzmy: trzeba odrobiny wysiłku i dobrej 
woli, by to wszystko z filmu wyczytać. Ale wysi- 
łek się opłaci. Rivette odtwarza historię, ale ma 
także coś do powiedzenia nam, ludziom XX wie- 
ku. Do kogo jesteśmy bardziej podobni: do roze- 
śmianej Sandrine Bonnaire czy do Andrć Marco- 
na, który gra następcę tronu? Rivette dokonał ge- 
nialnego wyboru, takie twarze widzimy dziś 
wszędzie — w parlamencie, rządzie, w telewizji. 
Może takie twarze mnożą się najszybciej w świe- 
cie pustym i bezwolnym. 

Wszystko, co tu napisano, może się wydać 
czytelnikowi bez sensu. Film opowiada fabułę, 
powinien to robić tak, aby była najlepiej zrozu- 
miała. Więc jest tylko jeden sposób: ten dobry. 
Szukanie wariantów = to tym samym szukanie 
sposobów złych. Do tego się przyzwyczailiśmy. 
Do tego przyzwyczaił nas repertuar naszych kin. 

Ale my przecież mieliśmy doradzać Marinowi 
Karmitzowi, jakich wartości winien bronić! Wy- 
chodzi na to, że wartością specyficznie francuską 
jest świadomość formy. Przekonanie, że każdą hi- 
storię można opowiedzieć w różny sposób, że za 
każdym razem będzie to inna historia. 

Cechą kultury francuskiej jest prymat estetyki 
nad etyką, ten pogląd wypowiadany był wielo- 
krotnie, także przez krytyków filmowych. W ro- 
ku 1957 polski miesięcznik *Twórczość” wydał 
numer specjalny, poświęcony kulturze francu- 
skiej. Artykuł o kinematografii napisał Andrć Ba- 
zin. Długi tekst kończył się następująco: "Zbyt 
podziwiam film włoski, japoński i amerykański, 
aby wyżej od nich stawiać film francuski, co w 
każdym razie nie przystoi francuskiemu krytyko- 
wi. Ale jeśli filmy innych krajów wyprzedzają 
film francuski wieloma zaletami, których nam 
brak, to uważam, że film francuski jest może naj- 
pełniejszym świadectwem estetycznej godności 
filmu”. Jak widać, nic się od tamtych czasów nie 
zmieniło, może tylko film japoński i włoski nieco 


podupadły. 
78 


JAN OLSZEWSKI 


Kto przeszedł przez Sundance, 


ten jest już innym człowiekiem 


uBandyta” w Ameryce 


Wyjdę na nieskromnego, ale to nie moja wina — 
Pan Redaktor kazał mi napisać sprawozdanie. 
Grzech pychy zaczynam od przypomnienia: mój 
scenariusz "Bandyta" został wyróżniony w USA 
nagrodą *Hartley-Merrill Prize”, której celem i za- 
daniem jest promowanie wschodnioeuropejskiego 
scenariopisarstwa. Czi nagrody była wizyta w 
. Tam - dw y. Udział w laborato- 
cenarzystów w instytucie filmowym 
Sundance Roberta Redforda i ceremonia w Gildii 
Pisarzy Amerykańskich. Wlazłem w paszczę lwa 
świadom jej mi: ej siły, choć przyjacie! 
kraju klepali mnie na pociechę po 
zdrętwiałych strachem plecach. 

Sundance jest turystyczną do- 
liną w Utah, w Górach Skali- 
tych. Własność Redford: mą 
— najlepszy śnieg w Stanach, la- 
tem - najlepsze warsztaty filmo- 
we dla młodych, ale z 
wanych już amerykańskich fil- 
mowców. Najpierw magiel dla 
reżyserów, potem dla scenarzy- 
stów. Kuźnia talentów pod okiem 
najlepszych speców, których gro- 
madzi tu prestiż i fundacja Red- 
forda, zrzeszająca największych 
gigantów Hollywoodu. Od o 
ni Zanuck czy Robin Williams, po najwię 
dia z Disneyem i Twentieth Century Fox włącznie. 
Bywał tu przed śmiercią Woldo Salt /m.in. "Nocny 
kowboj”/ - patron amerykańskiej dramaturgii fil- 
mowej. W tym roku przewodził oskarowiec Frank 
Pierson /"Pieskie popołudnie”/ — szef Writers Gu- 
ild of America. Pierson zasiadał w jury, które 
przyznało mi nagrodę. Byli też Arthur Penn i Alan 
Pakula. Sundance, to swego rodzaju Mekka, 
przedsionek sławy, otoczony dwudziestopię. 
cioletnią legendą. Na piętnaście miejsc dla scena- 
rzy stów startuje rocznie kilkanaście tysięcy te- 
. Przez niecały tydzień na rypty i my 
zostaliśmy poddani wiwisekcji dokonanej przez 
najwybitniejszyc amerykańskich filmo- 
wych pisarzy. Czas jest krótki, ale tak intensywny 

y, że skryba ze swoim skromnym dzie- 


łem wyczołguje się z tego indiańsko-narciar- 
sko-filmowego uroczyska co prawda na czwora- 
kach, ale już jako inny człowiek. "Bandyta" i ja 
dczyliśmy tego na własnej skórz 

Drobny przyczynek do grzechu pychy: mój sce- 
nariusz został uznany za najlepszy 
laboratorium. Chwalono fachow. 
skiej” 


tam fantastyczną sławę. Może to zbytni optymizm, 
nie współgrający z naszym krajowym narzeka- 
niem, ale na każdym kroku natykałem się na kom- 


nas do walki. I nie była to 
W Sundance nie ma kurtuazji. Jest 
sami bardzo bolesna. Wśród tej hol- 
nki wyczuwa się olbrzymie 
oczekiwanie na świeżą porcję nie znanych jej te- 
matów, spraw i doświadczeń płynących z naszej 
części świata. Według opinii tych ludzi Polacy i 
polskie kino są do spełnienia owych oczekiwań 
najbardziej przygotowani intelektualnie i technicz- 
nie. "Nie zmarnujcie swojej szansy” powtarzano 
mi wielekroć. 

Czym jest ambasadorowanie filmem, przekona- 
łem się w Los Angeles w Gildii Pisarzy Amery- 
kańskich, gdzie wręczano mi nagrodę. Tu może 

ale tamto zdanie jeszcze 
raz usłyszałem z wielu Ważnych Ust: *Nie zmar- 
nujcie swojej kaz szansy”, 
SZARY HARASIMOWICZ 


Tak właśnie wygląda słynny przedsinek do sławy 


ysoka, szczupła, blond włosy gładko 
upięte a la Sharon Stone. Niedawno 
podczas charytatywnego balu na Zamku Kró- 
im z udziałem międzynarodowej arysto- 
uznano ją za... rosyjską księżniczkę. Z 
patriotycznym zapałem wyjaśniła pomyłkę. 
Tegoroczna maturzystka, Joanna Janikow: 
jest zwyciężczynią konkursu *Piękne dzi 
ny na ekrany” zorganizowanego przez 
"FILM" i Agencję aktorsk: sa”, W ciągu 
ostatnich kilku miesięcy miała okazję otrzeć 
się o wielki filmowy świat. Trafiła już nawet 
na ekran. Zagrała niemy epizodzik w filmie 
*Top Dog” z Chuckiem Norrisem w roli 
głównej. W lutym wybiera się znów do Los 
Angeles. Otrzymała propozycję udziału w na- 
stępnym filmie braci Norrisów. Tym razem 
będzie to nieduża, ale "tekstowa” rola. 

*Na brak wrażeń nie mogłam ostatnio na- 
rzekać. Wyjazdy do Hollywood i Cannes, 
bankiety, przy, cia z udziałem gwiazd. Je- 
stem tym nieco oszołomiona”. Przed ponad 
dwoma laty przeczytała ogłoszenie o naszym 
konkursie. Od *zawsze” marzyła o tym, by 
zostać aktorką. Występowała często w szkol- 
nych i licealnych przedstawieniach. Te zain- 
teresowania pojawiły się w sposób naturalny. 
Joanna jest córką aktorki Magdy Celówny. 

*Po wygraniu konkursu czułam się s 
Śliwa. To była moja pierwsza tego rod 
próba w życiu. Nie bardzo zdawałam s 
sprawę, co to zwycięstwo może oznacz: 
Od mamy usłyszałam, bym sobie zbyt wiele 
nie obiecywała, bo jest to jedynie okazja, by 
zostać zauważoną, a to, jak ten sprzyjający 
moment wykorzystam, zależy już tylko ode 
mnie. Czekając na filmową szansę, postano- 
wiłam spróbować sił jako modelka. Po ukoń- 
czeniu szkoły dla modelek pracuję dla dwóch 
agencji: "Butowtt" i "Pulsar". Wcześniej, w 
nagrodę za zwycięstwo w konkursie, po raz 
pierwszy wyjechałam do Hollywood, W cza- 
sie tygodniowego pobytu opiekowała się 
mną pani Małgorzata Komornicka, właś 
cielka "Passy", Zwiedziłam hale zdjęciowe 
wytwórni Universal. Przespacerowałam się 
go, gdzie są 


bie 


chodnikiem koło Teatru Chiń: 


Z Zalmanem 
Kingiem 


odciśnięte Ślady dłoni i stóp sław Hollywoo- 
du. Byłam na przyjęciu u hrabiostwa Ty- 
szkiewiczów, miałam spotkanie z panią Cza- 
derską Hayek, która we wspaniałej rezyden- 
cji *Belvedere” prowadzi nieformalny ośro- 
dek polskiej kultury”. W maju tego roku Jo- 
anna miała okazję kroczyć po wyłożonych 
czerwonym dywanem schodach Pałacu Festi- 
walowego w Cannes. "Czułam się przez 
chwilę jak gwiazda. Było to przed „proje! ją 
*Psów 2” alaz 
pięcioma Ioiez nkami dzięki agencji "Pul- 
sar”, która podczas festiwalu zorganizowała 
nam sesję zdjęciową w plenerze. Chłonęłam 
wszystko, co działo się wokół, byłam oczaro- 
ą festiwalową. Na- 
sza sesja zdjęciowa na plaży zamieniła się w 
pokaz oglądany prze kuset widzów. Naj- 
większą jednak atrakcją były dwa przyjęcia, 
na które została zaproszona nasza grupa. 
Ozdobą pier ego był John Travolta. Nie 
mogłam uwierzyć, że stoję obok gwiazdora, 
a za chwilę już z nim rozmawiam. Drugie 
przyjęcie uświetnili: Bruce Willis i Dolph 
Lundgren. Bardzo cenną dla mnie pamiątką 
są wspólne zdj z trójką hollywoodzkich 
sław. Jeszcze nie ochłonęłam z wrażeń, gdy 
w tydzień po powrocie zostałam zaproszona 
— dzięki firmie dystrybucyjnej NVC - do Los 
Angeles na doroczne przyjęcie urządzane 
przez wytwórnię Warner 
Bros. i na plan filmu *Top 
Dog”, którego gwiazdą jest 
Chuck Norris. I znów każde- 
go dnia działo się coś nie- 
zwykłego dla mnie. Pozna- 
łam osobiście Emmę Sams, 
odtwórczynię roli Fallon w 
ciągle opłakiwanej u nas 
*Dynastii alman King, re- 
żyser "Dzikiej orchidei”, 
producent "Dziewięć i pół 
tygodnia” zaprosił mnie do 
swego domu na kolację zor- 
ganizowaną przez przyjaciół. 
Wspomniał o projekcie pol- 
sko-amerykańskiego filmu i 


Z Emmą Sams 


zasugerował, że być może znalazłaby się w 
nim rola dla mnie. Najbardziej ekscytował 
mnie oczywiście wyjazd na plan filmowy. Po 
raz pierwszy miałam możliwość przyjrzeć się 
powstawaniu filmu. Przedstawiono mnie 
Chuckowi Norrisowi, który okazał się czło- 
wiekiem pełnym wdzięku, naturalnym i bez- 
pośrednim. Ale największe przeżycie dopiero 
mnie czekało. Reżyser Aaron Norris, brat 
Chucka, zaproponował, bym zagrała niemy 
epizod w pełnej napięcia scenie ucieczki 
przywódcy mafijnego przed policją. 
Wszyscy pytają mnie, czy nie ulegam na- 
iwnemu złudzeniu, że skoro okazano mi pew- 
ne zainteresowanie, to mam przed sobą — na 
wyciągnięcie ręki — następne propozycje i ka- 
rierę. Oczywiście, że nie, ale kontakt ze świa- 
tem, o którym dotychi Jedynie czytałam 
uruchomił moją wyobraźnię. Trudno o inną 
reakcję, gdy ma się dziewiętnaście lat. Bar- 
dzo chcę być aktorką i nie odrzu ms, ja- 
kie się pojawiają, ale staram się zachować 
zdrowy rozsądek. Wiem, że nie mam żadnego 
aktorskiego przygotowania poza domowymi 
lekcjami mamy. Zamierzam zdawać do war- 
szawskiej PWST. Moim pomysłem na życie 
nie jest *wygrywanie” urody. Nie zaliczam 
się do dziewczyn zakochanych w sobie, prze- 
konanych, że miły wygląd to przepustka do 


łatwego życia”. 


Z Księciem i Księżną Kentu 


; Sq różni. 
Święte potwory, 
despoci albo ludzie cisi 
i pozornie ulegli. 
Często, by spełnić 

swą wizję, są gotowi 
na wszystko. 
Reżyserzy na planie. 
Oto garść anegdot 

i opowieści o tym, 

jak pracowali i pracują 
słynni "twórcy snów”. 


FRANCIS FORD COPPOLA 


Naprawdę ojcowski. I nie jest to wcale oj- 
czulek w mafijnym stylu. Jego osobowość nie 
kryje raczej przykrych niespodzianek. Na pla- 
nie bardzo konsekwentny, ale nigdy nie popada 
we wściekłość czy histerię. Pobłażliwy i traktu- 
jący narowy aktorów /np. Gary Oldmana w 
*Draculi"/ ze spokojnym dystansem. Twierdzi, 
że jest tak łagodny, bo w dzieciństwie oglądał 
pasjami klasyczne hollywoodzkie musicale, 
gdzie świat był prosty, pogodny i zwykle rado- 
sny. Pasjonat techniki, potrafi spędzić długie 
godziny na rozmowach o nowinkach z różnego 
rodzaju specjalistami: operatorami, dżwiękow- 
cami, ludźmi zajmującymi się efektami specjal- 
nymi. Jednak nie popada w przesadę i zaprasza 
chętnie członków ekipy na całkiem prywatne 
pogawędki urozmaicone degustacją win z wła- 
snej winnicy. Coppola zasłynął z aforyzmu, 
który świadczył o tym, że jego łagodność obe- 
zwładnia nawet "aktorskie bestie”. "Jak się pra- 
cowało z Marlonem Brando w *Czasie Apoka- 
lipsy”? Jak z każdym innym utalentowanym ak- 
torem. Spokojnie i sensownie. 


JEAN-LUC GODARD 


*Papież nowej fali”, autor *Do utraty tchu” 
nie jest łatwy we współpracy. Mało zwraca 
uwagi na aktorów, chyba że jest z nimi za- 
przyjaźniony. Na pytania z serii "jak grać” 
udziela opryskliwych odpowiedzi lub impro- 
wizuje dziwaczne etiudy. Niektórzy mówią, 


80 


że w gruncie rzeczy jest nie wyżytym akto- 
rem, zapatrzonym w siebie i swoje koncepcje 
megalomanem. W odpowiedzi na najprostsze 
pytanie potrafi uruchomić potok szokującej 
erudycji, sypiąc niezbyt jasnymi cytatami i 
sprzecznymi wewnętrznie aforyzmami. I nikt 
nie ma wtedy pewności, czy to kpina czy inte- 
lektualna celebracja. Ideałem Godarda jest 
forsowanie swoich absolutnie autorskich kon- 
cepcji, więc wtrąca się do pracy dźwiękow- 
ców, operatorów, często praktycznie ich za- 


stępując. Bywa wybuchowy, ale równie nagle, 
jak wybucha, uspokaja się. Nie znosi gwiazd 
- przynajmniej gwiazdy tak twierdzą. Gdy 
kręcił "Imię: Carmen” /1983/ Isabelle Adjani 
uciekła przez niego z planu. Zastąpiła ją Ma- 
ruschka Detmers. Sam Godard mówi, że jego 
filmy nie mają na celu zaspokajania aktor- 
skiego ego i że dużo lepiej mu się pracuje z 
aktorami mającymi z jednej strony doświad- 
czenie teatralne, z drugiej skłonnymi do im- 
prowizacji — takimi jak Isabelle Huppert, któ- 
rą bardzo chwalił. 


WERNER HERZOG 


Chętnie porównuje się do wielkich nie- 
mieckich poetów, zwłaszcza romantycznych. 
Podczas kręcenia filmów popadał w rodzaj ci- 
chego szaleństwa. Jest nieugięcie konse- 
kwentny, cichy i spokojny, chociaż lubi się 
otaczać ludźmi, którzy balansują na pogranni- 
czu normy psychicznej, jak Klaus Kinski. Do- 
chodziło pomiędzy nimi do ciągłych starć. 
Najsłynniejsze miało miejsce podczas realiza- 
cji "Aguirre — gniew boży” /1972/. Ostatnią 
szansą zrealizowania kluczowej sceny w 
dżungli zaczął sabotować Kinski, który wpadł 
we wściekłość i przez kilka godzin obrzucał 
Herzoga najbardziej poniżającymi obelgami. 
Reżyser znosił to bez słowa. Czas upływał, 
słońce zachodziło. Przerażeni indiańscy traga- 
rze żądali powrotu, potem zaczęli uciekać. Na 
pytanie, czym są tak przestraszeni, ich przy- 
wódca odpowiedział Herzogowi: Nie tym 
krzykaczem. Tobą, bo milczysz. W końcu He- 


Akira Kurosawa 


Fot. H. Yamaguchi/Sygma/Free 


rzog przestał milczeć. Wyrwał jednemu z tra- 
garzy karabin, podbiegł do Kinskiego i wy- 
krzyczał "Zaczniesz natychmiast grać albo cię 
zastrzelę!”. Kinsky nagle przerwał potok swo- 
jej wymowy i zaczął grać. 


ALFRED HITCHCOCK 
Jest autorem słynnego, dosadnego powie- 
dzenia: Aktorzy to bydło, które według wielu 
wprowadzał z entuzjazmem w życie. Potrafił 
snuć długie, brutalne wywody na temat — deli- 


Alfred Hitchcock 


Fot. John T. Barr/Gamma 


katnie mówiąc — niedostatków uzdolnień war- 
sztatu gwiazd, które w jego filmach występo- 
wały. Zapytany kiedyś o cel robienia swoich 
filmów *mistrz napięcia” odpowiedział: Chcę, 
aby widz cierpiał. Niektórzy byli skłonni 
że "Hitch” lubił, by cierpieli ci, 
którzy robili z nim filmy. Zwłaszcza aktorki. 
On sam jednak energicznie zaprzeczał takim 
zarzutom. Po prostu aktorek nie można pu- 
szczać samopas — twierdził. — Ich choroba to 
brak odrobiny samokrytycyzmu. A tego wła- 
Śnie wymagam. Nie muszą być perfekcyjne. 
Rozumieją to Teresa Wright, Ingrid Bergman 
czy Joan Fontain i 
Hitchcock uwielbiał j sp: 
we kawały. Słynął z tego, że drzemał na więk- 
szości uroczystych przyjęć, ale zdarzało mu 
się drzemać i na planie filmowym. Jego kpiny 
miewały sadystyczny podtekst. Melanie Grif- 
fith, która towarzyszyła matce, Tippi Hedren, 
na planie "Ptaków" /1963/ podarował w pre- 
zencie trumienkę z laleczką, która miała twarz 
jej matki. Johnowi Hodiakowi, który bardzo 
emocjonował się, że gra w filmie Hitchcocka 
*Łódź ratunkowa” /1944/ pierwszą dużą rolę 
wyprorokował: Nie masz się czym przejmo- 
wać. Myślisz może, że od tego filmu zależy 
twoja przyszłość. Pewnego razu aktor Peter 
Lorre zrobił mistrzowi żart: zainstalował w je- 
go mieszkaniu klatki z kilkudziesięcioma ha- 
łaśliwymi kanarkami. W odwecie Hitchcock, 
gdy Lorre płynął do Europy kręcić film, prze- 
syłał mu co godzinę telegraficznie informacje 
o stanie zdrowia ptaszków. Lorre wiele nie 
pospał. 


"= 


AKIRA KUROSAWA 


Człowiek, który w swoich filmach dał tak 
przenikliwy i krytyczny obraz świata japoń- 
skiego feudalizmu, na planie filmowym sam 
przemieniał się w kogoś na kształt dumnego i 
nie znoszącego sprzeciwu samuraja. Z jednej 
strony cierpiał na depresję, podejmował próby 
samobójcze, gdy jednak zaczynał dowodzić 
swoją filmową armią, przechodził zdumiewa- 
jącą przemianę. Wyprostowany, w białych rę- 
kawiczkach ze słabego starca przemieniał się 


CISI, 


w gniewnego władcę żądającego bezwzględ- 
nego posłuszeństwa i nie wahającego się be- 
sztać na oczach całej ekipy swoich gwiazdo- 
rów. Właśnie takie zachowanie było powodem 
rozstania się z Toshiro Mifune, który zagrał w 
wielu filmach mistrza. Mifune w pewnym mo- 
mencie przestał respektować dyktatorski styl 
Kurosawy. Ten nie mógł tego znieść, chociaż 
owo artystyczne rozstanie wspominał zawsze 
w wywiadach z mieszaniną pretensji, rozcza- 
rowania i żalu. Bardziej odporny na styl bycia 
i pracy Kurosawy okazał się Tatsuyia Nakadai, 
który zagrał w *Sobowtórze” /1979/ i *Ranie” 
11985/ i musiał wysłuchać wielu brutalnych 
uwag pod swoim adresem. 


SAM PECKINPAH 


Twórca "Dzikiej bandy” był jednym z naj- 
bardziej niepokornych twórców w dziejach 
Hollywoodu, zmorą producentów. Natomiast 
dla swoich współpracowników był najlepszym 
kumplem i jeśli się do kogoś przekonał, nie 
omieszkał wychwalać go przy każdej okazji. 
Przyjaźń musiała być przypieczętowana udzia- 
łem w legendarnych popijawach w przerwach 
zdjęć. Tak do *bandy Peckinpaha” wkupił się 
William Holden, który zagrał w 1969 roku w 
«Dzikiej bandzie” zamiast przewidzianego Lee 
Marvina. Marvin włączył się już nawet w pra- 
ce nad scenariuszem i zdążył spędzić kilka su- 
to zakrapianych weekendów w towarzystwie 
Peckinpaha. Ale po zastanowieniu zrezygno- 
wał z roli — pomysł filmu wydał mu się zbyt 
podobny do *Zawodowców”. Peckinpah nie 
mógł mu tego darować. Wolał zagrać w tym 
kosztownym gównie — "Pomaluj swój wóz” 
twierdził z mściwą satysfakcją. Holden nie był 
jego wymarzonym aktorem, ale gdy okazało 
się, że ma mocniejszą głowę od mistrza, 
współpraca ułożyła się Świetnie. Trzeba zre- 
sztą przyznać, że dla dobra filmu Peckinpah 
gotów był na konflikt z najwierniejszymi 
współpracownikami. Kompozytor Jerry Fiel- 
ding odpowiedzialny za muzykę w wielu fil- 
mach twórcy *Nędznych psów”, był wściekły, 
gdy okazało się, że większa część ilustracji 
muzycznej w westernie *Pat Garrett i Billy 
Kid” /1973/ będzie pochodzić od Boba Dyla- 
na. A Peckinpah, który w ogóle muzyki Dyla- 
na nie znał, przekonał się do jego talentu po 
kilkugodzinnym przesłuchaniu w pokoju hote- 
lowym, gdzie Dylan zaprezentował mu swoje 


utwory. Twardziel Peckinpah po ich wysłucha- 
niu ponoć popłakał się ze wzruszenia. Wobec 
producentów reżyser potrafił być podstępny i 
bezwzględny. Znana jest historia zastraszenia 
młodego pracownika wytwórni wysłanego po 
to, by kontrolował poczynania Peckinpaha na 
planie "Dajcie mi głowę Alfredo Garcii” 
11974/. Meksykańscy przyjaciele reżysera od 
kieliszka w obecności tegoż asystenta propo- 
nowali "ostateczne rozwiązanie” tej kłopotli- 
wej sprawy. Wystarczyło zadzwonić do ojca 


jednego z nich — wpływowego meksykańskie- 
go generała, który przysłałby natychmiast lu- 
dzi odpowiednich do *tej roboty”. Przerażony 
młody człowiek zażądał natychmiastowego 
odesłania do Stanów. Podczas kręcenia "Żela- 
znego krzyża” /1976/, gdy Peckinpah przekro- 
czył limity budżetu, a niemiecki współprodu- 
cent chciał wymóc na nim zmiany w scenariu- 
szu, Peckinpah skutecznie sabotował produk- 
cję, wymawiając się złamaną nogą. W końcu 
postawił na swoim — uniknął ingerencji w sce- 
nariuszu wybielających Wehrmacht i uzyskał 
pieniądze na dokończenie filmu. 


OLIVER STONE 


Twórca "Plutonu" i *JEK” należy do reży- 
serów, którzy wymagają od swojej ekipy od- 
dania i entuzjazmu, osobistego zaangażowa- 
nia i poparcia dla swoich koncepcji. W tym 
celu snuje pełne autobiograficznych wątków, 
emocjonalne opowieści na temat dlaczego 
chcę zrobić ten film. Aktorom i innym człon- 
kom ekipy podsuwa odpowiednie lektury oraz 
wymaga uważnego, krytycznego czytania sce- 
nariusza. Ma jednak swoje wady. Jest uczulo- 
ny na gwiazdorstwo, a zwłaszcza na kobie- 
ty-gwiazdy. Gdy dostrzeże choćby nieśmiałe 
próby nacisku na rozbudowywanie i *pogłę- 
bianie” ról, potrafi być bezlitosny. W rezulta- 
cie umie z zimną krwią i z mściwą satysfakcją 
wykreślać smakowite sceny, o których aktorki 
marzyły, by je zagrać, I głuchy jest wtedy na 
wszelkie błagania i argumenty. 


RAOUL WALSH 


Reżyser wielu klasycznych filmów gang- 
sterskich /”Biały żar”, "Burzliwe lata dwu- 
dzieste”/ i westernów /"Ścigany”, "Dwaj z 
Texasu"/. Był uwielbiany przez aktorów i eki- 
py, które z nim pracowały. Był znakomitym 
kompanem, znał wiele anegdot, którymi zre- 
sztą błyszczał głównie prywatnie. Podczas 
kręcenia sprawiał wrażenie niezbyt uważnego 
gościa na planie. Często nadzór nad realizacją 
wielu scen powierzał swoim niezbyt doświad- 
czonym asystentom. Sam traktował swoje 
obowiązki — wydawałoby się — nonszalancko. 
Po całonocnych imprezach zjawiał się na pla- 
nie ćmiąc nieodłączne cygaro i kontrolując 
przede wszystkim rytm filmu. Najczęstszymi 
jego uwagami były: Dlaczego tak się mało 


dzieje? Nie można by tej sceny nakręcić szyb- 
ciej? No, szybciej, szybciej! Gdy współpra- 
cownicy zwracali mu nieśmiało uwagę, że tak 
jest w scenariuszu mruczał niezadowolony: 
No, to wyrzućmy tę scenę! To nudne. | ponoć 
często to właśnie robił. Wbrew tym wszyst- 
kim wydawałoby się niebezpiecznym zabie- 
gom jego filmy oprócz dynamicznej akcji i 
wielu popisowych scen widowiskowych za- 
wierały z reguły dobrze przemyślaną fabułę, 
bywało, że pełną psychologicznych niuansów. 


FURIACI 


ORSON WELLES 


Sprawiał wrażenie człowieka bardziej cele- 
brującego swój geniusz i nieprzeciętną osobo- 
wość niż interesującego się pracą nad filmem. 
Legenda o tym, że jego kolejnych dzieł nie 
pozwalali mu dokończyć złośliwi i małostko- 
wi producenci była ochoczo przez Wellesa 
podtrzymywana. Tym bardziej, że twórca 


*Obywatela Kane” słynął z nagłych zniknięć. 
Gdy pojawiały się trudności albo odczuwał 
nudę, po prostu wyjeżdżał cichcem, by poja- 
wić się w jakimś niespodziewanym miejscu i 
udzielać wywiadów o swym ciężkim losie i 
następnych ambitnych projektach. Mówi się 
nie bez racji, że jego fascynacja techniką 
szkodziła filmom, które stworzył. Rzeczywi- 
ście — "Dama z Szanghaju” czy *Intruz” a na- 
wet "Dotknięcie zła” wydają się filmami zrea- 
lizowanymi dla kilku brawurowych scen. Przy 
tym wszystkim Welles był jednak uwielbiany. 
Potrafił bowiem tchnąć w ekipę poczucie, że 
uczestniczy w czymś wielkim. Był przy tym 
niezrównanym biesiadnikiem i gawędziarzem, 
sypiąc jak z rękawa prawdziwymi, zmyślony- 
mi anegdotami i celującym w aforystycznej, 
błyskotliwej konwersacji. 


JÓZEF ROGOZIŃKI 


MAGAZYN 81 EEEE 


Szły na Zachód osadniczki 


Nie tylko mężczyźni 
zdobywali Dziki Zachód 


estern zawsze kojarzył się z mężczy- 
zną. Groźni rewolwerowcy, dziarscy 
kowboje, tajemniczy jeźdźcy znikąd i 


okrutni bandyci od lat zapełniają filmowy Dziki 
Zachód, nieodłącznie kojarząc się nam z jego le- 
gendą. A kobiety? Dla nich western rezerwował 
drugi plan, spychając je zazwyczaj do roli wier- 
nej towarzyszki przygód kowboja lub zdradziec- 
kiej piękności, przez którą niejeden rewolwero- 
wiec napytał sobie biedy. Pokazując kobiety we- 
stern upraszczał sobie zadanie, posługując się 
gotowymi stereotypami. Przez ekran przewijały 
się więc upadłe dziewczyny o złotych sercach 
/jak ognia wystrzegano się słowa prostytutka” /, 
naiwne córki duchownych, uległe żony farme- 
rów. Gwałcone przez Indian /tak naprawdę In- 
dianie, zwłaszcza z północnych stanów, wcale 
nie byli tak skorzy do gwałcenia białych kobiet, 
poniewierane przez bandytów, z pokorą znosiły 
swój los i czekały na swoich mężczyzn. Rzadko 
kiedy pozwalano im stać się równorzędnymi 
partnerkami mężczyzn i pierwszoplanowymi bo- 
haterkami. A prze nie tylko mężczyźni zdo- 
bywali Dziki Zachód i tworzyli jego legendę. 
Kiedy w latach 40. ubiegłego stulecia ruszyła 
pierwsza fala osadnictwa na południowy za- 
chód USA, początkowo niewiele kobiet zdecy- 
dowało się na tak uciążliwą wyprawę. W 1841, 
w jednej z największych wypraw, wzięła udział 
tylko jedna kobieta. Trzy lata potem, w podróż 
z Missouri do Ziemi Obiecanej w Kalifornii, 
wybrały się tylko dwie. Ale już w 1848 kobiety 
stanowiły jedną dzie: osadników, a z roku 
na rok ich liczba na Dzikim Zachodzie stale ro- 
sła. Dzielnie znosiły trudy podróży trwającej 
niekiedy przez kilkanaście miesięcy, przez wy- 
lońcem prerię, występujące z brzegów 
kie tereny. Nosiły męskie buty z 
cholewami i półdługie spodnie spięte pod kola- 
nami, przykryte z wierzchu długimi, obszerny- 
mi spódnicami. Twarz osłaniały kapeluszami z 
szerokim rondem bądź czepkami. Żadnych eks- 
trawaganckich ozdób ani jedwabnych sukien. 
Wymagały tego nie tylko względy praktyczne, 
ale także tzw. moralność. Inaczej uznano by je 
za kobiety lekkich obyczajów, których zresztą 
na Dzikim Zachodzie nie brakowało, a które 
były tu inaczej traktowane niż w wielkich mia- 
stach. Panienki z saloonów i burdeli /najwięk- 
sza nawet dziura miała przynajmniej jeden/ cie- 
szyły się specjalnym szacunkiem wśród kowbo- 
jów i traktowane były często jak *zastępcze” 
żony. Ale to nie losy osadniczek i prostytutek 
poruszały wyobraźnię im współczesnych, choć 
nie brak wśród nich było partnerek sławnych 
rewolwerowców, jak choćby Kate Elder, zwana 
Kasią-Wielki Nos, która była związana z Doc 
Hollidayem. 

Dziki Zachód ma również swoje kobiece le- 
gendy, o czym kino rzadko pamięta. Najwięk- 
szą z nich jest Calamity Jane. Naprawdę nazy- 
wała się Martha Jane Burke lub Cannary i uro- 
dziła się najprawdopodobniej w 1852, choć nikt 
nie wie, gdzie. Do piękności nie należała, ale 
zdobyła sobie serce jednego z najsłynniejszych 
rewolwerowców, Dzikiego Billa Hickoka. 
Ubierała się jak mężczyzna, klęła jak szewc, 
bez przerwy żuła tytoń /którym spluwała na su- 
kienki aktorek z objazdowych teatrzyków/ i 


82 


miała upodobanie do najgorszych spelun. Lepiej 
było z nią nie zadzierać, bo znakomicie władała 
bronią, z którą nigdy się nie rozstawała. Kiedyś 
wygrała 50 dolarów, wystrzeliwując dziurę w 
kapeluszu zawieszonym na drugim krańcu salo- 
onu. Szukała złota w Dakocie, była wojskowym 
zwiadowcą i konwojentem dyliżansów. Podob- 
no na kilka z nich także napadła, ale każdy pro- 
ces sądowy kończył się jej uniewinnieniem z 
braku dowodów. Słynęła również z miękkiego 
serca. Kiedy w Deadwood w Dakocie, gdzie 
miała saloon, wybuchła epidemia czarnej ospy, 
Calamity Jane zajęła się pielęgnacją chorych. 
Widywano ją z wieloma kowbojami i zabijaka- 
mi /z jednym z nich doczekała się córki/, ale na- 
prawdę zakochana była podobno tylko raz, w 
Billym Hickoku. Kiedy Hickok został zastrzelo- 


i 


ny w sierpniu 1876 przez Jacka McCalla, Cala- 
mity Jane popadła w depresję i rozpiła się. 
Umarła 27 lat później, prawdopodobnie na czar- 
ną ospę. Pamiętający o jej poświęceniu, 
wdzięczni mieszkańcy Deadwood pochowali ją 
lzgodnie z jej życzeniem/ obok Hickoka i posta- 
wili pomnik. Calamity Jane dość często poja- 
wiała się w westernach, zazwyczaj jednak na 
drugim planie. Grały ją m.in. Frances Farmer 
['Badlands of Dakota” Alfreda Greena/, Jane 
Russell /”The Paleface” Normana Z. McLeoda/, 
Doris Day /musical *Calamity Jane” Davida 
Butlera/ i Jane Alexander w telewizyjnym fil- 
mie o Calamity Jane Jamesa Goldstone'a. 

Najlepszym strzelcem wśród kobiet była 
Phoebe Anne Oakley Mozee /1860-1926/, zna- 
na powszechnie jako Annie Oakley. Znakomi- 
cie strzelała do celu już jako dziewięciolatka, 
mając 15 lat zakasowała w sztuce strzeleckiej 
ówczesnego mistrza Ameryki, Franka Butlera. 
Przez 17 lat była gwiazdą rewii Buffalo Billa, z 
którą objechała pół świata. O jej strzeleckich 
zdolnościach krążyły legendy. Kiedyś zestrzeli- 
ła 943 z 1000 rzucanych w powietrze szklanych 
kul posługując się karabinem kaliber 22. W cza- 
sie pobytu w Berlinie w 1912, na życzenie cesa- 
rza Wilhelma II, zestrzeliła popiół z cygara, 
które trzymał w ustach. Choć jest jedną z naj- 
sławniejszych postaci z mitologii Dzikiego Za- 
chodu, bywała na nim tylko z rewią Buffalo 
Billa. Na ekranie wcieliły się w nią m.in. Bar- 
bara Stanwyck /'Annie Oakley” George'a Ste- 
sa/, Geraldine Chaplin /"Buffalo Bill i In- 
" Roberta Altmana/ i Jamie Lee Curtis 
['Annie Oakley” Michaela Lindsaya Hoggw. 

Nie brakło na Dzikim Zachodzie i ko- 
biet-szulerek. Najgroźniejszą rywalką karciane- 
go geniusza, Doca Hollidaya, była tzw. Poker 
Alice czyli Pokerowa Alicja. Naprawdę nazy- 
wała się Alicja Tubbs, pochodziła z Anglii i 
kartami zainteresowała się po śmierci męża, 
który zginął w katastrofie górniczej. Poker stał 
się jej źródłem utrzymania, a doszła w nim do 
takiej wprawy, że przez pewien czas nie miała 
sobie równych. Podczas gry nie rozstawała się z 
cygarem. Na starość zajęła się filantropią. 
Zmarła mając 79 lat i została pochowana w 
Sturgis, niedaleko Deadwood. Kino, o dziwo, o 
Poker Alice prawie nie pamięta. Kilka lat temu 
na małym ekranie zagrała ją Elizabeth Taylor w 
filmie Arthura Allana Seidelmana. 

Najgorszą sławą cieszyła się Belle Starr, 
zwana również Montana Belle. Urodzona w 
1848 jako Myra Belle Shirley, w czasie wojny 
secesyjnej zorganizowała partyzancki oddział 
kobiecy, na czele którego walczyła z wojskami 
Południa. Po wojnie napadała na dyliżanse ze 
swoimi, wyjętymi spod prawa kochankami, 
m.in. Colem Youngerem, z którym uprawiała 
bandycki proceder w Teksasie i Jimem Ree- 
dem. Kiedy Reed został zabity, zorganizowała 
własną bandę w Oklahomie. Potem związała się 
z Czerokezem Samem Starr, od którego zapo- 
życzyła nazwisko. Razem kradli konie i w 1883 
zostali złapani przez Isaaca Parkera, słynącego 
z tego, że powiesił ponad 80 osób. Belle Starr 
uniknęła stryczka. Skazana na rok więzienia, 
uciekła. Zginęła w 1889 od kuli w plecy z rąk 
nieznanego strzelca. Na ekranie Belle Starr po- 
jawia się rzadziej od Calamity Jane, a zagrały ją 
m.in. Jane Russell /”Montana Belle” Allana 
Dwanu/ i Elizabeth Montgomery /”Belle Starr” 
Johna Alonzo/ lec! 


Ebert Studio; il. W. Świerzy 


| OOMIM O 16. GAGHO 


"KOLOR 


KINO KOLOR ZE 


REKLAMA ' PROMOCJA 
MFM Sp. z o.o. 00-060 Warszawa, ul. Królewska 27, 3p., tel. 27 7281, tel/fax 27 68 14 


żne. Dobre i wredne. 
Uczynne i złośliwe. 


Ale bez względu na charakter, 
łatwego życia na ekranie nie mają. 


Moda na duchy w kinie trwa, tyle że du- 
chów na ekranie nie trzeba się zazwyczaj 
bać. Oczywiście, to żadna nowość. Już 
duch z Canterville, bohater kilkakrotnie 
przenoszonego na ekran opowiadania 
Oscara Wilde'a, bardziej bawił niż mroził 
krew w żyłach swoimi próbami przestra- 
szenia dwójki niesfornych nastolatków. 
Konwencjonalne metody straszenia nie 
skutkowały, urwisy nie tylko się nie bały, 
ale z ducha sobie żartowały. Cóż za brak 
szacunku! Choć Wilde umarł wkrótce po- 
tem, jak bracia Lumićre zaprosili na pierw- 
szy pokaz filmowy i o potędze kina nawet 
nie śnił, w swoim dowcipnym opowiada- 
niu proroczo nakreślił stosunek dzi. 
go świata, a zwłaszcza kina, do duchów. 


Duchy straszą w horrorach, ale tam ma- 
ją silną konkurencję w osobach wampirów 
i wilkołaków. Królują więc w gatunkach 
raczej dla siebie nietypowych. Duch jako 
postać na przykład komediowa? Czemu 
nie. Zderzenie świata materialnego i nie- 
materialnego może stać się niewyczerpa- 
nym źródłem humoru, jak choćby w z lek- 
ka makabrycznym "Soku z żuka” Tima 


Burtona. 

Spokojna egzystencja małżeń- 
stwa duchów, mieszkających po 
śmierci w swoim starym domu, 
jest zagrożona przez pojawienie 
się nowych, żywych lokatorów. 
Żywi z duchami żyć z początku 
nie potrafią, bo niewiele w nich 
pokory wobec zjawisk nadprzyro- 


dzonych i próby zrozumienia tego, co 
odbiega od tzw. normy. Chcą wszystko 
zmieniać. Wszystko przeliczają na pienią- 
dze. Są dla duchów prawdziwym zagroże- 
niem. W filmie Burtona to nie ludzie boją 
się duchów, ale duchy ludzi. Zupełnie jak 
u Wilde'a. 

Duchy pojawiają się więc na Ziemi ra- 
czej na krótko i z konkretną misją do wy- 
pełnienia. Bywa, że tak jak duch grany 


przez Patricka Swayze w "Uwierz w du- 
cha” Jerry'ego Zukera szukają swojego 
mordercy. Nie po to, żeby się zemścić /bo 
tym zajmują się duchy w horrorach/, lecz 
po to, by dociec przyczyn, dla których zo- 
stali zabici, a także, by chronić przed mor- 
dercą ukochaną osobę. Czasami chodzi o 
dokończenie lub zrobienie czegoś, na co za 
życia zabrakło im czasu lub odwagi. Wy- 


FE. 
równać rachunki. Naprawić krzywd$=8, 
taki rodzaj drugiej szansy. Misją może też 
być i pomoc ukochanej osobie w naucze- 
niu się życia bez tych, którzy teraz należą 
do grona duchów. W *Truly, Deeply, Ma- 
dly” Anthony'ego Minghelli ingerencja 
ducha /Alan Rickman/ jest niezbędna po 
to, by jego przyjaciółka /Juliet Stevenson/ 
odważyła się spróbować raz jeszcze szczę- 
ścia w miłości. W *Pocałuj mnie na do wi- 
dzenia” Roberta Mullligana mąż /James 
Caan/ wraca tylko po to, żeby odbrązowić 
swój wizerunek w oczach żony /Sally 
Field/ i tym samym uwolnić ją od poczucia 
winy z powodu ponownego ożenku. 


Połączeniem ekranowych doli i niedoli 
duchów jest komedia "Serce i dusze”. Du- 
chy są cztery: dwie kobiety i dwaj męż- 
czyźni. Są skazani na siebie i wspólne dzia- 
łanie, bo dwadzieścia kilka lat temu znaleź- 


„ wać i dzięki niemu do- 


li się w nieodpowiednim 
miejscu i czasie. Wsiedli, 
jako jedyni pasażerowie, 
do autobusu, który spadł z 
wiaduktu. W tej samej 
chwili, kiedy Harrison 
Winslow, Penny Washing- 
ton, Sheila i Melo rozsta- 
wali się z życiem, w samo- 
chodzie, przez który doszło 
do wypadku, kobieta rodzi 
syna. To właśnie nad jego 
losami przyjdzie im czu- 


kończą to, na co w życiu 
materialnym zabrakło im 
czasu. Melo, za życia 
drobny oszust i złodziej, 
raz jeszcze dokona włama- 
nia. Tym razem jednak w 
szczytnym celu. Kiedyś, 
wykorzystując naiwność 
pewnego chłopca, zabrał 
mu bezcenne znaczki po- 
cztowe i sprzedał je za gro- 
sze. Musi więc zwrócić je 
prawowitemu właścicielo- 
wi, który przez Mela kle- 
pie biedę. Winslow obda- 
rzony był wspaniałym głosem, ale nigdy 
nie starczyło mu odwagi, żeby wystąpić na 
scenie. Musi więc pokonać nieśmiałość i 
stanąć przed kilkutysię: publicznością. 
Odśpiewa hymn amerykański z takim tem- 
peramentem, że porwie za sobą tłum i do- 
piero tym zasłuży na pojawienie się wy- 
słannika niebios. Penny musi sprawdzić, co 
stało się z trójką dzieci, które osierociła. 
Najważniejsze jednak zadanie stoi przed 


"Serce i Dusze”: Robert Downey jr. 


Sheilą, za życia zwykłą kelnerką, która tuż 
przed śmiercią pokłóciła się ze swoim na- 
rzeczonym. To właśnie ona nauczy Thoma- 
sa tego, co w życiu najważniejsze: miłości i 
smaku poświęcenia dla ukochanej osoby. 
Duchów nie trzeba więc się bać. Du- 
chom można zaufać. A najważniejsze, od 
duchów sporo można się nauczyć. Przynaj- 
mniej w kinie. 
EWELINA KRUK 


MAGAZYN 85 EEEE 


BYLI W KINIE 
MARTA LIPIŃSKA, aktorka 


Widziałam ostatnio dwa filmy i oby- 
dwa szalenie mi się podobały, Tu ze 
smutkiem muszę powiedzieć, że wspa- 
niały film Altmana *Na skróty” wy- 
świetlany był przy prawie pustej wi- 
downi. A ja biegnąc do kina bałam się, 
że nie dostanę biletów! Przyznam, że 


MACIEJ ŁĘTOWSKI, 


Chciałbym opowiedzieć o dwóch zu- 
pełnie różnych filmach, które niedawno 
widziałem. Jeden z nich to *Firma' 
tunku, który lubię. Akcja rozgrywa się w 
realiach, które są mi bliskie, w świecie 
biznesu i polityki, gdzie grają układy 
sprzecznych interesów, rywalizacji, za- 
wiści i, jak zawsze, walczą ze sobą dobro 
i zło. Bohaterem jest młody człowiek, 
zderzony z rzeczywistością wielkiej, 
skomplikowanej firmy, nastawionej na 
osiąganie niegodziwych celów. Kupiony 


mnie to lekko przeraziło, bo film jest 
świetny. Mimo że trwał trzy godziny, 
ani przez sekundę się nie nudziłam. To 
znakomita obserwacja życia, ludzi, cha- 
rakterów, a poza tym mistrzostwo reali- 
zacji, bo film jest doskonale zrobiony i 
wspaniale grany. Chwilami miałam na- 
wet wrażenie, że to nie gra tylko życie 
podpatrywane ukrytą kamerą. Jedno- 
cześnie układa się to w dojrzałą arty- 
styczną wypowiedź. 

Drugi film oglądałam z kasety. Była 
to ekranizacja powieści Steinbecka 
*Myszy i ludzie” ze znakomitą rolą 
Malkovicha. Z przyjemnością podpa- 
trywałam, jak on w każdym szczególe 
*zrobił” tę rolę. Poza tym bardzo kiedyś 
lubiłam tę książkę Steinbecka. Film był 
równie wzruszający, jak jej lektura. 


dziennikar 


przez firmę, zaczyna się orientować, że 
jest wykorzystany instrumentalnie przez 
jej dyrektorów. Rozpoczyna walkę o 
prawdę, a zarazem o swoje interesy — 
chce wyjść z twarzą z całej tej historii. 

Jest tu wszystko, co niezbędne w tego 
rodzaju filmie — amerykańskie tempo, 
doskonale oddany świat władzy ekono- 
micznej, powiązań i zależności oraz zna- 
komite aktorstwo. 

Drugi film, który zrobił na mnie wra- 
żenie, to "Piękna i Bestia”, Byłem na 
nim z dziećmi i odniosłem wrażenie, że 
bawiły nas zupełnie różne rzeczy, Jak 
bestia umierała, płakaliśmy wszyscy, ni 
tomiast to, czego one oczywiście nie by- 
ły w stanie odebrać, to wspaniałe pasti- 
sze, na przykład francuska rewia, w któ- 
rej aktorami są nakrycia stołowe. Niektó- 
re pomysły wykraczają już poza granice 
filmu rysunkowego. Do tego dochodzi 
bardzo nowoczesna animacja, zupełnie 
już odchodząca od tej klasycznej, disne- 
yowskiej. 


ANNA PIWKOWSKA, poetka 


Już dość dawno temu byłam w kinie 
na *Podwójnym życiu Weroniki” 
Krzysztofa Kieślowskiego. Od tego 
czasu widziałam wiele filmów, kilka 
nawet wybitnych. Ale ta szczególna 
magia kina, metafizyczna nitka wiążą- 
ca mnie, siedzącą na ciemnej widowni, 
ze światem obrazów, dźwięków, uczuć. 
wyczarowywanym na ekranie, pojawia 
się rzadko. Czar zaczął działać w 
*Podwójnym życiu Weroniki” i nawet 
późniejsze obejrzenie "Trzech kolo- 
rów”, filmów pod wieloma względami 
doskonalszych od tamtego, nie przy- 
ćmiło tego szczególnego wrażenia, 
otarcia się o "czar kina”, dotknięcia 
nienazywalnego. 

'W tym filmie nieważna jest opowie- 
dziana anegdota, dwa warianty życia w 
pewnym sensie tej samej osoby. Nie 
najważniejsza jest także scena widowi- 
ska lalkowego, gdzie opowiedziany 
jest wariant trzeci. Nieistotne jest także 
to, że film odwołuje się do najprost- 
szych wrażeń, że w warstwie fabular- 
nej ociera się prawie o banał. Nie o to 
też chodzi, że właśnie banalna anegdo- 
ta opowiedziana przez mistrza formy, 
czasami najskuteczniej wzrusza, poru- 
sza struny, które wydają nieprzewidy- 
walne dźwięł 

W *Podwójnym życiu Weroniki” 
najistotniejsza jest tajemnica, ta sama 
tajemnica, która jest w poezji, malar- 


stwie, w muzyce, o którą ocieramy si 
w życiu, która tkwi w każdym czło! 

ku i która powoduje, że drugi człowiek 
wydaje nam się niepowtarzalny, że tak 
boleśnie pragniemy dotknąć tajemnicy, 
którą w sobie nosi. 

Kiedy Weronika na proste z pozoru 
pytanie Alexandra: Jaka jeste: wy- 
sypuje na łóżko zawartość swojej torby 
i odpowiada: taka, uchyla nam rąbka 
tajemnicy, Nie tylko Weronika jest ta- 
jemnicą, świat dla Weroniki jest także 
tajemnicą. Widziany przez witrażć 
szklaną kulkę, w której odbija się słoń- 
ce, szkło powiększające, szybę, lustro, 
nabiera niezwykłej kondensacji, szcze- 
gólnego wyrazu i również dopuszcza 
Weronikę do tajemnicy. 

Kilkakrotnie pojawiający się w fil- 
mie widok kościoła na skale, za każ 
dym razem jest czymś innym, widzi 
nym przez pryzmat czegoś innego. 
Przez szybę w oknie pociągu, przez 
kulkę, na fotografii, w grafice. Weroni- 
ka nawleka na materialną nitkę szklane 
paciorki niewidzialnego, a przynaj- 
mniej przezroczystego, w których mo- 
że odbić się wszystko. Tajemnica życia 
sprowadzona do szklanej kulki. I od- 
wrotnie, świat widziany jako kryształo- 
wa kula, w której można zobaczyć rze- 
czy nieprzewidywalne, najbardziej nie- 
prawdopodobne i te zupełnie zwykłe. 

Zebrała: ANNA WASIAK 


W Łagowie palmy nie rosną 
| i nie szkodzi 


O'lgwej: Wanda Rudkowska, 
Beałe-Mirkowskg, Agnieszka 
Wagner, Marzenna Wiśniewska 


EŃ. 


PENCZ 


Wagner £ £ ! 


Grzegorz 
Królikiewicz 
i Waldemar 


Chołodowski 
Marek Frąckowiak 


Happening "Niech żyje kino!” 
Piotr Szulkin podczas wywiadu telewizyjnego przed kinem "Świteż" w Łagowie 


Andrzej Werner, Grażyna 
Trela z córką Natalią 


Jolanta 
Fajkowska 
i Bogdan 


Z prawej Grażyna 
Błęcka - Kolska 


MAGAZYN 37 EEEE 
Zdjęcia: WIESŁAW ADAMIK 


Ofiarni idealiści czy cynicy 
bez zasad? Te dwa skrajne 
stereotypy to ramy 
w których amer: 
kino po 


'kańskie 
azuje środowisko 
dziennikarzy. Najnowsze 
przykłady to hity ubiegłego 
sezonu: ** The Paper” 
(Gazeta) Rona Howarda 
i *Kocham kłopoty”. 


OBOJĘTNY Z ZAWODU 


Zdesperowana dziewczyna skazanego na 
śmierć mordercy wyskakuje przez okno, Bez- 
władna leży na betonie. Z góry, z okien gma- 
chu sądu patrzą na nią śledzący rozprawę 
dziennikarze. "Jeszcze się rusza!” — ktoś 
krzyczy podekscytowany i po chwili horda 
reporterów biegnie do telefonów. Ranna 
dziewczyna leży i czeka na pomoc. 

To scena jednego z najgłośniejszych ame- 
rykańskich filmów o dziennikarskiej profesji 
— *Piętaszki” /1940/ Howarda Hawksa. Film 
ten był drugą z kolei ekranizacją sztuki "Stro- 


na tytułowa” Bena Hechta i Charlesa MacAr- 
thura, sztuki-wzorca, czterokrotnie /1931, 
1940, 1974, 1988/ przenoszonej z sukcesem 
na ekran. Wspomniana sytuacja jest szokują- 
ca, ale taki właśnie obraz dziennikarzy był 
powielany w rozlicznych wariantach bardzo 
często. Z reguły jednak podkreślano przy 
okazji, że znieczulenie bohaterów na ludzkie 
tragedie nie jest pełne, stanowi formę samoo- 


"Wszyscy ludzie prezydenta”: Robert Redford i Dustin Hoffman 


nia wyłącznie na powierzchni zjawisk, co 
zresztą bywa wymuszane charakterem me- 
diów, gdzie ważna jest owa strona tytułowa, 
szokujący news, a mniej liczy się ludzka treść 
kryjąca się za dramatycznymi wydarzeniami. 
W kolejnych wersjach *Strony tytułowej” po- 
jawia się jednak moment *przebudzenia”. Su- 
_ geruje się, że opozycja wobec wymagań sze- 
fów, dociekliwość większa niż wymagana, to 


Fot, KAPA 


DZIENNIKARZ 


POD PRESJ/ 


brony psychicznej, 
koniecznej przy 
uprawianiu tego za- 
wodu. Bo głównym 
zadaniem reportera 
jest opisywać, a nie 
angażować się w to, 
co opisuje i przeka- 
zuje. Gdy jednak 
sytuacja staje się 
naprawdę bardzo 
dramatyczna, 
dziennikarz rezy- 
gnuje przeważnie z 
roli bezstronnego 
arbitra. Tym bar- 


ność jako jedna z 
zasad dziennikar- 
skiej profesji jest 


sto do zatrzymywa- 


dziej że ta bezstron- 


dosyć podejrzana. 
Sprowadza się czę- 


« 
cechy dziennikarza-profesjonalisty. Tak więc 
układ, w jakim działają media, nie jest do cna 
amoralny, Można go zmienić, przekształcić. 
Potrzeba tylko zdecydowania, swoistego bo- 
haterstwa, znajomości mechanizmów obowią- 
zujących w tym układzie i pewnej dawki wy- 
rachowania. 

Później — zwłaszcza w latach 70. i 80. - to 
*przebudzenie” dziennikarza nabiera odmien- 
nego charakteru. Wiąże się to z poddaniem w 
wątpliwość przekonania, że prasa i telewizja 
są organizmami elastycznymi, że pod presją 
utalentowanych i uczciwych ludzi są zdolne 
do pozytywnych przekształceń. Górę bierze 
przypuszczenie, że środki przekazu niejako 
ze swej natury, albo też za sprawą przedsta- 
wionego dość ogólnikowo spisku czy zmowy, 
są naznaczone obojętnością, a nawet złem. 
Dlatego fanatyczne trwanie w ich służbie jest 


- przyczyną pogłębiającej się frustracji ludzi z 


_ nimi związanych. 
W *Pod ostrzałem” /1983/ Rogera Spooti- 
swoode'a mamy klasyczny przykład tego ty- 


u myślenia. Fotoreporter /Nick Nolte/ z na- 
_. łogową pasją poluje na efektowne kadry — in- 
ne się nie liczą. Charakterystyczny jest prolog 
__ filmu: dramatyczne wydarzenia są fałszowa- 
ne w wystudiowanych, dynamicznych stop- 
- klatkach. Krwawy chaos musi być przede 
wszystkim krzykliwy i widowiskowy — bar- 
dziej niż w rzeczywistości — niekoniecznie 
zaś musi być zrozumiały. Jakie jest wyjście z 
tej sytuacji? Wątpliwe. Rezygnacja z bez- 
stronności w ukazywaniu skomplikowanych 
politycznych konfliktów, ideowa deklaracja, 


Joanna Casidy i Nick Nolte 


trochę w duchu marksi- 
stowska. Tylko czy aby 
nie jest to następna pu- 
łapka? 


CHAOS 
W GŁOWIE 


Dziennikarz bywa 
więc postacią bardzo in- 
teresującą, bo poddaną 
różnorakim presjom, 
zmuszoną do dokonywa- 
nia trudnych wyborów. 
W słynnym filmie Billy 
Wildera "As atutowy” 
11951/ Chuck Tatum 
IKirk Douglas/, niegdyś 
reporter — gwiazda, przebywa w zapadłej 
dziurze w Nowym Meksyku. Myśli tylko o 
jednym — o powrocie na szczyt. Okazja się 
nadarza: w jednej z okolicznych grot skal- 
nych zostaje uwięziony poszukiwacz indiań- 
skich pamiątek. Można byłoby go uwolnić w 
ciągu 24 godzin, ale Tatum posługując się 
przekupstwem sprawia, że akcja ratunkowa 
trwa aż tydzień. I staje się narodowym wido- 
wiskiem: wielkim, żenującym karnawałem, 
którego rozmiary w końcu przerażają samego 
Tatuma. Dziennikarz staje się tu niemal sługą 
diabła, obnaża sam w 
sobie i w innych lu- 
dziach to, co najgor- 
sze. Nawet Śmierć nie 
jest dla niego wyba- 
wieniem ani odkupie- 
niem. A jednak Ta- 
tum nie jest potwo- 
rem budzącym tylko 
zgrozę. Budzi także 
sympatię i zrozumie- 
nie. Dlaczego? Bo 
podobnie jak postaci 
dziennikarzy i w in- 
nych filmach pokaza- 
ny jest jako ofiara nie 
tylko własnych ambi- 
cji, ale i charakteru 
swojej pracy. Dzien- 
nikarze bombardowa- 
ni przez dziesiątki, 
setki dramatycznych 
informacji, zmuszani 
do podejmowania na- 
tychmiastowych de- 
cyzji, są psycholo- 
gicznie w sytuacji o 
wiele gorszej niż ci, 
którzy z mediów tyl- 
ko korzystają. Nieja- 
ko cierpią i odczuwa- 
ją za nas. To jakby 
współcześni męczen- 
nicy, dla których cha- 
os świata odzwiercie- 
dla się w chaosie 
skrajnie nasilonych, 
sprzecznych sygna- 
łów. Bywa, że dzien- 
nikarze nie są w sta- 
nie tych sygnałów 
uporządkować, a 
przecież muszą to 


*Pod ostrzałem”: 


zrobić. Dlatego często balansują na granicy 
paranoi, nie kontrolowanej psychopatii lub 
też zupełnego znieczulenia. Bardzo trafnie 
ukazał ten stan ciała i umysłu Oliver Stone w 
*Salvadorze" /1986/. Richard Boyle /James 
Woods/ to człowiek, któremu wydawało się, 
że posiadł klucz do zrozumienia chaosu. To 
dziecko lat 60., kiedy odpowiedzi bywały 
proste, rewolucyjnie czytelne: Ameryka jest 
zła, imperialistyczna, trzeba walczyć o lepszy 
świat, świat mgławicowych ideałów, wolnej 
miłości i dostępnych narkotyków. Ale ten 
rzekomo uporządkowany światopogląd oka- 
zał się mrzonką, Prywatne i zawodowe życie 


 Boyle'a legło w gruzach, dawne ideały też. 


Cóż pozostaje? Stare amerykańskie marzenie 
o odbiciu się od dna, o pracy jako upajającym 
narkotyku, a nie misji. Lecz rzeczywistość 


"The Pape. 


z lewej Michi 8 


okazuje się jeszcze raz okrutna, uczy Boyle'a 
pokory. Wojnę domową w Salwadorze Stone 
z wielką jak na niego konsekwencją ukazał 
jako pasmo niepojętych — częściowo dla sa- 
mych jej uczestników — wydarzeń. Tu trzeba 
nie gotowych dziennikarskich formułek, ale 
próby ostrożnej i przenikliwej analizy, której 
końcowym stwierdzeniem musi być zwykłe, 
ludzkie przerażone "nie rozumiem”, Boyle 
szamocze się więc, bo nie chce się poddać, 
nie chce przyznać się do swojej bezsilności. I 
w swoim maniakalnym, ryzykanckim uporze 
poszukiwania okruchów prawdy, budzi naszą 
sympatię. Podobnie jest zresztą chociażby z 
bohaterami filmu *Telepasja” /1988/ Jamesa 
L. Brooksa, pozornie ustabilizowanymi *yup- 
pie”, którzy, wydawałoby się, wiedzą, czego 
chcą. Czy rzeczywiście? Okazuje się w koń- 
cu, że są pełni wahań i słabości. 

Oczywiście w amerykańskim kinie — nie- 
kiedy wbrew logice, czasem zaś zgodnie z 
rzeczywistością /”Wszyscy ludzie prezyden- 
ta” Alana J. Pakuli, 1976/ — w finale triumfu- 
je patetyczna tonacja. Dziennikarze zdają mo- 
ralny test na szóstkę. Często na szóstkę z nie- 
wielkim plusem. Ważniejsze jest chyba jed- 
nak coś innego: najlepsze filmy nie pokazują 
dziennikarzy w sposób zdecydowanie jedno- 
znaczny, jako uosobienie dobra albo zła. Po- 
kazują po prostu ludzi, którzy bywają szaka- 
lami i bywają rycerzami. I chyba dlatego z 
filmowymi dziennikarzami tak łatwo można 
się utożsamiać. 


TOMASZ JOPKIEWICZ 
MAGAZYN 89 EM 


ną na HITY z filmowej płyty 


Yabba 


Dabba Doo 


Tylko te trzy słowa mogły rozpoczynać 
soundtrack z filmu *The Flintstones”, pre- 
zentujący muzykę słuchaną i wykonywaną 
w Bedrock. Na ra- 
zie największą ka- 
rierę zrobiła pio- 
senka "/Meet/ The 
Flintstones”, będą- 
ca swobodną prze- 
róbką czołówki se- 
rialu, podpisanej 
przez Williama 
Hannę, Josepha 
Barberę i Hoyta 
Curtina, a wyko- 
nywana przez grupę BC - 52's/ *jaskinio- 
wa” nazwa formacji B — 52's/, Sam Barbera 
bywał podobno na planie, podglądając, jak 
animowane fantazje przemieniają się w fa- 
bularny konkret. Jednak muzyka, która to- 
warzyszy filmowi, nie ma nic wspólnego z 
tym, co może przypadać do gustu starszemu 
panu. Młodszym widzom spodoba się nie 
tylko szalejąca na ekranie Kate Pierson w 
kusej *skórce”, ale także różnorodność w 
doborze pozostałych wykonawców. Rozpię- 
tość niewiarygodna: od acid-jazzowego 
brzmienia Stereo MC's, do nowej wersji 
*Anarchy in the U.K.” z pierwszego singla 
Sex Pistols, w wykonaniu Green Jelly. Zna- 
lazło się nawet miejsce dla muzycznych pa- 
rodii znanego żartownisia — Al Yarkovica, 
tym razem "biorącego na warsztat "dwa 
przeboje — *Under the Bridge” i *Give It 
Away”, połączone w jedną całość — *Be- 
drock Anthem”. Prehistoryczne szaleństwo 
pojawia się też w tytule piosenki Shakespe- 
are's Sister and The Holly Ghost, udanego 
połączenia reggae z charyzmatycznym gło- 
sem Siobhan Fahey, obecnej muzy Davida 
A. Stewarta, współzałożyciela Eurythmics, 
Siobhan nie ma jeszcze pozycji na rynku 
muzycznym równej Annie Lennox, ale jeśli 
Stewart nadal będzie poświęcał jej tyle cza- 
su /napisał tekst i był producentem nagra- 
nia/, to wszystko jest możliwe. 

Na swoim filmowym koncie Stewart ma 
niezbyt udaną współpracę z reżyserem Mi- 
chaelem Redfordem przy *1984” wg. Geor- 
ge'a Orwella i nieoczekiwany, wielki suk- 
ces albumu z muzyką do "Lily Was Here”, 
gdzie w głównej roli wystąpił saksofon 
Candy Dulfer. Teraz 
możemy sięgnąć po je- 
go kolejny soundtrack, 
*The Ref” /polski tytuł 
"Nieoczekiwany roz- 
jemca”/. Temat mu- 
zyczny otwierający 
film zaczyna się nie- 
spodziewanie od sym- 
fonicznego brzmienia 
orkiestry z towarzy- 


szeniem stylowej wokalizy, po czym prze- 
chodzi w taneczny, współczesny rytm, z de- 
likatnym wejściem gitar. Inny przyciągający 
uwagę utwór *Welcome to the Sub- 
urbs” jest doskonałym wspomnie- 
niem Eurythmics, tylko głos wokali- 
stki uświadamia, że to już nie czasy 
Annie. Kompozytor specjalnym 
utworem uczcił perfekcję aktorki 
grającej Caroline i tak pojawiła się 
jak z sennego marzenia, rozkołysana 
*Suite Judy Davis”, bliska w nastroju 
utworom Angelo Badalamentiego. 
Płyta dowodzi, dlaczego David A. 
Stewart zarzucany jest ciągle nowymi 
propozycjami i dlaczego jest tak bardzo ce- 
niony przez swoje środowisko, Komuś takie- 
mu nie odmawia się nawet nagrywania chór- 
ków, o czym świadczył kiedyś udział Chris- 
sie Hynde na płycie Borisa Griebienszcziko- 
wa, wypro- 
dukowanej 
przez Ste- 
warta, 

Liderkę 
grupy The 
Pretenders 
przy po - 
mnieć mo- 
żemy sobie 
dzięki ścież 
ce dźwięko- 
wej z filmu *With Honors”, gdzie wraz z ze- 
społem wykonuje piosenkę Boba Dylana 
*Forever Young”. Film o młodych ludziach, 
z młodymi odtwórcami /pomijam Joe Pe- 
sciego/ musiał pochwalić się uznanymi na- 
zwiskami muzyków. *Smuci” Duran-Duran, 
*grzmi” The Cult, a w przewodnim temacie 
popisuje się Madonna. Jak się okazuje, spo- 
tkanie *W łóżku z Madonną” było dla reży- 
serskiej drogi Aleka Keshishiana bardzo 
szczęśliwe. Dla tych, którzy lubią niespo- 
dzianki, piosenkę "Blue Skies” Irvinga Ber- 
lina zaśpiewa jeszcze Lyle Lovett i może to 
ona sprawi, że przestaniemy się dziwić ży- 
ciowym wyborom Julii Roberts. 


KRZYSZTOF DUŻYŃSKI 


P.S. W warszawskich sklepach muzycz- 
nych panuje atmosfera senno-wakacyjna. 
Wśród polskich soundtracków 
nadal zainteresowaniem cieszą 
się *Psy 2. Ostatnia krew” i jak 
na razie niewiele osób zwróciło 
uwagę na płytę z muzyką do 
*Jańcia Wodnika”. Wśród zagra- 
nicznych składanek nieźle wypa- 
dają "Reality Bites” i "The Flint- 
stones” chociaż uwagę przyciąga- 
ją też "The Lion King” i *The 
Wolf”. 


Życie pośmiertne 
psa Szarika 


Tyle jest wokół jubileuszy! Człowiek, gdyby 
miał zdrowie i siły, to po prostu musiałby święto- 
wać non-stop i bez przerwy. Przy okazji okrągłej 
rocznicy można też sobie podumać o znikomości 
wszelkich spraw ludzkich. Weźmy pierwszy jubi- 
leusz z brzegu. Oto trzydzieści lat temu ukazało 
się pierwsze wydanie książki pod dyskretnie 
dwuznacznym tytułem — *Czterej pancerni i 

ies”. Parę lat później nakręcono pierwszą serię 
go serialu telewizyjnego. Innymi słowy, 
ci lat temu pies Szarik wkroczył, czy ra- 
skoczył, do naszej zbiorowej świadomości. 
wskoczył razem ze swoimi koleżkami. 
SZCZI — nie znoszę "Czterech pan- 
cernych”. Kiedy o nich myślę, to tylko źle. Uwa- 
żam, że "Pancerni" to film po prostu podły i 
świński. Był to, jak pamiętamy, serial przezna- 
czony dla dzieci, istot zupełnie bezbronnych wo- 
bec kłamstwa i manipulacji. Miał nauczyć dzieci, 
kogo mają kochać, a kogo nie. To, co jego twórcy 
mieli do przekazania młodemu pokoleniu Pola- 
ków, daje się streścić w dwu zdaniach. "Po 
pierwsze — macie się słuchać Rosjan, zawsze i w 
każdej sytuacji. Po drugie — macie nienawidzić 
cy — se- 
z blisko 


ćwierówiecze. Ledwie się kończył, już t 
znów go wznawiała. Obecny był wszęt 
autor zakładał w tele! luby pancernych. Heł- 
mofon stał się wśród przedstawicieli niektórych 
subkultur dziecięcych wymarzonym okryciem 
głowy. Powstała operetka o Szariku i jego zało- 


dze. Przed tym nie było ucieczki! Nikt nie mógł 
odsapnąć, 


aby telewizja nie przypomniała mu o 
bez pomocy doskonałych ludzi ra- 
ich są niczym. Co roku mogliśmy oglądać 
sceny narad si icznych, w trakcie których ro- 
syjski sierżant tłumaczył polskiemu pułkowniko- 
wi, co ma robić/!/, Co roku dowiadywaliśmy się, 
że naprawdę kochać można tylko sowieta. Janek 
przedkładał Marusię nad Lidkę. /Lidka natomiast 
co roku szła za Gruzina!/. Polacy są, niczym 
dzieci, przedmiotem życzliwej opieki Rosjan, 
ciągle się od sowietów czegoś uczą, czegoś do- 
wiadują — w szpitalu, na przykład, Polak jest fel- 
czerem, lekarzem oczywiście jest radziecki 
człowiek o wyglądzie profesora. Ponieważ Rosja- 
nie są ludźmi lepszymi od reszty, to żeby Pola- 
kom nie było smutno, wskazuje się w "Pancer- 
nych” naród zdecydowanie od nich gorszy. Są to 
cy. "Chłopaki — ich trzeba tępić jak plu- 
skwy!” — mówi o Niemcach jeden z bohaterów 
filmu. Tak to wyglądało. I taki film miał ukształ- 
tować poglądy młodych Polaków na świat. Co 
najmniej kilkanaście roczników zostało wycho- 
wanych na przygodach załogi Rudego. I co z tego 
zostało po latach? 

Dziś możemy to jasno powiedzieć — nic nie 
zostało. Takie było obrzydlistwo wredne i do- 
słownie na nic się nie przydało. Dziś liczni ab- 
solwenci klubów pancernych ze śpiewem na 
ustach emigrują do Niemiec i zostają się za 
Niemców. Natomiast Rosjan mają powiedzmy, w 

a i gorszej kategorii. O 
Gruzinach szkoda g: Żadna polska dziewczy- 
na nie marzy o wspólnym dżigitowaniu w dale- 
kim stepie. Żadna! 

Można to chyba nazwać artystyczną porażką. 
WOJCIECH TOMCZYK 


Może jeszcze ktoś pamięta film z serii Ja- 
mesa Bonda z 1967 roku pod tytułem "Żyjesz 
tylko dwa razy”, w którym agent Jej Królew- 
skiej Mości we wcieleniu Seana Connery, 
zmartwychwstał po śmierci. Od tego czasu 
Bond pięciokrotnie przebił stawkę nieśmier- 
telności. Po szykownym Irlandczyku, w roli 
tej występowali: George Lazenby, Roger Mo- 
ore, Timothy Dalton, a wkrótce rozpocznie 
się produkcja kolejnych przygód niezmordo- 
wanego szpiega również z Irlandczykiem w 
roli głównej, Pierce Brosnanem /wystąpił 
ostatnio jako narzeczony Sally Field w *Pani 
Doubtfire”/. Wśród kandydatów do misji 
agenta 007 byli rozważani rozmaici gwiazdo- 
rzy. Hugh Grant odpadł jako mięczak, Liam 
Neeson okazał się za chłodny i nawet Mel 
Gibson nie nadawał się do tej roli, chociaż 
jest jeszcze bardziej męski niż Sharon Stone, 
również brana pod uwagę przez producenta. 
Na postaci Jamesa Bonda najsilniej odcisnęła 
się jednak osobowość Seana Connery, cho- 


tryb życia: pije, pali i nigdy nie słyszał o tzw. 
bezpiecznym seksie. Cechy te wryły się w pa- 
mięć publiczności i prawie nikt nie zauważył, 
że np. Roger Moore podczas siedmiu swoich 
filmów ani razu nie zapalił papierosa, ani nie 
wypił kieliszka wódki czy martini. Dopiero na 
życzenie Timothy Daltona nasz bohater znowu 
zaczął palić. 

Dziennik "The New York Times” martwi 
się, czy James Bond nie jest już postacią 
przebrzmiałą. Ameryka została opętana przez 
tzw. political correctness, stanowiącą mie- 
szankę feminizmu, współczucia dla upośle- 
dzonych oraz miłości do natury i higieny. W 
tej sytuacji agent 007 stał się bardzo niesłu- 
szny ideologicznie: nie ma on żadnych wąt- 
pliwości, że mężczyzna jest panem stworze- 
nia, a życie należy prowadzić według wska- 
zań honoru i dla przyjemności. Jest artysto- 
kratycznym Europejczykiem w każdym calu, 
który zupełnie nie pasuje do plebejski 
haterów amerykańskiego kina akcji. 


Agent 007 nie ma żadnych wątpliwości, 
że mężczyzna jest panem stworzenia, 

a życie należy prowadzić według wskazań 
honoru i dla przyjemności. 


ciaż był on dopiero trzeci w kolejności brany 
pod uwagę do zagrania tej roli, po Davidzie 
Nivenie i Cary Grancie. 

Jesienią rusza produkcja *Goldeneye”, 
osiemnastego filmu Bonda, który wejdzie na 
ekrany wiosną przyszłego roku. Nowy agent 
007 będzie operował w świecie po upadku 
Związku Radzieckiego, gdzie rządy są zdo- 
minowane przez gangi i mafie. Akcja dzieje 
się w St. Petersburgu, na Karaibach i w połu- 
dniowej Francji. Autorem scenariusza jest 
Michael France, który ostatnio napisał *Na 
krawędzi” dla Sylvestra Stallone, zaś reżyse- 
ruje Martin Campbell, znany m.in. z filmu 
*Bez wyjścia”. 

Przygody Jamesa Bonda przyniosły dotąd 
ponad dwa miliardy dolarów wpływów kaso- 
wych i wytwórnia MGM/UA uważa, że popeł- 
niłaby głupstwo nie wznawiając najpopular- 
niejszej serii w historii kina. Pierwszy film tej 
serii pt. "Dr. No” stanowił małą rewolucję kul- 
turalną, dając początek kinu dla przerośniętych 
chłopców, czyli kinu akcji łączącemu seks, 
przemoc, intrygę kryminalną i popisy techno- 
logii na usługach bohatera, który nigdy nie 
przegrywa. Postać agenta stworzył pisarz po- 
wieści szpiegowskich, Ian Fleming. Jego bo- 
hater-to produkt elitarnych szkół angielskich: 
wykształcony, odważny i ze złośliwym niekie- 
dy poczuciem humoru. Jest nie tylko kobiecia- 
rzem, ale również dżentelmenem w dawnym 
stylu, czyli prowadzącym bardzo niezdrowy 


Gust publiczności spadł dzisiaj do poziomu 
rynsztoka, do kina w Ameryce chodzą dzisiaj 
głównie młodzi mężczyźni w wieku 
od 16 do 24 lat, a dla tej publicz- 
ności James Bond może być za 
elegancki. Potrafi on przystą- 
pić do walki w smokingu, a 
po wygranej bezzwłocznie 
pójść na wytworne przyjęcie, 
prawie nigdy też nie krwa- 
wił. Tymczasem dzisi 
walki w kinie bardz 
pominają rzeźnię niż klub bry- 
dżowy. Minęła również epoka nie- 
złomnych nadludzi. Dzisiejsi bohatero- 
wie mają skazy i głębokie urazy psy- 
chiczne, jak Danny Glover w *Zabój- 
czej broni” czy Clint Eastwood w 
*Bez przebaczenia”, są więc bliżsi 
zwykłym ludziom. Natomiast Ja- Ą 
mes Bond jest postacią z papie- 
rowej mitologii, która w dodat- 
ku w ostatnich filmach nabrała 
cech własnej karykatury. 

Wątpliwe również, czy na pu- 
bliczności zrobi wrażenie samo- 
chód Aston Martin, nawet wypo- 
sażony w urządzenia laserowe i 
zabójcze pióro wieczne agenta Jej 
Królewskiej Mości, po Batmobi- 
lu Nicholsona i panzerfaustach 
Schwarzeneggera. Przeciwko 


Carey Lowell 
i Timothy Dalton 


szpiegowi-dżentelmenowi gra również cała 
fala filmów szpiegowskich w najbliższych 
miesiącach. 15 lipca wszedł na ekrany "True 
Lies” z niezłomnym Arnoldem w roli głów- 
nej, wkrótce pojawi się też Harrison Ford jako 
Jack Ryan w "Clear and Present Danger”. Co 
gorsza Miramax planuje własną serię szpie- 
gowską z żeńskim odpowiednikiem agenta 
007 o imieniu Modesty Blaise. 

Czy 18 film Jamesa Bonda będzie więc 
ostatnim? Tytuł *Goldeneye” pochodzi od 
imienia domu Iana Fleminga na Jamajce, a 
także kryptonimu operacji, którą autor prowa- 
dził podczas II wojny światowej jako członek 
Służby Wywiadowczej Marynarki Jego Kró- 
lewskiej Mości. W tamtych czasach być kró- 
lem Anglii to było coś, gdy dzisiaj rodzina 
królewska jest poniewierana w brukowcach 
zaś z imperium brytyjskiego została ledwie 
pestka. Ten sam los może spotkać najwier- 
iejszego sługę Jej Królewskiej Mości. 
KRZYSZTOF KŁOPOTOWSKI 


ę 
= 
Q 
< 
o) 
LLI 
Ń 
[24 
Q 
1 
z 


GARSONIERA 


WTOREK, 9 VIII, 22.00, II 
Najlepszy dowód, że nazywanie 
Billy Wildera "cynikiem” było wiel- 
ką przesadą. Ten film to ostry i prze- 
nikliwy obraz "wyścigu szczurów”, 
opow o jego niszczących skut- 
kach, ale nie skażona żadnymi ideo- 
logicznymi uproszczeniami. Pierw- 
Sza część filmu, rozgrywająca się w 
gmachu wielkiej korporacji ubezpie- 
czeniowej, jest zabawna, ale i dość 
przerażająca. Wilder nie popadając 
ani przez chwilę w patetyczny, ka- 
znodziejski ton, unikając zbyt wyra- 
zistych wizualnych symboli kreśli 
obraz świata absurdalnego, świata, w 
którym człowiek roztapia się w tłu- 
mie, praca jest zmechanizowana, li- 
czy się siła i spryt. W tym świecie 
gładkich kłamstw, półprawd i po- 
chlebstw obraca się niejaki C.C. Ba- 
xter /Jack Lemmon/, pnący się po 
kolejnych szczeblach kariery dzięki 
dyskretnej garsonierze, którą udo- 
stępnia swojemu szefowi. Zasługą 
Lemmona jest to, że ten więcej niż 


dwuznaczny osobnik, który poddał 
się obrzydliwym zasadom gry, od 
początku nie budzi antypatii. Baxter 
jest zresztą jednym z wielu. Czuje- 
my, że znajduje sobie usprawiedli- 
wienia — każdy s , by osiągnąć 
sukces jest dobry, byle był skutecz- 
ny. Ale Baxter nie jest małą kanalią. 
Przede wszystkim dlatego, że kocha. 
Zresztą łatwo go zrozumieć. Panna 
Kubelik, trochę naiwna, trochę zroz- 
paczona i zagubiona windziarka, 
wprost domaga się opieki. 
To jedna z najlepszych ról 
Shirley MacLaine - ta 
dziewczyna po prostu bu- 
dzi lepsze instynkty. 
Baxter i Kubelik zmie- 
niają się, gdy odkrywają, 
że zdolni są do rezygnacji z 
ścigu, że mogą się 
pokochać. A więc naiw- 
ność, hollywoodzkie sche- 
maty, łzawy "happy end”? 
Wilder starannie skrywa 
zułość wobec swych bo- 


haterów, dlatego w nią wierzymy. 
Tu nie ma fałszywych tonów. Za- 
kończenie owej historii jest niemal 
podniosłe, ale i lekko ironiczne. Czy 
i Kubelik uda się rzeczy- 
od morderczego wyści- 
gu, , znaleźć na to w sobie siły? Być 
może to tylko chwilowe wyzwole- 
nie. Ale już dla takich *być może” 
warto żyć. I robić filmy. /rw/ 

The Apartment, USA, 1960, 
125' R: Billy Wilder. W: Jack Lem- 
mon, Shirley MacLaine, Fred Mac- 
Murray, Ray Walston, Jack Kru- 
schen, Eddie Adams. 


Shirley MacLaine i Jack Lemmon] 


JUNIOR BONNER 


PONIEDZIAŁEK, 22 VIII, 23.30, I 

Opowieść o cichym końcu pewnej 
tradycji i pewnego sposobu życia. Ty- 
tułowy Junior Bonner /Steve McQue- 
en/ to — jak go nazywa brat — *mote- 
lowy kowboj”, mistrz rodeo już nieco 
zbyt stary na rodeo. Jego determina- 
, by być prawdziwym mężczyzi 
w świecie, który nie potrzebuje takich 
jak on, jest dramatem. Sam Peckinpah 
f'Dzika banda”/ uniknął jednak histe- 
rii czy zbytniego sentymentalizmu. 
Opowiedział o chwili ważnej w dzie- 
jach Ameryki. O końcu Ameryki dy- 
namicznego, czasem naiwnego indy- 
widualizmu i wiary w suk 
ostatecznym końcu Ameryki pionie- 
rów. Ich miejsce zajmują stateczni bi- 
znesmeni, ludzie, którzy chcą zapo- 
mnieć o swoim dziedzictwie. To nie 
wróży nic dobrego — napomina Pec- 
kinpah, wielki wróg cywilizacji pr: 
mysłowej, w której nie ma mi 
na honor i uczucia. Wszystko to jest 


delikatnie, ale dobitnie zasugerowane. 
Wielką siłą tego filmu jest wyciszony 
ton i brak zacietrzewie! Nawet 
człowiek "nowych cz. 
lloe Don Baker/, nie budzi negatyw- 
nych odczuć. Rodzina Bonnerów 
pomimo ostrych konfliktów — che 
szcze być rodziną. Dlatego Curly na- 
pije się z Juniorem piwa, dla- 
tego Junior wykona swój koń- 
cowy gest. Ale już nadchodzi 
era telewizji, a piękny krajo- 

az będą szpecić *westerno- 
ałasy i domki dla eme- 
rytów. Tradycja staje się to- 
warem — chodliwym, ale wy- 
zbytym treści. Zan ziemi 
obiecanej będzie Ziemia 
Hot-Doga. Obietnica Nowe- 
go Raju nie spełniła się. Dla- 
tego Junior Bonner pozostanii 


Ą lialiśmy się z Kirka Dou- 
glasa konającego w "Ostatnim kow- 
boju”? McQueen-Bonner ma tru- 
dniejszy los - on _ przeżył. 
jl 

Junior Bonner. USA, 1972, 
103'. R: Sam Peckinpah. W: Steve 
McQueen, Robert Preston, Ida Lupi- 
no, Ben Johnson, Joe Don Baker, 
Barbara Leigh, Mary Murphy, Dub 
Taylor. 


STRZAŁY 


SOBOTA, 20 VIII, 22.00, II 

Porównywanie tego filmu do 
dzieł Kafki było przesadą, ale z 
pewnością *Strzały” to jeden z naj- 
bardziej niepokojących westernów, 
jakie kiedykolwiek powstały. Jest 
to historia pościgu przez pustyni 
pościgu, który wydaje się nie mieć 
celu i końca. 

Film Hellmana unika pretensjo- 
nalności dzięki dręczącemu rytmo- 
wi montażu i świetnemu wykorz; 
staniu scenerii Utah. A także dzięki 
aktorstwu. Warren Oates i Jack Ni- 
cholson przewodzą stawce, ale i 
pozostali wykonawcy dostosowali 
się świetnie do stylu filmu. Emocje 
bohaterów i gra aktorów są ski 
wane *do wewnątrz”. Nie ma tu 
mowy o żadnej grupowej solidar- 
ności, ważny jest jeden motyw: 
przetrwania. Bohaterowie walczą 
rozpaczliwie - być może z wymy- 
ślonym zagrożeniem — by przeżyć. 
Ta bliska rezygnacji walka ma cha- 
rakter absurdalnego rytuału pełnego 
dziwacznych gestów. Śmierć, choć 
wydaje się groteskowa, jest tu kon- 
kretna. Ba, jest naprawdę faktem 
ostatecznym, co w więk: 
sternów nie jest tak 
że nikt nie powsta- 
nie, by "przeżyć następną przygo- 
dę”. Bo to nie jest świat przygód. 
Przesadna stylizacja i filozoficzne 
pretensje z reguły nie służyły ga- 
tunkowi. 

Film Hellmana jest jednak wy- 
jątkiem. Nie kokietuje swoją 
odmiennością. Po prostu jest inny. 
To studium wszechogari ącego 
lęku, które można rozumieć bardzo 
różnie. Nic ono nie traci przez to ze 
swej niepokojącej siły. 


Iejł 


The Shooting. USA, 1966, 81'. 
R: Monte Hellman. W: Jack Ni- 
cholson, Warren Oates, Millie 
Perkins, Will Hutchins. 


W KRĘGU ZŁA 


NIEDZIELA, 21 VIII, 23.05, I 
Zachwyty przeplatały się z pre- 
tensjami o wtórność i "napuszony in- 
fantylizm”. Kinu Jean-Pierre'a Mel- 
ville'a jedni zarzucal 
fekcję i chłód, inni zaś 
zme! 


entuzja- 
pisali o nim jako o "czystej 
Komu dziś przyznać rację? 
*W_ kręgu zła” wykorzystuje je- 
den z żelaznych schematów kina 
gangstersko-kryminalnego. Melville 
sam twierdził, że wzorem dla niego 
była "Asfaltowa dżungla” Johna Hu- 
stona, którą uważał za arcydzieło. 
Film Melville'a to opowieść o *wiel- 
kim skoku” trzech zawodowców. 
Skoku udanym, który jednak musi 
mieć tragiczny koniec. "W kręgu 
zła” ciągle fascynuje. Techniczna 
perfekcja filmu widoczna jest w każ- 


92 


dym wypieszczonym kadrze i staran- 
nie wyreżyserowanej ścieżce dźwię- 
kowej, gdzie ważny jest każdy od- 
głos i każda pauza. Przy całk 
konstrukcyjnej konsekwenc. 
sprawia bowiem wrażenie wielkiej 
gry pozorów. Świat nocnego Par, 
i małomównych gangsterów przypo- 


za tą manifestacyjną sztucznością 
kryją się — paradoksalnie — wielkie 
emocje i sympatia dla bohaterów, 
którzy działają jakby kierowani nie- 
widzialną siłą, bo przez działanie 
chcą usprawiedliwić swe istnienie i 
nadać mu sens. Pod maską *twar- 
dych facetów” w gruncie rzeczy kry- 
ją swoją słabość i przerażenie. Ale 
wątki psychologiczne, choć boleśnie 
prawdziwe, /np. motyw przeżywają- 


wstrząsającej kreacji Bourvila/ nie 
zdominowały jednak filmu. Obsesyj- 
na symetria "W kręgu zła”, powraca- 
jące jak refren obrazy podobnych sy- 
tuacji i miejsc są tak projekcją "pej- 
zażu wewnętrznego” bohaterów, jak 
i labiryntem budowanym dla oszoło- 
mienia i ku satysfakcji wi- 
dzów. 

*W kręgu zła” i inne 
filmy Melville'a przypomi- 
nają trochę powieści Graha- 
me'a Greene'a. Jest w nich 
przeczucie istnienia innego 
świata i innego porządku, 
ponadludzkiego. Z tym, że 
u Greene'a z reguły obe- 
cny jest motyw nadziei na 
wybawienie. U Melville'a 
jest tylko śmierć jako wiel- 
ka i być może ostateczna ta- 
jemnica./dt/ 


le cercle rouge. Francja-Wło- 
chy, 1970. 120' R: Jean-Pierre 
Molkile. W: Alain Delon, Andrć 
Bourvil, Yves Montand, Gian Ma- 
ria Volontó, Fracpis Perrier, An- 
dr Eykan, Pierre Collet, Paul 
Craucnet. 


Alain Delon 


"ROBERT sos CHARLES KYRA ELISABETH TOM | i ALFRE 


DOWNEY,JR.  GRODIN * SEDGWICK  "SHUE SIZEMORE PAYMER, WOODARK 
"Szansa... . „4 J i 

na'drugie życie. | 

s -SZĘZĘŚCIE |. 

w czy, przekleństio?fe" 


* Jak 
wywinąć Się 
ŚW. Piotrowi? | 


| 
| 


4 -aiai "94 


; iś ra | 
home video I SRE - 


ZKWYŁKSY PITUKEŚ posen a KLPHAWIN/STAMPCOE CNTEKTANNMENT krrniie ZAKO "HAY AND SOUS” = WAKE SKA z LAK smd DAK PASKA Kicia GRLGORY M 
4511 NCHOLAŚ AMON "ezexJONN UNO »e%%5K/LHACL WNTKIKS, Hit „z (RIJ-ESTH ALBERT my JAKE$ JACK **5GRLGONY KASE w KIK HANS wo-GAENT KADOOCK 05.5. WILSON 5 BRENT LTU? MISON mo RA, HANSEN © LAIK LU 
NANCY KOBERIS wo SŁAŃ DANIE **e RON MIEKUO [i JANASA Pol © CE MY SYS RL AGH PISKA k 


Nowa lista Bestsellerów Video 
I lipca 1994 - 30 lipca 1994 
1. Na linii ognia /In the Line of Fire/ m 


2. Psy 2 NVC 
3. Kevin sam w Nowym Jorku 
/Home Alone/ Imperial 
4. Sommersby Warner 
5. Wykonać rek /Death Warrant Warner 
6. Prawo podziemia 
/Backstreet Justice/ Vision 
4 DIE jorączka /Blue Heat/ MI 
Żywy cel JRaw Target/ Arbvision 
5. kand ka podróż 
/Road kil) Magic Picture 
10. Śmiertelny wirus /Jericho Fever/ m 
11. Pozostań na tej fali /Stay Tuned/ Warner 
12. Omen /The Omen/ Imperial/Fox 
13. Gra o A /Power play/ Warner 
14. Marylin i Bobby Mwi 
15. Bogowie muszą być szaleni 
/Gods Must Be Crazy/ DG 


Listę zestawiliśmy na podstawie danych nadesłanych przez 
najważniejsze polskie hurtownie video: MIG /Warszawa/, Si- 
Iver /Warszawa/, Oświata /Katowice/, Videx /Poznań/, A-2 
[Łodź/, Javi /Wrocław/, Video-Jack /Kraków/, Gudell /Byd- 
goszcz/, Maxim /Rzeszów/, Studio c.d. /Warszawa/, AiT /Wro- 


cławi. 


BOGOWIE E MUSZĄ 

BYĆ SZALENI 

Komedia, 109” 

Aż trudno uwierzyć, ale chyba 
tylko ze względu na kraj produk: 
cji /RPA/ i kolor skóry reżysera 
/białył, zarzucono temu filmowi 
"agresywny 


rego życie zmienia się wraz z wy 


rzuconą z samolotu butelką co- 
ca-coli /którą biorą za znak bo- 
gów jest przede wszystkim celną 
i dotkliwą satyrą na cały świat 
Świat, który 
zmierza ku szaleństwu nawet o 
tym nie wiedząc. Pogoń za złud- 
nymi wartościami materialnymi, 
różne formy nienawiści i przemo- 
cy są w tym filmie bardzo zabaw. 
ne, a jednocześnie tym bardziej 
przerażające. Natomiast prostacz- 
kowie z dżungli mogą może bu- 
dzić rozbawienie, a 
oni znają swoje miejsce w świe- 
cie, co daje im poczucie sensu i 
pewności. Na szczęście wszystkie 
te morały przyjmują formę bra 
wurowego widowiska, umiejętnie 
ego do tradycji sla- 
psticku. Nie uświadczymy tu ka- 
znodziejskiego tonu ani preten- 
sjonalnego namaszczenia. Efekty 
komiczne wzmacnia dodatkowo 
ironiczny komentarz spoza ka- 
dru./rw/ 


The Gods Must Be Crazy. RPA, 
1980. R: Jamie Uys. W: Xao, 
Marius Weyers, Sandra Prin- 
sloo, Nie de Jager, Louw Ver- 
wey. DG. 


94 


PRAWDZIWY ROMANS 
Sensacyjny, 90" 

Quentina Tarantino zabawy w ki- 
no ciąg dalszy. Co prawda do 
"Prawdziwego romansu” napisał 
tylko scenariusz, ale Tony Scott 


przeniósł go na ekran z zachowa- 


niem "tarantinowskiego" duch; 
Jest to historia romansu sprze- 
dawcy komiksów Clarence'a i 
call-girl Alabamy. Poznają się w 
kinie, zakochują i jeszcze tego sa- 
mego dnia biorą ślub. Sprawy 
komplikują się dopiero wtedy. 
kiedy Clarence kradnie walizkę 
pełną narkotyków należącą do 
mafii. Zakochani podążają z łu- 
pem do Kalifornii, a za nimi pę- 
dzą płatni mordercy. Tarantino i 
Scott bawią się cytując najsłyn- 
niejsze filmy drogi /od "Bonnie i 
Clyde” Arthura Penna po "Dziką 
namiętność” Jonathana Dem- 

ą konwencje i 
gwałtownie przechodzą od tonu 
poważnego do totalnego żartu. 
Przemoc, jak to w filmach Taran- 
i bardzo re: 
listycznie, ale nie o zaszokowanie 
widza tym razem chodziło. Ten 
film to tylko krwawa baśń, w któ- 
rej rzeczywistość odbija się jakby 
w krzywym zwierciadle. Stąd w 
scenach gwałtu sporo czarnego 
humoru, a w tytułowym romansie 
za grosz miłości. 


lec/ 


True Romance. USA, 1993. R: 


ter, Patricia Arquette, Dennis 
Hopper, Gary Oldman, Brad 
Pitt. Top Video. 


FILM MIESIĄCA 


BEZSENNOŚĆ W SEATTLE 


Uwierzyć w przeznacze- 
nie? Nora Ephron w nie 
wierzy. W swoich scena- 
riuszach zawsze tę wiarę 
objawia, sprowadzając 
przeznaczenie właściwie 
do jednego: miłości. Miło- 
Ści tej prawdziwej i ro- 
mantycznej. Przeznaczeni 
byli sobie Sally i Harry z 
*Kiedy Harry spotkał Sal- 
ly” filmu, który Rob Rei- 
ner nakręcił według jej 
scenariusza. Przeznączeni 
są sobie Annie i Sam z 
*Bezsenności w Seattle”, 
drugiej reżyserskiej próby 
Ephron. Choć bohaterowie 
mieszkają na dwóch róż 
nych krańcach Ameryki i z 
początku nawet nie wiedzą 
o swoim istnieniu, miłość 


OLIVER! 

Musical, 146" 

Obsypany Oscarami /zdobył icl 
w 1968 roku aż 6, w tym za 
serię i najleps: li 
już po premierze s padł 


Jednego z najwybitniejsz 
sh reżyserów Carola Rec: 
a niepokojącego klimatu i 


suje mroczny i 
nędzny Londyn i równie mroczne 
namiętności zwłaszcza w drama- 
tycznym finale, czuje się w swo- 
im żywiole. Reszta jest już tylko 


więcej niż poprawnym, ale na 
pewno nie wybitnym musicalem, 
zrealizowanym potoczyście, lecz 
bez zbytniej fantazji. Ron Moody 
w roli Fagina zasłużył być może 
na Oscara, ale gdy wspomni się 
kreację Aleca Guinnessa z wersji 
Davida Leana, kreacja Moo- 
dy'ego blednie. By uniknąć 
oskarżeń o antysemityzm, które 
spotkały Leana i Guinnessa, Fa- 
gin został pozbawiony cech ż 
dowskich, co zubożyło rolę. 
Główny cel — kasowy sukces z0- 
stał jednak osiągnięty. 


lrwl 


Oliver! Wielka Brytania, 1969. 
R: Carol Reed. W: Ron Moody, 
Mark Lester, Shani Wallis, Oli- 
ver Reed, Jack Wild. ITI. 


w końcu zatriumfuje. Bu- 
dujące, prawda? 

Zaczyna się od przypad- 
ku. Annie i Sam słuchają 
w radiu tego samego 
talk-show, nadawanego 
dla cierpiących na bezsen- 
ność, w którym każdy mo- 
że wyspowiadać się ze 
swoich problemów na 
uszach całej nie śpiącej 
Ameryki, a psycholog 
udzieli mu konwencjonal- 
nych porad. Sam jest uta- 
lentowanym architektem, 
który próbuje zacząć żyć 
normalnie po śmierci żo- 
ny. Przychodzi mu to z 
trudem, jego ośmioletni 
syn bardzo się tym martwi, 
więc namawia ojca, żeby 
zadzwonił do radia. Annie 


BLUES TAJNIAKÓW 

Komedia sensacyjna, 95' 

Dom wariatów. CIA, FBI, han- 
dlarze bronić 

szpiegów. A wszystko kręci 
wokół pewnej sympatycznej ro- 
dziny. Jane i Jeff Blue byli kiedyś 
szpiegami. Dziś marzy im się 
spokojne, zwyczajne życie z ich 
dzieckiem. Nic z tego. Raz je- 
zcze będą musieli wkroczyć do 
akcji, walcząc z międzynarodo- 
wym gangiem handlarzy bronią. 
dowodzonych przez agentkę wy- 
wiadu zza Żelaznej Kurtyny, nie- 


ków” odwołuje 

sophisticated comedy” z ciągły- 
mi pojedynkami słownymi toczo- 
nymi przez parę głównych boha- 
terów. Jane, grana z autoironicz: 
nym wdziękiem przez Kathleen 
Turner, góruje nad mężem spry- 
tem i inteligencją. Jeff z szel- 
mowskim uśmiechem Dennisa 
Quaida, wychodzi z założenia, że 
mężczyzna sprawdza się przede 
wszystkim w działaniu. Aktorski 
duet znakomity, ale nie w pełni 
wykorzystany. Niekiedy ta kome 
dia przyjmuje formułę kina akej 

w której Herbert Ross, komedio- 
wy weteran, nie zawsze potrafił 
się odnaleźć. 


Undercover Blues. USA, 1993. 
R: Herbert Ross. W: Dennis 
Quaid, Kathleen Turner, Stan- 
ley Tucci, Larry Miller, Fiona 
Shaw. Warner. 


jest młodą, energiczną 
dziennikarką, której wyda- 
je się, że ułożyła sobie ż; 
cie uczuciowe u boku 
sympatycznego, ale nud- 
nego i wiecznie na coś 
uczulonego fajtłapy. Kiedy 
jednak pewnej nocy usły- 
szy w radiu opowieść Sa- 
ma, jej uporządkowany 
Światek zachwieje się 
mocno w posadach, a An- 
nie ruszy na drugi koniec 
Ameryki. Co nią kieruje? 
Impuls serca, pragnienie 
przeżycia "prawdziwej mi- 
łości”. Dzięki radiowym 
opowieściom Sama Annie 
przestanie już wystarczać 
perspektywa "małżeństwa 
z rozsądku” z wiecznym 
alergikiem. Obudzi się w 


Chwilami subtelny pa 
Hitchcocka /rafny zwła 

li chodzi o zabawne przedr: 
nianie plastycznych koncepcj 
mistrza/ miesza się jednak z cha- 
rakterystyczną dla Mela Brooksa 
burleskową błazenadą, Peryp 
łynnego psychiatry, doktora Ri 
charda H. Thorndyke'a /Brooks 
przypominają klasyczne Hitch- 
cockowskie fabuły, a z 


Wątpliwości budzą natomiast 
przesadnie przerysowane postaci 


nego i seria dowcipów aż nadto 
dosadnych, jak chociażby SE- 

Ale 
taki właśnie jest Mel Brooks, któ- 
ry miał zawsze w sobie coś z roz- 
chichotanego sztubaka, cieszące- 
go się szczególnie wtedy, gdy uda 
mu się zrobić naprawdę nie- 
smaczny kawał. Brooksowi po- 
mogli tym razem świetni charak- 
terystyczni aktorzy. Madeline 
Kahn parodiująca Grace Kelly 
czy Cloris Leachman w roli de- 
monicznej siostry Diesel poz! 
lają zapomnieć, że sam Mel Bro- 
oks braki aktorskiego warsztatu 
nadrabia — jak zwykle ze zmien- 
nym powodzeniem — nieco nużą- 
cą aktorską szarżą i tupetem. 

lit/ 


High Anxiety. USA, 1977. R: 
Mel Brooks. W: Mel Brooks, 
Madeline Kahn, Cloris Leach- 
man, Harvey Korman, Dick 
Van Patten, Imperial. 


CHODZĄCE SŁOŃCE 
Sensacyjny, 129" 

Luksusowa zal girl zostaje 
zgwałcona i zamordowana. Spra- 
wa jest o tyle delikatna, że jej 
klientami byli amerykańscy poli- 
tycy i japońscy biznesmeni robią- 
cy interesy w USA. Do śledztwa 
zostają przydzieleni dwaj detek- 
tywi z Los Angeles. Ich wzajem- 
ny stosunek jest równie ważny, 
co prowadzone przez nich docho- 
dzenie. ący dobrze ob; 
Japończyków, intelektualista 
John Connor /rola specjalnie na- 
pisana dla Seana Connery/ jest 
opanowany i zamknięty w sobie. 
Jego impulsywny i gwałtowny 
partner jest dokładnym przeci- 
wieństwem Connora. Różnice 
między nimi zaznaczają się na 
każdym kroku, spięcie jest nieu- 
niknione. Kolejny więc film o po- 
licjantach, rozegrany w podobnej 
konwencji: początkowe animozje 
ustępują zrozumieniu i męskiej 
solidarności. W powieści Michae. 
la Crichtona, według której po- 
wstał scenariusz, chodziło 0 coś 
jeszcze. Mniejszość japońska w 
USA uznała ją za rasistowską. Z 
obawy więc przed protestami i na 
fali polityki correctness, więk- 
szość antyjapońskich akcentów 
została złagodzona albo wykre- 
ślona. W efel iększym ra 
sistą okazuje się Amerykanin pol- 
skiego pochodzenia z werwą za- 
grany przez Harveya Keitela. 


Jec/ 
Rising Sun. USA, 1993. R: Phil- 
lip Kaufman. W: Sean Conne- 
ry, Wesley Snipes, Harvcy Kci- 
tel, Ray Wise, Mako. Imperial. 


ZOSTAŃ NA TEJ FALI 
Komedia, 85 


Roy nie potrafi obejść się bez te 
lewizora. Byłby chory, gdyby ct 
noc nie przyjął stałej porcji tel 
wizyjnych wzruszeń i emo 
Przeskakując bez zastanowienia 
ż kanału na kanał, chciwie chło- 
nąc każdą minutę przekazu na- 
wet nie zauważa, że ot 

od rodziny. Ma więc za swoje. 
Pewnej nocy odwiedzi go Lucy- 
fer i zabierze prosto do telew. 
zyjnego piekła, gdzie łatwo moż- 
na stracić głowę naprawdę w se- 
rialu o francuskiej rewolucji lub 
zginąć od kuli w westernie. Stra- 
sznie i śmiesznie zarazem. Stra- 
sznie, bo absurdalny niekiedy 
humor kryje ważkie ostrzeżenie. 
Takich, jak Roy jest wielu. Z mi- 
skami pop-cornu na kolanach 
codziennie siedzą godzinami 
przed telewizyjnym ekranem, 
pozwalając żeby ekranowa fikcja 
zawładnęła ich życiem. Śmie- 
sznie, bo "Zostań na fali” to 
przede wszystkim komedia z 
udanymi parodiami popularnych 
filmów i programów, ze "Świa- 
ne'a” i "Przystankiem 
Ja czele. 


lec/ 


Stay Tuned. k 
ter Hyams. W: John Ritter, 
Pam Dawber, Jeffrey Jones, 
Eugene Levy. Warner. 


VIDEO 


niej potrzeba odnalezienia 
w życiu romantyzmu. 
Pytanie, czy na roman- 
tyzm jest jeszcze miejsce 
w naszym, tak skonkrety- 
zowanym świecie? Nora 
Ephron wyznaje pogląd, że 
oduczyliśmy się mówić 
szczerze o uczuciach. Mu- 
simy tej szczerości nau- 
czyć się od nowa. Annie i 
Sam, jak kilka lat temu 
Sally i Harry, z początku 
wolą udawać zatwardzia- 
łych realistów w sferze po- 
glądów na miłość. Porywy 


serca uważają za coś prze- 
starzałego. Zdrowsze wy- 


nionego scenarzysty i pisar: 
adapiacją jego własnej powi 
Klimatem * 
przypomini 
Johna Irvinga. MARY tu podobną 
kolekcję ekscentrycznych typów i 
paradę sytuacji przypominających 
senne majaczenie. Lecz jeśli już 
zaakceptujemy natrętną, w stylu 
*nowej fali” swobodę narracj 
główny temat rysuje się wyrazi- 
ście. Chodzi tu mianowicie 0 tę- 
sknotę za przyjmującym tu 
wprawdzie absurdalną postać mi 
skim kodeksem honorowym, 
ry nadawałby jakąś 
sensownemu życiu. Konfrontacja 
pomiędzy dwoma przewodnikami 
turystów łowiących ryby w ci- 
chym zakątku Florydy jest nieu- 
nikniona. Obaj ci outsiderzy in- 
stynktownie tęsknią za czasami, 
gdy "mężczyźni mogli być męż- 
cho Inie 
a fascy- 
viat westemowych boha- 
terów/ są ukazane jako anachro- 
niczne i bezsensowne, ale cóż z 
tego — to przecież jedyne warto- 
ściowe amerykańskie idee — suge- 
ruje reżyser. 


Icjl 


92 in the Shade. USA, 1975. R: 
Thomas McGuane. W: Peter 
Fonda, Warren Oates, Margot 
Kidder, Burgess Meredith, 
Harry Dean Stanton. NVC. 


daje im się tzw. racjonalne 
podejście. A więc rozsą- 
dek kontra uczucie. U 
Ephron rozsądek nie ma 
szans w starciu z miłością. 

To krzepiący pogląd, ale 
naiwny i staroświecki, jak 
naiwna i z lekka staro- 
świecka jest "Bezsenność 
w Seattle” /inspiracją był 
dla niej klasyk melodra- 
matu, *An Affair to Re- 
member” Leo MeCareya/. 
Jednak tęsknota za roman- 
tyzmem musi być w nas 
bardzo silna, skoro wierz; 
my, że Annie i Sam s 


PODNIEBNA KRUCJATA 
Komedia, 100* 
Krzyżowcy, Saraceni i ufoludki 
w jednym filmie. Nieprawdopo- 
dobne? A jednak. Początek jak w 
klasycznym /no, prawie/ filmie 
kostiumowym. Zaślubiny sir Ro- 
gera, nerwowego półgłówka z 
lodowato dumną lady Katherine 
przerywa pojawienie się wysłan- 
nika z Jerozolimy, który wzywa 
do przyłączenia się do krucjaty 
Mimo zakazów niedoszłej żon, 
sir Roger z niekłamaną radością 
szykuje się do drogi. Lady Ka- 
therine, z głębi kochającego ser- 
y mu więc wszystkiego 
najgorszego. W chwilę potem na 
zamkowym dziedzińcu ląduje 
niezidentyfikowany obiekt 
jacy... Dalej 
podobnym stylu akira i grote- 
Ski, gdzie każdą najdramatycz. 
niejszą nawet sytuację wieńczy 
żart. Humor na różnym pozio- 
mie, od najmniej wybrednego, 
po bardziej wyrafinowany. Ufo- 
ludki i średniowiec: 
wstrząsając posadami Anglii i 
Jerozolimy, tworzą nadzwyczaj 
malowniczą grupę. Sukces w 
głównej mierze jest zasługą lite- 
rackiego pierwowzoru, powieści 
Poula Andersona, mistrza litera- 
tury science fiction. 


lec/ 


High Crusade. USA-Niemcy, 
1994. R: Klaus Knoesel, Holger 
Neuhauser. W: John Rhys-Da- 
vis, Rick Overton, Ray Cokes, 
Patric Brynner, Debbie Lee 
Carrington. Muvi. 


*- 


%kk%*%% — zobacz koniecznie! 


kk kkk — znakomity 
*%k* — bardzo dobry 
*%%k — dobry 


%% — średni 
na własną odpowiedzialność 


szczycie Empire State Bu- 
ilding, na randce zaaranżo- 
wanej przez syna Sama, i 
nie zastanawiamy się, co z 
nimi będzie potem, kiedy 
czar przygody pryśnie. W 
końcu to tylko bajka. I 
Ephron kończy ją tam, 
gdzie kończy się da 
bajka o królewiczu, który 
szukał swojej królewny. 

ELŻBIETA CIAPARA 

Sleepless in Seattle. 
USA, 1993. R: Nora Eph- 
ron. W: Tom Hanks, 
Meg Ryan, Bill Pullman, 
Ross Malinger, Rob Rei- 
ner. ITI. 


PUCHACZ I KOTKA 
Komedia, 96" 
Dobrana z nich para. Felix /Geor- 
al/ pracuje w księgarni, 
ale woli myśleć o sobie jako o 
genialnym pisarzu, który po pro- 
tu nie może się przebić. Doris 
[Barbra Streisand/ jest prostytut- 
ką, która uważa siebie za model- 
kę i aktorkę. Felix to intelektuali- 
sta, Doris skończyła edukację na 
poziomie podstawówki. Pewnej 
nocy wdziera się do mieszkania 
Felixa, który zadenuncjował ją 
jako call-girl przed właścicielem 
kamienicy i żąda noclegu. Prote- 
sty na nic się nie zdają, Doris sta- 
wia na swoim, a przy okazji pa- 
kuje Felixa w niel 
komedia Herberta Rossa, 
adaptacją popularnej sztuki Billa 
Manhoffa, zachowała sceniczną 
konstrukcję, składając się z 
trzech aktów /czy jak określił to 
jeden z angielskich krytyków: 
trzech sypialń, b k 
mu w sypialniach się rozg, 
Akcji w niej niewiele, wszystko 
opiera się na błyskotliwych dialo- 
gach, słownych utarczkach i zj 
dliwych niekiedy żartach. Taki 
scenariusz potrzebował aktor- 
skich znakomitości. George Sea- 
gal i Barbra Streisand stanęli na 
wysokości zadania: zagrali jedne 
z najlepszych ról w swoim dorob- 
ku, tworząc duet w stylu Kathari- 
ne Hepbum i Spencera Tracy. 


The Owl and the Pussycat. R: 
Herbert Ross. W: George Sea- 
gal, Barbra Streisand, Robert 
Klein, Allen Garfield, Roz Kel- 
1y, 1970. ITI. 


95 


DYR DYŃ a | 


Znowu jesteśmy wredni i złośliwi. 
Będziemy demaskować legendy kina 
ich własnymi słowami. Oto, co mają 
wielcy ekranu do powiedzenia 


na przeróżne tematy. 


O SŁAWIE 


Sława mnie peszy. Nie rozu- 
miem tego całego zamieszania 
wokół mojej osoby. Amerykanie 
wiedzą więcej o mnie niż o face- 
cie, który rządzi tym krajem. 

Bruce Willis 


Dennis Hopper 


Kiedy jest się sławnym, nie 
można nic ukryć. A jeżeli zosta- 
nie się o coś oskarżony, wyrok 
orzekający winę zapada jeszcze 
przed rozpoczęciem rozprawy. 

Kirstie Alley 


Sława jest jak narkotyk. Nig- 
dy nie jest się usatysfakcjono- 
wanym: im jesteś bardziej popu- 
larny, tym bardziej marzysz o je- 
szcze większej sławie. Aż pew- 
nego dnia odkrywasz, że z po- 
wodu sławy straciłeś kontrolę 
nad własnym życiem. Ale wtedy 
jest już za późno. 

Sylvester Stallone 


Lubię towarzystwo kobiet, bo 


mnie nie wkurzają. 
Tom Cruise 


96 


Piękna kobieta nawet, jeżeli 
jest głupia, nadal jest interesująca. 
Oliver Stone 


W moim wieku dochodzi się 
do wniosku, że najlepsze kobiety 
to te po 40-tce. Są bardziej inte- 


resujące. 
Clint Eastwood 


O KONKURENCI 


Kiedy oglądam filmy z Kevinem 
Costnerem, umieram z nudów. 
Mickey Rourke 


Madonna jest jak papier toale- 
towy. Jest wszędzie, na okładce 
każdego pisma. To obniża war- 


EWIE: Oliver Stone 


Nie znam żadnej kobiety, któ- 
ra wyglądałaby korzystnie o szó- 


stej rano. Poza Michelle Pfeiffer. 
Kirstie Alley 


O SOBIE 


Jestem kretynem. Nic na to nie 
poradzę. Tak to już jest, jedni są 
mądrzy, inni głupi. 

Keanu Reeves 


Jestem trochę szalony. Niena- 
widziłem moich rodziców. I by- 
łem o krok od zostania seryjnym 


mordercą. 
Dennis Hopper 


Potrafię być piękna i potrafię 
być brzydka. 
Juliette Lewis 


Mam na swoim punkcie obse- 
sję. Myślę o sobie bez przerwy. I 
mogę godzinami przeglądać się 
w lustrze. 

Dustin Hoffman 


Jestem wysoka, piękna i uta- 
lentowana. Niektórych wkurza, 
że gra przychodzi mi z taką ła- 
twością. A ja po prostu jestem 


inteligentna. 
Sean Young 


Jestem genialna, czyż nie? 
Meryl Streep 


Powinienem był odbyć służbę 
w wojsku. Wojsko zrobiłoby ze 
mnie prawdziwego mężczyznę, a 
nie komedianta paradującego w 


przebraniu. 
Gary Oldman 


Nazywają mnie feministką 
uwięzioną w ciele bogini. 
Geena Davis 


O PRZEMO 


Jestem przeciwnikiem prze- 
mocy. Zostałem zmuszony do 
grania w tego typu filmach. Przy- 
jechałem do Ameryki mając zły 
akcent, więc pokazałem mój tors 
i nogi. 

Jean-Claude Van Damme 


Każdy, kto używa broni, za- 
sługuje na karę śmierci. 
Sylvester Stallone 


O ŚMIERCI 


Cóż to będzie za ulga. Żad- 
nych więcej wywiadów. 
Katharine Hepburn 


Nie chciałbym umrzeć we 
śnie. Chciałbym zostać zastrzeló- 
ny przez policję, która wzięłaby 
mnie za przestępcę. Albo coś je- 
szcze bardziej dramatycznego: 
ratuję dziecko z płomieni, budy- 
nek wali się na mnie w chwili, 


gdy oddaję dziecko strażakowi. 
Charlie Sheen 


O SCENACH 
MIŁOSNYCH 


Przygotowania do takiej sceny 
trwają tak długo, tak dużo wysił- 
ku wkładają w to, żeby zakryć 
pryszcze na twoim tyłku, że kie- 
dy wreszcie kręcisz scenę, jesteś 
zupełnie otępiały. 


Brad Pitt 


JAK 
ZGUMY | 


Nie tylko 

Robert De Niro | 
może zmieniać 

swoją wagę | 
zależnie od granej roli. 
Hollywood chudnie 

i tyje na zawołanie. 

Kto? W czym? O ile? 


Michael Chiklis 

*Wired” Larry'ego Peerce'a 
przytył 16 kg 

Kevin Costner 


*Doskonały świat” 
astwooda 


Willem Dafoe 
*Triumph of the Spirit” 
Roberta M.Younga 
schudł 9 kg 

Robert De Niro 
*Raging Bull” 
Martina Scorsese'a 
przytył 25 kg 
Robert De Niro 
*«Nietykalni" 

Briana De Palmy 
przytył 20 kg 
Vincent D'Onofrio 
*Full Metal Jacket” 
Stanleya Kubricka 
przytył 31 kg 
Harvey Fierstein 
*Torch Song Trilogy” 
Paula Bogarta 


Ben Kingsley 
*Gandhi" 

Richarda Attenborough 
schudł 9 kg 

Shirley MacLaine 
*Madame Sousatzka” 
Johna Schlesingera 
przytyła 13 kg 

Gary Oldman 

*Sid and Nancy” 
Alexa Coxa 

schudł 13 kg 


(Tom Hanks 


Kurt Russell 

*Elvis" 

Johna Carpentera 

przytył 15 kg 

Dennis Quaid 
*Everybody's All-American" 
Taylora Hackforda 


schudł 28 kg przytył 18 kg 
Tom Hanks Bruce s 
*Filadelfia" *Ostatni skaut” 
Jonathana Demme'a Tony'ego Scotta 
schudł 17 kg przytył 8 kg. 


Wojciech Malajkat Rys. Tomasz Be 


Nie tylko grają i reżyserują, 

ale także malują, rzeźbią i komponują. 

W numerze piszemy o polskich aktorach, 
którzy odkryli w sobie jeszcze jedno powołanie, 
więc w *Dyrdymałach”, 

dla odmiany, o zagranicznych. 


MALUJĄ RZEŹBIĄ 
Cher 
Jean-Paul Belmondo Anthony Quinn 


David Bowie 

Tim Burton 
Barbara Carrera 
Tony Curtis 
Peter Falk 

Peter Greenaway 
Gene Hackman 
Katharine Hepburn 
Jeroen Krabbe 
Akira Kurosawa 
Anthony Quinn 
Robert Redford 
Sylvester Stallone 
Peter Ustinov 


Michelle Pfeiffer 
Sylvester Stallone 


PISZĄ 


Inie tylko autobiografie/ 
Brigitte Bardot 
Dirk Bogarde 

Joan Collins 

Kirk Douglas 
Anthony Quinn 


FOTOGRAFUJĄ 
Jeff Bridges 
Gina Lollobrigida 


KOMPONUJĄ 


albo nieźle grają 
John Carpenter 
Johnny Depp 
Clint Eastwood 
Richard Gere 
Eddie Murphy 
Gary Oldman 
Madeleine Stowe 
John Travolta 
Bruce Willis 


MAGAZYN 97 EEEE 


Dlaczego do Polski sprowadzane są so- 
undtracki tylko na kompaktach lub kasetach 
audio, a nie ma płyt analogowych? dopytuje 
się Ania A. ze Szczecina. Przyczyna jest 
prosta, na Świecie produkuje się coraz mniej 
czarnych krążków. Zwyciężył kompakt. W 
sklepach muzycznych czasami zdarzają się 
jeszcze płyty analogowe, są też soundtracki, 
ale jest ich coraz mniej i są to stare tytuły. 
Nowości tylko na kompaktach. 

Ralph Fiennes poszedł w zapomnienie. 
Jesteśmy chyba świadkami narodzin nowej 
gwiazdy. Po telewizyjnej emisji miniserialu 
*Harem" zostaliśmy zasypani listami od je- 
go entuzjastek, w których powtarzało się 
jedno nazwisko: Amt Malik, Dla wszystkich 
wielbicielek Malika, m.in. D.W. ze Szcze 
na, Izabelli K. z Poznania, Krychy z woj. 
katowickiego, Katarzyny P. z Zabrza, Karo- 
liny Z, z Siemianowic Śl. i Anny Z. z woj. 
warszawskiego, dziś garść informacji. Art 
Malik ma 41 lat, urodził się w Pakistanie i 
dorastał w Anglii. Jako kierunek studiów 
wybrał biznes i zarządzanie, ale występy na 
studenckiej scenie zaraziły go pasją do ak- 
torstwa, Grał w Bristol Vie i Old Vic, był 
też członkiem Royal Shakespeare Company. 
Pierwszą rolą ekranową, która zwróciła na 

iego uwagę, był Hari Kumar w 
lejnot w koronie”. Zagrał też niewielkie 
role w "Podróży do Indii” Davida Leana 
11984/ i "Living Daylights” Johna Glena 
11985/. Znamy go z "Miasta radości” Rolan- 
da Joffć /1992/, "Roku komety” Petera Ya- 
tesa /1992/ i "Przeklętej wyspy” Stephena 
Wallace'a /1993/. Ostatnio zagrał u boku 
Amolda Schwarzeneggera w "True Lies" Ja- 
mesa Camerona, Mawia o sobie: "Uważam 
się za aklora metodycznego. Bohater, które- 
g0 gram, musi zawładnąć moimi myślami 
do tego stopnia, że wiem o nim wszystko, 
znam najmroczniejsze szczegóły jego du- 
szy”. Amt Malik mieszka na stałe w Anglii z 
żoną i dwoma córkami. 

BŁAŻEJ K. z Poznania. "Judgment Ni- 
ght” Stephena Hopkinsa wydało na kasetach 
w czerwcu "ITI". Polski tytuł "Sądna noc”. 
Główne role grają Emilio Estevcz. Cuba Go- 
oding Jr., Denis Leary, Stephen Dorff i Jere- 
my Piven. 

MONIKA F. z Krakowa. Zdjęcie Erica 
Schwciga zamieściliśmy w numerze gru- 
dniowym z ubiegłego roku, były też infor- 
macje na temat tego sympatycznego aktora. 
Syn Indianki i Eskimosa, został zaadopio- 
wany przez kanadyjsko-niemieckie małżeń- 
stwo. Ma 27 lat i 189 cm wzrostu. W ubie- 
głym roku został uznany przez czytelniczki 


amerykańskiego magazynu "People" za jed- 
nego z najprzystojniejszych mężczyzn Świa- 
1a. Po roli Uncasa w "Ostatnim Mohikani- 


rolę u boku Teda Dansona w "Pontiac Mo- 
on”, ponieważ producenci chcieli żeby ob- 
ciął swoje piękne włosy. "Nigdy i za nie w 
świecie ich nie zetnę” oświadczył stanow- 
czym głosem. 

ANNA Z. z woj. warszawskiego. Pytań 
sporo, dziś więc odpowiemy tylko na kilka z 
nich. George Fenton skomponował muzykę 
m.in, do "Towarzystwa wilków”, "Nie jeste- 
śmy aniołami” i *Zjaw” Neila Jordana, "Jak 
w zegarku” Christophera Morahana, "84 
Charing Cross Road” Davida Jonesa, "Ślicz- 
notki z Memphis” Michaela Catona-Jonesa, 
"Białego pałacu” Luisa Mandoki, "Fisher 
Kinga” Terry'ego Gilliama, "Diagnozy zbro- 
dni” Phila Joanou, "Dnia świstaka” Harolda 
Ramisa, *Cienistej doliny” Richarda Atten- 
borough i *China Moon” Kevina Reynoldsa. 
Był nominowany do Oscara za muzykę do 
*Niebezpiecznych związków” Stephena Fre- 
arsa, "Gandhiego" i"Cry Freedom" Richar- 
da Attenborough. Amanda Plummer zbiera 
pochwały nie tylko za role ekranowe, ale jest 
także cenioną aktorką teatralną, kilkakrotnie 
nominowaną do nagrody Tony. Na scenie. 
zadebiutowała w 1981 w "A Taste of Ho- 
ney” /Smak miodu i z miejsca zdobyła swo- 
ją pierwszą nominację do Tony'ego. Samą 
nagrodę dostała rok później za rolę w 
"Agnes of God”. W swoim dorobku scenicz- 
nym ma również główne role w "Szklanej 
menażerii” i *Pigmalionie", Także na po- 
czątku lat 80. zaczęła regularnie pojawiać się 
na dużym ekranie, grając m.in. w Cattle An- 
nie and the Little Britches /1980/, Świat we- 
dług Garpa /1982/, Daniel /1983/, Hotel New 
Hampshire /1984/, Made In Heaven /1987/, 
Joe Versus the Volcano /1990/, Fisher King 
11991/, Freejack /1992/, Needful Things 
11993/, I Married Axe Murder /1993/, a 
ostatnio Pulp Fiction /1994/. Jej najnowsze 
filmy to "Nostradamus" /rola Katarzyny Me- 
jskić z Erikiem Stoltz. 

U.L. z Warszawy. Zacznijmy od filmo- 
grafii Johna Schlesingera /pozostałe obiecu- 
jemy wkrótce/: Rodzaj miłości /1962/, Billy 
kłamca /1963/, Darling /1965/, Z dala od 
zgiełku /1967/, Nocny kowboj /1969/, Sun- 
day, Bloody Sunday /1970/, Visions of Ei- 
ght /1973/, Dzień szarańczy /1975/, Mara- 
tończyk /1976/, Jankesi /1979/, Honky Tonk 
Freeway /1981/, Sokół i koka /1985/, Wy- 
znawcy zła /1987/, Madame Sousatzka 
[1988/, Wzgórza Pacyfiku /1990/, The Inno- 
cent /1993/. 

ARTUR G. z woj. gdańskiego. Absolut- 
nie wszystkiego o Valerii Golino nie wie 


nikt poza samą Valerią, ale służymy garścią 
informacji. Neapolitanka z domieszką krwi 
greckiej /ze strony matki. W wieku 14 lat 
zaczęła karierę modelki. W 1984 zadebiuto- 
wała na ekranie w "Scherzo" Liny Wertmiil- 
ler, po którym zagrała m.in. w "Figlio mio 
infinitamente caro” Valentino Orsiniego 
11985/ i *Paura e amore” Margarethe von 
Trotty /1988/. Za rolę w *Storia d'amor 
Francesco Mascllego dostała nagrodę na fe- 
stiwalu w Wenecji w 1986. Amerykański 
ctap jej kariery otworzyła komedia "Big Top 
Pee-Wee” Randala Kleisera /1988/. Podbiła 
serca publiczności w scenie pocałunku z 
chorym na autyzm Raymondem /Dustin 
Hoffman/ w "Rain Manie” Barry'ego Levin- 
sona. Widzieliśmy ją również w obu czę- 
ściach "Hot Shols” Jima Abrahamsa. 

AGNIESZKA S. z woj. lubelskiego. 
Cary Elwes urodził się w Londynie, dzieciń- 
stwo spędził w Hiszpanii, a aktorstwo stu- 
diował w Nowym Jorku. Zadebiutował w 
Anglii w "Another Country" Marka Kanie- 
ski /1984/, po "Lady Jane" Trevora Nunna 
11985/ wyjechał do Stanów. Sukcesem oka- 
zała się rola Westleya w "Narzeczonej księ- 
cia” Roba Reinera /1987/. Zagrał również w 
"Glory" Edwarda Zwicka /1989/, "Szybki 
ica” Tony'ego Scotta /1990/, 
Jima Abrahamsa /1991/, "Dra- 
cula” Francisa Forda Coppoli /1992/, a 
ostatnio "Robin Hood. Faceci w rajtuzach” 
Mela Brooksa /1993/.. 

RAFAŁ K. z Lublina. Wspólne filmy 
Sydneya Pollacka i Roberta Redforda? Pro- 
szę bardzo. Nakręcili ich w sumie 7: This 
Property Is Condemned /1966/, Jeremiah 
Johnson /1972/, Tacy byliśmy /1973/, Trzy 
dni Kondora /1975/, The Electric Horseman 
11979/, Pożegnanie z Afryką /1985/ i Hava- 
na /1990/. 

PIOTR D. z Zamościa, Muzyka do fil- 
mów "Biały" " st do- 
stępna na kompaktach. Nie słyszeliśmy o 
kasetach z dialogami z filmów. Niektóre z 
nich są czasami wykorzystywane na płytach 
z. filmowymi soundtrackami. Przykładem 
płyta "Reservoir Dogs”. 

ALEK K. z Katowic. Na ścieżce dźwię- 
kowej "Nagiej broni 33 i 1/3" znalazły się 
piosenki w wykonaniu Huey Lewisa and the 
News /Hip To Be Square/, Bee Gees /Stay- 
in” Alive/, Johnny'ego Mathisa /Misty/, 
Jerry'ego Lee Lewisa /Great Balls of Fire/, 
Pia Zadory /This Could Be The Start of So- 
mething/ i Petera Segala /The Food Songy. 

MAGDALENA L. z Warszawy. Tak 
dawno nie było próśb o daty urodzin, że już 
czuliśmy się nieswojo. Tym chętniej s 
niamy prośbę: Daniel Day-Lewis - 
29.04.1957, Liam Neeson — 7.06.1952, Rut- 
ger Hauer — 23.01.1944. 


Możesz do nich napisać 


DREW BARRYMORE 
c/o Inter Talent 
131 South Rodeo Drive, 300 
Beverly Hills 
CA 90212 USA 


WOJCIECH MALAJKAT 
Teatr "Studio" 
pl. Defilad 
/PKiN/ 
00-110 Warszawa 


Ps 
EDDIE MURPHY 
clo Paramount | 


Gulf and Western Plaza 
New York 


NY 10023 USA 


Nie możemy odpowiadać za ewentualną zmianę agencji przez adresata i nie gwarantujemy, niestety, odpowiedzi. 


KEANU REEVES 
cło CAA 9830 
Wilshire Blvd. 

Beverly Hills 
CA 90210 
USA 


FILM 


p.o. redaktora naczelnego, sekretarz 
redakcji: Lech Kurpiewski 

Zespół: Elżbieta Ciapara, Krzysztof 
Demidowicz, Tomasz Jopkiewicz, 
Krystyna Michalska, Jan Olszewski. 
Stale współpracuj. 
Krzysztof Kłopotowski (Nowy Jork), 

Andrzej Kołodyński, Elżbieta 
Królikowska-Avis (Londyn), Andrzej 
Kucharczyk (Graffiti-INFO), Zuzanna 
Łapicka-Olbrychska, Maria Oleksiewicz, 
Joanna Orzechowska (Paryż), Oskar Sobański, 
Wojciech Tomczyk, Krzysztof Wellman, 
Andrzej Werner, Mateusz Werner, 

Dobrochna Badora-Zawadzka (opracowanie 
graficzne), Joanna Mościcka (red. techniczna). 


Dział reklamy: Wiesław Nowak tel/fax 45-39-08 


Wydawca: FILM S.A. 

Prezes zarządu: Leopold Stefański 

Adres redakcji i wydawcy: 

ul. Puławska 61, 02-595 Warszawa 

tel. 45-53-25 (red.nacz.), 45-39-08 

(sekr. red.), 45-40-41 w. 112 fax 45-46-51 
Prenumeratę przyjmują oddziały RUCH. 
Przygotowanie: Protea-Graf 

Druk: Seregni s.p.a. Milano 

Przedstawiciel w USA: Krzysztof Kamyszew: 
The Society for Polish Arts. 1112 North 
Milwaukee Ave. Chicago, Illinois 60622, USA. 
Redakcja nie odpowiada za treść reklam 

PL ISSN 0137-463X 


vik Gilboa (Hollywood), 


© SPONSOR MISTRZOSTW ŚWIATA USA 1994 „24% mą 


39m 


LM iu 


WIKUŚA 


*MożE WSZYS 


R 


Ń 


© FANTASTYKA £ Zombie Sputnik Corporation 


Bom in the USA. 


LUCKIES 


AN AMERICAN ORIGINAL 


FILTERS 


KING SIZE BOX 


Lucky Strike. Nic więcej. 


Palenie albo zdrowie: wybór należy do Ciebie. Minister Zdrowia i Opieki Społecznej.